Jeszcze nie opisałam

Jeszcze nie opisałam wszystkiego i naprawdę nie rozumiem, dlaczego maj musi minąć, dlaczego czasu mam mało i coraz mniej. Nigdy nie zrozumiem, jak działa ten wielki mechanizm, który przemienia czasy, przyrodę, wszystko przenosi w mgnieniu oka z przyszłości do przeszłości i nie zostaje nic. Jest bardzo upalny wieczór czerwcowy, mam chwilę wolnego czasu i wielkie, irracjonalne nadzieje; minęły pierwsze upalne dni czerwca (prace i dni, prace i dni) i gdybym musiała pisać piórem nie napisałabym teraz ani słowa - ręce zesztywniałe i zgrubiałe od pracy. Mam dłonie starej kobiety. [Nie jestem już młody, ale wciąż są starsi ode mnie.] Myślę o maju, którego nie opisałam, przeglądam majowe zdjęcia, w niektórych rozpoznaję się tak, jakby to było wczoraj, inne znów wydają mi się jak ze snu, odległe i niedosiężne. Nieopisane. 



A tymczasem życie - codzienne życie, pełne drobnych problemów i beznadziejnej udręki i pracy, która nie daje nic poza zmęczeniem - oddziela mnie od tego, co ważne. Ale jeszcze nie wszystko stracone. Jeszcze mogę postawić zmęczone i opuchnięte stopy na trawie. Jeszcze wieczór przynosi chłód, ulgę i trochę spokoju, wiejskie odgłosy odległe na szczęście, tyle zieleni oddziela mnie od ludzi i codziennego, hałaśliwego życia, wszystko przytłumione. Jeszcze mogę usiąść na chwilę przed wieczorem w ogrodzie z książką, czytać wiersze. Ptaki śpiewają swój wieczorny koncert nikomu, każdy oddzielnym głosem. Jeszcze naprawdę widzę i czuję jak słowa zderzają się i łączą w nowe znaczenia. Jeszcze mam książki (choć wiele bezpowrotnie straciłam). 

Jeszcze pamiętam wyraźnie tamten dzień, kwitnące śliwy przy barokowym kościele, duszny zapach pól rzepaku między innym kościołem a cmentarzem. Obydwu nie opisałam. To było w drodze do Racławic. Nie opisałam tylu innych wrażeń, zdarzeń, rzeczy i miejsc, rozmów, myśli, odczuwania, dotykania - to wszystko znika, odchodzi ode mnie, powierzone nieporządnej i zawodnej pamięci. Prawdopodobnie nikogo poza mną nie dotknie - ich brak. 

Ale może komuś sprawi radość, albo zatrzyma na chwilę, coś przypomni, coś istotnego odkryje - ich opisanie.

Chociaż nie wiem, doprawdy nie wiem, jaki obiektywny pożytek mógłby dla kogokolwiek płynąć z oglądania pól rzepaku pozbawionych tego, co najistotniejsze - cytrynowej jaskrawości; pól wypranych z barw. Chciałam tylko sprawdzić, czy potrafię zapisać to, o czym myślałam dzisiaj odpoczywając w ogrodzie po kolejnym upalnym dniu i pracy, która zabiera siły i zdolność myślenia, trzymając na kolanach wiersze Zagajewskego. Zgadza się: nie potrafię. 

Ale i tak będę uzupełniać ten maj w jakichś krótkich, wykradzionych chwilach. Później, gdy minie wreszcie to lato i jesień, będę mogła powrócić do ostatnich beztroskich dni, przypomnieć sobie jaki duszny, słodki jest zapach rzepakowych pól i jak było wtedy, gdy zatrzymaliśmy się przed jaskrawo białym kościołem w Nasiechowicach (był otwarty a miła pani krzątająca się w nieodległym domu, pewnie plebanii, po krótkiej rozmowie zachęciła nas do wejścia - niech się nie zatrze i niech nie minie bez śladu taki odruch życzliwości). Tak było trzeciego maja.









Pozostałe uzupełnienia powstaną zapewne już z datą wsteczną, odpowiednio majową czy wcześniejszą (będę o nich informować). Ten wpis tutaj powstał z bliżej nieokreślonych powodów.

Jest jeszcze jedno miejsce, które widziałam w maju i nie zdążyłam opisać. Kto wie, czy właśnie tego nie żałuję najbardziej. To budowla, której widok odebrał mi mowę, dosłownie. Tryglify, metopy (i wszystkie konotacje, jakie z tym u mnie się wiążą - od świątyń Wielkiej Grecji, przez "Labirynt nad morzem" Herberta, przez Szymanowskiego aż po Michałowskiego, dzięki któremu zrozumiałam, jak Grecy widzieli sztukę). Tryglify, metopy, świątynia jak wielkie kamienne zwierzę ze szkieletem otwartym ku niebu - tak, dziś czytałam Zagajewskiego. 

Tryglify, metopy - ktoś może zgadnie, gdzie znalazłam tę niezwykłą budowlę? Ktoś ją rozpoznaje? Podpowiedź - widziałam ją właśnie 3 maja, a to nie była daleka wycieczka, zapewniam - choć wtedy, gdy ją zobaczyłam tuż przed wieczorem, tuż przed zachodem słońca, poczułam się nagle jak w Selinuncie albo Efezie, całkowite przeniesienie w przestrzeni i czasie, zawrót głowy.
Więcej zdjęć już w najbliższym czasie. 





Komentarze

  1. Pani Ado! Twierdzi Pani, że czytała Zagajewskiego, a ja wyczuwam w Pani eseju oddech Iwaszkiewicza. ;-) Maj istotnie musiał być wyjątkowy, z tak niezwykłym zapisem wrażeń nie da się polemizować, fotografie (właściwie ogromny zbiór fotografii) urzekają realizmem i, paradoksalnie, magią (wiem, to słowo wyświechtane, taki sobie wytrych, ale kiedy patrzę na tę otwierającą powyższy tekst, nie umiem znaleźć innego określenia). Powiem zatem, że zazdroszczę Pani tego maja. Podejrzewam jednak, że czerwiec przyniesie Pani moc nowych wrażeń. :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Iwaszkiewicz w każdym wieku (jego i moim) był mi bardzo bliski, ale im jestem starsza, tym bardziej rozumiem starego poetę. Jestem (jeszcze) od niego młodsza, ale bodaj tylko metrykalnie.
      Pani zdanie naprawdę trochę rozjaśnia te ciemne dni, dziękuję :-)

      Usuń
  2. Zatrzymać mijającą chwilę ... - bezcenne! Twoje słowa i fotografie są dla mnie właśnie próbą ocalenie tego, co mija ... By zostało jeszcze, nie odchodziło tak szybko, zawróciło ...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taki mam cel, takie jest moje niedosiężne zamierzenie - wbrew logice i na przekór czasowi. Pomimo wszystko.
      Oczywiście, że to będzie zawsze tylko próba.

      Usuń
  3. Zdjęcia w kolorze rozleniwiają. Tylko patrzymy i podziwiamy.
    Przy czarno-białych musimy pobudzić do "pracy" wyobraźnię. W zależności od spojrzenia w danej chwili widzieć możemy przyrodę za każdym razem inaczej. Lubię sama tworzyć obrazy, kiedy muszę wybierać kolory z palety barw :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To jest bardzo istotna kwestia! Kiedyś wspominałam przy jakiejś okazji o tym, jak czytając "konkretyzujemy", uzupełniamy obraz sugerowany przez autora naszą własną materią wyobraźni. Wydaje mi się, że w pewien sposób pokrewne jest "czytanie" czarno-białych fotografii. Są dwuwymiarowe - a trzeci wymiar to wyobraźnia, może wspomnienia, skojarzenia, jakaś suma doświadczeń. Może każdy widzi je trochę inaczej?

      Usuń
  4. Weszłam tu tylko na chwilę, żeby spojrzeć "dziennym okiem" na to nocne pisanie i - najprawdopodobniej - usunąć ten tekst.
    Teraz już nie mogę ;-)
    Mam tylko chwilę, więc wybaczcie, napiszę na razie po prostu: Agnieszko, Ewo, Bogno - dziękuję!

    OdpowiedzUsuń
  5. W pierwszym odruchu chciałam napisac, że brakuje mi złota rzepaku, w drugim już nie - bardzo malarskie, jak pociągnięciem pędzla, są chmury b&w; zgadzam się ze słowami Bogny o pobudzeniu do pracy wyobraźni:)
    Mnie ten maj nie minął, a przemknął! Siedzę ostatnio głównie w domu, organizm szwankuje, niestety, a mnie trudno to oswoić:(
    Aj, pogderałam, wybacz, już nie będę;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie też bardzo podobały się słowa Bogny, zwięźle wyraziła coś, co zajęłoby mi pół strony ;-) Rzeczywiście czarno-białe zdjęcia zaprzęgają do pracy wyobraźnię. Być może czarno-białe zdjęcie nigdy nie jest tak naprawdę gotowe - może ciągle staje się i tworzy się w patrzeniu, jakieś jego post-scriptum.
      Bardzo mi przykro to słyszeć... i wcale nie uważam, że to gderanie, tylko naprawdę współczuję (tak zgodnie z prawdziwym znaczeniem słowa "współ-czucie"). Gdy brakuje zdrowia - to potrafi wszystko przewartościować. Trudno jest się oswoić, wiem...

      Usuń
  6. O pięknie Twoich zdjęć pisałam, o świetnym stylu w jakim piszesz - także. O umiejętności zatrzymywania chwil w kadrze także już pisałam, nie chcąc się powtarzać napiszę w takim razie o jeszcze jednej rzeczy, którą ten esej potwierdził.
    Jesteś marzycielką, która umie stąpać po ziemi. Ziemia i to, co ona wydaje jest Ci bardzo bliska. Daje Ci wytchnienie, chwilę spokoju i możliwość zachwytu nad światem. Umiesz to opisać, sfotografować, ale najważniejsze - potrafisz to przeżyć i tak plastycznie przedstawić słowem swoje wrażenia i ich ulotność.
    Najpiękniejszą ilustracją tego, co napisałam wcześniej jest Twoje zdjęcie w polach rzepaku z rozłożonymi rękami, tak jakbyś chciała się do tych cudów przyrody przytulić, objąć je, uścisnąć jak drogą osobę.
    Być może się mylę, ale Twoje dzisiejsze zdjęcia takie nasunęły mi refleksje...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Magdaleno, powiem tylko tyle, że Twoje słowa rozjaśniły mi wczorajszy dzień, a był naprawdę zły. Zabrałam je ze sobą wczoraj w drogę.
      Cóż mogę powiedzieć, dziwne są te blogowe ścieżki, wymiany zdań obcych niby sobie osób i to w jaki sposób można komuś pomóc, dać słowa w prezencie.
      Dziękuję, po prostu.

      Usuń
  7. I po raz kolejny czytam ujęte tak trafnie w Twoich słowach moje myśli... tak właśnie jak mam je w głowie, a które w drodze na papier już ulatują, gubią się gdzieś w przestrzeni.
    Szczególnie te: "Nie opisałam tylu innych wrażeń, zdarzeń, rzeczy i miejsc, rozmów, myśli, odczuwania, dotykania - to wszystko znika, odchodzi ode mnie, powierzone nieporządnej i zawodnej pamięci. Prawdopodobnie nikogo poza mną nie dotknie - ich brak. "

    Pozdrawiam serdecznie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. El, bo to chyba jest bolączka wszystkich, którzy w jakiś sposób chcą zapisać swoje życie, albo patrzą na nie tak świadomie, jakby chcieli zapisać. A na pewno tych, którzy zastanawiają się nad upływem czasu, nad znikomością pamięci.
      Dziękuję, że czytasz!

      Usuń
  8. Czyżby to św. Anna w Pińczowie?????
    A jeśli nie odgadłam, to zanurzam się w czarno- biały rzepak i chłonę brak żółci:-) po to by zająć się wspomnieniami majowych wędrówek:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety, niestety... Są pewne podobieństwa, przyznaję - nie pomyślałam o tym, ale istotnie jest coś, co sprawia, że ta błędna odpowiedź wcale nie jest nieuzasadniona ;-) Dziękuję za bardzo rzetelną próbę odpowiedzi! Czerni i bieli rzepaku nie traktuj proszę jako kary ;-)))
      Odpowiedź już wkrótce!

      Usuń
    2. Ta czerń z bielą może być jedynie nagrodą!!!!!
      Moje dzieci na matematyce też tak próbują zgadywać jak ja:-)
      Zaraz zobaczę na dalsze komentarze...

      Usuń
  9. :) I ja wciąż zadaję sobie to pisanie, czy zdążę, czy uda mi się opisać te wszystkie wprawiające w zachwyt chwile, fragmenty rzeczywistości i nierzeczywistości, czy kiedyś uda mi się zatrzymać w biegu, czy odnajdę je w pamięci, czy uda mi się wyartykułować myśli, wrażenia, przeczucia, sentymenty, czy to, co przyziemne i nieważne da kiedyś pierwszeństwo temu co najistotniejsze, dla mnie najistotniejsze. Czy przestanie mnie okradać z jedynej rzeczy, jakiej mi dzisiaj brakuje, z czasu i wyzwoli ze zmęczenie, które obezwładnia i osłabia i umysł i palce. I to pojawiające się pytanie, czy to potrzebne i odpowiedź, którą daje upływ czasu, kiedy dziś sięgam do wpisów sprzed lat nie mam już wątpliwości. A tymczasem dzisiaj wylosowano mi do czytania Labirynt nad morzem Herberta:) Spokojnej nocy życzę

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, jakie mam wrażenie? Że to jest taka nasza międzyblogowa dyskusja - czas powraca u nas jak taki najważniejszy leitmotiv, patrzymy nań z tej czy innej strony, czy to ulotności wrażeń, czy braku możliwości zapisania wszystkiego (braku zasadności zapisania wszystkiego również), czy przede wszystkim tego, jak życie okrada nas z tego co najważniejsze przecież - z Czasu. Jak musimy go poświęcać na coś, co konieczne, pozostawiając z boku to, jedynie wartościowe. I gdzie płynie ten prawdziwy nurt życia. Tak sobie do tego wracamy - i dobrze, choć przecież nie ma odpowiedzi.
      Labirynt nad morzem, mam takie wrażenie, będzie Ci się podobać. Fraza herbertowska jest szczególna i jego widzenie architektury, historii również - zawsze bardzo blisko człowieka, takiego poszczególnego życia.
      Spokojne noce - rzecz bezcenna. Dziękuję...

      Usuń
  10. Adriano,
    no to zadałaś nam niezłego klina tą zagadką.
    Nie mam pojęcia z jakiej budowli pochodzi to zdjęcie.
    Pozdrawiam:)*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hura! Nadszedł ten dzień! wiedziałam, że kiedyś mi się uda - wymyślić zagadkę, której nie odgadnie Łucja-Podróżniczka :-)
      Obiecuję rozwiązanie pokazać naprawdę już niedługo, muszę tylko przygotować do publikacji parę innych ujęć tego niezwykłego budynku.

      Usuń

Prześlij komentarz