oto żyję w różnych czasach

 

...i nie wiem zaiste, co mi jest dane, a co odjęte na zawsze 

sfinks Talowskiego

 

... i nie wiem, naprawdę nie wiem, czy to, co zamierzam, ma jakiś obiektywny sens. Tyle się zmieniło przez te lata i na pewno nie jestem już tą osobą, która tutaj pisała, jestem dowodem na nieciągłość, może nawet na niemożliwość. Przez jakiś czas wydawało mi się, że to miejsce jest już dla mnie zamknięte, myślałam, że nie będę już mogła (tutaj/w ogóle) pisać i w międzyczasie straciłam prawie wszystko. Ale przecież wciąż żyję (w różnych czasach). Pamięć i pomoc innych ludzi pozwala przejść niejedną złą godzinę. Nie powiem, żebym wyszła z tego silniejsza niż byłam, może tylko pozbawiona ciężaru złudzeń. W ciągu ostatniego roku udało mi się coś odbudować, coś zbudować na nowo, to ciągle work in progress i bardzo chwiejna równowaga. Mam moją ziemię, dzikie ogrody pełne chwastów, bodiaków i wszelkiego zielska, to ciężka praca i wielka odpowiedzialność. Być może to mnie jeszcze trzyma. Może kiedyś będę mogła znów chodzić po Krakowie, bez tego by pamięć przywoływała różne obrazy i żebym nie musiała zatrzymywać się wpół gestu i łapać się na tym, że mówię: a pamiętasz... do nieistniejącego cienia. Bo teraz już tylko mój cień towarzyszy mi wszędzie i mogę być pewna, że to akurat się nie zmieni, to pocieszające. Więc jeśli kiedyś znów zabiorę mój cień na wycieczkę do K., to pewnie to tutaj opiszę.

 A tymczasem myślę, że czasem warto wracać do tego, co było, odnowić się, przyjrzeć się sobie trochę z oddali. Może wrócić do źródeł, z całą symboliką tego wyświechtanego zwrotu. Co było u źródeł tego tutaj mojego pisania? Otóż na samym początku był Herbert, Miłosz i Iwaszkiewicz, jakieś niepewne wrażenia z lektury a potem był enigmatyczny Sfinks i moje "odkrycie" Talowskiego, spacery ulicą Retoryka. To niech tak będzie.

Jest taki wiersz Herberta, do którego znalazłam dziwnie pasującą ilustrację.

 Czas

oto żyję w różnych czasach, jak owad w bursztynie, nieruchomy, a więc bez czasu, bowiem nieruchome są członki moje i nie rzucam na ścianę cienia, cały w jaskini, jak w bursztynie nieruchomy, a więc nieistniejący;

oto żyję w różnych czasach, nieruchomy, a wyposażony we wszystkie ruchy, bowiem żyję w przestrzeni i należę do niej i wszystko, co jest przestrzenią, użycza mi jej przejmującej, przemijającej formy;

oto żyję w różnych czasach, nieistniejący, boleśnie nieruchomy i boleśnie ruchliwy i nie wiem zaiste, co mi jest dane, a co odjęte na zawsze.


Zbigniew Herbert, Wiersze zebrane, Wydawnictwo a5, s. 688

sfinks Talowskiego



 

 Czas jak najbardziej metaforyczny.


 
Czas jesienny, listopadowy.



I czas wrześniowy.





Mój powrót przed miesiącem na fb przypomniał mi, jak bardzo lubiłam kiedyś pisać i dzielić się zdjęciami, jak lubiłam nasze rozmowy i wymianę myśli. W przeciwieństwie do fb, mam tutaj więcej miejsca i rzeczy tu zapisane wydają się mniej ulotne, nie mam też wrażenia, że publikuję za często (taki żart). Mam nadzieję, że wszystkie niełatwe sprawy i doświadczenia, które były moim udziałem zahartowały mnie na tyle, że nie będę już zważać na tak nieistotne błahostki, które kiedyś nie pozwalały mi tu pisać, przepracowałam już wiele lekcji i doprawdy nie wiem, jak mogłam się kiedyś przejmować taką czy inną idiotyczną opinią czy krytyką. A potem nie miałam już czasu na pisanie, pochłonęło mnie życie i różne takie mrzonki, i ogromne zmęczenie. A później... to zostawmy. Teraz mija półtora roku od tamtej czarnej pory i myślę, że najwyższa pora wracać do rzeczy, które sprawiały mi przyjemność, do kontaktów z lubianymi ludźmi. Człowiek nie jest bezludną wyspą, n'est-ce pas? Przekonywałam się o tym w najgorszym dla mnie czasie. Więc może byłby czas, żeby otworzyć na nowo to miejsce (o czym wiele razy myślałam, nie będąc w stanie wyrzucić tego tu pisania w kosmiczny niebyt), otworzyć dla osób, które kiedyś lubiły tu zaglądać. Dla Małgorzaty (od Krakowa) i Małgorzaty (od Wenecji), dla Anity, Staszka, Beaty, Marii, Ewy, Ilony, Magdaleny, Renaty, dla Łucji, Allegry, Bradley'a i Maćka, dla Elżbiety i jeśli kogoś nie ma tutaj, to trzeba winić tylko moją zawodną pamięć. I dla Moniki, bez której tego powrotu by nie było. 

Będziemy tu sobie pisać albo milczeć. Kraków taki, jaki jest teraz, stał się dla mnie całkiem obcy. No, ale szczęśliwie nie zamierzam pisać przewodnika a tytuł bloga nie zobowiązuje przecież. Na pewno znajdzie się jakaś formuła. Czas pokaże.

PS w archiwach panuje na razie straszliwy bałagan.

 

Komentarze