Inna zima. Spacer nad Wisłą w czerni i bieli
W czerni i bieli, ale słonecznie. Inna zima. Znalazłam takie zdjęcia sprzed roku, pamiętam, był początek lutego i zima miała się ku końcowi. Mam z tego dnia milion kolorowych zdjęć i trochę czarno-białych. Był spacer Plantami i potem nad Wisłą - klasyka. Chyba wspominałam (jakiś tysiąc razy) że uporczywie wracam w te same ulubione miejsca, chodzę swoimi własnymi śladami, zmienia się wszystko: pory roku, pory dnia, światło, nastrój. A jednak w pewnym sensie jest w tym jakaś trwałość i teraz rozpoznaję się w tamtym "ja" sprzed roku, prawie czuję na ramieniu ciężar tamtych książek (Listy Wyspiańskiego do Karola Maszkowskiego i jeszcze jakieś dwie), bo za mną była Rajska z jej wspaniałą biblioteką a w perspektywie długi, wyczerpujący, kilkugodzinny spacer. Do dziś nie wiem, czemu akurat taka irracjonalna kolejność. Były więc Planty, ich wschodnie ramię, była Wisła od Wawelu aż po Norbertanki, aż do ujścia Rudawy, aż do tego miejsca, w którym kiedyś stał stary młyn i gdzie teraz rosną niskie wierzbowe zarośla podobne do tych z pastelowego szkicu S.W. I z powrotem. Ale dziś u mnie nie będzie tu pastelowych kolorów, tylko seria zdjęć w czarnym słońcu.
A skoro już wspomniałam mojego ulubionego S.W., to mam tutaj kilka cytatów z jego "Listów do Karola Maszkowskiego", znalazłam je niedawno przypadkiem w jakimś starym zeszycie. Każdy z nich w jakiś sposób mnie opisuje, ale w końcu to blog egotyczny, czytelnicy już dawno do tego przywykli.
;-)
- przez długi czas byłem w rozpaczy skoro podarłem jaki rysunek lub zamazałem malowidło - nie umiałem się obchodzić z rzeczą ostrożnie a krytykę rozumieć trochę delikatniej dla siebie, - to jest nie zabijać się nią, ale leczyć. (1)
Kochany Karolu! nie odpisujesz, milczysz jak widmo mickiewiczowskie w pewnej scenie, ale chyba pamiętasz, że aby role milczące grać, trzeba być znakomitym aktorem, jeśli nie artystą.
ale może ty jesteś artystą...* (2)
Żyję teraz bardzo serio i każdy dzień mi się wydaje ryty w kamieniu. Załączam ci życzenia noworoczne jak najpomyślniejszego dalszego rozwoju, pogodnej myśli i silnego poczucia wolności. (3)
- przyszło mi na myśl czy może miłość zatrzymuje cię w Krakowie lub w ogóle wstrzymuje cię od wyjazdu stanowczego za granicę - bo jeśli miłość, to nie pomoże sztuka.** (4)
*czy to nie doskonała próbka zjadliwej ironii, z której słynął S.W.?
** to wcale nie jest odległe od cytatu z Brodskiego, który od lat wzięłam sobie za motto tego pisania.
Niestety, nie zapisałam stron, z których pochodzą te krótkie wypisy, ale to nie szkodzi - Listy Wyspiańskiego najlepiej i tak przeczytać w całości!
A teraz zapraszam na fotograficzny spacer i bardzo proszę nie milczeć (2), tylko śmiało pisać wszystkie mniej czy bardziej krytyczne opinie (1), które mogą mi posłużyć jedynie do (3), ale na pewno nie sprawią, że zostawię Kraków, gdyż (4).
To był wpis, który sumiennie przygotowywałam na jutro. Wiadomo, Kraków i okolice w nowej odsłonie ukazuje się przykładnie co drugi dzień. Cóż, kiedy zamiast "zapisz" kliknęłam "publikuj"! Już nie chciałam tego cofać i tak oto mamy codzienne wpisy. Nie należy się przyzwyczajać, należy spojrzeć z wyrozumiałością na nadgorliwość :-)
OdpowiedzUsuńAleż wspaniale, że się ukazał właśnie dziś. Kraków w czarno- białej oprawie zachwyca i działa kojąco.
UsuńTak, to może nawet dobrze, że ukazał się dziś, ponoć przypadek nie istnieje.
UsuńDziała kojąco... - to mi się podoba, czasem potrzeba spokoju.
Dobrej nocy :-)
Spokoju i wyciszenia. O to ostatnie bardzo u mnie trudno.
UsuńDziękuję.
Dziś nocą jeszcze sobie poczytam zaległe posty:)
"Blog czytany nocą" Dobry tytuł :-) Szkoda, że mało oryginalny...
UsuńJak najwięcej spokoju więc życzę, wiem, jakie to ważne...
No tak, to mnie załatwiłaś. Umieszczaj dalej te prezbiteria dominikańskie, a ja w końcu rzucę pracę, stolicę, psa i znajdziesz mnie błąkającą się po Plantach:))) Oddam Ci pół królestwa (bez księcia za męża) jeśli mnie oświecisz i napiszesz, jaka budowla znajduje się na zdjęciu numer 14 (po krze).
OdpowiedzUsuńTak, to jednak byłoby trochę nierozsądne ;-)
UsuńTajemniczy zamek to pałac Lasockich na Dębnikach, na pewno znasz, ta wieża z krenelażem jest bardzo charakterystyczna. Świetne zdjęcia tamtych okolic znajdziesz na blogu Tartuffe'a:
tutaj Dębniki
i oczywiście Przewodnikpokrakowie też o nim pisała, przypominam sobie, o niejakim Abrahamie Gumplowiczu, do którego ten pałacyk a - raczej jakaś jego część należała w XIX wieku.
Dziękuję:) Przechodziłam tamtędy tyle razy i widziałam, widziałam oczywiście, tylko nie wiedziałam co to jest:) to co? Równowartość połowy królestwa przelewam na Twoje konto?:)
UsuńAch, nie, dziękuję. Wystarczy jakiś drobiazg... może być taki obrazek, którego zdjęcie mam w nagłówku ;-)
UsuńTo dam całe królestwo i nie mówmy już o tym więcej;)
Usuń:-)))
UsuńCzyli jednak nie znajdziesz go dla mnie :-)
A ponoć są w Krakowie domy, w których ot tak znajduje się jakieś rysunki czy obrazki S.W. A to w szpargałach dziadunia, wśród starych map. Słyszałam takie opowiadanie z jak najbardziej wiarygodnego źródła - pewna starsza pani przyniosła do muzeum właśnie tak odkryte pastele, akwarele, nie pamiętam, które "wyszły" przy okazji porządkowania jakichś teczek ze szpargałami, gdzieś tam sobie leżały w bibliotece czy saloniku na szafie ;-))
Ada! Ja jestem z Warszawy, nas los nie rozpieszczał;) a i rzeczony S.W. chyba nigdy w Warszawie nie był...czy raz tylko...
UsuńTe dwa łabędzie na - częściowo skutej lodem - Wiśle ... Uwielbiam :)
OdpowiedzUsuńTo jedno z moich ulubionych, dziękuję! Muszę ćwiczyć się dalej w szukaniu jak najprostszych kadrów, to trudniejsze niż mi się wydawało.
UsuńPrzepraszam, ale ja mam wyznanie zamiast komentarza. Te Planty Wyspiańskiego mogłyby być moim ołtarzykiem w domu. Kocham ten obraz.
OdpowiedzUsuńBardzo przepraszam, ale to jest mój obraz.
Usuń;-)
No dobrze, postaram się nie być taka zaborcza. Ale ma coś w sobie wyjątkowego i nie mogę się z nim rozstać. Z nim - w sensie nie oryginału, niestety, albo sygnowanej kopii (to by było dopiero coś!) ale tego blogowego nagłówka. Już chyba zostanie na zawsze, gdy tylko chcę go zastąpić czymś innym, od razu mi go brakuje.
Jak zawsze - fenomenalne zdjęcia. Myślę, że można pokochać Kraków tylko z Twojego bloga. Gdyby ktoś nigdy nie widział, nie zetknął się, nie wiedział - wystarczyłoby, by przyszedł tutaj :)
OdpowiedzUsuńA teraz taka sprawa - właśnie gdzieś w netach znalazłam - znasz?
http://www.sadeczanin.info/kultura-i-edukacja,11/nowy-sacz-dwory-malopolski-z-dwoma-tysiacami-zdjec-juz-w-sprzedazy,62748#.VMprEf6MLIU
Ależ. Pani nazbyt jest łaskawą.
UsuńDziękuję :-) Zapamiętam i będę sobie powtarzać w chwilach kryzysu.
Znam, znam... Zaglądałam swego czasu na blog Autorki. Ale nie mam nawet poprzedniej jej książki, a ta promocyjna cena 270 zł nie bardzo w tej chwili jest w moim zasięgu. Choć to niewątpliwie warte tego i wartościowe książki. Myślę, że kupię sobie chociaż ten pierwszy tom o północnych częściach Małopolski.
Cudowne zdjęcia. To, że są czarno-białe dodaje obrazom jakiejś magii...
OdpowiedzUsuńNie znam Krakowa zbyt dobrze, ale rzeczywiście można zakochać się w tym mieście oglądając Twoje fotografie. :)
Bardzo dziękuję! To naprawdę wielki komplement :-) bo takie jest właśnie założenie tego mojego amatorskiego fotografowania.
UsuńNie mam pojęcia, dlaczego mi się wydawało, że jesteś z Krakowa...
Nadaję z Warszawy :) Ale mam nadzieję, że to nie faux pas :)
UsuńAleż skądże znowu! Pewna miła osoba, którą znam, w swoim "chorowaniu na Kraków" jeszcze bardziej radykalna ode mnie - jest właśnie z Warszawy :-) Stąd dobre dla mnie skojarzenia. Zresztą nie tylko - z Warszawą łączy mnie dużo literackich tropów, moich ulubionych autorów. Zapewne lubię Warszawę, której już nie ma... ale przecież podobnie mam z Krakowem, najbardziej lubię ten nieistniejący :-)
UsuńNie mogłam znaleźć adresu e-mail, więc pozwalam sobie przesłać ciekawy link :)
Usuńhttp://historiaija.blogspot.com/2015/01/spotkanie-z-pegazem-41-stanisaw.html
Dziękuję pięknie! Nie tylko za artykuł, z którym rzecz jasna mogę się tylko zgodzić: nie było podobnie wszechstronnego twórcy w naszej kulturze - ale i cały blog jest niezwykle ciekawy!
UsuńAdres mailowy! Jakie przeoczenie, muszę to uzupełnić.
Czarno- białe zdjęcia przywołują we mnie czas dawno miniony, czas dzieciństwa, beztroski i radości. Dają pole imaginacji. A poza tym dopiero tutaj widzimy wielość odcieni czerni i bieli. Piękne to twoje utrwalanie miasta i samej siebie, swoich wspomnień, nastrojów, chwili. Za każdym razem zdumiewa mnie to, że potrafisz tak opisać słowami ulotną chwilę.
OdpowiedzUsuńDziękuję! Mam ogromny sentyment do czarno-białej fotografii. I oczywiście wielki podziw dla jej twórców - dla mnie najpiękniejszy Kraków jest na fotografiach Kriegera. A z nieco mniej zamierzchłych czasów, choć już też odległych, ogromnie cenię sobie Hermanowicza. Mistrzowie fotografii.
UsuńChwilo, trwaj! Takie jest programowe założenie tego pisania, cieszę się, że tak to odczytujesz.
Jesteś Ado mistrzynią ujęć......a jednak zdjęcia czarno-białe mają swój niesamowity urok.......
OdpowiedzUsuńNatanno, mogę tylko podziękować. Do mistrzostwa jest droga stąd bardzo daleka, ale cieszy mnie samo uczestnictwo w tym nurcie, sama obecność w gronie "portrecistów miast", który ma taką piękną tradycję (pisałam wyżej o moich ulubionych fotografach Krakowa).
UsuńDziękuję za miłe słowa!
Ado, Twoje zdjęcia są wspaniałe! Te kolorowe i te czarno-białe. Kraków ma z Ciebie wspaniałą portrecistkę i zapewne ci, którzy nie wiedzieli, że tęsknią za Krakowem, patrząc na Twoje zdjęcia od razu zaczęli planować podróż do tego miasta.
OdpowiedzUsuńTo wspaniale, że odzyskujesz dla nas ten czas, gdy nie blogowałaś.
Serdecznie pozdrawiam i życzę Ci pięknej soboty i niedzieli!
O, wiedziałam, że gdzieś niedawno spotkałam wyrażenie "portrecista miast" - a to tutaj, w Twoim komentarzu... Jestem portrecistą-fizjonomistą bardzo leciwej damy, Mme Cracovie :-)
UsuńJeśli trochę mojej tęsknoty i irracjonalnych przywiązań widać w tych zdjęciach - to cel osiągnięty. Dziękuję za dobre słowa.
Pozdrowienia odwzajemniam, udanego odpoczynku i pięknej pogody, słońca - to przede wszystkim!
Znać po zdjęciach duszę wrażliwą na piękno.
OdpowiedzUsuńOglądam i tęsknię...
Jak w tym wierszu Miłosza:
Usuń"O piękno, błogosławieństwo was tylko zebrałem
z życia które było gorzkie i pomylone..."
Dziękuję...
Doskonały wybór z czernią i bielą - w tak ostrym słońcu, kolorowe fotografie, nawet gdyby wyszły, były by całkiem płaskie.
OdpowiedzUsuńJa sobie takie przemyślenia podczas spacerów nazywam "impresjami marszowymi", czasami zaczyna ich tyle pod czaszką kołatać, że trudno nad tym wszystkim zapanować.
Takie spostrzeżenie natury biologiczno ewolucyjnej - w/g wielu ustaleń badaczy, łowcy zbieracze byli inteligentniejsi i silniejsi od populacji rolników czy mieszczan - pewnie dlatego że dużo chodzili... ;-)
Masz rację, kolorowa wersja tamtych ujęć to zupełnie nie to. Szczególnie te robione pod światło - zresztą lubię ujęcia pod światło, tylko mój aparat nie lubi ich chyba ;-) Tu było zbyt jasno, słońce odbite w wodzie, etc. Czarno-biała fotografia, ale taka prawdziwa - gdy fotograf potrafi patrzeć i budować kadr, i do tego jakimś dobrym aparatem, najlepiej analogowym - to prawdziwa sztuka. Mogę tylko podziwiać i oglądać np. wspaniały Kraków Hermanowicza.
UsuńChodzenie-myślenie, "marszowe impresje" - ostatnio coraz częściej mi się zdarza (spacery z psem albo zimowe bieganie) to wspaniały wynalazek. Czasem natłok myśli, a czasem można je uporządkować, zdystansować się. Im większe zmęczenie - tym większy spokój.
Sprzężenie między rozwojem inteligencji a trybem życia - jak najbardziej to do mnie przemawia. Wydaje mi się, że największy cywilizacyjny skok nastąpił wcale nie na terenach, gdzie dogodne warunki do życia, ciepło, obfitość pożywienia - tylko czasami w ekstremalnie trudnych. Czyli: co mnie nie zabije... etc. to jednak prawda.
Żaden aparat nie lubi pod światło - profesjonaliści i bogaci amatorzy stosują filtry itp sztuczki.
UsuńAnalogiem robi się lepiej niż cyfrakiem - tylko drożej i pomyłki więcej kosztują, ale jak ktoś nabierze umiejętności... to jak z karabinem snajperskim i kałasznikowem - kałach strzela 30 sztuk i ... jest szansa ze coś trafi, snajperka raz ale trafia za każdym razem.
"Chodzenie-myślenie, "marszowe impresje" -" - jak nie trawię Platona to z tym perypatetyzmem miał chłop rację ;-)
No, niestety - to już jest większy koszt. I potem skanowanie etc, żeby zamieścić na blogu - a pewnie i tak na monitorze nie byłoby widać jakiejś wielkiej różnicy. Ale pominąwszy koszta, fotografia analogowa to jest naprawdę świetna szkoła uważności. I takie zdjęcia, najlepiej własnoręcznie wywołane (marzenie!) mają naprawdę wartość. Zresztą nawet te biedne cyfrowe, gdy się je wydrukuje, zamieści w prawdziwym albumie - mają już inny charakter. Ostatnio robiłam sobie taki album, czarne kartonowe strony, dużo zabawy z wklejaniem, układaniem, odpowiednie sekwencje. To wszystko się bardziej szanuje, zajmuje tyle czasu.
UsuńJak najbardziej jestem zwolennikiem szkoły perypatetycznej, do Platona mając stosunek raczej chłodny ;-)
Ado, kolejny raz oglądam Twoje doskonałe zdjęcia. Budzą podziw nie tylko mój ale wszystkich odwiedzających Twój blog.
OdpowiedzUsuńOglądałam prace H. Hermanowicza. Ja stawiam Twoje zdjęcia o wiele wyżej. Proszę, nie odbieraj moich komplementów jako przymilanie się. To jest prawda. Dotyczy to wszystkich zdjęć !!!
Ado, poszukuję zdjęć z niedzieli z Twojego ogrodu. Czy ten post został przez Ciebie skasowany?
A może źle go szukam?
Pozdrawiam serdecznie:)
Łucjo, nie mów tak, bo będę się bała dotknąć aparatu ;-))) Dziękuję, ale naprawdę to barokowa przesada.
UsuńWpis z zimowym ogrodem właśnie przywróciłam z blogowej poczekalni - prawdę mówiąc pod Twoim wpływem, jakoś nie mogłam się wcześniej zdecydować, czy on jest ważny, czy nieważny, czy warto, czy nie... ;-) Dzięki!