Czytając Marka Aureliusza - Kraków tu i teraz

Czytając Marka Aureliusza:
Przebudź się i przyjdź do siebie! A jak byś wstał ze snu i poznał, że cię trapiły sny, tak na jawie patrz na to, jak na tamto patrzyłeś. (31, ks. VI)



Kto widział teraźniejszość, widział wszystko od wieczności do wieczności. Wszystko bowiem jest jednakiego rodzaju i kształtu jednakiego. (37, ks. VI)
Nie gniewasz się przecież, że ważysz tyle tam funtów, a nie trzysta? Tak więc nie gniewaj się, że masz żyć do tego czasu, a nie dłużej. Jak bowiem zadowolony jesteś wydzieloną sobie częścią materii, tak bądź zadowolony i długością czasu. (49, ks. VI)

Już się nie błąkaj. Ani bowiem własnych wspomnień odczytać raz jeszcze nie będziesz miał sposobności, ani czynów starożytnych Rzymian i Greków, i wyjątków z ksiąg, które na starość odłożyłeś. Zdążaj więc do końca, a odrzuciwszy próżne nadzieje, przyjdź sam sobie z pomocą, dopóki można, jeżeli cię los własny obchodzi. (14, ks. III)
Bacz, byś nie postępował tak wobec ludzi niemających uczuć ludzkich, jak ludzie niemający uczuć ludzkich wobec ludzi. (65, ks. VII)
Kochaj sztukę, której się nauczyłeś, i w niej znajdź spokój. Resztę zaś życia przepędź jako człowiek, który z całej duszy zdał swe sprawy w ręce bogów, a z siebie nie czyni ani tyrana, ani sługi żadnego człowieka. (31, IV)
 Przypuść, żeś już umarł i życie dotychczasowe ukończyłeś. Resztę życia, pozostałego ci jako nadmiar, powinieneś przeżyć zgodnie z prawami natury. (56, ks. VII)


Pomiędzy słowami, wersami, w przydechu, w hiatusie, w milczeniu - zapis minionych dni i zdarzeń. O tym się będzie milczeć. Niech będzie i tak, że Rozmyślania nie są, jak się często przyjmuje, romantycznym zapisem zmagań cesarza-filozofa (gdy barbarzyńcy już u bram, schyłek znanego świata, koniec pewnej cywilizacji). Może okazać się, że dotychczasowe wyobrażenie władcy-mędrca, cesarza-stoika jest zgoła błędne a same Rozmyślania nie są wyrazem goryczy i pesymizmu, lecz ćwiczeniem, ćwiczeniem w medytacji. Niech będzie jakkolwiek. Czymkolwiek staną się Rozmyślania Marka Aurelego w analizach uczonych, lingwistów i filozofów, dla mnie pozostaną trwałe jak kamień. Ścieżki rozumu, natura wszechrzeczy. Niekończąca się Przemiana, życie zamykające się w teraźniejszości. Tajemnica czasu, który jak rwąca rzeka porywa ze sobą mgnienia, sekundy, pory roku, młodość, ludzi bliskich i nieznanych, imiona sławnych mężów a nawet niepamięć. A przecież jest tajemnicze następstwo zdarzeń, które przeczy domniemanemu chaosowi, opiera się siłom entropii.

W następstwie rzeczy po sobie następujących widać zawsze pewien związek. Bo nie jest to jakoby wyliczenie szczegółów bez związku, połączonych tylko w myśli, ale połączenie rozumne. I jak to, co jest, jest ułożone w sposób harmonijny, tak i to, co się dzieje, okazuje nie proste następstwo, ale cudowny jakiś związek. (45, ks. IV)

Jeden dzień, wrześniowy, za drzwiami już czeka październik. Za mną prace, mniej lub bardziej niewdzięczne, konieczne. Przede mną - już następnego dnia, o świcie, długo oczekiwany tydzień wolności i tatrzańska wyprawa. W międzyczasie, w nawiasie czasu - nawet nie jeden dzień - jedno popołudnie i wieczór w Krakowie. Kilka godzin wyrwanych z porządku rzeczy, niekoniecznych a przecież zdarzyły się - były potrzebne. Tydzień wolności okazał się złudny, następne tygodnie przyniosły inne zdarzenia a tamto popołudnie pamiętam teraz jako doskonałe.

Przepraszam za długie blogowe milczenie. Tak czasem bywa, co tu dużo mówić, że nawet pisać, ba - czytać i fotografować nie ma się siły, bo jest się zdanym na pastwę losu/ chaosu. Tak czy inaczej wszystko zmierza naprzód, rzeka czasu unosi wszystko, zdrowie, choroby, siły i bezsiły. Rozmyślania Marka Aureliusza są dobrym przewodnikiem. Potęga rozumu, woli? Nie wiem. Chciałabym pozbyć się wątpliwości. Ale: bezkresna i potężna siła Natury, porządek wszechrzeczy - często niedostrzegany z naszej mikroskopijnej perspektywy - potęga Przemiany. I bezcenna chwila. Bo jeśli coś posiadamy, to ją właśnie. Można ćwiczyć rozum w sztuce medytacji, można oddzielać mniemania i rzeczy, wrażenia i akty woli, złudzenia i dotyk rzeczywistości. Można ćwiczyć się w przyjmowaniu życia rozumnie, ze spokojem, ale jeśli coś pozwala przeżyć i przetrwać, to właśnie ona, Chwila. Tu i teraz.

Czytajmy Marka Aureliusza.




Taki był Kraków, jedno popołudnie i wieczór, nie proste następstwo, lecz cudowny jakiś związek chwil, obrazów. Było słońce, przedwieczorne, moja ulubiona złota godzina - w gęstej zabudowie miasta światło rozpala tylko krawędzie, szczyty, skrawki. Wschodnia pierzeja Rynku na otwartej przestrzeni paliła się jakby wewnętrznym światłem. Pod błękitno-granatowym niebem, niskim, ciężkim od chmur. A to wszystko przez chwilę, w okamgnieniu. Fasady kamienic, ochry i żółcienie. Biel i seledyn kościoła św. Wojciecha a nad nim zgaszona, piaskowcowa biel przepięknej attyki Bonerów. Czysty ogień gotyckiej cegły krakowskiej Notre-Dame. Maszkarony Sukiennic wygrzewały się w słońcu jak prehistoryczne zwierzęta. Wieże mariackie wbijały się kolczastą koroną w granatową poduszkę chmur i dziurawiły ją aż do błękitnej poszewki. Kościół dominikanów przypomniał sobie z przerażeniem rok 1850, rok Wielkiego Pożaru. Zatrzymały się zegary, uciszyły tramwaje. Oko Opatrzności otwarło powieki.








Dokąd poszłam potem? Wiadomo - nad Wisłę. Gdzie otwarta przestrzeń, spektakl światła i wody. Zdaję sobie sprawę, że to... nic nowego. Nihil novi - taki tytuł miał nosić ten wpis. Ale chciałam zachować całość tamtego popołudnia, zatrzymać je w jednym kawałku tak doskonałe jak było, tak konieczne. Dlatego będzie znów Wisła, będzie zachód Słońca - a trzeba mieć odwagę, by pokazywać zachód Słońca, bez dwóch zdań! Czym różni się ten od kiczu, od wytartych cliches? Tym, że jest mój. Niezbywalny.

Gdybym miała talent i los rzuciłby mnie w wiek XVIII, byłabym - to rzecz pewna - mistrzem pejzaży marynistycznych. Patrzcie na poniższe z uśmiechem albo z przymrużeniem oka, jak wola. Ale nie mam serca, by wyrzucić te zdjęcia - bez nich tamto popołudnie nie byłoby tak - dla mnie - doskonałą figurą. Błękitno-złoto-czarną kulą czasu.









A gdy już zgasło. Sylwetki kościelnych wieżyc i fasad, jedne czarne, teatr cieni, inne oświetlone jakimś ciężkim, ciemnym światłem. Maszty kamiennych okrętów. Najpiękniejszy chyba ten romański okręt - św. Andrzej, romańska kostka świeciła złoto-brązową poświatą, tylko szczyty wież aż po biforialne przezrocza widziały prawdziwe, jasne światło. Pod kościołem św. Idziego stary kasztanowiec o uschniętych liściach stracił rachubę czasu - wypuścił garście zielonych liści i zakwitł, nie bacząc na jesień, na kalendarz, na wiek. Biedne, płynące pod prąd czasu drzewo.








Na Rynku - Stendhal. Czerwone i czarne. Kontury, sylwety, wieżyce, attyki - jak wycięte z kartonu, jednopłaszczyznowe. Poeta na brzydkim pomniku, indyk i kogut - alegorie dwóch zasłużonych prezydentów miasta z innych czasów - na attyce Sukiennic. Widzicie? Teatr cieni.







I wreszcie Księżyc. Spotkałam go jak siedział na dachu teatru Słowackiego a chwilę potem unosił się jak balon nad dachem Domu Machin. I tak skończył się ten dzień, trochę nierealny, ale piękny w niezwykłym następstwie chwil, w przemianie elementów. Nic nie pozostało takim, jak było.
Często myśl o tym, jak szybko ulega porwaniu i znika to, co jest i co się dzieje. To, co jest - jak rzeka - nieprzerwanie płynie. Skutki ulegają ciągłym zmianom, a przyczyny tysięcznym zwrotom. Nie ma prawie nic stałego. A w pobliżu przepastna jest nieskończoność przeszłości i przyszłości, w której znika wszystko. [...] (23, V)


Czas jest jakby rzeką wypadków i strumieniem gwałtownym. Wszystko bowiem, zaledwie się okazało, już zostało porwane, już co innego się okazuje, a co innego zniknie. (43, IV)

Marek Aureliusz, Rozmyślania, przełożył Marian Reiter, Wydawnictwo Antyk, Kęty 2003


Cierpliwych - pozdrawiam (ktoś doczytał do końca? :) Niecierpliwych przepraszam za długie milczenie. Tak to tutaj bywa - milczenie przemienia się w słowa, one w ciszę, ona w słowa. Witam się z dawnymi znajomymi, witam nowych czytelników - nareszcie będę miała więcej czasu na czytanie, pisanie, uzupełnianie blogowych zaległości. Jesień ma swoje dobre strony! Za oknami jakoś tak zimno i prawie zimowo, dlatego będzie dużo wspomnień i podróży w czasie. Tatry, przede wszystkim październikowe Tatry.



Komentarze

  1. Dobrze, że już jesteś. Spaceruję z Tobą dłuższą chwilę i chłonę ten Kraków, mój w nocy, Twój wieczorem. I słowa przygotowane z takim kunsztem, że wstydzę się swojego niemilczenia. Może tak w życiu trzeba, pomilczeć czasami? Sam szukam na próżno tych wolnych chwil i ciągle mi ich brak. Niech jesień to zmieni. Pozdrawiam, Ado.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nocny Marku :) Nomen omen, gdy czyta się Rozmyślania, nieprawdaż?
      Czytam Marka Aurelego już od paru tygodni, wracam do niego zresztą nie po raz pierwszy - ale do tego pewnie musi upłynąć sporo wody-czasu w rzekach, by w przemijaniu znajdować pociechę. Słowa, słowa, ta woda, cóż mogą.
      Moje milczenie nigdy nie płynie z dobrego źródła. Może jest dobre, samo w sobie, bo pozostawia pustą przestrzeń. Nie wiem. Teraz chciałam jednak coś zostawić, coś zapisać.
      Dobrej nocy, Zbyszku.

      Usuń
  2. :) i jesteś :) przywołana myślami :), i nasycona energią Tatr :), zachwycona po raz kolejny Krakowem - jesteś Dobrym uchem tego miasta, a teraz korzystaj z dobrych stron jesieni :)
    doczytałam do końca i wiem teraz, że warto było czekać :)
    refleksje są radosne i smutne, wszystko zależy czy widzimy szklankę do połowy pełną czy pustą, ale zaprawdę mamy tylko tę chwilę, więc chwilo trwaj !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, wygląda na to, że to było jak przywoływanie ducha (miasta). Nawet pora odpowiednia ;) Cóż, wywołałaś mnie - i wszyscy, którzy pisali do mnie lub myśleli. I jestem.
      Przy okazji wywołany został śnieg, widok dziś rano z okna całkiem odrealniony, nie mogłam uwierzyć własnym oczom. A myślałam, że zatrzyma się tam na zachodnich rubieżach :) Śnieżna czy nie - chwilo, trwaj.

      Usuń
  3. Piękny dzień, Ado, z głębokimi przemyśleniami.
    Myślę, że zawsze bliżej, ale ciągle daleko do poznania. Wątpliwości zawsze będą. Czytając słowa Marka Aureliusza, zaczynamy inaczej myśleć, najpierw jedno słowo będzie inaczej postrzegane, potem następne, tak samo i to co widzimy. Dziś patrząc na coś, czujemy niepokój, jutro chcemy się przy tym zatrzymać i na spokojnie przemyśleć.
    Cieszę się, Ado, że jesteś.
    Pozdrawiam z białego Mazowsza

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, to bardzo dobry trop, wnikliwe odczytanie. Rzeczywiście refleksja nad rzeczywistością, nad naszą ludzką kondycją jest czymś, co można wypracować, do czego warto dążyć krok po kroku, od słowa do słowa i od myśli do myśli. Codzienne ćwiczenia z myślenia :)

      Dziękuję ci za pamięć podczas mojej blogowej nieobecności.
      Tu też biało po horyzont, całkowite odrealnienie. Zrobiłam zimowo-październikowy reportaż. Brrrr...

      Usuń
  4. No co Ci powiem? Jeden z najpiękniejszych wpisów i tyle. I aż tyle.Gdyby nie to, że mam nadzieję na tych kilka wykradzionych godzin w Krakowie, to pewnie dzisiejszy (ach już śnieżny) dzień byłby melancholijno-rozpaczliwy. A tak będzie tylko melancholijny...ale to dobry stan. I patrz, jak to niewiele się zmienia, nawet jak u Marka Aureliusza, te książki odkładane na starość. Może tylko tytuły inne...;)I w ogóle ten fragment obudził we mnie skojarzenia z Miłoszem (już kiedyś, dawno, na innym Twoim blogu cytowałam ten wiersz, jeden z moich ulubionych)
    "Już nie goń. Cicho. Jak miękko deszcz pada
    Na dachy tego miasta. Jak wszystko jest
    Doskonałe.[...]
    Tak, to mój podarunek. Nad popiołami.
    Na gorzkiej, gorzkiej ziemi. Nad podziemnym
    Echem wezwań i przysiąg. Abyście o poranku
    Byli uważni: pochylenie głowy,
    Ręka z grzebieniem, dwie twarze w lustrze
    Są tylko raz, na zawsze. I niekoniecznie w pamięci.
    Abyście byli uważni na to, co jest chociaż mija
    I w każdej chwili wdzięczni, świętujący wszelkie istnienie."
    No i jak tu nie skłonić głowy przed Naturą. Ten kasztanowiec, to jest dopiero nauka. Wola życia!
    No i osobiste podziękowanie za zdjęcie pewnego kościoła, z odblaskiem słońca, nie wielkiego pożaru;)
    Ado, uśmiecham się do Ciebie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moniko, niezmienność w wielkiej, nieustannej Przemianie, prawda? Te same myśli, książki niepotrzebnie odkładane na na starość (tak, tytuły trochę inne, to jest ta zmienna w niezmiennym równaniu) doskonałość jedynej chwili i cudowne następstwo zdarzeń, nieodgadniony porządek. Marek Aureliusz był mi najlepszym towarzyszem. Jest. Odkryty dzięki Herbertowi - czy znasz ten piękny wiersz 'Do Marka Aurelego'? To jest druga, ciemna strona, podszewka świata oswojonego rozumowymi zaklęciami, ślepy wszechświat, ciemność i drżenie. Lecz jeśli potrzebuje się ratunku, to Rozmyślania pomogą zbudować jakąś konstrukcję, szałas, most.

      I udało mi się znaleźć dokładne brzmienie tego cytatu, który wzmiankowałam kiedyś w liście: "Przypuść..." etc. Może to i element filozoficznych ćwiczeń, ale bardzo trafny mi się wydał wtedy.

      Wiersz Miłosza - idealnym dopełnieniem. Dziękuję, że go przypominasz.

      Kilka godzin to bardzo dużo, a już kilkanaście :) Tu czas biegnie inaczej :)

      Usuń
    2. Uwaga osobista, nie na temat. Herbert był moim pierwszym, poetyckim olśnieniem. Jego zdanie
      "w drugim roku wojny
      zabili pana od przyrody
      łobuzy od historii" przeczytane w podstawówce dźwięczy we mnie do tej pory. I to jest zupełnie irracjonalne. Tyle wierszy przeczytałam potem, tyle znakomitszych wierszy Herberta także, a to zdanie trwa.

      Usuń
    3. Moniko, a zatem mamy jeszcze jedno wspólne wspomnienie... Pamiętam nawet układ typograficzny tamtej książki, zdjęcie Herberta, umieszczenie wiersza na stronie.

      Usuń
    4. O! To może rozwiążesz zagadkę, która dręczy mnie od kilku lat. To już będzie zupełnie nie na temat. Była taka czytanka, jakiś chłopiec i gdzieś z oddali dobiegająca melodia. I on zasłuchany, zaczarowany. Nie znał utworu, ale było to jego pierwsze olśnienie. A słyszał Dla Elizy Beethovena. Pamiętasz może coś takiego? Kto to napisał? Nikt z moich znajomych nie pamięta, a przecież podręczniki mieliśmy wtedy wszyscy jednakowe.

      Usuń
    5. Obawiam się, że ta opowieść pozostanie tajemnicą... Mam wrażenie, że coś pamiętam - ale tak ulotne, tak niewyraźne. Na pewno nie przypomnę sobie autora, trzeba by po prostu przejrzeć te dawne podręczniki - właściwie tylko z trzech albo czterech lat/klas. To jest do zrobienia. Ale... czy to opowiadanie będzie wtedy nadal piękne?

      Usuń
    6. No właśnie! I ta obawa powstrzymuje mnie przed intensywniejszym szukaniem. Ado, piękny pomysł na nagłówek. Najpiękniejsze jest to zdjęcie z migocącą wodą i wieżami Wawelu:)

      Usuń
    7. Dziękuję! Właśnie miałam pytać - jak znajdujesz ten nowy pomysł, który powstał w czasie Twojej tu nieobecności. Bardzo miło słyszeć, że Ci się podoba. No i tak... utopiłam wawelskie wieże w toniach Czarnego Stawu Gąsienicowego. Znaczy - synkretyzm ;)

      Usuń
  5. Człowiek musi mieć czas na samotność i milczenie.
    Pozdrawiam ciepło, ciesząc się z nowych wpisów i fotografii:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bez wątpienia! W milczeniu słuchać, przyglądać się, zatrzymać. Jest to jakieś lekarstwo.
      Jesień, nawet taka zimowa jak dziś, sprzyja znów pisaniu, czytaniu. Czasu mam więcej, bezcennego czasu!

      Usuń
  6. Dziękuję za "Przemyślenia":) Potrafisz pięknie dobierać cytaty i komentować. Dziękuję za spacer po Krakowie i jeszcze raz za to, że już jesteś:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobrze jest wracać, choćby po takie powitanie :)
      To ja dziękuję za cierpliwość - i jeszcze za bibliograficzną wskazówkę, zaraz sobie zanotuję.

      Usuń
  7. Ado, byłam spragniona Twoich słów i zdjęć. Pięknie dobrany Marek Aureliusz ( mam nadzieję, że przyniósł choć trochę mądrego pokrzepienia w trudnych chwilach), piękne zdjęcia, w których nie dostrzegam za grosz kiczu i banału. Wszystko to przesączone przez Twoje oko, serce i rozum przepięknie się układa w harmonijną całość.
    Kwitnącego jesienią kasztana zdarzało mi się raz spotkać i wywołało to we mnie wielkie wzruszenie. Biedaczek, pewnie zmarzł w tym jesiennym śniegu.
    Pozdrawiam Cię. Dobrze, że jesteś :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Anito, dziękuję za wszystko :) Za wielkie zrozumienie, empatię. Co tu dużo mówić, jest to tajemne wrocławsko-krakowskie połączenie i tego będziemy się trzymać :)
      Marek Aureliusz towarzyszy mi nieodmiennie w ostatnich tygodniach. Zawsze pragnęłam nabrać więcej mądrego dystansu i on najbardziej mi w tym pomaga.

      A ten kasztan kwitnący, nieszczęśnik, też o nim dziś myślałam - na taki zdobył się wyczyn a tu śnieg i mróz kilka dni po upalnych temperaturach. Jest dzielny jak tarnina u Herberta! Sprawy z góry przegrane budzą we mnie wielki podziw.

      Jeśli Wrocław wyzwala się spod śniegu, to może i Kraków jutro? Zobaczymy.
      Serdecznie, bardzo serdecznie Cię pozdrawiam :)

      Usuń
  8. Piękny jest Kraków. Przepełniony magią. Wspaniałe miasto.
    Piękne zdjęcia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moje-nie moje miasto, utracone i może kiedyś znów - odnalezione. Na razie przynależę do niego z daleka, oglądam w wykradzionych chwilach. Zdjęcia bardzo niedoskonałe, więcej chęci niż umiejętności. Słowa tutaj - niektórych może drażnić młodopolska emfaza.
      No, to ostrzegłam ;) A teraz - zapraszam, miło mi, że tu zaglądasz.

      Usuń
  9. Aureliusz zawsze "działa", A powolne przemijanie słońca w Krakowie robi wrażenie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czytałam go jeszcze wczoraj, przed gabinetem lekarskim - kto wie, czy to nie jest najlepsze miejsce na taką lekturę. Prawdziwe lekarstwo.
      Nawet nie wiem, kiedy zdjęcia ułożyły się z taką sekwencję, dopiero potem spostrzegłam, że to prawdziwa ilustracja słów Aureliusza: "i to, co się dzieje, okazuje nie proste następstwo, etc."

      Usuń
  10. Dzięki za tego marka Aureliusza. Powiem mądrości i spokoju sprzed wieków. No i ten aureliuszowski smutek, łatwo mi się zestroić. Jak zwykle wszedłem do ciebie na chwilę, a już nie mogę wyjść. Zazdroszczę ci tego spokoju. U mnie burze wewnetrzne, nic stałego, chwytanie dziesięciu srok za ogon, niepewność siebie i świata, szukanie, szukanie, ekserymentowanie i nawet jakbym się chciał zatrzymac, to nie mogę, wewnętrzna niewygoda nie pozwala. Niby akceptuję, że to taki etap w życiu, że akurat teraz moje "ja" jest w tyglu i przetapia się na coś nowego, ale odpocząłbym już, posmakował wyższych myśli i muzyki sfer;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Marek Aureliusz - jego myśl pomaga w najgorszym czasie, ale też wymaga stałej pracy nad sobą, nad umysłem, charakterem. Trudne to wszystko, w niektórych życiowych okolicznościach prawie (dla mnie) nieosiągalne. I tak odchodzę od niego i wracam, ale zawsze podziwiam. Pewne jest, że nic tak nie porządkuje naszego oglądu świata, hierarchii spraw istotnych i bezwartościowych - jak poczucie nieuchronności i końca. Choroba swoja czy bliskich.
      A może znasz "Księgę ziół" Sandora Maraiego? To taka transpozycja myśli Aureliusza na czasy nam współczesne. Często do niej wracam.
      A czy wewnętrzny spokój można sobie narzucić siłą woli? Nie wiem, mnie się nie udaje.

      Usuń
  11. guciamal (małgosia)21 stycznia 2015 19:54

    Rozmyślania czas zacząć:) czytać. Kupione pod wpływem,, kurzą się na półce. Zachęciłaś mnie cytatami, a potem przeczytałam Poczet cesarzy rzymskich Krawczuka (o ile znowu nie mylę tytułu) i musiałam mieć. Tak to z tym musem jest, że często mu ulegam, a potem musi cierpliwie czekać na swoją kolej. Potęga chwili - zaraz, zaraz, czy nie pisałyśmy o ty- dziś, wczoraj, jakoś mam wrażenie, że wszystko tak się nam zazębia, przecina, idziemy z różnych stron, aby spotkać się w tym samym punkcie, w chwili. Księżyc - lubi chyba przysiąść na dachu Słowackiego, a może tam wygląda najbardziej malowniczo. Ja podążałam za księżycem plantami. I pamiętam tę myśl i tę chwilę, kiedy z walizką wracałam do domu w moim mieście i patrzyłam na księżyc, który dzień wcześniej oglądałam w Krakowie i tak mi jakoś było, jakby cząstka tego Krakowa wróciła wraz ze mną; Kraków odbity w poświacie księżyca. Kochana marynistko, jeśli czas i chęci zapraszam nad morze, gdzie poza zapatrzeniem można się bez końca wsłuchiwać w jego melodię, a jak mocniej się człowiek wsłucha to może usłyszeć niejedną opowieść.

    OdpowiedzUsuń
  12. Marek Aureliusz jest dobry na wszystko. Ja też, bywa, długo do niego nie wracam, ale za każdym powrotem wiem, że znajdę tam jakąś odpowiedź. Nie trzeba go czytać - powiedziałabym, że nawet nie da się czytać "Rozmyślań" w takim potocznym rozumieniu "zabierania się za" czytanie, czytania "od deski do deski". Otwieram tę książkę na chybił-trafił, trochę przeczytam, tu stronę, tam dwie, tu jakiś fragment, trochę nad tym pomyślę, pośmieję się ze swoich marnych przywiązań i problemów, ustawię sobie na jakiś czas optykę postrzegania świata i... pozwalam jej się dalej kurzyć na półce ;) To trochę podobnie jak z "Księgą ziół" Maraiego.
    Och, marynistyczne pejzaże. Nie wszystkie, rzecz jasna, ale... Czy wiesz, jakim przeżyciem był dla mnie Turner w Muzeum Narodowym?
    PS Księżyc lubi też maszkarony na dachu Sukiennic, to pewne :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Hej Adrianno - makroman i ja to tożsame postacie - tylko po przeniesieni bloga na inną platformę, tu widzi mnie jako Macieja (nawet to wolę) - przy okazji, przeczytałem ten wpis jeszcze raz, całkiem od nowa, całkiem go nie pamiętając - jedynie mając odczucie typu "skąd ja to znam?" - ciekawe zjawisko.
    Zdumiewa mnie że dwa lata temu tak miałko go skomentowałem, a może to wcale nie było miałko, może wobec potęgi myśli Aurelego i przemijającego znaczonego zachodem słońca czasu, nic sensowniejszego napisać nie sposób? Przecież w sumie teraz nic więcej i tak nie napisałem.

    OdpowiedzUsuń
  14. Domyśliłam się :-) A takie powracanie do dawnych historii jest i dla mnie ciekawe, stopniowo wyciągam coś z archiwum, dodaję na nowo zdjęcia (to jest kłopotliwe) staram się powściągnąć wewnętrznego cenzora (to jest najtrudniejsze - czasem w ogóle nie odnajduję się w tym, co pisałam przed paroma laty) i publikuję na nowo. Taka podróż w czasie i przy okazji introspekcja.


    Komentarz nie był nieistotny, jak znaleźć zresztą słowa, żeby "skomentować" Marka Aurelego? Wolę skromność od pseudonaukowych dysertacji.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz