Świat wyprowadzony z chaosu - witraż Wyspiańskiego z kościoła Franciszkanów
"Bóg Ojciec - Stań się!" - tak zwie się słynny witraż Wyspiańskiego z kościoła oo. Franciszkanów.
Zwany jest także jako "Stworzenie świata", a pierwotnie nosił nazwę "Bóg wyprowadza świat z chaosu". Inna nazwa, która z niepojętych względów najbardziej do mnie przemawia, to "Świat wyprowadzony z chaosu" - chociaż wyraźnie akcent przeniesiony jest w niej z boskiej istoty Stwórcy na nieszczęsną materię. A to przecież Bóg, Stwórca dominuje w przestrzeni witraża, boskie "fiat" wstrząsa chaosem, straszliwy i potężny gest stworzenia porusza płomienie i wody żywiołów.
Małe wyjaśnienie, nie w porę.
Pozwólcie, że porzucę encyklopedyczne drogi. Zresztą, o tym witrażu napisano już wszystko - czy warto zbierać najważniejsze wątki i tworzyć erudycyjną opowieść dla uczniów pilnie poszukujących gotowych rozwiązań, informacji w pigułce? tym wystarczy wikipedia, a ja pozostanę przy mojej skąpej wiedzy, okruchach informacji, subiektywizmie. Zresztą, zdobędę się na szczerość - pozostanę przy: ignorancji, może też lenistwie, na pewno braku czasu. Być może grafomanii.
Wyznanie. Chciałabym zebrać wiedzę solidną, takie krakowskie "Gruntlagen" zbudować podobnie jak Frege i inni mistycy logiki budowali podstawy języka arytmetyki - zdefiniować, zebrać to, co pewne, opatrzyć przypisami, przejrzeć dostępną literaturę przedmiotu, dołączyć do tego aparat badawczy (przemyślna machineria, tak go sobie zawsze wyobrażam ;) pisać przypisy do przypisów, budować strukturę: ważne, pomocne, drugoplanowe, zbędne, nieprawdziwe.
Zebrać Całość. Zaiste, urodziłam się w niewłaściwym czasie - oświeceniowi encyklopedyści mieli zapewne podobne ambicje, albo średniowieczni teolodzy. Jakkolwiek to zestawienie brzmi dość absurdalnie.
Jako też absurdalny jest sam pomysł takiego kompendium. Nierealny i śmieszny. Nie bierze pod uwagę ogromu wiedzy, jaka narasta lawinowo co rok, co miesiąc, miliony drukowanych słów. Pozostaje mi pozostać przy drugiej skrajności - wiedzy szczątkowej, fragmentarycznej, okruchów zebranych tu i tam, wyczytanych, zapomnianych, przypomnianych bez podania źródeł. Trochę to "postmodernistyczne" - choć samego terminu nie lubię, ani tego, co się pod nim kryje - właśnie chaos, rozprzężenie, wirujące skrawki słów, wrażeń. Rozpad. Chaos.
Chciałabym, żeby ten świat dało się wydobyć z chaosu. Nie tylko świat słowa, naszego ubogiego chaotycznego języka, wytartych słów, obdartych ze znaczeń, strywializowanych. Ale świat, w którym przyszło nam żyć. Aby na boskie "fiat" i na efekty tego gestu stworzenia dało się odpowiedzieć: "fiat volontas tuas" - nie myśląc przy tym o chaosie: chorobach, cierpieniu, złu, które wplątane są w materię świata, cierpieniu niewinnych (cierpieniu dzieci - które jako niepodważalny dowód na niesprawiedliwość boskich wyroków przytoczył Dostojewski w "Braciach Karamazow").
Świat wyprowadzony z chaosu. Móc ujrzeć go kiedyś.
***
A teraz "szumy zlepy ciągi" - jak u Białoszewskiego - co u mnie znaczy: chaos powracających informacji, zapamiętanych bez ładu i składu.
Witraż jest ogromny i, pomijając pracochłonne studia i prace, które doprowadziły do powstania samego projektu, sama walka z materią - czyli wykonanie witraża i jego montaż, były tytaniczną pracą. Wykonaniem witraża nie zajmowała się - jak błędnie myślałam dotąd - pracownia witraży Żeleńskiego, lecz fabryka szkieł w Innsbrucku: Tiroler Glasmalerei und Cathedralen Glashutte. Witraż zamontowano w kościele jesienią 1904 roku - ale inne źródło podaje, że witraż ukończono w 1905. Czytałam gdzieś, że sam autor, gdy ujrzał swoje dzieło już na właściwym miejscu (ściana nad głównym wejściem do kościoła w fasadzie zachodniej - świątynia orientowana jest E-W, z prezbiterium, jak należy, od wschodniej strony), miał powiedzieć wtedy te słowa: "Dobrze. Całkiem dobrze."
Autor witraża, ma się rozumieć, nie świata - ale jeśli dobrze pamiętam, to paralela jest zastanawiająca... Trzeba tu też zaznaczyć, że - jeśli dobrze pamiętam - wydostanie świata z chaosu to tradycja hebrajska, my częściej przywołujemy chyba grecką: kolejnych etapów stworzenia, dzień po dniu. I odpoczynku dnia siódmego, kiedy to Bóg zadowolony ze swego dzieła rzekł: "Dobrze. Całkiem dobrze." Czy jakoś podobnie.
Bóg z witraża Wyspiańskiego przypomina dzieła Michała Anioła. Zauważcie - widziany z wnętrza kościoła podnosi lewą (!) rękę. Ponoć dlatego, że przy montażu doszło do pomyłki i witraż został wstawiony odwrotnie - czy to możliwe? Koniecznie muszę to sprawdzić. A może ktoś wie?
Wspominałam już, że witraż znajduje się w zachodniej ścianie kościoła - to bardzo ważne! "Gdy łuny zachodu rozświetlą witraż"... albo opowiem o tym spokojniej: światło jest pełnoprawnym elementem konstrukcji witraża, w zależności od pory dnia rozświetla go i przygasza, wydobywa barwy chłodne, wtedy dominuje żywioł wody i powietrza, kiedy indziej znów rozpala mocniej płonące wstęgi ognia.
W chłodnych odcieniach żywiołu wody:
W gorącym, jaskrawym słońcu zachodu jeszcze go nie widziałam.
Tutaj w zgaszonym popołudniowym świetle pochmurnego dnia:
Splątane żywioły, pasma chaosu. Spójrzcie na dłonie Stwórcy. Lewa dłoń w geście stworzenia, prawa opanowuje żywioły - w żyłach krąży żywioł życia. Oczy - bez źrenic - obce, boskie, nie-ludzkie, całe wypełnione błękitną materią.
Lub czarną, gdy nadchodzi zmrok.
***
Inne witraże, na razie tylko krakowskie, które pojawiły się i pojawią na blogu "Kraków i okolice " zobaczyć można tutaj: WITRAŻE. Są wśród nich inne projekty Wyspiańskiego, będą witraże Mehoffera, pojawiły się już witraże z Jamy Michalika. Miłośników witraży zapraszam!
***
Jak zwykle dziękuję Wam za godną podziwu cierpliwość. Gdyby ktoś miał chęć dorzucić mniejsze lub większe okruchy wiedzy, podzielić się czymś, co ważne albo poprawić mnie, gdy mylę się straszliwie - piszcie koniecznie! Wasze uwagi i komentarze to dla mnie zawsze wyjątkowa lektura.
Niedawno ktoś z Was podzielił się ze mną wierszem Wyspiańskiego - a rzecz tyczy się - w skrócie - ludzkiej skłonności do przylepiania etykiet wszelkim, zwłaszcza nowym zjawiskom, porządkowania i... popadania w schematy. Otóż zniecierpliwiony tym, że wszystko, co stworzył - w szczególności poszło o wystrój gmachu Towarzystwa Lekarskiego - krytycy wrzucali radośnie do pojemnego worka z modną, choć nie do końca zrozumianą nazwą "secesja", Wyspiański odpowiedział takim oto wierszykiem:
Wyuczono papugę wyrazów o sztuce,
przyznać trzeba, że łatwość miała w tej nauce;
więc gdy wyraz „secesja" wymawiać pojęła,
witała tym wyrazem wszystkie nowe dzieła.
Więc styl mój krzeseł z lekarskiego domu
nazwała „secesyjny" — płynnie i bez sromu.
Czekać trzeba cierpliwie, aż po pewnym czasie
nowy frazes papudze w pamięć wbić znów da się.
Jakkolwiek rzecz ta kształtu Sztuki nie odmieni,
frazes jednak wystarczy, by Myśl diabli wzieni.
przyznać trzeba, że łatwość miała w tej nauce;
więc gdy wyraz „secesja" wymawiać pojęła,
witała tym wyrazem wszystkie nowe dzieła.
Więc styl mój krzeseł z lekarskiego domu
nazwała „secesyjny" — płynnie i bez sromu.
Czekać trzeba cierpliwie, aż po pewnym czasie
nowy frazes papudze w pamięć wbić znów da się.
Jakkolwiek rzecz ta kształtu Sztuki nie odmieni,
frazes jednak wystarczy, by Myśl diabli wzieni.
***
Przepraszam, że częstotliwość moich wpisów stała się ostatnio tak karygodna. Szykują się zmiany. A nawet Zmiany. Postanowiłam dokonać może nierozsądnego wyboru i zmienić sporo elementów dotąd stabilnych. Przestawić zwrotnicę! Rozpocząć coś nowego, postawić sporo na nową kartę. I mam nadzieję, że także ten mój świat uda się wyprowadzić z chaosu.
Jeszcze za wcześnie, by się chwalić, za wcześnie, by o tym wspominać - nie chcę zapeszyć. Gdy już sprawa będzie pewna - podzielę się z Wami dobrą wiadomością. Muszę kończyć - kilkanaście dni bez bloga i w intensywnym realnym życiu sprawiło, że ta notka będzie wyjątkowo długa w czytaniu. Ech, grafomania, podobno to się da leczyć.
Tymczasem - żegnam Was znów na kilka dni. Teraz czas będzie szczególny - uważajcie na siebie w podróży! I w ogóle - uważajcie na siebie i nie dajcie się siłom chaosu. Niech Wasze drogi będą proste, serca lekkie, a myśli pełne nadziei - przecież to nie jest, tak sobie tłumaczę, smutne święto. Pamięć o bliskich i drogich osobach - jak mogłaby być smutna? Najsmutniejsza byłaby niepamięć.
"Najsmutniejsza byłaby niepamięć" - piękne słowa; takie też jest i moje przekonanie!
OdpowiedzUsuńTeraz tylko dzień dobry i dobrych dni - do pięknego wpisu i zdjęć muszę zajrzeć jeszcze raz. Pewnie wieczorem. Pozdrawiam gorąco!
Ale zrobiłaś na mnie wrażenie! Sam temat, osoba i ta moc kolorowych szkiełek kryją w sobie tyle głębi i Ty to pięknie pokazałaś słowami i obrazem ... Pozdrawiam! E,
OdpowiedzUsuńCzasami nieważna jest częstotliwość nowych wpisów, a jakość, które one niosą. A ta jest u Ciebie zawsze bardzo wysoka.
OdpowiedzUsuńWitraż oczywiście piękny, moją uwagę zwróciła jednak nie prawa, a lewa ręka Boga. Spójrz - lewa dłoń, to dłoń przerażająca, coś jakby "postrach" dla złych ludzi. I chyba coś w tym jest:)
Życzę spokoju w tych, pewnie bardzo ekstremalnych dla Ciebie, dniach i oczywiście powodzenia:)
Pozdrawiam:)
Elżbieto - cieszę się, że znalazłaś chwilę, żeby mnie odwiedzić! Pewnie, że czytanie tego zajmie trochę czasu... tak to jest, gdy pisze się nocą, takie nocne pisanie zawsze mam ochotę na drugi dzień skrócić, poprawić a najlepiej napisać na nowo. Ale nie będę już nic zmieniać - niech zostanie :)
OdpowiedzUsuńŻyczę dobrego dnia :)
MEA, dziękuję! To prawda, że temat trudny - dla mnie bardzo trudny. Ale pisaniem chcę to sobie przybliżyć, ułożyć, może coś zrozumieć.
A zdjęcia.. cóż, w nie najlepszych warunkach i oczywiście bez statywu, nie wspominając już o umiejętnościach. Dziś, w takim słońcu witraż musi wyglądać wspaniale! Cóż, kiedy znów jestem daleko...
Serdecznie pozdrawiam :)
Artur - dziękuję, to wspaniale mieć takich czytelników! Na pewno można pisać często i dobrze - znam takich, którym się to udaje :)
Dzięki za miłe słowa - spokój przyda się bardzo, ale na szczęście teraz (kiedy sprawy medyczne okazały się mniej groźne niż myślałam) to już są tylko takie problemy, z którymi można sobie poradzić - może tylko jest zamieszanie i niepewność (zmiany przede wszystkim zawodowe i hmm.. topograficzne), ale traktuję to jako wyzwanie.
Ręka - zgaduję, że mówisz o tej opuszczonej, bo zamieszanie jest spore i teraz już przestałam rozumieć, która jest/ miała być/ lewa a która prawa, nie wiem, czy to prawda, że witraż zamontowano odwrotnie. Dla mnie straszna jest właśnie ta opuszczona w dół ręka - ale nie jako 'postrach' i ręka karząca. Nie wiem, jak rozumieć krew płynącą w żyłach, dlaczego kości przedstawione są tak naturalistycznie - nie wiem, jak to odczytać. Może pozytywnie - jako życie, a może jako zwycięstwo chaosu.
Muszę poszukać jakiejś dobrej literatury albo - wreszcie - wybrać się do muzeum Wyspiańskiego, bo - wstyd przyznać - jeszcze tam nie byłam.
Pozdrawiam! :)
Ależ ja przeczytałam, Ado! Przeczytałam i obejrzałam bardzo dokładnie! Tylko do komentarza "ad rem" chcę przeczytać ponownie i chwilę pomyśleć. Kończę pilną korektę i chcę ja odesłać, stad kolejność: obowiązek, potem przyjemność. :-)
OdpowiedzUsuńHmmm... jestem przekonany, że gdybyś znalazła tylko więcej czasu, to wszystkie Twoje notki byłyby bardzo dobre. Poza tym Kraków to temat rzeka, z którego czerpać można niemal bez końca:)
OdpowiedzUsuńTak, chodziło mi o tę opuszczoną rękę, z kośćmi i żyłami. Ciągle kojarzy mi się ona z postrachem, sam nie wiem dlaczego. Ale może rzeczywiście jest tu jakiś związek z chaosem? A może z czymś nieludzkim, nienaturalnym? Sam nie wiem, naprawdę trudno się domyślić, jakie były zamierzenia autora:)
Pawilon Wyspiańskiego - choć nie jestem z Krakowa, to byłem. I szczerze Ci polecam:)
Une oeuvre superbe!
OdpowiedzUsuńElżbieto - w takim razie życzę owocnej pracy i korekta udała się jak najlepiej, w co zresztą nie wątpię :)
OdpowiedzUsuńJa też powinnam dziś przysiąść i popracować, ale... pogoda była taka piękna u nas, wreszcie dużo słońca. I oczywiście odłożyłam pracę na bok i zrobiłam sobie spacer wśród jesiennych pól. I kilkadziesiąt zdjęć :)
Przyjdzie mi za to lenistwo kiedyś zapłacić ;) ale już nie pamiętam kiedy był ostatnio tak słoneczny dzień.
Artur - na pewno w najbliższym czasie wybiorę się zobaczyć wreszcie wystawy w Pawilonie Wyspiańskiego. Ostatnio przechodziłam obok wieczorem - teraz ciemność zapada tak szybko - i widziałam podświetlone od wewnątrz trzy ogromne witraże w fasadzie pawilonu, od strony placu Wszystkich Świętych. Niezwykłe wrażenie!
AB - merci pour ta visite! Ce vitrail est l'oeuvre de Wyspiański - j'avais deja presente "le systeme solaire" ou "Apollon" du meme artiste.
Le vitrail que je montre aujourd'hui se trouve dans l'eglise des Franciscains - voila quelques mots en anglais: Franciscan Basilica
Długo trzeba czekać na kolejne posty, ale jest na co! Wspaniałe zdjęcia Ado, tak trudno sfotografować witraż, oddać jego istotę. Udało Ci się znakomicie.
OdpowiedzUsuńTrzymam mocno za Zmiany i nierozsądne decyzje:)
Pozdrawiam serdecznie
Joo
Warto było czekać na kolejną notkę ;) I niech Ci nie przychodzi do głowy leczyć się z pisania... zazdroszczę Ci tej umiejętności budowania zdań. Wyobraźnia połączona z doskonałym warsztatem. Dopiero tutaj dostrzegłem współgranie kolorowych szkiełek ze światłem - niby oczywiste - a do tej pory witraż był dla mnie formą statyczną.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie :) i zawsze czekam na jeszcze...
tartuffe
To ja się dorzucę do tego witraża, żeby był jeszcze bardziej kompletny:)
OdpowiedzUsuń1999 rok, wiosna, Kraków
Młody, zakochany mnich Hare Kryszna wymyka się z klasztoru, żeby spotkać swoją ukochaną. Umówieni pod sukiennicami, dyskretnie przemierzają starożytne uliczki. Choć on mieszka tutaj już 3 lata, ona wie więcej o tym mieście. On spędził te lata zakopany w mistycznych księgach i pochłonięty wyrzeczeniami i modlitwą. Dopiero teraz, dotkniety kobiecą dłonią, zaczyna dostrzegać świat wokół siebie.
- Musimy znaleźć pewien kościół - mówi ona z tajemniczym uśmiechem.
- Kościół? A po co? - dziwi się chłopak. - Jest wiosna, ciepło, jesteśmy na sekretnej randce. Nie chce mi się iść do kościoła.
Dziewczyna uśmiecha się karcąco.
W czwartym, albo piątym kościele, po jakichś dwóch godzinach poszukiwań jej twarz rozjaśnia się uśmiechem. Wskazuje do góry.
- Patrz, znaleźliśmy.
Monumentalny witraż rozjaśniony popołudniowym słońcem zapiera dech w piersiach. Zakochani siadają w ławce.
- Wiesz, że to zrobił Wyspiański?
Nie wiedział. Zawstydzony pogładził się po ogolonej głowie i objął zamyśloną dziewczynę, która postanowiła pokazać mu Kraków...
"Szykują się zmiany. A nawet Zmiany.
OdpowiedzUsuńPostanowiłam dokonać może nierozsądnego wyboru i zmienić sporo elementów dotąd stabilnych. Przestawić zwrotnicę ;)
Rozpocząć coś nowego, postawić sporo na nową kartę.
I mam nadzieję, że także ten mój świat uda się wyprowadzić z chaosu."
Zazdroszczę:). Może to i najbardziej stresujący okres (przestawiania zwrotnicy), ale na pewno najbardziej ekscytujący. Życzę Ci wszystkiego najlepszego i czekam, aż się podzielisz. Inspirują mnie ludzie co się nie boją - sam się wtedy mniej boję:))
Joo - dziękuję za miłe słowa i obiecuję, że już pisać będę częściej, ostatnie dwa tygodnie to było prawdziwe doświadczenie chaosu. W niedużej skali, ale jednak ;)
OdpowiedzUsuńTrzymanie kciuków i pozytywne myślenie są bardzo, bardzo potrzebne :)
Tartuffe dziękuję :) Prawda, że witraż to coś więcej niż amalgamat kolorowych szkiełek? Podobnie jak kolory zmieniają się zależnie od intensywności oświetlenia i kąta padającego światła, tak odczytanie witraża jako całości zależy od przyjętej optyki. Na pewno coś tu jeszcze dodam, gdy zrozumiem więcej i więcej się nauczę.
Bardzo chciałabym zobaczyć profesjonalnie zrobione zdjęcia witraży z kościoła Franciszkanów. Mnie brakowało statywu, dobrego aparatu i umiejętności (kolejność przypadkowa). I nie udało mi się zrobić innych zdjęć - te w prezbiterium są przepiękne! I chciałabym jeszcze zrobić zdjęcie tego witraża, który dziś pokazuję - ale przy ujęciu całej ściany fasady, aby pokazać, jaki jest monumentalny - te zdjęcia tego nie oddają.
Serdecznie Cię pozdrawiam :)
marcinsen - dziękuję! Właśnie o to, dokładnie o to mi chodzi. Nie tylko przy tej notce, ale chyba cała idea mojego bloga polega na tym. Można mówić o fragmentach układanki, ale ciekawszą metaforą jest witraż. Skrawki, ułamki, okruchy szkła. Twój jest pomarańczowy :)
Pięknie dziękuję za opowieść, bardzo lubię takie krótkie formy, szkice - pewnie dlatego, że sama jestem do nich absolutnie niezdolna :)
Marcin - bardzo dziękuję. Dzięki takim słowom znajduję w sobie całe pokłady odwagi :) Ekscytujący i dość nerwowy - a to dopiero początek. Oczywiście - przy zachowaniu proporcji, wątpię, czy ktoś, kto sobie podróżuje po świecie, ot choćby do Santiago de Compostella, albo decyduje się pod wpływem chwili zamieszkać tu, czy tam a potem odejść na długą górską wędrówkę, czy ktoś taki nie uzna tych moich "Zmian" za rzecz niewartą wzmianki. Inna perspektywa. Ale i tak - z całą pewnością - dowód, że można i trzeba swoim losem kierować, i "przestawić zwrotnicę" gdy dotychczasowy kierunek jest już nie do zniesienia.
OdpowiedzUsuńSerdecznie pozdrawiam!
une petite pensée pour toi en passant Ada...a la lumiere de ces tres beaux vitraux...
OdpowiedzUsuńj'espere que tout va bien pour toi...
bises d'automne...:o)
A mi tak już się marzy zmiana zwrotnicy, ale żeby osiągnąć to, co zaplanowałem, muszę ciągle jechać prosto, przez najbliższe półtora roku. Chyba , że zdarzy się cud:). Tym bardziej lubię mieć kontakt z ludźmi, którzy są w bardziej rewolucyjnym momencie życia.
OdpowiedzUsuńCzy kiedykolwiek udało mi się sfotografować ten witraż?? Ehm... pamiętam, że próbowałem :)
OdpowiedzUsuńCo do wydobywania z chaosu -- raczej staram się do niego przywyknąć ;) Nie mam przekonania, że istnieją jakieś grunta, na których się buduje; raczej że wszystko jest mozaiką, bądź -- by pozostać bliżej wpisu -- witrażem; zbiorem kolorowych szkiełek połączonych ołowiem, które dopiero w oddaleniu dają jakiś obraz.
Ado, Twoje drążenie szczegółów jest zadziwiające. Widzisz o wskazujesz to, czego zwykły przechodzień w ogóle nie zauważa... Analityczny umysł? :)
OdpowiedzUsuńNo i pięknie sfotografowałaś witraż w różnych oświetleniach. :) Pozdrawiam. :)
Moi drodzy - pięknie dziękuję za odwiedziny i komentarze. Na wszystkie odpowiem jutro: dziś wróciłam do domu absolutnie zmęczona, to jakieś nowe stadium zmęczenia. Dzisiejszy spacer (?) czy raczej ekspedycja krakowska była chyba najdłuższa i najbardziej wyczerpująca z dotychczasowych. Było wspaniale!! Mam dwieście zdjęć ;) straszliwie bolą mnie nogi, przeszłam chyba 15 kilometrów, zmarzłam jak na Syberii i widziałam najpiękniejszą złotą jesień od lat.
OdpowiedzUsuńDobrej nocy :)
Wiesz, uświadomiłaś mnie jak dawno tam nia byłam. A znasz witraże Mehoffera z Banku Żuberka na Szpitalnej? (Żuberek czyt. Bank Pekao SA)
OdpowiedzUsuńa ja krotko jak zwykle :) uwielbiam zdjecia tego rodzaju!
OdpowiedzUsuńNie bywam często w Krakowie, choć przez to miasto przeplatały się losy moich Dziadków. Ostatni raz byłam z moją córką, zeszłej jesieni, szłyśmy od strony Plant, skręciłyśmy do Kościoła, aby wreszcie mogła zobaczyć witraż, przestąpiłyśmy wrota i wtedy gruchnął męski chór... Przeżycie mistyczne...
OdpowiedzUsuńPOzdrawiam ciepło choć już listopadowo!
Nareszcie jestem, spóźniona - brakuje ostatnio czasu na wszystko. Pięknie dziękuję za odwiedziny!
OdpowiedzUsuńclo - ca fait longtemps :) Merci pour ta visite! Quel dommage que ton blog soit dernierement inaccessible - je vais essayer encore si rien n'a change ou je t'envoie un courriel. Merci :)
Marcinsen - cierpliwości! Zobaczysz, wtedy Zmiany smakują jeszcze lepiej. Trzymam kciuki za powodzenie, zresztą wiesz :)
PAK - udało się, widziałam :)
Tak, metafora z witrażem i do mnie bardzo przemawia. Poszukiwanie spoiwa - ołowiu, w którym zatopiono okruchy szkła. I ta perspektywa, która zmienia wszystko. Z bliska chaos, entropia - a z innej perspektywy (z przyszłości, czy może z perspektywy autora witraża) porządek, ład i sens.
Uprościłam... ale coś w tym jest.
Małgosiu :) rozszyfrowałaś mnie - jestem pod wrażeniem. Twoja imienniczka, która też tu komentuje czasem, a którą znam od lat... hmmm dziewięciu(?) z pewnością potwierdzi Twoje spostrzeżenie. Zodiakalna Panna, z wszystkimi konsekwencjami tego przypadku.
Pozdrawiam serdecznie :)
krepińska - pięknie dziękuję za podpowiedź! Nie znam, rzecz jasna. Ciekawe, czy można je sfotografować, czy tylko oko nacieszyć :)
Ja jeszcze nawet w Domu Mehoffera nie byłam, straszne mam zaległości.
Za to widziałam witraż w Izbie Przemysłowo-Handlowej. I jeszcze w jednym banku, niezwykły, ale w którym... gdzieś blisko Reformackiej. Będę szukać!
Gosia, krótko, ale jak trafnie ;)) A przy tym bardzo miło - to już mówię serio :)
Magdo - ja mam Kraków bliżej, wkrótce jeszcze bliżej - a ciągle mnie zaskakuje, nieustannie ukazuje coś nowego. Nierzadko czuję właśnie taki metafizyczny dreszcz.
Dziękuję za piękną opowieść - wspomnienie.
I ja serdecznie i ciepło Cię pozdrawiam :)
Wspaniały wpis. Uwielbiam Wyspiańskiego, też nie widziałam tego witrażu w świetle zachodu... Też mam takie encyklopedyczne zapędy chociaż mój perfekcjonizm (który pojmuję jako wadę) paraliżuje mnie na samą myśl. Powodzenia w przestawianiu Zwrotnicy :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
czara
@czara
OdpowiedzUsuńDziękuję - przestawianie zwrotnicy okazuje się niezwykle absorbujące: brak czasu na bloga, co gorsza - przejściowy brak internetu! Zrozumie mnie chyba każdy od internetu uzależniony ;)
Nie mogę się przyzwyczaić na nowo do kafejek internetowych - chociaż ta, z widokiem na Wieżę Ratuszową jest ciekawa.
Serdecznie pozdrawiam :)
Aha, dementi - perfekcjonizm nie jest wadą. No, może czasem utrudnia życie ;)
Beautiful stained glass!
OdpowiedzUsuń