Grodzisko w Stradowie w czerni i bieli.

Wróciłam tam. Grodzisko w Stradowie czwartego czerwca, w czwartek. W czerni i bieli, jak się należy na początek, potem nastąpi wersja werystyczna. Już było? Nie szkodzi! Zresztą - czy wstępuje się do tej samej rzeki? Można porównać, można próbować odnaleźć własne ślady, można dziwić się, że niecałe dwa miesiące mogły tak zmienić świat i krajobraz. Po raz pierwszy zobaczyłam grodzisko w Stradowie podczas mojej kwietniowej wycieczki na Ponidzie, był 12 kwietnia. Od kwietnia do czerwca upłynęło trochę wody, czasu, piasku w klepsydrach. Jak te trawy urosły! Jaka zieleń jest wokół, intensywna, bujna, nieopisana zieleń. Zieleń, którą tutaj trzeba sobie wyobrazić, albo pozostawić te zdjęcia takie, jakie są. A są, być może, pochwałą mojej ziemi.

grodzisko w Stradowie

Ta ziemia jest stworzona również ręką człowieka a już na pewno jej najbardziej zewnętrzna powłoka, jej płaszcz (krojony lemieszem, zszywany równym ściegiem bron, traktorów, siewników). Tu w Stradowie jest jeszcze inaczej, obok pracy dzisiejszych ludzi, jest praca stuleci i tysiącleci, praca wielkiej historii, po której szczęśliwie pozostały relikty. Na granicy grodziska i uprawnych pól. Limes niepewny, niedookreślony.

grodzisko w Stradowie

Tu trawy wysokie i nikomu niezdatne, wybujałe wielkim czerwcem - tam uporządkowany zestaw upraw; tu samosiejki, głogi i dzikie róże - tam krajobraz tylko użyteczny; tu mocne wzniesienia, nieregularność linii wałów, majdanu i fosy, różnice wysokości - tam faliste uporządkowanie, płynące prostokąty pól; wczoraj i dziś czasem ścierają się tutaj ze sobą a czasem łagodnie łączą. 

grodzisko w Stradowie

Wysokie czerwcowe obłoki i wysokie trawy. Trudno uwierzyć, jak ten krajobraz zmienił się od kwietnia, jak wybujałe jest wszystko, mocne, gęste, intensywne w zapachu. Gęstwa roślin wszelkich, ziołorośli i traw, szumią na wietrze i tylko wiatr się nie zmienił - czy zawsze tak mocny jest tutaj? Obchodzimy wokół przestrzeń grodziska szlakiem dawnych ścieżek strażniczych, po wysokich wałach ponad do dziś istniejącą fosą suchą jak ten czerwiec. Pośrodku majdan milczący jak zwykle.

grodzisko w Stradowie

grodzisko w Stradowie


grodzisko w Stradowie

Najbardziej dziwią mnie trawy, takie wysokie. Myślałam, że spotkam święte krowy stradowskie, ustawione jak małe figurki na kolejnych piętrach wielkiej konstrukcji grodziska. Niestety! Krowy pasły się we wsi, nieopodal kapliczki, a grodzisko porastały trawy, wysokie, gęste. Trzeba przedzierać się przez nie, przez trawy, kwiaty, zioła i - niestety - pokrzywy (to czuję do dziś). W kwietniu przez zbitą i szarą masę zeszłorocznej trawy ledwie przebijała się zieleń i kwitły pierwsze tarniny. Teraz trawy po kolana i wyżej, szumią na wietrze tu wysoko.

grodzisko w Stradowie, czerwiec

Rozrzucone, rozsiane krzewy - tarniny, może głogi, dzikie róże. Masa białych ziół z przejęciem naśladuje chmury. Wszystko chwieje się na wietrze jakby chciało odfrunąć, każdy krok trzeba stawiać ostrożnie. V w linii bliskiego horyzontu to brama, kiedyś pilnie strzeżona (obwarowania, palisady, drewniano-ziemne izbicowe konstrukcje dalej głęboka fosa) dziś wpada przez nią północny wiatr i kręci się, kręci bez końca po wielkiej przestrzeni grodziska.

grodzisko w Stradowie, widok na majdan i bramę

grodzisko w Stradowie, widok na majdan i bramę

I zdjęcie, po którym łatwo można poznać to miejsce zanim jeszcze przeczyta się, o czym piszę i gdzie wróciłam. Ten krajobraz nie ma sobie podobnych. Kto raz tu przyjdzie i usłyszy, poczuje i zobaczy, ten będzie wracać.

Stradów, grodzisko, geometria krajobrazu, czarno-białe zdjęcia

Tak właśnie wróciłam do Stradowa w czwartek 4 czerwca AD 2015. Zdjęcia w kolorze (i w nadmiarze) już w najbliższym czasie. Najpierw, tradycyjnie, chciałam pokazać te czarno-białe, po które sięgam zawsze wtedy, gdy chcę pokazać kwintesencję krajobrazu mojej ziemi, geometrię pól, pejzaż nie ludzką i ludzką ręką uczyniony. Zdjęcia powstały od początku w zamyśle jako monochromatyczne, nie są konwertowane z kolorowych (co w zasadzie niczego nie zmienia, ale chciałam tu jakoś utrwalić te chwile, kiedy decydowałam, że teraz czas na czerń i biel, co zresztą nie było wcale łatwe, gdy wokół taki spektakl zieleni i czerwcowych polnych kwiatów). Stradovius (zawsze będę do niego odsyłać pisząc o tym miejscu) pisał, jak w czerwcu rozkwita Ponidzie  - nie wierzyłam, aż zobaczyłam na własne oczy. Ale o tym następnym razem. Do tego potrzebny jest kolor.

PS
Ktoś trafił dziś na mój blog szukając hasła "bezludne miejsca koło Krakowa". Bratnia dusza! :-)

Komentarze

  1. Za poezję prozą dziękuję :)
    " Zawsze gdy zmienia się pora roku albo pogoda, powinienem zwijać najpotrzebniejsze rzeczy i wyruszać we wszystkie te miejsca, gdzie już byłem, żeby przekonać się, czy jeszcze istnieją ... " - Andrzej Stasiuk (mój literacki idol) :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cudowne! I bardzo mi bliskie. Nie wiem, czemu tak dawno nie czytałam Stasiuka, bo przecież bardzo nam ze sobą po drodze, szczególnie ostatnio. Chyba z wiekiem czuję bardziej to pisanie, kiedy opuściły mnie już wszystkie "światowe" pokusy i większość złudzeń.

      Usuń
  2. Dziękuję za chwilę zadumy, zaraz to wszystko będę "malować" :-))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Pudełko zwane wyobraźnią" :-)
      To ja dziękuję za dobre słowo!

      Usuń
  3. Magiczne miejsce. Bardzo ochoczo wędruję z Tobą po morzu traw, kwitnących rumiankach...
    Spacerując po łąkach porośniętych wysokimi trawami, nie sposób uniknąć pewnego ryzyka.
    Czy przypadkiem nie przyniosłaś do domu pasażera na gapę? Mam na myśli kleszcza:)*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miejsce przepiękne. A co do wszelkich pasażerów, w tym tego najgroźniejszego - chyba jestem uodporniona (nieatrakcyjna dla nich ;-) takie krajobrazy, trawy, pola, lasy mam na co dzień, to zwykła dla mnie sceneria życia i pracy i jeszcze nigdy nie miałam z tym problemu. Jedyne, na co mam alergię, to - niestety - użądlenia pszczół etc.

      Usuń

Prześlij komentarz