Zimowy Kraków

Zimowy Kraków, ale zdjęcia gorące, z ostatniej chwili! Właśnie wróciłam z Krakowa, z całkiem nieoczekiwanej i improwizowanej wycieczki. Jakie niespodziewane spotykają mnie prezenty! Jaka piękna jest zima! (Nie myślałam, że kiedykolwiek to powiem). Już dawno powinnam pewnie spać i jakoś leczyć to przeziębienie, ale postanowiłam najpierw przygotować zdjęcia i podzielić się nimi, pokazać jaki niezwykły jest zimowy Kraków. To będzie takie śnieżne interludium w tych naszych salwatorskich spacerach i miła - mam nadzieję - odmiana od zdjęć z szuflady. Bogowie, ależ jestem szczęśliwa :-) (Muszę to powiedzieć, zanim przywołam się do porządku i zejdę na ziemię). Nieustannie padał śnieg, taki drobny, mokry i przysypał cały Kraków. Trochę się topił, trochę zsypywał z gałęzi, Planty wyglądały jak dekoracja teatralna, a już kiedy rozbłysły latarnie! 


A już kiedy rozbłysły latarnie, to było tak, jakby za chwilę miał się zacząć jakiś wielki spektakl. Piszę to byle jak, jak najszybciej, na kolanie. Nie ma potrzeby myśleć, gdy chodzi o wrażenie, zapis chwili. Nie przeszkadzał mi padający śnieg - muszę tylko pamiętać, żeby odtąd zawsze zabierać parasol, aby jakoś zasłonić aparat. Tym razem nie miałam nic do osłony i na zdjęciach widać płatki śniegu, jakie osiadały na obiektywie, ale to nic, tak jest lepiej - tak było i tak widziałam. Śnieg wpadał do oczu, śnieg przyczepiał się grubą warstwą do włosów, czapek i szalików, wszystko mokre, od aparatu marzły mi ręce na tym wilgotnym zimnie i nic, nic nie zabierze mi tego popołudnia. Pomniki spały przykryte kołdrami śniegu, gałęzie uginały się od coraz to grubszej warstwy puchu i zrzucały go w drobnych lawinach. Na Planty wyległy dzieci na sankach, dorośli też jakby stracili trochę ze swojej powagi. Ogrody muzeum archeologicznego jak ze starej ryciny, Wawel górował nad miastem, coraz słabiej widoczny, roztapiający się w nieustannie padającym śniegu. A na koniec byłam jeszcze w jednym pięknym miejscu - stali czytelnicy pewnie rozpoznają na dwóch ostatnich zdjęciach ;-) Nic już więcej nie powiem. Zobaczcie:






















Komentarze

  1. Dziękuję:) nie wiem czy usnę. Cóż takiego jest w tym mieście, że tęsknię za nim jak za człowiekiem?

    OdpowiedzUsuń
  2. No, miałam nadzieję, że uda mi się na tyle wcześnie przygotować te zdjęcia i opublikować, żebyś mogła jeszcze dziś to zobaczyć... Dobrej nocy, niech Ci się przyśni... I niech się ziści!

    OdpowiedzUsuń
  3. Magdalena Jastrzębska26 stycznia 2015 08:59

    Śnieg pięknie udekorował królewskie miasto. Taki zasypany Kraków pamiętam z lat studenckich. Teraz zimą w zasadzie nie bywam (wyjątkiem jest Boże Narodzenie - od lat bezśnieżne!), dlatego z uśmiechem "zazdroszczę".

    OdpowiedzUsuń
  4. I ja pamiętam zimy prawdziwie zimowe (i nie, nie mówię o czasach, kiedy armie przechodziły przez zamarznięty Bałtyk ;-) Wygląda na to, że łączą nas też trochę studenckie lata w Krakowie, to miłe!
    A wczoraj było bajkowo w Krakowie - oczywiście zdaję sobie sprawę, że to może być dokuczliwe w tzw. codziennym życiu, ale ja mam Kraków tak rzadko i gdy trafi mi się taki plener, to nie mogłam się nie zachwycać :-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ale pięknie! Lampy stwarzają absolutnie magiczny nastrój...

    OdpowiedzUsuń
  6. guciamal (małgosia)26 stycznia 2015 19:31

    Absolutnie piękne. Ja zimę lubię od ... urodzenia. Urodziłam się w styczniu i nie straszne mi śnieg i mróz, no chyba, że marznę na przystanku :). Nie miałam takiego szczęście do plant pokrytych białą kołderką. Kiedy ja nimi spacerowałam śnieg zaledwie pokrył alejki i trawniki cienkim białym prześcieradełkiem, a i tak było ślicznie i czysto. lubię zimę, za to, że śnieg ukrywa wszystko, co szare, brzydkie, brudne i robi się nastrojowo, romantycznie i nierealnie. Ostatnie dwa zdjęcia - oczywiście, że poznaję, wspominałyśmy o tej szopce u mnie :) nie jezuici a bernardyni.

    OdpowiedzUsuń
  7. Dziękuję! Tak właśnie było...
    Miło Cię tu widzieć, dziękuję.

    OdpowiedzUsuń
  8. Tutaj też ta zima była bardziej iluzją, piękną scenografią. Nie było tak dużo śniegu i pewnie niedługo się stopi(ł), ale padał nieustannie i miał urok nowości - boczne alejki Plant bez jednego nawet śladu ludzkiej stopy, nieskazitelne trawniki. Było w tym coś sztucznego w tym znaczeniu tego słowa, w którym zbliża się do "Sztuki".
    Wiedziałam, że rozpoznasz :-) O ile sam kościół bernardynów to chyba antyteza tego, co lubię w architekturze sakralnej, to do samej szopki mam wielką słabość. Ten rok to chyba czwarty z kolei, kiedy ją oglądam. I zawsze jak ją widzę, to mam jakieś pięć lat :-)

    OdpowiedzUsuń
  9. Widzę, że zima nie zaskoczyła blogerów ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. U mnie z Krakowem to był czysty przypadek, zupełna improwizacja, tak jak lubię.
    Twoja wyprawa do Narnii zjawiskowa, muszę poszukać czy nie mam takiej starej szafy ;-)

    OdpowiedzUsuń
  11. Ależ pięknie! Najbardziej mi się podoba z tymi już świecącymi latarniami. Zima w mieście rzadko bywa taka urokliwa, a na pewno nie za długo, dopóki nie odśnieżą i nie posypią wszystkiego solą. Już zapomniałam jak to jest cieszyć się tak z zimy, że marznące ręce nie przeszkadzają w robieniu zdjęć. Patrzę na Twój zimowy Kraków i budzi się we mnie ta radość na nowo.


    Ado, wykuruj porządnie przeziębienie. Czekam na kolejne wpisy.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  12. Zdziwiona?
    Ja nie, Kraków w zimowej szacie, w zimowej CISZY - jest najpiękniejszy z wszystkich Krakowów;)
    Kocham, uwielbiam i za takim tęsknię, bo Wrocław przysypany śniegiem, to już, niestety, nie to samo...
    Mam nadzieję znaleźc ten klimat w przyszłym tygodniu..?
    Trzymaj kciuki:)

    OdpowiedzUsuń
  13. Bardzo zdziwiona! Zawsze mnie dziwi, że świat jednak ma też takie strony. Nawet jeśli pamiętam, że kiedyś tak bywało, to ciągle dziwi mnie na nowo. Tyle piękna, całkiem za nic.
    Wrocław już inny... więc jednak jest tak, że "kraj lat dziecinnych... etc.
    Trzymam kciuki i nawet rzuciłabym jakieś zaklęcie, gdybym potrafiła! :-)

    OdpowiedzUsuń
  14. Och, te latarnie zmieniły wszystko! Widziałam jak się zapalają. Nie wiem dlaczego mnie to cieszy, skoro widziałam ten moment na Plantach już pewnie wiele razy, a za każdym razem podobne zdziwienie i radość. To jest jednak "choroba na Kraków" i z tego się nie da wyleczyć ;-)
    Z przeziębienia też niełatwo - bardziej się hartuję niż kuruję i to może dlatego.
    To ja czekam na Twój pierwszy wpis po przerwie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To dobrze, że "choroba na Kraków" nie jest uleczalna ;-)
      Ale przeziębienie to może lepiej wygrzej, nie tylko ciepłem światła latarni na Plantach ;-)

      Usuń
  15. Na Twych świetnych zdjęciach zimowy Kraków jest wprost bajkowy........z dużą przyjemnością powędrowałam twoim śladem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Natanno, to miło, że wybrałaś się na krakowski spacer. I to nawet dwa!

      Usuń

Prześlij komentarz