Ach, gdzież są damy minionego czasu? Czytam cmentarze - stary cmentarz przy kościele Najświętszego Salwatora.

Ach, gdzież są damy minionego czasu?* Gdzie ich tiurniury i krepdeszyny, chignons paryskie, lekkie muśliny, gdzież są wytworne brabanckie koronki, gdzie te spojrzenia spod rzęs tak wymowne, profil klasyczny i płeć najbielsza, skromność wejrzenia, złocone ramy? Gdzie sznury pereł na szyi łabędziej, tomik poezji w safian obity; i przy tysięcznych świecach zabawy, i klawikordy, rauty, reduty; gdzie atłasowe do tańca pantofle, włosów anglezy, parufum de roses, schadzki w altanie, szeptem rozmowy et même - que sais-je? - wspólne francuskich poezyj czytanie. Gdzie wasze cienie, gdzie wasze głosy?



Gdzie wasze głosy, gdzie wasze cienie. Czytam cmentarze.



Czytam cmentarze, ale nie udało mi się odczytać inskrypcji na powyższych zdjęciach, na płycie epitafijnej z tym przepięknym kobiecym profilem w medalionie - dekoracyjny, kolorowy kamień, odpryski, zatarte litery. Muszę się tam wybrać jeszcze raz, spojrzeć z bliska, dotknąć, zapisać. Tam - na stary cmentarz przy kościele Najświętszego Salwatora. 

Gdy słyszy się o Cmentarzu Salwatorskim, najczęściej na myśl przychodzi obraz dużego, pięknie posadowionego wśród drzew na wzgórzu cmentarza z malowniczym widokiem na południe, z grobami znanych i zasłużonych ludzi kultury, sztuki, uczonych; cmentarz założony w 1865 roku dla mieszkańców Zwierzyńca i okolicznych wsi. Trzeba jednak pamiętać, że nie jest jedyny, że jest cmentarz od niego wcześniejszy o starych, a nawet bardzo starych tradycjach - najstarszy cmentarz parafialny przy kościele Najświętszego Salwatora (pochówki od XII wieku, jakkolwiek większość zachowanych jest z wieku XIX). Trzeba również mieć świadomość, że pierwsze cmentarze zwykle mieściły się w bliskości kościołów, wokół kościelnych murów, otoczone murem tworzyły wraz z kościołem przestrzeń sacrum w przestrzeni świeckiej, miasto umarłych w mieście żywych. 

I tu sobie właśnie spacerowałam pewnego wrześniowego dnia, kościół był oczywiście zamknięty, ale dostępna była przestrzeń starego cmentarza. Tamtych pierwszych inskrypcji - jako się rzekło - nie dam teraz rady odczytać, lecz inna płyta wmurowana - już nie pamiętam czy w mur kościelny? - była całkiem jeszcze czytelna:


EMMA Córka Józefy i Franciszka STURM
de Hirschfeld
żona Macieja BAYER
Inżyniera Dróg i Spławów w Królestwie Polskiem
Urodzona w Zaleszczykach na Podolu Galicyjskiem
dnia 23 Września 1802 R.
Wychowana w Krakowie, umarła we Wsi Fajsławicach
W Województwie Lubelskiem dnia 22 Września 1835 R.
Powszechnie żałowana
gdyż była wzorem cnót i miłą w towarzystwach
przez Nauki i Talenta
Mąż z córką tym Pomnikiem pamięć JEJ przedłużają

I ja przenoszę jej pamięć jeszcze dalej, przepisując tutaj te dziwnie wzruszające, na wpół zatarte słowa. Myślałam dziś o tamtym wrześniowym dniu, o trzydziestotrzyletniej Emmie urodzonej we wrześniu jak ja, tylko jakieś 170 lat wcześniej. I o tej pięknej nieznajomej z pierwszych zdjęć. 

Nie tylko damy minionego czasu spoczywają na starym cmentarzu przy kościele Najświętszego Salwatora, och, ma się rozumieć, że nie; jak na starych rycinach Danse macabre tańczą pospołu z innymi. Powstańcy styczniowi, których pamięci poświęcono osobną tablicę; powstańcy z insurekcji kościuszkowskiej, dawno zapomniani poeci, przykładni patrioci, ojcowie starych, mieszczańskich rodzin i tylu innych, których pamięć się zatarła. 
Józef Werycha Darowski
rodem i sercem Polak
Wiarą i Duszą Chrześcijanin
Mąż, Ojciec i Pan przykładny
w r. 1794 przyboczny Towarzysz Kościuszki
przeżywszy z Bogiem lat 68
23 Marca 1842 r.
Zszedł z tego Świata
Dzieci osierocone
ten kamień na grobie Ojca położywszy
pobożne westchnienie
za Duszę jego
proszą przechodnia



W tamten wrześniowy dzień trwały jeszcze jakieś murarskie prace:


A ten drewniany dom to pochodząca z pierwszej połowy XIX wieku tzw. chatka grabarza:


Kiedy w 1707 roku, w latach upadku i schyłku Krakowa, miasto nawiedziła jeszcze jedna, bodaj największa z dotychczasowych epidemia cholery**, chorych zwożono i znoszono na Błonia, by jakoś odseparować ich od zdrowych, by dać może szansę wyleczenia, a oni dogorywali w obskurnym obozie, w byle jak skleconych szałasach i umierali. Camusowska Dżuma w XVIII-wiecznym decorum, takie historie nie zmieniają się nigdy, tylko tło jest inne. I wyobrażam sobie, że podobnie jak w Oranie nocami wywożono zmarłych i grzebano ich na doraźnie przygotowanym cmentarzu - właśnie na Salwatorze, nieopodal drewnianego kościoła św. Małgorzaty i Judyty, który dziś najczęściej nazywany jest Gontyną. Wielkie doły z wapnem. Jedyny sposób oczyszczenia, próba ratowania tych, co jeszcze żyją. Gdy minęło kilkadziesiąt lat, szczątki zmarłych na cholerę nieszczęśników przewieziono już ostatni raz, niedaleko i pochowano je na cmentarzu przy kościele Najświętszego Salwatora. 

Potem przybywali powstańcy, patrioci, ojcowie mieszczańskich rodzin. I Damy minionego czasu.


A potem przyszedł tamten wrzesień, a jeszcze rok później piękny, złoty październik. Podniosły się mgły, otwarła się brama ozdobiona pajęczyną i stary cmentarz salwatorski przedstawiał całkiem inny widok, cały był kolorowy w ciepłym słońcu. Nawet domek grabarza wyglądał uroczo i gdybym nie widziała go wcześniej... Skończył się remont czy renowacja i płyta Władysława Anczyca, którą wtedy we wrześniu widziałam odnawianą, już powróciła na miejsce.


W przedpołudniowym słońcu pięknie wyglądały płyty epitafijne na południowym murze kościoła, na tle romańskiego muru. Ta mniejsza po prawej poświęcona jest pamięci powstańców styczniowych:


Ogromny ciemnozielony krzew cisu, rude liście na trawnikach, ciepłe kolory dachówki  i murów kościoła, błękitne niebo, cała rozrzutna polichromia jesieni. Na drewnianej figurce świątka - św. Franciszka? - wygrzewały się jesienne muchy.









* Gdy wymyśliłam sobie dziś ten tytuł przedzierając się przez śnieżne pola, (stąd nużący rytm, powtarzalność kroków), gdy myślałam sobie o nich niejasno wspominając jakieś "gdzież są niegdysiejsze śniegi" i różne "panie swawolne" z dawnej francuskiej literatury - nie miałam pojęcia, że ten tytuł jest już w zasadzie wzięty. I to przez kogo! Nawet nie ośmielę się tutaj zacytować tego wiersza, musiałabym cały wpis wyrzucić gdzieś w kosmos, a szkoda, bo jest w jakiś dziwny sposób dla mnie ważny. Trudno, muszę się z tym pogodzić. Wszystko już zostało napisane i to najczęściej tysiąc razy lepiej.
** O morowej zarazie AD 1707 dowiedziałam się ze starego "Spacerownika" o Salwatorze i Zwierzyńcu, autorstwa Krzysztofa Jakubowskiego.

Ten wpis jest już kolejnym z salwatorskiej serii:

1. Salwator i pajęczyna:








2. Na Salwatorze z Królem Olch:








3. Fotograficzna zagadka z Salwatora


4. Ach, gdzież są damy minionego czasu. 
Stary cmentarz przy kościele Najświętszego Salwatora



Komentarze

  1. Magdalena Jastrzębska27 stycznia 2015 21:36

    O damach minionego czasu to ja mogę w każdych ilościach czytać i oglądać.
    Tak się składa, że ze względu na własne zainteresowania zdarza mi się nie raz jeden błądzić po starych nekropoliach i szukać grobowców, odczytywać inskrypcje, fotografować.


    Zdjęcia niezwykłej urody, pełne jesiennego piękna.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Magdaleno, dziękuję! Wyobrażam sobie, że w Twoich zbiorach jest na pewno dużo fotografii ze spacerów po starych cmentarzach, ja właściwie mam tylko krakowskie i podkrakowskie zdjęcia - przedtem, gdy więcej podróżowałam, nie fotografowałam prawie wcale, niestety. Bardzo lubię "czytać" cmentarze, rzecz jasna najchętniej te z historią, zabytkowe. To jak muzea pod otwartym niebem, tylko nieformalne i mniej opisane. W Krakowie najchętniej odwiedzam Rakowicki i Salwatorski.

      Usuń
  2. Wszystkich bardzo przepraszam - miały miejsce jakieś problemy techniczne. Czytałam, że disqus nie jest bez wad i rzeczywiście jego kod wprowadzał mi jakieś zmiany w strukturze wpisu. Jednak brak możliwości zostawienia komentarza to już większy problem, z którym nie potrafię sobie poradzić, no nie mam cierpliwości i chwilowo żegnam się z disqusem, przynajmniej na jakiś czas i wracamy do podstawowego systemu komentarzy.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ładnie to napisałaś "czytam cmentarze". Przypomniało mi się, że na cmentarzu uczyłam się czytać ;-) Chodziłam z babcią i pytałam, jaka to litera i odszyfrowywałam mozolnie imiona, nazwiska na nagrobkach.
    A w ogóle to uwielbiam cmentarze i takie odgadywanie, co to za ludzie byli, jakie były ich losy...
    Dziękuję za słoneczne zdjęcia, Ado. Ciągle mi tego słońca za mało.
    Pięknego dnia!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A to piękne wspomnienie - nauka literek na cmentarzu!

      Usuń
    2. Przepiękne wspomnienie! Moje jest dużo mniej romantyczne - poznawałam litery na niemieckich kolorowych czasopismach z wykrojami krawieckimi ;-)) Ciekawe dlaczego do dziś nie lubię niemieckiego i nie potrafię się go nauczyć mimo kilku podejść. I jak teraz o tym pomyślę, to naprawdę dziwne, że przy tej metodzie w ogóle nauczyłam się czytać... chyba musiałam mieć też inne źródła, tak czy inaczej w wieku 4 lat już podobno czytałam.

      I słońca też mi brakuje, bardzo.
      A wracając do cmentarzy: zawsze lubiłam je odwiedzać, trochę w tym smutku, nostalgii, wielkie pole dla wyobraźni, taka wielka księga.

      Usuń
    3. Lubię takie stare cmentarze i stare epitafia, które szeroko opowiadały o danej osobie. Wstęp zachwycający :) Teraz wczytuję się w powieściowe czasy Lalki Prusa. Jak dobrze wrócić po latach do takiej książki. p.s wspaniale Twoje wpisy czyta się nocą. Będę to uskuteczniać.

      Usuń
    4. Nocą pisane, nocą czytane. Tak najlepiej. Wtedy nawet ja patrzę mniej krytycznie na to pisanie, na zdjęcia.
      Noc jest spokojem, dzień ma inne prawa.

      Usuń
    5. zgadza się :)

      Bardzo ładne logo stworzyłaś :)

      Usuń
    6. Dziękuję :-) To tak tymczasowo, dopóki nie nauczę się jakiegoś bardziej sensownego programu.
      Chciałam mieć jakiś rozpoznawalny znak, a jakoś nie mogę się rozstać z "Plantami" S.W.

      Usuń
    7. Ado, z mniej romantycznych, to oprócz nagrobków, wspomagałam się Trybuną Ludu w nauce czytania ;-) To chyba gorzej niż niemieckie czasopisma z wykrojami ;-)
      Odnośnie cmentarzy, to chyba najpiękniej o nich pisał mój profesor ze studiów Jacek Kolbuszewski. Znasz jego książkę "Cmentarze"?

      Usuń
    8. Nie, nie znam! Dziękuję za podpowiedź, na pewno poszukam. Ja znów lubię czytać Waldorffa - jego zasługi w ratowaniu zabytkowych nagrobków są nie do przecenienia, to prawda, ale ten styl! Czytam z wielkim sentymentem.
      Trybuna Ludu w zestawieniu z poprzednim to naprawdę eklektyczne podejście :-)

      Usuń
  4. "Damy minionego czasu" - czyżby "zaszczepka" z Łysiaka? ;-)

    A Salwator to jedno z moich w Krakowie najukochańszych miejsc, rzeczywiście piękny, rzeczywiście niesamowity i ... prastary.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Raczej "Ballade des dames du temps jadis", która jakoś mi się przypomniała podczas śnieżnej wędrówki, pewnie przez to zdanie: "Mais où sont les neiges d'antan ?" - Ach, gdzie są niegdysiejsze śniegi? Najpiękniejsza w przekładzie Boya, ma się rozumieć. I taka to była droga skojarzeń. Potem odkryłam (przypomniałam sobie) wiersz Miłosza. I jeszcze się okazuje teraz, że Łysiak... Proszę, jaka piękna linia czasu/słów od Villona!

      Tak, Salwator kryje wiele tajemnic i jest naprawdę taką wyspą dawnego czasu. Czytam teraz trochę o powstaniu kościoła, o fazach budowy, o ich datowaniu. Fascynujące. A ile nieporozumień, ile sprzecznych teorii! Choć właściwie jest już pewna jasność - przynajmniej jeśli chodzi o zachowane fizycznie pozostałości romańskie. Szkoda tylko, że w internecie ciągle najczęściej podaje się błędne datowanie tego romańskiego kościoła.

      Dobrze Cię tu widzieć :-)

      Usuń
    2. Łysiak na niej swój esej właśnie opiera - tylko nie mogłem sobie przypomnieć (a Wuja Googla pytać nie lubię - łatwo być erudytą na sieci...).

      Ciebie też dobrze widzieć - na długo zniknęłaś.

      Usuń
    3. O, zdecydowanie wolałabym mieć swoją wielką bibliotekę, by czasem wesprzeć wątpliwą erudycję, ale cóż... czasem W.G. jest niezastąpiony, chociaż ta łatwość poszukiwań to też swego rodzaju przeszkoda.
      No tak, to był taki przełomowy czas, tak to teraz widzę. Zmieniło się trochę i zmiany w dobrym kierunku, tak.

      Usuń
  5. Och dziewczyny, zaraz czuję się lepiej, bo i ja nazywam sama siebie hieną cmentarną, co to lubi sobie pomiędzy nagrobkami pospacerować. To odczytywanie listów minionych lat bywa niezmiernie ciekawe. Pamiętam pierwsze cmentarne zauroczenie na warszawskich Powązkach, kiedy w mroźny biały dzień odkrywałam jeszcze jedną alejkę i jeszcze kolejną i tak spacerowałam nie czując zimna i rąk. I tamte trzy nagrobki młodej kobiety, która zginęła w wypadku samochodowym kilka miesięcy po wojnie, małego dziecka i młodzieńca zamęczonego w obozie. Jakoś wciąż je pamiętam, choć nigdy nie udało mi się ich odnaleźć, mimo, iż zawsze szukam od nowa, nie zrobiłam wówczas zdjęć. A literek to może się nie uczyłam na nagrobkach, ale pamiętam, jak z koleżanką spisywałyśmy napisy z płyt nagrobnych w kościele Mariackim w Gdańsku. Szkoda że te moje notesiki gdzieś zaginęły. Nie wiedziałam o istnieniu tego cmentarza. Jakoś tak Rakowicki wrył mi się w pamięć i on zajął miejsce w moim sercu. Za każdym pobytem odwiedzam. Jak bolą te mchem obsypane nagrobki, na których wyblakły literki. Na tych krakowskich nagrobkach zawsze uderzała mnie przynależność kobiety do mężczyzny; tam zawsze (najczęściej) spoczywała żona, matka, wdowa, siostra. Natomiast mężowie przynależeli do profesji, stanowiska ewentualnie stanu posiadania. Twój wpis wywołał lawinę skojarzeń. Dziękuje

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, to jestem w zacnym gronie :-) Mam podobne wspomnienie chyba z początku lat 90. z cmentarza Rakowickiego - przyjechałam wtedy z Warszawy (miałam wtedy etap studiów w Warszawie i straszliwie tęskniłam za Krakowem), była wczesna zima, śnieg ale na brzozach ostatnie liście, było dość mroźno a ja spacerowałam alejkami cmentarza Rakowickiego, przemierzałam go od Alei 29 Listopada aż po Rakowicką i kluczyłam, błądziłam.

      A to zjawisko "przynależności" - też o tym myślę, czasem z irytacją, czasem z uśmiechem obserwując i czytając sobie inskrypcje. Mam wiele takich na zdjęciach, pierwszy z brzegu: grób "Alfredów Szczepańskich" :-) Troszkę mnie to śmieszy, choć to pewnie niestosowne. I nawet damy z wielkich rodów nie uniknęły takiego przyporządkowania, jakby wraz z małżeństwem odbierano jej nawet imię, ot i już zamiast Róży z Lubomirskich jest Andrzejowa Potocka (to sobie tak zmyśliłam dla przykładu, ale to taki mechanizm).

      Kto wie, czy się kiedyś nie spotkamy podczas jakiegoś spaceru po cmentarzu Rakowickim :-)

      Usuń
  6. A wiesz, że ja z radością poczytałabym coś także o tamtym drugim cmentarzu:) Nie, nie, nie, nie myśl, że narzekam, wiesz jak kocham Twoje widzenie Krakowa:))) ale na Cmentarzu Salwatorskim byłam chyba tylko dwa razy, z czego raz 1 listopada (domyślasz się, jak się czułam w tłumie;). Może teraz (za miesiąc!!!) to nadrobię:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem, miła pani. Jednakowoż... ;-) mało mam danych, mało dobrych zdjęć. Ale taki nieperfekcyjny, zupełnie szkicowy, taki mały spacer - to na pewno da się zrobić! Tak, 1 listopada to niełatwy dzień dla miłośników samotnego zwiedzania cmentarzy... ;-)
      Już za miesiąc! To wspaniale! Luty mija bardzo szybko, nawet nie zauważysz kiedy.

      Usuń
  7. Największym zagrozeniem ze strony Googli nie jest rozleniianie ludzi, ani nawet szpiegowanie nas ale... powilanie informacji. Ktoś wrzuci coś w sieć, nikt praktycznie tego nie weryfikuje, ktoś inny przekopiuje, inny zalinkuje i informacje małozetelne lub zgoła wyssane z palca, zaczynaja żyć własnym zycim.

    OdpowiedzUsuń
  8. Otóż to, jak w kopernikańskiej teorii pieniądza - informacja "gorsza" wypiera "lepszą", rozmywa się w zalewie pół- ćwierć- i całkiem nieprawdziwych danych, a one funkcjonują dzięki powtarzaniu, rozpowszechnianiu. Tak jest trochę z historią kościoła św. Salwatora - wikipedia podaje na pierwszym miejscu dane nieaktualne od 30 lat, potem odnajduję je powielone na jakiejś stronie... stowarzyszenia przewodników! Wyobrażasz sobie? Ludzie, którzy poniekąd zarabiają na informowaniu, nie weryfikują nic, nie starają się dotrzeć do wyników stosunkowo nowych badań, bo te dawne lepiej się wpisują w jakąś tam legendę.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz