20 listopada 1900 roku...
Ślub odbył się, jak wiadomo, 20 listopada roku 1900, w tym oto kościele.
Dlaczego w tym właśnie, a nie w jakimkolwiek innym? Kim byli świadkowie?
A teraz, zamiast opowieści czy spaceru będzie łamigłówka.
Dlaczego w tym właśnie, a nie w jakimkolwiek innym? Kim byli świadkowie?
A teraz, zamiast opowieści czy spaceru będzie łamigłówka.
Czytając o tej burzliwej i pełnej meandrów historii - choć wydawało by się znanej wszystkim od dzieciństwa prawie - zastanawiająca wydała mi się seria ślubów. Zanim jednak do ślubów przyszło, była Sztuka. Malarz o francuskim nazwisku, pochodzący ze spolszczonej już rodziny, uczeń Matejki. Opuszcza Kraków, studiuje w Monachium, wraca do Krakowa, wraz z przyjaciółmi wyjeżdża na malarskie plenery do podkrakowskiej wioski.
Pierwszy ślub, istny precedens, 11 sierpnia 1890 roku. Jak mogło dojść do takiego mezaliansu? Jak to się wszystko zaczęło? Ponoć było tak: dziewczęta z Bronowic chodziły na targ, na Stary Kleparz. Ubrane w paradne stroje, rumiane, roześmiane, bajecznie kolorowe stworzenia. A potem, gdy już sprzedały wszystko, co przyniosły, wstępowały do pobliskiej Szkoły Sztuk Pięknych, by sprzedać jeszcze trochę ulotnego, egzotycznego piękna - pozowały malarzom. Tak [...] poznał [...].
Drugi ślub, najpiękniejszej z trzech sióstr, ma się odbyć jakiś czas później, ale narzeczony - wspomniany wcześniej nieszczęsny młody malarz - wyjeżdża do Paryża, by kończyć tam studia i - historia jak z powieści - umiera na gruźlicę. Ma zaledwie 26 lat.
Trzeci ślub... o nim za chwilę.
Czwarty - to właśnie 20 listopada 1900 roku, znana wszystkim historia. Najmłodsza z trzech sióstr, 17 letnia wiejska dziewczyna i 30 letni poeta. No, ale to WSZYSCY znają.
Trzeci ślub odbył się dwa miesiące przed czwartym, w kościele św. Floriana. Małżeństwo zostało wkrótce unieważnione z przyczyn formalnych (nie będę wchodzić w szczegóły, by nie plotkować ;)
Jakiś czas później biskup Jan Puzyna udziela dyspensy i ponowny ślub - niech będzie, że to ślub numer 3 i pół - zostaje zawarty 17 listopada 1900 roku. Była to niewątpliwie dość delikatna sytuacja, szczególnie w konserwatywnym wówczas (?) Krakowie. Pan młody III miał być świadkiem na ślubie swojego przyjaciela (patrz: ślub IV). Tymczasem bohater ślubu czwartego, Pan Młody IV, nie zaprasza na uroczystość żony swojego przyjaciela (tej od trzeciego skandalizującego ślubu, unieważnionego i ponowionego). Ponoć nie chce narażać swojego przyjaciela na nieprzyjemne komentarze krakowskiej socjety... Przyjaciel obraża się, unosi honorem i nie chce być już świadkiem na ślubie czwartym. Czy zmienił zdanie?
Nie wiem, czy kiedykolwiek zdarzyło mi się napisać o "Weselu" (czy raczej o pradziejach "Wesela") w sposób bardziej skomplikowany...
Nie wiem przede wszystkim, czy ktoś z Was w ogóle zechce się zastanowić nad tą serią zagadek obyczajowych. Jeśli tak - to czekam na odpowiedzi!
- Kim byli protagoniści kolejnych pamiętnych ślubów?
- A szczególnie tego numer trzy (oraz trzy i pół :)
- Dlaczego ten właśnie kościół?
- Kim był malarz o francuskim nazwisku?
- Gdzie mieszkał wtedy (listopad 1900) bohater trzeciego ślubu (czyli świadek czwartego)
(co teraz tam się znajduje i czy jest jakaś pamiątka? Co widział z okien?)
- Kim był drugi świadek czwartego ślubu?
- W którym akcie i której scenie znanej sztuki pojawia się niedoszły protagonista drugiego ślubu?
Przepraszam, że takie pokrętne historie tutaj mi się napisały... Miało być całkiem inaczej, ale przecież wiadomo jak to bywa z moimi planami. Późno wieczorem wróciłam z Krakowa. Pochłonęły mnie dziś krakowskie muzea - był dzień otwartych drzwi, było zwiedzanie z kustoszem kolekcji Sapiehów, było oglądanie pewnego dziedzińca cudnej urody, którego nigdy dotąd nie widziałam... i już nie zdążyłam dotrzeć do Bronowic. Ale przecież - pamiętajmy - wesele trwało kilka dni! I wcale nie 20 listopada odbyło się to, co opisane jest w "Weselu".
Będzie mi miło, jeśli pokusicie się o poszukanie odpowiedzi na pytanie o adres - gdzie mieszkał ten, który później to wszystko opisze? Dziś, odwiedzając trzy albo cztery muzea, przemierzając Kraków wzdłuż i wszerz, odwiedzając dwukrotnie Wawel i robiąc fotograficzną dokumentację tego pięknego, chaotycznego dnia, sfotografowałam kilka miejsc związanych z Wyspiańskim i w następnym odcinku pokażę, jak dziś wygląda dom stojący dziś na miejscu tego, w którym mieszkał pisząc "Wesele". Ufff... Oprócz sekwencji ślubów jest też sekwencja domów, ale przecież na pewno uda nam się to wszystko rozwikłać.
A na zakończenie kościół Mariacki widziany dziś wieczorem.
Tylko proszę mi nie traktować tych zdjęć poważnie. Są landrynkowe, różowo-błękitne, źle skadrowane i nieostre. Ale jest to przede wszystkim seria obrazująca całkowitą niemożliwość sfotografowania kościoła Mariackiego tak, by uniknąć tłumów/ żółtych parasoli kwiaciarek/ dorożek w kształcie dyniowych karocy/ tej ohydnej fontanny albo czymkolwiek-to-jest/ okropnych bud targowych, które widać MUSZĄ być na rynku przez cały czas. Tak, by zmieścił się cały w kadrze bez deformacji.
Takie założenia wykluczały się wzajem i spowodowały powstanie tych landrynkowych hybryd. Ale jest to też zapis chwili, zmęczenia po całym pięknym i intensywnym dniu, za plecami mam rozświetlone Sukiennice (i wciąż kolejka do muzeum), przed sobą mam Plac Mariacki i tam będzie ten punkt, kiedy trzeba się odwrócić, zostawić Rynek, potem zostawić Kraków, iść na dworzec, wracać tutaj po nocy, z gwiazdami nad głową, w ciszy przerywanej ujadaniem psów, źle oświetloną drogą i dziwić się, że dwa bliskie światy mogą być tak różne, tak dalekie ontologicznie, tak nieprzystawalne. Jak Bronowice i Kraków wtedy, 111 lat temu.
Ależ da się sfotografować rynek bez tłumów. Wystarczy przyjść latem koło 5 nad ranem :) O tej porze roku to jednak niestety niemożliwe, bo o 5 jeszcze ciemna noc.
OdpowiedzUsuńNo juz się bałam że znowu gdzieś zniknęłaś!
OdpowiedzUsuńCo do zdjęć, to owszem, potraktuję je bardzo poważnie, bo
- wcale nie są źle skadrowane (szczególnie dwa ostatnie)
- światło jes piękne,
- robiłaś je o tej magicznej porze kiedy wszystko jest troszke odrealnione i tajemnicze
- bardzo mi sie podobają!
Co do zagadki to muszę trochę poszperać:(
Na razie pięknie pozdrawiam i życzę Ci udanego tygodnia!
Serdeczności
J.
No to tak:Pan Młody nr:
OdpowiedzUsuńI - W. Tetmajet
II- L. de Laveaux
III- S.Wyspiański
IV - L. Rydel
a reszta to literatura ;))
Ado zagadka była przednia. Czy myślałaś o zawodowym pisaniu kryminałów?;)
OdpowiedzUsuńMogę spróbować rozwiązać?
Pierwszy ślub- Włodzimierz Tetmajer i Anna Mikołajczykówna.
Ślub drugi, którego nie było- Ludwik de Laveaux i Marysia Mikołajczykówna.
Ludwik biedny gruźlik, powróci jako Widmo w akcie 2 scenie 5 Wesela.
Ślub trzeci...Ty nie chcesz plotkować, więc wezmę to na swoje sumienie;) Stanisław był ojcem chrzestnym nieślubnego syna Teodory Teofili Pytko i to była ta przeszkoda formalna, która doprowadziła do unieważnienia ślubu.
Ślub czwarty...Lucjan poślubił Jadwigę w kościele NMP, gdyż Bronowice przynależały do tej parafii. To oficjalne wyjaśnienie. Ale ja tak sobie myślę, że chodziło głównie o to, żeby Andrzej Wajda kilkadziesiąt lat później mógł tak pięknie rozpocząć swój film;)
Drugi świadek pamiętnego ślubu to Błażej Czepiec.
W roku 1900 Stanisław mieszkał przy placu Mariackim 9. Dziś w miejscu na którym stał tamten dom jest pamiątkowa tablica z portretem Wyspiańskiego dłuta Karola Hukana.A co widział z okna swojego drugiego piętra? Niech sam opowie:"...widok cudowny na cały carrefour około kościoła, na Świętą Barbarę, wikarówkę, przecudowny[...]-XV wiek z okna"
Naprawdę Ado chapeau bas, świetna zagadka:)))
O jak tęskno do Krakowa!!!
Ada świetna zagadka i wspaniały komentarz Moniki T.:) Może dasz się skusić na więcej takich zgadywanek?
OdpowiedzUsuńPo za tym zazdroszczę Ci darmowych wejść do muzeów w Krakowie, poszwędałabym się z ochotą. Mam nadzieję, że nie odstąpią od tego w następnych latach. Wiem, że było tak po raz siódmy.
Serdeczności
Jeden Kraków a tylu artystów obecnych w nim swoją twórczością, inspiracją literacką i malarską. Premiera filmu wywołała mieszane uczucia, lecz teraz już te dyskusje związane z obsadą i muzyką minęły. Pozostał obraz, który chyba oddaje ducha dzieła i zaprasza na wesele rozedrgane tańcami,wnętrzem duszy, pielęgnowaną tradycją, marzeniami. I na uboczu stoi Roman Brandstaetter z niewielką książeczką "Ja jestem Żyd z "Wesela".
OdpowiedzUsuńCzekam na to, co nastąpi jako ciąg dalszy:)
Moi drodzy, pozwólcie, że odpowiem dziś minimalistycznie - pisanie dzisiejszej notki zabrało mi dużo czasu i jestem zmęczona...
OdpowiedzUsuńNajważniejsze - gratulacje dla Moniki. No... Jak zwykle :)) Ale kiedyś wymyślę taką łamigłówkę, której nie uda się rozszyfrować ;) W komentarzu Moniki jest odpowiedź na wszystkie pytania, jakie zadałam, a nawet więcej! To ogromnie miłe :)
Podziękowanie dla estees, który jest mile widzianym gościem, i na którego wiedzę liczę - jeśli coś w mojej wątpliwej wiedzy o sztuce będzie wymagało korekty.
Podziękowanie dla Joo, Nutty, Montgomerry, dla których piszę z radością :)
Podziękowanie dla Gregora za fotograficzną poradę - latem lubię wstawać bardzo wcześnie, ale teraz... brrr!
Dziękuję milczącym czytelnikom (a wiem przynajmniej o dwojgu :) za to, że poświęcają swój czas.
Zagadka bardzo interesująca i ciekawa:) Aż musiałem odświeżyć swoje informacje o tych wydarzeniach, aby przypomnieć sobie, kto z kim i dlaczego i skąd, a właściwie po co:)
OdpowiedzUsuńCharliethelibrarian - miło Cię znów tu widzieć :)
OdpowiedzUsuńPrawda, że to wygląda trochę na węzeł gordyjski? Sztuka mieszała się z życiem, a wszystko było jakoś bardziej intensywne niż dziś. No i Kraków dużo mniejszy...
Sto lat temu to była klimatyczna mieścina z zaledwie 85 tysiącami mieszkańców:) I praktycznie wszystko kręciło się w obrębie Starego Miasta:)
OdpowiedzUsuń... A gdy pan rektor Mehoffer szedł co rano z Krupniczej do Akademii, to wszyscy dziwili się, czemu tak poważna persona chodzi TAK DALEKO zamiast wziąć dorożkę :)
OdpowiedzUsuńI spóźniłem się by błysnąć erudycją...
OdpowiedzUsuńale za to dodam do tej wspaniałej historii jeszcze taki ciekawy epilog.
Brandstetter - "ja jestem żyd z "Wesela"" - ta sama historia opowiedziana z zupełnie innej strony.
Dziękuję za przypomnienie "Wesela". To mój ulubiony dramat.
OdpowiedzUsuńI moja wiedza też nie zdążyła zabłysnąć:)
Panowie, wobec tego liczę na Was w przyszłości :)
OdpowiedzUsuńA Wyspiański na pewno zasługuje na to, by czytać go jak najczęściej, przypominać i odkrywać, jak bardzo jest ponadczasowy, zaskakująco współczesny i bliski.
Ado, a mnie się bardzo podobają te zdjęcia kościoła Mariackiego o zmierzchu. Niebo czerwieni się jakby nabierało od tego kościoła koloru i do tego to złote światło latarń, piękne.
OdpowiedzUsuńJa również dziękuję za przypomnienie "Wesela" ;-)
Dziękuję :) Rzeczywiście to światło wydawało się być związane z cegłą kościoła, samoistne, nierzeczywiste.
OdpowiedzUsuń"Wesele" warto przypominać! Niedawno przeczytałam je sobie całkiem na nowo, dla przyjemności a nie z konieczności - i to było odkrycie! Ileż w tym nowoczesności, ile ponadczasowych obrazów i obrazków. Jednak szkoła na długo zniechęca do czytania tzw. "lektur". U mnie musiało minąć tyle czasu, żeby znów z przyjemnością i wrażeniem odkrywania czegoś absolutnie nowego - sięgać po klasykę.
Serdeczności dla Ciebie, Anito
Niech ta jesień będzie wreszcie lepsza :)
Moja zaprzyjaźniona polonistka, która w liceum przepracowała z 30 lat, mówiła, że za każdym razem przerabiając "Wesele" odczytywała je na nowo, inaczej, nie było dwóch tych samych interpretacji, zawsze coś nowego odkrywała. W naszej polskiej rzeczywistości, ten dramat nigdy się chyba nie zdezaktualizuje.
OdpowiedzUsuńA tak poza tematem przypomniał mi się cytat z "Nocy Listopadowej": "Listopad to niedobra pora dla Polaków". Wyspiański miał rację ;-) Dobrze, że już grudzień.
Miłego dnia, Ado. Ciekawe, radosnego grudnia Ci życzę.
Zdecydowanie miał rację! A jeśli listopadowy klimat rozciąga się na grudzień... Mam nadzieję, że u Ciebie lepszy. Myślę i pozdrawiam ciepło :)
OdpowiedzUsuń