Wodny wzorzec: Wisła o zmierzchu, impresja
Dziewięć zdjęć na ten sam temat albo rzecz o tym jak minął mi czas w Krakowie. Gdy mówię "znak wodny", "watermark" - myślę tylko o Brodskim. Kiedyś miałam ten widok na co dzień i można było kolekcjonować wodne odbicia: od norbertanek po mój ulubiony błękitny most, albo od mostu Zwierzynieckiego po Retmański, zawsze ta sama rzeka i zawsze inna woda, płyną inne plamy światła, mieszają się wieże i przęsła mostów, cienie chmur, odbicia świateł, inne wspomnienia. Pamiętam Wisłę o przedwiośniu, wynurzenie z zimy. Pamiętam jak płynęły kry, pamiętam powódź, pamiętam szarą od upału wodę. Wszystko układa się w wodny wzorzec. Piszę jak piszę i patrzę jak potrafię. Może to wypadkowa zdolności poznawczych i jakiegoś niejasnego przyciągania. To nie jest Kraków prawdziwy, ale taki, jaki widzę - przez zmrużone albo całkiem zamknięte oczy.
Teraz miałam trzy dni, nawet mniej. I nie, nie stałam przez te trzy dni nad brzegiem, nawet moja patologiczna fascynacja ma swoje granice. Ale taki widok był ostatni, w przeddzień wyjazdu. Jakoś irracjonalnie zapadł mi w pamięć i od tych wodnych widoków, wedut wiślanych (a co tam) chcę rozpocząć. Dziś siedem pierwszych zdjęć o niczym. Kolorystyka... zresztą nie będę mówić, jakie miałam skojarzenia i kogo ta turkusowo-granatowo-złota paleta mi przypomina, i ta łódka. Może - na pewno - to tylko moje złudzenie.
To był zawsze Kraków dla cierpliwych, tutaj. Teraz - dla najcierpliwszych. Ile razy można fotografować zakole Wisły pod Wawelem? Pozostając w konwencji spod znaku litery W jak wodny wzorzec odpowiem:
po wielokroć, wytrwale, bez wytchnienia.
Więc ;) wody będzie więcej, ostrzegam. Dziś pierwsza odsłona. I Krakowa będzie więcej (w wykradzionych chwilach, w nocnym pisaniu). Właściwie będzie tylko Kraków, widziany i wyobrażony, mam tyle zdjęć, że mogłabym publikować codziennie przez kilka lat i chciałabym zatrzymać te kilka sierpniowych dni, bo inaczej, jeśli ich nie opiszę, pozostanie z nich tyle co z konfiguracji wodnych i świetlnych odbić na tych zdjęciach.
Zapraszam wytrwałych!
PS
Przepraszam, że ostatnio tak rzadko odwiedzam Wasze blogi. Mam nadzieję, że już niedługo, jesienią, będę miała więcej czasu. Dość powiedzieć, że po ostatnim trzydniowym samowolnym "urlopie" w Krakowie przez następne trzy dni walczyłam z zaległościami i zdjęcia (!) zgrałam z aparatu (!) dopiero DZIŚ. Kto zna mnie i mój fotograficzny nałóg i moją niecierpliwość - ten będzie miał wyobrażenie o ilości wolnego czasu, jakim ostatnio się cieszę.
Mam wyobrażenie i fascynację odbiciami podzielam, zamówienie aktualne, w weekend usiądę i wszystko pozałatwiam ;), cieszę się, że ukradłaś dla siebie te trzy dni ;)
OdpowiedzUsuńO, tak! te wykradzione dni były konieczne! Dzięki temu mam zapas zdjęć i wrażeń i będzie nareszcie Kraków na tym zasnutym pajęczynami blogu.
UsuńBez pośpiechu :)
a co z obietnicami codziennych postów, rozumiem, że przekładamy na jesienno-zimowy czas ;)?
Usuń"Mierz zamiar podług siły" - to do mnie, niestety...
UsuńBędą co drugi dzień ;) No, najwyżej co trzeci.
A zważ na godzinę publikacji tego komentarza :) Jestem pełna podziwu dla moich (bezsensownych) wyrzeczeń.
UsuńMiłego dnia :)
wyrzeczenia nie są bezsensowne, dzięki nim podnosimy wartość tego, co osiągamy...
UsuńAda, jakie nastrojowe.
OdpowiedzUsuńA ja widzisz ukradałam dwa dni i pognałam samochodem na pół popołudnia i pół przedpołudnia do Krakowa.
Muszę to powtórzyć w spokojniejszej porze roku,teraz nie ma szansy na takie zadumane momenty jak u Ciebie.
ściskam,
M.
Moja Mama, wychowana w Krakowie okołowojennym czyta Cię, wzrusza się i docenia,
dobrego dnia,
M.
Nie masz pojęcia, jaką radość sprawił mi Twój komentarz! Moje ukłony dla Mamy, bardzo dziękuję za dobre słowo. To bardzo, bardzo dla mnie cenne. Tamten czas niełatwy i, bywało, niedobry, miał przecież coś, co teraz z trudem tylko można odnaleźć. Dostrzegam to na starych zdjęciach Hermanowicza z lat 50-tych, zachwycam się tamtym Krakowem. W sobotę odwiedziłam Muzeum Historii Fotografii - taka podróż w czasie, namiastka.
UsuńKto wie, czy Kraków w takich wykradzionych chwilach nie jest najpiękniejszy - w każdym razie ja doceniam bardzo taką kruchość czasu. Wszystko odbiera się mocniej. Twoja wycieczka pod wpływem chwili bardzo mi się podoba.
Serdeczności przesyłam
Ada
Ado,
Usuńbo część naszej rodziny jest właśnie z Krakowa... Szarski i syn, daleko przedwojenny Uniwersytet Jagielloński, śluby, chrzciny i pogrzeby, a także część dramatu okupacji, to strzępy rodzinnych opowieści przy stole, na cmentarzu, nad starymi zdjęciami.
dobrego dnia i dobrze, że jesteś,
M.
Piękna historia, jej elementy układają się w prawdziwy obraz Krakowa takiego, jaki cenię. Chciałabym mieć takie wspomnienia.
UsuńDziękuję raz jeszcze za dobre słowa - nie ma dla mnie lepszej motywacji.
A.
Van Goghu mój krakowski:) zakole Wisły pod Wawelem można fotografować i oglądać nieskończoną ilość razy;) na szczęście!!!
OdpowiedzUsuńMoniko :)) Ja myślałam - równie skromnie - że to w duchu Mistrza Marynistycznych Peyzaży, Burz Morskich y Parowców.
UsuńNieskończoność - to mi się podoba! Ilość moich zdjęć po ostatnich 3 krakowskich dniach dąży do N natarczywiej niż zwykle.
I mam jedno specjalnie dla Ciebie. A może i więcej, jak się zastanowić :)
No to już nie mogę się doczekać:)Piękne jest też to zdjęcie z nagłówka.
UsuńTo z nagłówka - jedno z tej właśnie wieczornej, sobotniej serii. Albo: jak wykorzystać poręcz mostu w roli statywu ;) Mówię Ci - było tak pięknie...
UsuńNo wiesz co? Obrażam się! Myślisz, że trzeba mnie przekonywać, że było pięknie:))) Wczoraj obejrzałam dokument o Andrzeju Zausze. Nie mam pojęcia, o czym mówili, bo patrzyłam tylko na Rynek w tle. Rynek z początku lat 90-tych. Z takim ciemnym, nieodnowionym kościołem Mariackim...
UsuńMille excuses ;)) Ale to nie była retoryka, tylko niemożność ujęcia wrażeń w słowa :)
UsuńTamten Kraków z lat 90-tych, a nawet wcześniejszy - przecież pamiętam, ale dlaczego, dlaczego nie robiłam zdjęć? Czemu na "chorobę na Kraków" zapadłam później? Pamiętam stary Kazimierz, i rzeczywiście ten dawny kościół Mariacki - wewnątrz. Teraz jest piękny i wiem, że był bardzo zniszczony, ale... tamte ciemności, ochry, brązy zadymione od świec...
No właśnie. Już Ci kiedyś o tym pisałam, że taki Kraków Hermanowicza wydaje mi się jeszcze bardziej zachwycający. Ech...Znikam na razie. Dobrego dnia:)
UsuńI ja już wracam do moich prac. Tu słońce, upał, pola - trudno uwierzyć w ten wieczorny Kraków. Trzymaj się :)
UsuńWiesz co i jak fotografować!!!
OdpowiedzUsuńDziękuję, to bardzo miło słyszeć. Co - na pewno, nad "jak" pracuję :)
UsuńPieknie - przezyje bez Twoich komentarzy, ale jesli jeszcze raz znikniesz bez slowa na dluzsza czesc roku - to juz chyba nie przezyje. Pieknie gra swiatlo w Wisle.
OdpowiedzUsuńObiecuję, że to już ostatni raz ;) Dziękuję, że zaglądasz. A gry światła, wody, ciemności, księżyca - to był temat moich ostatnich krakowskich dni. Będzie tego tu trochę. Ale i inne rzeczy dla równowagi.
UsuńSerdeczności :)
Ces photos me font penser à un tableau impressionniste (bateau sur la Tamise, mais je ne sais plus de quel peintre). J'aime beaucoup.
OdpowiedzUsuńIncroyable! C'est exactement le tableau auquel j'ai pensé en regardant ce soir-là la rivière et puis à d'autres paysages marins du même peintre. William Turner dont le regard génial transfigurait l'eau, l'air et le feu, l'alchimiste parmi les peintres. J'ai vu son exposition il y a quelques mois.
UsuńMerci!
Oui, c'était Turner.
UsuńIleż tajemniczości jest w tych krakowskich kolorach! Super zdjęcia.
OdpowiedzUsuńWiem, Ada, co to brak czasu. Mam go ostatnio tez niewiele.
Przesyłam pozdrowienia z Mazowsza
Mazowsze! To może kiedyś przeczytam u Ciebie o wycieczce do Brwinowa, do Podkowy Leśnej? To moje marzenie - wybrać się tam kiedyś.
UsuńBrak czasu to prawdziwe utrapienie...
pozdrawiam serdecznie!
To zdjęcie nagłówkowe piękne.
OdpowiedzUsuńDziękuję - było przepiękne światło. Dziś więcej zdjęć z tej serii.
UsuńPiękne, nostalgiczne, impresjonistyczne a wręcz nawet trochę fowistyczne. Brakowało mi tego:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Cię serdecznie i czekam na więcej!!!
Joo, nie masz pojęcia jak cieszy mnie Twój powrót!
UsuńCała ogromna seria impresjonistycznych obrazków już czeka :)
A ja podążę - choć przez chwilę - szlakiem Twoich podróży po Europie.
Pozdrowienia!
płynąca woda to zawsze takie magiczne połączenie ruchu z bezruchem
OdpowiedzUsuńI tyle warstw znaczeniowych, kulturowych, językowych - prawdziwy wodny labirynt znaczeń.
UsuńTo niemal Gwiaździsta noc, lecz nie nad Rodanem, ale nad Wisłą;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło
Nutto, podróże z Tobą po Francji - a w każdym razie choć niewielki wgląd jak przez uchylone okiennice - obiecywałam sobie cały tydzień. Zagajewski, Weil, Mistral - to dla mnie dolina Rodanu.
UsuńDobrego dnia
drugie zdjęcie fantastyczne :)
OdpowiedzUsuńfantasmagoryczne :)
UsuńAlbo doświadczenie: przez jak długi czas zdołam utrzymać aparat bez poruszenia ;)
Kraków przez zmrużone oczy wygląda impresjonistycznie. Uchwyciłaś w obiektywie magię. Pozdrawiam.Lena
OdpowiedzUsuńTo pierwsze zdjecie, to jest OBRAZ.
OdpowiedzUsuńChwile trwało, zanim do mnie dotarlo, ze to nie jest nowy wpis;)
W jakiś sposób jest nowy - więcej się napracowałam nad przywróceniem go niż napisaniem wtedy po raz pierwszy ;-)
OdpowiedzUsuńMusiałam być w poprzednim życiu jakimś malarzem marynistą, nie mogę się uwolnić od tych wodnych obrazków ;-)
Kiedy patrzę na Pani zdjęcia Wisły nocą, zwłaszcza na te z sylwetą płynącej łodzi, mam oczywiście natychmiast skojarzenie z impresjonistami, z Monetem i jego "Impresją..." (choć pora nie ta). Fotografie te intrygują, bo posługuje się Pani niedopowiedzeniem; właściwie robi Pani zdjęcia światłu, które kształtuje przestrzeń, wydobywając z niej głębię, jakieś dalsze plany. Bardzo mi się to podoba. :-)
OdpowiedzUsuńDziękuję za miłe słowa i zrozumienie dla mojej pasji dla tych nieoczywistych, nieostrych widoków, obrazków z wody i światła. Impresjonizm, jakkolwiek anachroniczny może wydawać się dzisiaj, był kiedyś prawdziwą rewolucją. Fascynuje mnie momentalność obrazu, zmienność i nieuchronne przemijanie. A jeśli miałabym wskazać jakąś literacką inspirację, może odległą, to będzie to "Znak wodny" Brodskiego.
OdpowiedzUsuń