Latarnia umarłych
Latarnia umarłych przy kościele św. Mikołaja. Pochodzi z XIV wieku i była niegdyś ustawiona obok szpitala dla trędowatych przy kościele św. Walentego. Przez niewielki otwór wewnątrz cokołu latarni wkładano lampę czy kaganek i wciągano go wewnątrz pustego trzonu latarni ku górze na linie (krążek, blok). Dach latarni nie był tak jak teraz jednolity - wyrzeźbiono w nim nacięcia, podłużne otwory - ogień kaganka przeświecał przez nie, niespokojne, niepokojące, chybotliwe światło.
Latarnie ostrzegały przechodniów o bliskości leprozorium. Memento mori i prośba o modlitwę za cierpiących.
Tutaj latarnia na tle kościoła, tak wygląda widziana z ulicy Kopernika:
Przypomina zwykłą kapliczkę. Prawie nikt jej nie zauważa.
Straciła swoją złowróżbną i miłosierną funkcję. W nowoczesnych czasach nie mówi się o umieraniu, sama nazwa "szpital dla trędowatych" budzi grozę, wywołuje dreszcz - czegoś, co zanadto przypomina obrzydzenie, by mogło uchodzić za litość. Wydawać by się mogło, że choroby, cierpienie i śmierć to wyjątkowe faux pas w naszym pięknym, sterylnym świecie. A one są tuż obok. Nie ma tylko latarni umarłych, by ostrzegać przechodzących obok ludzi, wzbudzić w nich trwogę, litość, drżenie, pamięć o własnej śmiertelności. Współczucie. Czystą, głęboką radość, że się istnieje - mimo wszystko, w każdej najdrobniejszej chwili, najpełniej.
Przeczytałam, już nie pamiętam gdzie, słowa, od których nie mogę się uwolnić:
"Och, jakże zwyczajnie byłoby nie istnieć. I jak niewiele do tego trzeba."
Jest tylko jedna latarnia - na ulicy pełnej szpitali.
I pomyśleć, że nie tak dawno ulica Kopernika była dla mnie drogą wiodącą na spacer po moim ulubionym Ogrodzie Botanicznym.
To nie jest odpowiednie miejsce, żeby pisać o sobie wprost (jeśli w ogóle takie miejsce istnieje i jeśli zakładać tożsamość "ja" piszącego i żyjącego, z drugiej strony pytanie, czy możliwy jest jak najczystszy obiektywizm etc. etc.) ale nie chcę zostawić bez wyjaśnienia ostatnich kilku tygodni milczenia. Stąd dzisiejszy wpis o ulicy Kopernika i latarni umarłych - obiektywny/subiektywny. A najważniejsze - ze szczęśliwym zakończeniem. Los się uśmiechnął i na urodziny dostałam dziś w prezencie pomyślne rozwiązanie bardzo ważnego medycznego problemu. Są jeszcze inne - ale już patrzę na nie z większym optymizmem. Tyle o mnie. Ogromnie cieszy mnie powrót do bloga i do Was. Odwiedzaliście mnie tak często, pojawiło się tyle komentarzy, były maile - bardzo dziękuję Wam za pamięć.
Bardzo się cieszę, że wszystko dobrze się zakończyło, życzę WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO, oczywiście ZDROWIA, POGODY DUCHA I NIEZŁOMNEJ WIARY W TO "COŚ"
OdpowiedzUsuńpozdraiwam i czekam na dalsze wieści z Krakowa
mmamma
iwona
Nie przypuszczałam, że Twoje długie milczenie ma źródło w problemach zdrowotnych. Całe szczęście, że wszystko dobrze się skończyło. Jednak oglądanie ul. Kopernika od wewnątrz na pewno nie było najmilszym przeżyciem :(
OdpowiedzUsuńZdróweczka na przyszłość i dzięki za piękną notkę o latarni.
Pięknie dziękuję za miłe słowa :)
OdpowiedzUsuńPrzewodniku - wolałabym pewnie nie poznawać tej strony ulicy Kopernika, ale to prawda - to doświadczenie, które wiele może nauczyć. Dziękuję za życzenia!
Iwona, serdecznie dziękuję, bardzo miło przeczytać takie życzenia :)
Na fali euforii, jaka mnie ogarnęła, wieści z Krakowa i notek będzie więcej, niż to dopuszcza nawet moja zwyczajowa grafomania!
Hej Ada
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że wszystko naprawdę gra. Trzymaj się.
Piękna opowieść...
OdpowiedzUsuńMemento dla wszystkich, choć nie wszyscy chcą o tym pamiętać. Ogromnie się zmienił przez wieki stosunek do śmierci, dobrze, że opowiedziałaś, jak było kiedyś.
Pozdrawiam Cię!
Bardzo lubię w Twoim blogu to, że zdjęcia nie są tylko widoczkami, że snuje się w tle jakaś opowieść. tak jak życie: czasem smutna, czasem radosna.
OdpowiedzUsuńDobrze, że jesteś znowu, jesień już taka piękna, zaprasza do kolejnych zdjęć i opowieści...
Dużo radości Ci życzę (urodzinowo też)
Marcinsen - i ja mam taką nadzieję.. część problemów i to chyba najważniejszych znalazła zdecydowanie szczęśliwy finał. Co do reszty - mam nadzieję. Dziękuję - także za maila :)
OdpowiedzUsuńElżbieto, dziękuję raz jeszcze za list :)
To prawda, że cywilizacja Zachodu doszła do perfekcji w stwarzaniu iluzji, że życie to piękna, niekończąca się opowieść o młodości, posiadaniu, awansowaniu, budowaniu satysfakcjonującej ścieżki kariery, rodzinnej sielance. Straszny kicz, jak tak o tym piszę ;) a przecież tak to na pozór wygląda. W innych cywilizacjach sprawę stawia się uczciwiej. Pamiętam jeszcze z młodych lat czytanie Castanedy - jego zalecenia, żeby nie zapominać o tym, co czyha przyczajone z tyłu, za lewym ramieniem.
Magda - pięknie dziękuję :) To prawda, że zdjęcie jest dla mnie najczęściej tylko tą zewnętrzną stroną, pretekstem, wspomnieniem chwili. Wszystko się łączy ze wszystkim :) Jesień to od niedawna moja ulubiona pora roku! Już się cieszę na zdjęcia z jesiennego Krakowa.
Witam ,bardzo cieszę się że jesteś , już się martwiłem , życzę dużo zdrowia . Pozdrawiam serdecznie , Andrzej .
OdpowiedzUsuńCieszę się, Ado, że wróciłaś, i to z tak optymistycznymi wieściami :)
OdpowiedzUsuńNajlepsze życzenia urodzinowe - dużo zdrowia !!
Serdeczności :)
magdaitaliana
jeszcze raz - nieanonimowo - zdrowia !! :)
OdpowiedzUsuńI pisz!!! zawsze Cię czytam z dużą przyjemnością.
To prawda że unikamy myślenia o śmierci, chorobie. Przemykamy jak najszybciej obok grobów małych dzieci,lękiem napawa nas spotkanie z ciężko chorą osobą. Bo co możemy wtedy powiedzieć?
OdpowiedzUsuńAle nie wiedziałam o istnieniu takich latarni, choć cokolwiek smutno - to dobrze jest dowiedzieć się czegoś nowego. Dziękuję i życzę zdrowia :)
Andrzej, jak miło, że tu zaglądasz, dziękuję za pamięć :)
OdpowiedzUsuńMagdaitaliana - serdecznie dziękuję za miłe słowo i życzenia. Pewnie, że będę pisać :)
Damqelle - podajesz dobre i ważne przykłady. To prawda: lęk, trwoga, która wynika z empatycznego prze-czucia tego, co nieuniknione. "Co możemy wtedy powiedzieć?" Zgadzam się - słowa nie są konieczne, ani płytka litość - najważniejsza jest chyba świadomość. Wyjść z pięknych iluzji, otworzyć oczy.
***
Jak dobrze mieć takich czytelników :)
Dziękuję Wam wszystkim za pamięć i dobre słowo.
Mogę się tylko domyślać co te wszystkie pół słowa i niedopowiedzenia dokładnie znaczą. Ale rozumiem, że to nie jest najlepsze miejsce do tego typu zwierzeń. Wbrew pozorom wiele osób ma tego typu doświadczenia za sobą... Bardzo się cieszę, że znowu jesteś tutaj.
OdpowiedzUsuńAda... a ja przez cały czas wyobrażałam sobie Ciebie zagubioną gdzieś w lawendowym entourage'u...
OdpowiedzUsuńPrzesyłam w Twoją stronę wiązkę dobrych myśli i cieszę się razem z Tobą!
Ściskam witualnie, życząc nieustającego optymizmu mimo przeciwności (pomaga, sprawdzone na własnej skórze!)
Fio :)
Latarnia umarłych to rzeczywiście krakowska osobliwość. Podobnie jak zachowane jeszcze trzy dzwonki za konających. Na pewno o nich słyszałaś... Pozdrawiam optymistycznie życząc duuużo zdrowia! E.
OdpowiedzUsuńMoi drodzy, gdyby nawet brakło mi chwilowo optymizmu - to wystarczy, że przeczytam Wasze miłe życzenia :) jsh, Fio, MEA - serdecznie dziękuję :)
OdpowiedzUsuńP.S.
OdpowiedzUsuńMEA - nie potrafię dodać komentarza na Twoim blogu.. Nie chce się zapisać.
Proszę o (prostą) instrukcję ;)
Cieszę się, że jest pozytywnie!
OdpowiedzUsuńSwoją drogą w tym roku w Krakowie byłem na wykładzie o sztuce związanej ze śmiercią w średniowieczu. I o latarniach umarłych też było... (Swoją drogą w średniowiecznych, dość ciasnych miastach, ostrzeżenie było o wiele ważniejsze.)
Witaj :)
OdpowiedzUsuńCałe szczęście, że wszystko jest ok. Poznałem ul. Kopernika od drugiej strony i wiem, że nie jest tam miło.
Cieszę się, że wróciłaś :)
Ciekawa notka, choć temat mało otymistyczny. Odkąd dowiedziałem się do czego służyła ta "kapliczka", zawsze gdy przechodzę obok zastanawiam się ile razy musiało się w niej świecić...
tartuffe
Tartuffe, dziękuję. Eh, ta druga strona, trudno zapomnieć, gdy się raz tam było. Zresztą - trzeba pamiętać, dzięki temu ta jasna strona jest naprawdę jasna.
OdpowiedzUsuńPAK, dziękuję.
Ciekawa jestem tego wykładu - słyszałam, że ta latarnia umarłych jest unikalna i obiecałam sobie, że poszukam czegoś o jej podobnych.