Architektura w kropli rosy, Salwator i pajęczyna
Świat jest pełen pomniejszych cudów. Tyczy się to zdarzeń, spotkań na granicy nieprawdopodobieństwa i tych efemerycznych zjawisk, które wpisują się w definicję czystego/ prawdziwego piękna. 'La beauté sera convulsive, ou ne sera pas' - jak chcieli surrealiści. Jest w nich coś nagłego, coś gwałtownego, dzieją się trochę poza czasem, taki niewidzialny wybuch, potem mijają tak jak przyszły a ty łapiesz się na tym, że ciągle wstrzymujesz oddech.
To była taka jesień pełna nieoczekiwanych zdarzeń, zwrotów akcji, spotkań spod znaku 'le hasard objectif', ścieżek, które się krzyżują ze sobą. Był ostatni dzień października, był długi, samotny spacer, który prowadził obok mglistego Wawelu, brzegiem Wisły obok zawieszonych w przestrzeni mostów, spinających stronę widzialną i niewidoczną, obok zacumowanych barek, które wreszcie się uwolniły i płynęły znikąd donikąd odkąd mgła połknęła cumy, był wreszcie Salwator, była aleja kasztanowa we mgle i w słońcu jednocześnie, nigdy dotąd nie zaobserwowałam takiego zjawiska, stałam na granicy słońca i cienia, potem był powrót do słonecznego miasta, był list leżący pod Sfinksem, ale zanim to wszystko się wydarzyło, to schwytałam się w pajęczynę. Czy to pajęczyna mnie pochwyciła, czy może ja uchwyciłam jedną z tych chwil, do których mówią: verweile doch!
Pajęczyna była rozpięta misternie na metalowej kracie bramy prowadzącej ku kościołowi Najświętszego Salwatora. Nie dam rady opisać, jak to wyglądało naprawdę i zdjęcia tego nie oddają, niestety. Tu trzeba by mieć prawdziwy aparat... i być prawdziwym fotografem. Ale i tak cieszę się, że dane mi było tam być - w tamtej ulotnej chwili. A jeśli idzie o zdjęcia, to zrobiłam, co mogłam (feci quod potui, feciunt meliora potentes - tak sobie zacytuję z pamięci napis na nieodległym nagrobnym kamieniu, dewizę jednego z mistrzów - nie fotografii, lecz wyobraźni).
zdjęcie w większym formacie, najlepiej oglądać na osobnej karcie |
j.w. |
j.w. duży format dla miłośników pajęczyn, odbić w kroplach wody, praw optyki i architektury częściowo romańskiej |
Na pewno udało mi się (cudem?) uchwycić proste optyczne zjawisko, o którym powszechnie wiadomo, a które przecież, gdy spojrzy się na nie własnym okiem, ma jednak coś nie fizycznego zgoła, lecz meta-. Do tej pory z naiwną fascynacją przyglądam się odbiciom sylwetki kościoła w tych kroplach. Obraz odwrócony. Jakby każda z kropel była osobnym światem, albo kapsułą wypełnioną skrawkiem anty-świata. Który jest prawdziwy - czy "nasz", czy tamten? Trzy ostatnie zdjęcia są w większym formacie, kto lubi wpatrywać się w takie cuda, temu będzie wygodniej :)
Na koniec nadmienię, aby ta powiastka nabrała trochę wagi i powagi, że pajęczyna oczywiście jest tutaj symbolem, a raczej ten milion kropel zawieszonych na niej, a każda ze "swoim własnym" kościołem Najśw. Salwatora wewnątrz - że one wydają się dobrze symbolizować wielką różnorodność hipotez co do samej budowli. Czytałam o tym z przejęciem jakiś czas temu, słuchałam uczonych w (archeologicznym/ historyczno-sztucznym) piśmie i dziwiłam się tej wielkiej różnorodności myślowych konstrukcji, niezgodności w interpretacji badań. Czy XII wiek, czy początek IX, czy faza III równa się pierwszej? Czy była istotnie jakaś rotunda? Czy do absydy przylegały pastoforia? I szczególnie dla mnie istotne pytanie - co i kiedy zostało przebudowane? Co z tego, co oglądam, jest autentyczną substancją z najdawniejszej, romańskiej epoki a co późniejszym dodatkiem, co wtórnie użytym materiałem a co XX-wieczną przebudową (obawiam się, że taka była - i z tej obawy wolę o tym nie czytać, iście naukowe podejście). Zawsze gdy stoję przed kościołem św. Salwatora czuję jak te hipotezy wirują gdzieś w przestrzeni. A ja chciałabym, żeby to mógł być prawdziwie romański kościół, a przy tym ołtarzu, który tam widzicie, drodzy państwo, św. Wojciech głosił kazania.
Następne zdjęcia z tego samego miejsca już w czwartek - postanowiłam pisać regularnie i wpisy będą się pojawiać trzy razy w tygodniu (nikt z tych, którzy mnie znają, na pewno w to nie wierzy). Będzie kościół Najśw. Salwatora w jesiennym entourage'u, czyli widok, jaki się odsłonił, gdy już spadła pajęczyna.
Właśnie! Jak to się stało, że opadły wszystkie krople? Poza - nietrwałym porządkiem rzeczy świata tego - oczywiście. Otóż gdy tak sobie fotografowałam i starałam się ustawić ostrość na którejś z tych maleńkich biało-czerwonych budowli odwróconych do góry... fundamentami, poczułam za plecami czyjąś obecność. Od dłuższego czasu pewna pani czekała cierpliwie aż skończę, żeby móc otworzyć bramę. Jednak ten świat nie jest najgorszym miejscem, by żyć. Nie tylko ze względu na pajęczyny, krople rosy i takie tam.
Pomyślałam sobie jeszcze przygotowując do publikacji te zdjęcia, że pajęczynowa seria pasuje idealnie do tego bloga. Po dwóch latach nieobecności... pajęczyny są dosłownie wszędzie!!! Przy okazji proszę o cierpliwość - wpisy archiwalne pojawiają się i nadal będą, ale jednak powoli. Do każdego muszę odszukać właściwe zdjęcia na dysku i ponownie zamieścić. W każdym razie prace postępują.
Mistyka w czystej postaci- to zdjęcie z kroplą i odwróconym kościołem w ogóle skojarzyło mi się z różańcem:) No, mam wrażenie, że moje komentarze będą jednakowe- ZACHWYT jak zwykle. I jeśli jeszcze raz coś wspomnisz o prawdziwym fotografie, to...tak, możesz to potraktować jako groźbę;) No i ten list leżący pod Sfinksem mnie zaintrygował....
OdpowiedzUsuńAleż Ado, jak to nie potrafisz robić zdjęć?! Przecież są wspaniałe, a pajęczyna z kroplami urzeka :)
OdpowiedzUsuńU mnie się można zachwycać do woli, precz z powściągliwością i rozwagą i umiarem! :) To są właśnie takie pomniejsze cuda, staram się je odnajdywać tu i tam, trwają tylko chwilę. A przecież wiadomo, że nic innego tak naprawdę się nie liczy (w tym epikurejskim sensie, bo w mistycznym to na pewno jest inaczej ;) Ale - śmiem twierdzić - w tamtym porządku jest miejsce na zachwyt. I jak u Herberta w tym pięknym wierszu, gdzie irlandzka wyspa Holy Iona, czy tak? muszę sprawdzić.
OdpowiedzUsuńList leżący wśród liści pod Sfinksem to dowód na tezę, jaką postawiłam w pierwszym zdaniu tej powiastki o pajęczynie. Kto jak kto, ale Ty chyba wiesz... Poza tym, to miało umiejscowić tę historię w czasie. Ale może nie pamiętasz?
Nie są takie, jak bym chciała, nigdy nie będą. Ale sza, bo tutaj poniżej mi grożą ;))) więc już nic o zdjęciach nie powiem. Cieszę się bardzo, że Ci się podobają. Dziękuję :)
OdpowiedzUsuńPamiętam, wszystko pamiętam. Ha! Chcesz porozmawiać o niedoskonałych fotografach? Ja też byłam przy Najświętszym Salwatorze tamtego ostatniego dnia października;) Nie sądziłam, że jednak da się cofnąć czas. To jest naprawdę niezwykłe. Powrócił do mnie tamten dzień.
OdpowiedzUsuńTak, tutaj podróże w czasie stają się możliwe... 31 października 2013 roku. Chodziłyśmy tymi samymi prawie ścieżkami, tylko w różnym czasie. No i przegapiłaś tę mgłę. A nawet Mgłę! Takiej jeszcze nie widziałam nigdy. Zdjęcia będą, a jakże. Zgodnie z harmonogramem w sobotę, bo w czwartek jeszcze trochę N. Salw.... to znaczy okaże się, czy mnie coś po drodze nie zwiedzie na manowce.
OdpowiedzUsuńTo był dla mnie taki przełomowy trochę dzień, cały spod znaku przeciwieństw, podzielony na dwoje, początek nowego i koniec dawnego, Aleja Waszyngtona podzielona ostro na dolną zamgloną i górną słoneczną część. To ważny dzień i tu go będę chwalić i przywoływać dawne cienie.
Wstrzymałam oddech. Świat jest naprawdę pełen cudów i Ty potrafisz je dostrzec i pokazać na zdjęciach.
OdpowiedzUsuńDobrze czasem spojrzeć na to, co znamy nieco inaczej, chociażby przez pajęczynę czy przez kroplę rosy.
Ta pajęczyna pasuje do Twojego bloga, ale do tej pajęczyny powiązań w sieci, która nas łączy ;-)
Pięknego popołudnia!
Bardzo mi się podoba taka interpretacja! Lubię, gdy łączą się ścieżki pasji, lubię takie nieoczekiwane powiązania między odległymi czasem pozornie tematami.
OdpowiedzUsuńI dlatego jeszcze wciąż chodzę tymi dziwnymi ścieżkami - tu szlakiem Wyspiańskiego, tam znów Stanisławskiego (kiedyś szukałam jego domu przy dawnej ul. Pańskiej). Albo dawną willę Pareńskich w Tęczynku - bo tam bywał Wyspiański (ileż jak kilometrów wtedy zrobiłam ;) Szlakiem Talowskiego. Często te drogi krzyżują się, przecinają na chwilę - lubię rozplątywać takie węzły pełne znaczeń. Jest w tym tajemnica, na pewno.
OdpowiedzUsuńMuszę się dokładniej przyjrzeć kroplom deszczu na szybie. I muszę przyznać (choć to nie najlepiej świadczy o moich podstawach wiedzy optycznej), że ten fenomen odwrócenia obrazu naprawdę mnie zafascynował, w pierwszej chwili nie mogłam uwierzyć własnym oczom. A uczono mnie przecież - kąt padania, kąt odbicia, etc. ;)
W istnienie dobrych ludzi nigdy nie zwątpię. A jak mi się moja wiara w nich zachwieje, to wrócę sobie tutaj poczytać!
O, i to jest jeszcze jedna interpretacja, która bardzo mi się podoba. Od kilku dni nieustannie przekonuję się, jak ta sieć powiązań jednak jest silna.
OdpowiedzUsuńA spojrzenie przefiltrowane przez (lekturę, doświadczenie czy jakiś transparenty przedmiot) jest zawsze ciekawym eksperymentem. Czasem zastanawiam się, czy możliwe jest u mnie w ogóle takie czyste spojrzenie, bez tego miliona konotacji, wspomnień, przypomnień. Może tak, w pierwszej chwili.
Jak się cieszę, że znów tu zaglądasz :)
Witaj Ado :) Czekałam ... Bardzo się cieszę ... A "zdjęcie w większym formacie, najlepiej oglądać" ... nieustannie, z zachwytem, ciągle, bez ustanku, patrzeć, podziwiać i cieszyć się nim, bo to kwintesencja piękna i Twojej wrażliwości ... Pozdrawiam Cię serdecznie, Ewa
OdpowiedzUsuńEwo, jak dobrze Cię tutaj widzieć :)
OdpowiedzUsuńI dziękuję, to co mówisz dużo dla mnie znaczy. Zaglądałam do Ciebie w najczarniejszych chwilach mojego zniechęcenia do wirtualnego świata i zawsze znajdowałam coś pięknego i ważnego. Między Twoim "patrzeniem a widzeniem" jest wielka przestrzeń artystycznych wzruszeń. Piszę to jak najszczerzej. I te opisy zdjęć w jednym zdaniu, w kilku słowach, piękna harmonia słowa i obrazu. A może kiedyś wróci tamten blogowy szablon z czarnym tłem... ogromnie się do niego przywiązałam :) (to tylko tak, na marginesie wspominam, korzystając z okazji, że tu zaglądasz :)
PS moje psy poczuły się dowartościowane definicją pod wczorajszym wpisem ;)) Świetne i jakie prawdziwe! Fotografia przyrody w Twoim ujęciu to dla mnie absolutne mistrzostwo.
Zdjęcia są rewelacyjne...faktycznie zapierają dech w piersiach.
OdpowiedzUsuńZ wielką przyjemnością będę tu tu zaglądać by czytać i oglądać. Cieszę się, że odkryłam blog po reaktywacji.....
Bardzo mi miło gościć Cię tutaj, miłośnicy książek są zawsze mile widziani! Zaglądaj gdy czasem znajdziesz chwilę/ chęć na spacer po Krakowie. Chociaż zdjęcia będą bardzo, bardzo różne, z góry uprzedzam ;)
OdpowiedzUsuńJuż wrócił :) Cieszę się z Twojego powrotu bardzo. Pozwolisz, że będę czerpać z Twojego zachwytu światem inspirację ... :) Obok tak pięknie pokazanego i opisanego Krakowa jak tu, u Ciebie i przez Ciebie, nie da się przejść obojętnie. Bo tyle w tym wrażliwości i subtelności ... Jak w bajce ...
OdpowiedzUsuńWrócił :-) Ewo, to prawdziwy prezent! Czuję się jakbym oglądała prawdziwy album ze zdjęciami, taki o czarnych, grubych kartonowych kartkach, I to zdjęcie w nagłówku z tajemniczą bramą... tak jak zawsze. Dziękuję!
OdpowiedzUsuńTwoje piękne, wzruszające słowa o moim "patrzeniu i widzeniu" :) onieśmielają mnie bardzo ... i cieszę się ogromnie, że dzielisz ze mną ten sposób wrażliwości na świat ... Serdeczności!
OdpowiedzUsuńhttp://1.bp.blogspot.com/-P3PDZ6o-GUQ/VL6aXoG7pxI/AAAAAAAAA7g/3H6ul5cv53Q/s1600/Salwator16.jpg
OdpowiedzUsuńCudo zaklęte w kropli :)
Prawda? Strasznie się cieszę, że mogłam coś takiego zobaczyć i sfotografować!
OdpowiedzUsuńMiło Cię tutaj widzieć, dziękuję za odwiedziny :-) Zastanawiam się, czy to nie u Ciebie kiedyś dawno widziałam wpis o moich ulubionych ojcowskich okolicach, tak mi się teraz przypomina.