Grodzisko w Stradowie - wersja werystyczna
Grodzisko Wiślan w Stradowie na Ponidziu, moje wielkie odkrycie ostatnich dni. I nie, nie ujmę słowa odkrycie w cyniczny cudzysłów! Nawet jeśli to wiedza z drugiej ręki, a o grodzisku nawet dość często się pisze - to wciąż jest to miejsce dla mnie wyjątkowe, a przy tym miałam szczęście odwiedzić je w tak spokojnej i bezludnej porze (nie wiem, czy zawsze tak jest, czy tym razem sprzyjał mi los), że stało się dla mnie jakimś miejscem prawie nierzeczywistym, zawieszonym dziwnie między teraz a wtedy, przy czym "wtedy" rozpościera się na stulecia od VIII do XI i jest dla mnie nie-do-pojęcia w rozumowych kategoriach (ciągłość przestrzeni czasu przyprawia mnie zawsze o zawrót głowy nawet przy mniejszych czasowych przepaściach). Były godziny (jak długo? nie wiem, czas tam biegnie inaczej) spędzone na majdanie Zamczyska, wśród prawie słyszanych i prawie widzianych dawnych mieszkańców, na tropieniu śladów dawnych grodowych straży po obwarowaniach okalających majdan wysokimi, zielonymi wałami. I była wielka cisza - tylko wiatr szumiał mocno, to znów cichł, gdy schodziło się na dziedziniec a potem znów wzmagał się i chciał nas strącić z wałów, jedyny pozostały obrońca, pamiętający tamtych sprzed ponad dziesięciu stuleci.
Jest coś takiego w tamtej przestrzeni, co odróżnia ją od innych, jest jakaś dwoistość. Mój poprzedni wpis o grodzisku w Stradowie ilustrują czarno-białe zdjęcia i myślę, że oddają one pewną prawdę o tamtym miejscu i (niejasnym) czasie. Zdjęcia, które pokażę dziś, będą jasne - przynajmniej jeśli chodzi o przestrzeń. Można by powiedzieć: tak było i tak widziałam... ale nie jestem pewna, które z tych spojrzeń na Stradów jest prawdziwe. Dziś będzie grodzisko w kolorze dla miłośników weryzmu i naturalizmu. Mam nadzieję, że nie wydadzą się przesłodzone. Są w jakiś sposób zapisem tamtej chwili, poznawania, przemierzania; zapisem najbardziej powierzchownej warstwy zdarzeń - choć byłabym szczęśliwa, gdyby udało się odczytać coś, co głębiej. Stratygrafia poznawania.
Dla mnie na pewno te kolorowe zdjęcia będą przywołaniem wspomnień - jaskrawego słońca, nieba czystego i lekko błękitnego, choć nieprzejrzystego nad południowym horyzontem, co nie pozwalało dostrzec Tatr, ziemi jeszcze trochę zimowej, pokrytej zszarzałą trawą, spod której przebijała świeża zieleń. Okoliczne pola świeżo uprawione, oziminy już wysokie i bardzo jaskrawe w tonie zieleni, inne skrawki pól brązowe, lessowe, zarysowane w regularne wzory - które można odczytać tak, że posiano właśnie jarą pszenicę i jęczmień - ale pewnie można widzieć w nich także zdobienia tej olbrzymiej batikowej chusty złożonej z miliona brązowych, rudych, zielonych, szmaragdowych i seledynowych skrawków.
Na majdanie grodziska (czy nie jest ogromny?) zobaczyłam kwitnący krzew tarniny. Pierwszy, jaki w ogóle widziałam tej wiosny, co tak niechętnie przychodzi w tym roku. Dziedziniec to taka wielka przestrzeń, cały jeszcze w zszarzałej trawie i z daleka nie było widać kwiatów, jedynie zarys krzewu. Dopiero gdy podeszłam bliżej - biel, zapach, delikatne płatki i zieleń i błękit zaraz mocniejsze.
Więc jednak życie, tak.
Proszę mi darować tę całkiem absurdalną liczbę zdjęć. Każde dla mnie coś znaczy i coś przypomina, choć z boku patrząc będzie to zapewne nudny spektakl powtarzalności. Ale czy mogę wyrzucić taką drogę obrzeżoną rzędem wierzb tak archetypiczną, że ze zdziwieniem powitałam jej istnienie w rzeczywistości? Czy mogłabym bez żalu usunąć jedno z ...sięciu ujęć patchworkowych pól i lessowych wąwozów albo tej dzikiej śliwy kwitnącej tam samotnie i zupełnie dla nikogo, w wielkiej pustej przestrzeni, w wielkiej niecce czasu, kwitnącej na przekór wszystkiemu i jakby śpiewającej po cichu starą pieśń o triumfie życia, o wiecznym powrocie.
To wszystko oczywiście nie ma większego związku z konkretną i realną wiedzą o grodzisku w Stradowie, tej należy - jak już wspomniałam we wcześniejszym wpisie - szukać na blogu Stradoviusa (nomen omen?)
I wreszcie zdjęcia. Dla cierpliwych ;-)
Sztafaż ludzki - choć na ogół unikam - tutaj wydaje się uzasadniony dla pokazania realnej wielkości grodziska, stromizny jego obwarowań, głębokości fosy, rozległej przestrzeni majdanu. Pan w czerwonej kurtce, który bardzo pomógł w zilustrowaniu tegoż problematu oddania na zdjęciach rzeczywistej przestrzeni grodziska w Stradowie, to jedyny turysta, jaki w czasie tamtych paru godzin odwiedził grodzisko (i zresztą, w przeciwieństwie do nas nie zabawił długo). Może jakimś trafem tutaj zaglądnie i przeczyta moje podziękowania :-)
I teraz pytanie do najcierpliwszych z cierpliwych, którzy dotrwali aż dotąd: grodzisko w czerni i bieli czy w kolorze?
Podoba mi się ta Dama... to jest, chciałam powiedzieć - sztafaż! Bardzo mi się ten sztafaż podoba :-)
OdpowiedzUsuńChociaż czasem czarno-białe zdjęcia są najodpowiedniejsze (Wisła pod Tyńcem, cmentarz choleryczny), to tutaj wydaje mi się, że kolor lepiej pokazuje piękno grodziska i nastrój, jaki tam się odczuwa. Nie do końca umiem sprecyzować, o co chodzi. Być może odcienie szarości dobrze oddają melancholię danego miejsca - ale Stradów, chociaż skłania do zadumy, melancholijny nie jest.
Idealnie opisujesz również moje wrażenia - to nie jest absolutnie przygnębiające miejsce i chociaż Czas odczuwa się tam jak najbardziej, to jednak nie smutek (może najlepiej oddam moją myśl, gdy porównam grodzisko do cmentarzy czy wszystkich miejsc związanych z powstaniem Styczniowym, których nie brakuje na tej mojej ziemi). I ja tym razem skłaniam się ku zdjęciom w kolorze jako tym, które w jakiś sposób oddają "prawdę" o tym miejscu - i bardzo się cieszę, że to widać (tym bardziej, że mówi to bodaj jedyna z czytających mnie osób, która rzeczone grodzisko widziała na własne oczy :-) Czarno-białe są dla mnie ciekawe jako inna próba spojrzenia na przestrzeń, jako może studium pejzażu, lepsze do wydobycia form i kształtów, ale jednak odrealniają rzeczywistość.
OdpowiedzUsuńSztafaż kłania się i dziękuje, słów tak miłych niegodzien :-))
Pięknie opisałaś Stradów...to miejsce jest unikatowe...Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńw s p a n i a ł e
OdpowiedzUsuńPonieważ nie znam sfotografowanych miejsc, bo nigdy ich wcześniej nie widziałam, moje odczucia są zapewne inne od tego, co sądzi o nich Pani. :-) Kolorowe fotografie są piękne, ale moim zdaniem czarno-białe stwarzają przestrzeń na nowo, wydobywając głębię. Są niczym abstrakcyjne kompozycje; linie, plamy i cienie tworzą obrazy, które oprócz znaczenia dosłownego mają dodatkowe sensy. Nie wyczuwam w nich melancholii, bo gdy na nie patrzę, myślę raczej o tym, jak bliskie są prawdzie, a jednocześnie jak od niej odległe. Odtwarzają i tworzą. Jestem więc nadal fanką czarno-białych, choć te kolorowe, zwłaszcza trzy ostatnie, tak bardzo pachną wiosną, że nie mogę być i na nie obojętna. :-)
OdpowiedzUsuńWeryzm jest mi bardzo bliski, bardzo, z wielu powodów, jednym jest zapewne mój studencki zachwyt nad naturalizmem w literaturze i ówczesne uwielbienie, jakim darzyłam Zolę;)
OdpowiedzUsuńKolor wcale nie odbiera magii i zdjęciom, i ich obiektom - zwłaszcza te pasy zielono-szare pól, przepiękne, jak obrazy.
Tak więc - na pytanie końcowe odpowiedziec nie umiem;
oba?
:)
Tak, masz rację - to wyjątkowe miejsce, nie znajduję dla niego żadnego punktu odniesienia.
OdpowiedzUsuńDziękuję :-)
Dziękuję :-) I nie tak daleko od Krakowa, koniecznie wybierz się kiedyś!
OdpowiedzUsuńPani Agnieszko, zawsze bardzo sobie cenię Pani zdanie! To ciekawe, spojrzeć na swoje zdjęcia cudzymi oczyma i zobaczyć w nich może coś innego, inne sensy i znaczenia.
OdpowiedzUsuńMam wielki sentyment do tych czarno-białych, choć właśnie moim zdaniem one bardziej tworzą na nowo niż odtwarzają przestrzeń, a kolorowe są może bliższe temu, co widziałam "naprawdę".
Dziękuję!
Ewo, idealnie odczytałaś nawet takie poza-zdjęciowe znaczenia! Właśnie ten "weryzm" w tytule wziął się z pewnej blogowej rozmowy o książkach, o naturalizmie włoskim i francuskim; tam właśnie wspomniałam "mojego" Zolę (może najbardziej cenię sobie "Germinal" i książkę o francuskim tytule "L'Assommoir" - i choć minęło parę dobrych lat od tej lektury, to do tej pory pamiętam losy nieszczęsnych bohaterów i to, jak mocno się z nimi utożsamiałam. Być może ten podziw dla naturalistycznego patrzenia na świat utrzymuje mnie w równowadze przy całej mojej skłonności do poetyzowania, surrealizmów i innych -izmów ;-)
OdpowiedzUsuńOdpowiedź bardzo satysfakcjonująca.
Ja też nie potrafię wybrać ;-)
Trudny wybór, ponieważ o ile zdjęcia czarno-białe mają w sobie tajemnicę i dają pole dla wyobraźni, to kolorowe przyprawiają wprost o zawrót głowy barwami i głębią. Patrząc na nie mam wrażenie, że w uszach gwiżdże mi wiatr... Jest pięknie, a ogrom tego grodziska jest wprost niepojęty kiedy patrzy się na zdjęcie z krzyżem i sylwetką turysty. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńTo były prawdziwie Wichrowe Wzgórza, do tej pory szumi mi w głowie wspomnienie tamtego wiatru!
OdpowiedzUsuńA zatem nie myliłam się pisząc o dwoistości tego miejsca - nie tylko ja mam problem z wyborem zdjęć, tak jakby były dwie rzeczywistości, jedna postrzegalna i jedna na wpół wyobrażona.
Grodzisko jest w istocie ogromne (wewnętrzny dziedziniec ma prawie dwa hektary powierzchni a całość wraz z trzema podgrodziami obejmowała przestrzeń 25 hektarów (podoba mi się to podawanie wielkości w gospodarskich miarach). Jakkolwiek, gwoli naukowej ścisłości muszę wyjaśnić, że mój fatalny aparat fotograficzny bardzo przekłamuje odległości i "oddala". Tak czy inaczej - jest przestrzeń, powietrze, pustka, historia, wszystko co lubię.
A wiesz, że przymierzam się ostatnio do "Nany" i "Germinalu", ciekawam swoich współczesnych wrażeń...
OdpowiedzUsuńPowtarzalność ujęć jak najbardziej uzasadniona. Ileż to razy oglądam kilka, ba nawet kilkanaście podobnych toczka w toczkę ujęć, ale nie mam serca wykasować nawet jednego. Nawet te nieostre, rozmyte, źle skadrowane są mi drogie, bo wywołują wspomnienia przeszłości. Co do pytania o czerń i biel oraz kolor, to wszystko zależy od przedmiotu fotografowania i nastroju oglądającego. Mam niektóre zdjęcia w dwóch wersjach kolorystycznych i czasami bardziej podoba mi się jedna z nich a czasem druga, choć na blogu zamieszczam tę bliższą (?) prawdy.
OdpowiedzUsuńGrodzisko w biało-czarnym kolorze bardziej zadziałało na moją wyobraźnię o wyglądzie jego dawno, dawno temu. Nie rozpraszały mnie kolory. Kolorowe jest z pewnością bardziej urokliwe. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńZ ogromnym przejęciem wczytuję się w Twój tekst i nie jestem zaskoczona, że prastare grodzisko w Stradowie tak bardzo Cię zafascynowało. To miejsce niezwykłe. Zastanawiam się jakie byłyby moje odczucia. Jedno wiem, że stąpałabym po tej ziemi z ogromnym szacunkiem, namaszczeniem i zadumą. Pozytywnie zaraziłaś mnie tym miejscem. Muszę tam pojechać. Jeszcze nie wiem kiedy? ale pojadę.
OdpowiedzUsuńA co do zdjęć? publikuj jak najwięcej. Ja mam ciągle niedosyt!!!!!!!
Mam ogromy dylemat, które grodzisko wybrać? Jestem szczera. Oba mi się podobają.
Pozdrawiam serdecznie:)*
Wreszcie udało mi się pokazać jakieś miejsce, którego nie znasz :-) Jestem przekonana, że przy Twoim zamiłowaniu do historii i wrażliwości na przyrodę to będzie wyjątkowe przeżycie!
OdpowiedzUsuńSerdeczności
Bardzo trafna uwaga! Czarno-białe zdjęcia jakoś pozbawiają fotografowany pejzaż całej warstwy "dziś", pozostaje coś ponadczasowego czy dawnego. A do kolorowych mam wielki sentyment :-)
OdpowiedzUsuńW takim razie rozumiesz mnie doskonale. Sztuka selekcji jest mi całkowicie obca, choć naprawdę się staram (tu efekt już po staraniach ;-) Wcale nie znaczy to, bym uważała, że te zdjęcia są dobre - mają wartość dla mnie, jako wspomnienie jakiegoś przeżycia.
OdpowiedzUsuńWłaśnie, co z tą prawdą? Zaraz popadniemy w jakiś skrajny relatywizm ;-)
Obydwa rodzaje zdjęć fantastycznie oddają klimat tego miejsca, ale chociaż lubię zdjęcia czarno białe tym razem optuję z tymi w kolorze .....może dlatego, że przedkładam zieleń ponad wszystkie kolory ....słońce i zieleń ....
OdpowiedzUsuńNie znam tego miejsca i cieszę się, że poznałam je dzięki Tobie.
Pozdrawiam słonecznie....
Natanno, sama miałam problem z wyborem... a Twoja argumentacja bardzo mi się podoba :-)
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę, że mogłam pokazać coś nowego i nieznanego.
I wzajemnie - wiosenne pozdrowienia :-)