Nida, mon amour
Tak, bez żadnej przesady - Nida, mon amour. Nie pierwszy raz takie wyznanie czynię rzece, ale mam nadzieję, że Nida nie poczyta sobie za obrazę, że jest trzecia w panteonie moich rzek. Wielka, średnia i najmniejsza; ta pierwsza uchodzi do La Manche i lubię myśleć, że rozdziela nierówno swoje wody między morzem Północnym i Atlantykiem w zależności od nastroju i chwilowych kaprysów, druga, nad brzegami której spaceruję uporczywie od lat już wielu, wpływa do Bałtyku, a trzecia - meandruje swobodnie i kończy swoją podróż tam, gdzie napotyka drugą z moich rzek, wzmacnia ją i odtąd płyną już razem. Wody wszystkich trzech na pewno kiedyś połączą się ze sobą w Wielkiej Rzece, którą starożytni nazywali Okeanos, ale już wcześniej łączą się w moich wspomnieniach. Dziś będzie o tej trzeciej, którą odkryłam niedawno. Meandry Nidy, rzeki (jeszcze) nieujętej w kamienne czy betonowe nadbrzeża, rzeki niepoddającej się łatwo ludzkim mrzonkom o uporządkowanym świecie; Nida nie zna niewoli.
Nida przed wieczorem, kończy się wycieczka na Ponidzie i zaczyna seria wpisów poświęconych tej pięknej krainie |
W kwietniu odkryłam Ponidzie. Krainę przydrożnych kamiennych figur i starych kościołów, jeszcze starszych grodzisk, ziemię, na której tworzyły się zręby państwa polskiego, noszącą pamięć o polach bitew. To wszystko, te niezliczone ślady przeszłości i historii leżą rozrzucone po całej nadnidziańskiej krainie - która dla mnie, na przekór administracyjnym podziałom, jest częścią rozumianej w najszerszym historycznym aspekcie Ziemi Krakowskiej. I dlatego chcę o niej pisać. I jeszcze dlatego, że graniczy z tym, co nazywam "moją ziemią" nie potrafiąc tak naprawdę wyznaczyć ścisłych granic - z terytorium na północ od Krakowa, z Wyżyną Miechowską - żadne z tych pojęć nie opisuje dobrze przedmiotu. Jednak geografia naszych może atawistycznych przywiązań nie pokrywa się z geografią w naukowym ujęciu, podobnie jak korzenie wielkiego drzewa za nic mają sobie terytorialne podziały, rosną w głąb ziemi i wszerz i zajmują taki obszar, jakiego potrzebują. Dlaczego potrzebowałam Ponidzia? (Nida, to need, etymologia nienaukowa, źródłosłów rzeki.)
Nie wiem, dlaczego potrzebowałam Nidy, ale cała kraina, którą ona wiąże i zszywa wciąż na nowo swoimi meandrami, staje mi się bliska - a właściwie odkrywam, że bliska musiała być zawsze. I odkrywam podobieństwa i pokrewieństwa, kamień pińczowski, z którego Santi Gucci tworzył detale i rzeźby dla upiększenia Krakowa, pałac w Chrobrzu, gdzie zatrzymali się powstańcy styczniowi, Mozgawa, gdzie stoczono wielką bitwę za czasów rozbicia dzielnicowego, kościół w Młodzawach, tak piękny, że urodą, proporcjami i klasą przewyższa wiele znanych mi krakowskich barokowych kościołów, grodzisko w Stradowie, prastare gniazdo państwa Wiślan, ziemia bogata w skarby, o których marzą archeolodzy. O tym chciałabym pisać, jeśli starczy czasu, wspominać moje kwietniowe Ponidzie. Niniejszym ogłaszam (a może ostrzegam), że nastąpi cała seria wpisów poświęconych Ponidziu i okolicom.
A tutaj zdjęcia w większym formacie, rozległym i szerokim, który - jak myślę - bardziej odpowiada prawdziwej naturze Wolnej Rzeki Nidy.
Wersja werystyczna Nidy być może nastąpi też kiedyś, zwolenników naturalizmu proszę o przymknięcie oczu na malarskość i kolory tych zdjęć. Tym razem chciałam pokazać Nidę właśnie tak, bo taka była dla mnie, wtedy. Cały dzień gdzieś na horyzoncie pojawiały się dymy (mam nadzieję, że istnieje jakiś krąg piekielny zarezerwowany specjalnie dla tych, co wypalają trawy), słychać było sygnał wozów strażackich i musiałam tak wybierać i zmieniać trasę, by nie zbliżać się do tych miejsc - zdecydowanie ogień nie jest moim żywiołem. Może coś z tego niepokoju widać również na zdjęciach, na pewno widać też słup dymu nad linią horyzontu. Tak wyglądała (lub całkiem inaczej) Nida w Chrobrzu w niedzielę 26 kwietnia 2015 roku.
Kolejny raz mnie oczarowałaś! Zdjęcia jak najpiękniejsze obrazy...Przekazuję Ci ogromne słowa uznania od mojego syna www.konradwojcik.pl
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejne" ponidzkie" czułości, w których łączę się z Tobą.
I jeszcze moje przemyślenia:
Znajdź koniecznie sponsora lub wydawnictwo i wydaj album, taki zbiór blogowych wpisów ze zdjęciami, bo:
1. Piszesz fantastycznie.
2.Zdjęcia masz cudowne.
3. Sławisz piękno naszej Ojczyzny.
Ja już się zapisuję stając w kolejce po album.
Nie bardzo jestem w stanie cokolwiek napisać, bo umarłam z zazdrości (ponieważ: 1. jeszcze nie widziałam Nidy, chociaż bywałam w jej okolicy; 2. choćby nie wiem co, nie umiałabym zrobić takich znakomitych zdjęć) - ale następny wpis mnie wskrzesi ;-)
OdpowiedzUsuńPal fuk - tak mawiał mój ukochany dziadek, bez żadnych angielskich podtekstów, choć był blisko, jak wiemy - naturalizmy!
OdpowiedzUsuńTe kolory, te odcienie!
Nie sądzę, żeby Nida werystyczna była piękniejsza, ta jest jak gotowy obraz na ścianę :)
W zasadzie, jak tak na to patrzę, to brakuje jeszcze paru sosen i jelenia na rykowisku ;-)))
OdpowiedzUsuńPodejrzewam, że Twój dziadek miał więcej takich powiedzonek, coś mi on wygląda na barwną postać!
Taki Witkacy powiedziałby pewnie - dżibal pajs naturalizmy! - ale już na pewno nie bez podtekstów ;-)
Postaram się ze wszech miar, by następny wpis mogła przeczytać Allegra Walker Rediviva ;-)
OdpowiedzUsuńCzy jest możliwym, byś nie widziała Nidy? Fatalne niedopatrzenie! Gdy będziesz odwiedzać Chroberz (a warto co najmniej z dwóch powodów - pałac Wielopolskich, dostępny do zwiedzania, mieści ciekawe muzeum i kościół - proponuję spacer drugim brzegiem Nidy (czyli chyba lewym, w każdym razie północnym) w stronę Krzyżanowic. Sprawdzone, malowniczo jest.
Albo meandry pod Pińczowem - choćby dla tego widoku warto wejść na górę nad miastem, ale przede wszystkim jednak ze względu na kaplicę św. Anny. Bogowie, kiedy ja to opiszę wszystko :-)
Basiu, bardzo dziękuję za miłe słowa i tyle (niezasłużonych) komplementów! Toż to tylko takie pisanie dla przyjemności i żeby pokazać, jak jest pięknie. Cieszę się z każdego czytelnika na blogu, ale wydawać książkę? Szkoda byłoby drzew na takie moje fanaberie ;-)
OdpowiedzUsuńJuż zachwyciłaś mnie wczoraj zdjęciem Nidy, ale dziś te wspaniałe ujęcia w takiej ilości oglądam z niezmiennym zachwytem. Tytuł tego wpisu całkowicie rozmumiem, bo w tych pejzazach mozna sie zakochać.
OdpowiedzUsuńTeraz to piszesz fanaberie!!! Choćby dla jednego Czytelnika ( a ja jestem pewna) warto napisać książkę. Namówiłam już kilka osób i odniosły sukces. Podaj mi proszę adres na basia.olesno@gmail.com a wyślę Ci nasz skromny album:-)
OdpowiedzUsuńDziękuję za dobre słowo i za zrozumienie (kto widział Nidę i Ponidzie, ten chyba zrozumie mój zachwyt, by nie powiedzieć egzaltację ;-) I cieszę się, że mogłam przywołać dobre wspomnienia.
OdpowiedzUsuńPewnie spośród miejsc, które będę tu pokazywać i opisywać, rozpoznasz wiele znanych. A dla mnie to prawdziwie nowe odkrycie!
Basiu, dziękuję. Na razie poprzestanę na pisaniu tutaj (na co i tak brakuje mi czasu).
OdpowiedzUsuńJeszcze raz dziękuję za dobre słowo i wsparcie!
Nida jest wspaniała...Cudnie oddałaś klimat tej rzeki...Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńJak Daubigny :)
OdpowiedzUsuńPani Ado! Przeczytałam wcześniejsze komentarze i podpisuję się pod nimi z ogromną radością. Po pierwsze, fotografie są niezwykłe, te znad Nidy należą do moich ulubionych (mimo kolorów, bo tu właśnie kolory są nieziemskie, to one tworzą klimat spokoju, trwania...). Przypominają mi malarstwo Józefa Chełmońskiego, choćby "Odlot żurawi", "Kaczki nad wodą", szczególnie "Jezioro o zmierzchu", "Koncert żab" i "Wiosna. Potok". Po drugie, każdy Pani tekst jest perełką, bardzo erudycyjnym esejem (chyba się powtarzam, ale sprawia mi to przyjemność). Ma Pani materiał na niezwykły album i koniecznie proszę traktować uwagi czytelników bloga z powagą. Rzadko zdarzają się w sieci tak dobre teksty, dlatego powinny wyjść poza blogosferę. :-) Dobre wydawnictwo na pewno doceni Pani talent i pracę. :-)
OdpowiedzUsuńNida to moje odkrycie! I cała tamta kraina.
OdpowiedzUsuńDziękuję za dobre słowo :-)
Wiesz, jaki mam anachroniczny gust, gdy idzie o malarstwo a w każdym razie pamiętasz moje upodobanie do impresjonistycznych zachodów słońca - pamiętam taką naszą dawną rozmowę o (możliwym lub nie) kiczu przyrody.
OdpowiedzUsuńZawsze lubiłam Barbizończyków, a jakoś Daubigny'emu nie przyglądałam się wcześniej. Podoba mi się :-)
Zawsze bardzo sobie cenię Pani zdanie, bardzo dziękuję za przychylność i życzliwy osąd. I cóż mogę więcej powiedzieć - nie przemawia przeze mnie fałszywa skromność, ale realna ocena możliwości. A Chełmońskiego bardzo lubię odwiedzać w MN w Sukiennicach, zresztą cała ta sala, w której ukazane jest przejście z XIX w XX wiek, jest moją ulubioną. Podoba mi się także jej zmienność - wymiana obrazów, powrót niektórych z innych wystaw, chwilowe pożegnanie z innymi (to już mniej). Wracam do niektórych jak do starych znajomych.
OdpowiedzUsuńDziękuję :-)
Lubię patrzeć na rzeki, które nie są jeszcze ujarzmione przez beton. Nida i jej otoczenia jest cudowne. Twoimi zdjęciami jej jestem zauroczona. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńI ja uwielbiam takie rzeki. Nida to taki polski Meander. A jaka tam wspaniała ostoja jest dla ptactwa wszelkiego! Mam nadzieję, że nieprędko się to zmieni - choć też prawdę mówiąc mam dużo obaw, już przy okazji ostatniej powodzi sprzed kilku lat padały głosy o "fanaberiach ekologów" etc. i kto wie, czy Nida nie skończy życia w niewoli, w betonowym korycie, zmieniona w ściek i jakiś sztuczny kanał - a to wszystko w imię świętej cywilizacji i postępu. Ale mam nadzieję, że tego nie dożyję.
OdpowiedzUsuńDobrej nocy i dobrej podróży - raz jeszcze :-)
Cokolwiek melancholijny klimat - bardziej jak na jesień niż wiosnę.
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o "nieba" to my ślę że Malczewski spokojnie mógł by pozwać naturę i Ciebie do sadu o plagiat ;-)
Droga Ado zamiast komentarza dodaję piosenkę z dedykacją dla Ciebie https://www.youtube.com/watch?v=RRPKzMM1qxY
OdpowiedzUsuńElu, dziękuję! Cudowna muzyczna ilustracja - nie tylko tego tekstu, ale wszystkich, które napisałam już o Ponidziu (i tych tylko pomyślanych). To przecież ziemia Wojtka Bellona, jak mogłam o tym zapomnieć...
OdpowiedzUsuńWszystkich zaglądających tutaj gorąco zachęcam do posłuchania "Nuty z Ponidzia" :-)
Ten dzień był taki dziwny - bardzo upalny, duszny, gorący, niebo było jednolicie stalowe, ołowiane czasem trochę zgaszonego błękitu. I dopiero przed wieczorem nad Nidą coś zaczęło się zmieniać, nadchodziła burza, było dziwne światło. Może jest w nich coś z mojej melancholii ;-)
OdpowiedzUsuńWolne żarty - jeśli chodzi o nieba ;-) Ale teraz jak wspominasz o Malczewskim, to myślę sobie, że po takich drogach jak te, które widziałam na Ponidziu, szarych, lessowych, wśród falistych pól - mogliby chodzić Anioł i Tobiasz z jego tajemniczych obrazów.
Cieszę się, że mogłam Ci przypomnieć tę piosenkę. Uwielbiam ją za tekst i muzykę, zawsze mi gra w duszy kiedy zawieją pierwsze wiosenne wiatry, bo chociaż do Ponidzia mam daleko, wiosna na Mazurach zawsze mi się z nią kojarzy...
OdpowiedzUsuńPięknie! Na Ponidziu wiosna trwa...... 7 fota od góry mnie usiadła :)
OdpowiedzUsuńSerdecznie dziękuję i pozdrawiam.
Te zdjęcia są.... odebrało mi mowę i nie potrafię znaleźć właściwego określenia. Takie niesamowite, takie inne, takie piękne. Co oznaczać musi, iż okolica jest niezwykle urokliwa. Nie znam tych okolic, ale nie dziwię się, że to twoja jedna z trzech najmilszych sercu rzek.
OdpowiedzUsuńTy nie fotografujesz, Ty malujesz Adrianno......nie tylko oczy szeroko otwieram z wrażenia, gdy oglądam Te zdjęcia.
OdpowiedzUsuńWszystkie są piękne, klimatyczne, ale te trzy z pojedynczymi drzewami rewelacyjne.
Pozdrawiam już majowo.
Te wierzby były niesamowite. Dzięki za odwiedziny!
OdpowiedzUsuńPozdrowienia wiosenne :-)
Małgosiu, bardzo dziękuję! Zawsze mi miło, gdy zaglądasz, a wiem, jakie to trudne, gdy czas jest towarem deficytowym.
OdpowiedzUsuńOkolica jest przepiękna i skradła mi serce... no, przynajmniej spory kawałek :-)
Serdeczności dla Ciebie, mam nadzieję, że będziesz miała trochę czasu na odpoczynek, może jakiś mały wyjazd czy spacer - taka piękna wiosna wokół...
Anno, pięknie dziękuję :-) Prawdę mówiąc jest w tym duża zasługa mojego beznadziejnego aparatu, który z ostrością jest na bakier, za to daje "wspaniały" efekt rozmywającego się w szczegółach tła. Zwykle nie jest to rzecz pożądana przez fotografujących, ale tutaj... chyba się przydała.
OdpowiedzUsuńJestem zauroczona Nidą w tej okolicy, a już wierzby wyglądały jak z jakiejś słowiańskiej klechdy :-)
Pozdrowienia odwzajemniam, tak, to już maj, jak dziwnie...
Jestem pod wrażeniem tej relacji. To nie zwykłe zdjęcia, to dzieła.
OdpowiedzUsuńBardzo mi miło, aczkolwiek nie przesadzajmy, dzieła to tworzył wspomniany niżej Daubigny, Chełmoński et consortes. Tutaj to głównie łut szczęścia :-)
OdpowiedzUsuńNa widok tych wspaniałych zdjęć odebrało mi mowę.
OdpowiedzUsuńSą zjawiskowe. Są niczym najwspanialsze obrazy.
Pozdrawiam serdecznie:)*
Dziękuję! Woda, niebo, nadciągająca burza - pięknie było i cieszę się, że coś z tej atmosfery udało mi się oddać na zdjęciach.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :-)