Powitanie albo zaproszenie do podróży

„Miłość jest bezinteresownym uczuciem, jednokierunkową ulicą. To dlatego można kochać miasta, architekturę samą w sobie, muzykę, nieżyjących poetów czy, przy jakimś szczególnym temperamencie, osobę boską. Bo miłość jest związkiem między odbiciem i jego przedmiotem. To w końcu przynosi nas z powrotem do tego miasta.”
Tak pisał Brodski w "Znaku wodnym" o tajemnych ścieżkach naszych przywiązań i uczuć, o sile przyciągania, której nie warto się opierać. Ten cytat stanowił motto pewnego bloga, który przed dwoma laty zaginął w wirtualnej przestrzeni. Pisało się tam o jednym mieście, na poły realnym, na poły wyobrażonym, niepodobnym do innych, wybranym i nieosiągalnym: "dane było życie, ale niedosiężne". Idealizowało się, patrzyło przez różowe okulary, nie unikało się barokowych porównań i młodopolskiej emfazy. Tęskniło się, i to jak! Fotografowało się marnym aparatem wszystko, bo wszystko wydawało się piękne, mury gotyckie i romańskie, detale architektoniczne, mosty, po stokroć mosty, światła na wodzie, która nazywa się Wisła, obrazy w muzeum, cmentarze, witraże i krenelaże. Życie codzienne i ten wyobrażony Kraków - bo oczywiście o Krakowie tu mowa - były jak dwie linie, które czasem krzyżowały się ze sobą, ale najczęściej nie, a naprawdę trudno o dwa bardziej różne plany, niż te, w których przychodziło wtedy żyć, oddzielne światy.

nocny Kraków, Wisła i mosty



Blog "Kraków i okolice" powstał w kwietniu 2009 roku, pisałam go (tak, tu pojawia się narracja w pierwszej osobie, czas się wreszcie ujawnić) tak jak potrafiłam najlepiej - choć ciągle nie wiadomo po co - przez prawie cztery lata. Nieregularnie, ale jednak była jakaś ciągłość, ponad 200 wpisów, parę tysięcy komentarzy. I właśnie, to pragnę podkreślić z całą mocą: największą wartością tego pisania byli ludzie, których udało mi się przez ten czas zatrzymać: rozmowy, wymiana myśli, daleka a jednak realna obecność i zrozumienie - tak było! I to wszystko udało się zniszczyć. Na przełomie 2012 i 2013 roku blog - pod wpływem jakichś niewartych nawet wzmianki ludzkich podłostek - rozsypał się, rozpadł i zaginął; coś tam skopiowałam, coś chaotycznie usunęłam, resztę schowałam, przeniosłam na inną platformę, pisałam trochę dla siebie. Dziś nie pojmuję, jak mogłam na to pozwolić. Pamiętam, że to był trudny dla mnie czas, trochę przełomowy, takie przesilenie, wiele różnych problemów. Cóż, tyle wody upłynęło w Styksie, Wiśle i Sekwanie, jestem już pewnie kimś innym, niż osoba, która pisała pierwszą odsłonę tego blogu. Nieciągłość "ja", nieprawdaż? To był zresztą taki rok, większe i mniejsze zmiany, coś się kończy i coś zaczyna. Teraz jestem kimś innym i patrzę na Kraków innym okiem. Jest w tym dużo dawnego sentymentu, ale moje "tutaj" jest dla mnie dużo mniej uciążliwe i nie tak trudne do wytrzymania. Jednak życie, czasami, bywa znośne i przynosi zaskakujące zmiany. Bardziej osiadłam w moim życiu "tutaj", odkryłam piękno nieodległych okolic, odkryłam cały nowy świat, o którym będę tutaj często pisać (przepiękny Ojców!) a Kraków, paradoksalnie, właśnie wtedy się przybliżył, gdy przestałam go gorączkowo szukać, a dystans z zawrotnej odległości międzygalaktycznej skrócił się do realnych kilkudziesięciu kilometrów. Życie jest tajemnicą i nic mnie nie obchodzi, że to brzmi trywialnie. I jakie piękne jest, mimo wszystko. 

Przez ostatni rok czy dwa nagromadziło się dużo nowych zdjęć (nie, wcale nie są lepsze, ciągle ten sam aparat i to samo oko) trochę nowych opowieści, nowych światów. Chciałabym się nimi podzielić, wypuścić je w świat. Bywał Kraków odwiedzany z wielkim sentymentem, Kraków dzielony na dwoje a czasem samotne ścieżki. Mój/nie mój Kraków, podobny choć różny od tego, jaki mnie kiedyś przyciągał. Może nawet teraz piękniejszy, bo prawdziwy. I ile rzeczy się zmienia, widzieliście? Nawet ulica Retoryka... ale o tym później. Dobrze jest mieć dużo archiwalnych zdjęć, często wybieram się sama w taką podróż w czasie a jeśli ktoś będzie chętny - zapraszam.

Co jeszcze będzie się tutaj pisać? Na pewno cała zaniedbywana dotąd przestrzeń prowincji, zabytki znane i nieznane, włóczęgi po drogach i bezdrożach Ziemi Krakowskiej - raczej ze wskazaniem na północne niż południowe jej części, przynajmniej na razie. To jest piękny kraj, ta moja pagórkowata, falista ziemia przecinana tu i tam skałkami, wąwozami, dolinami. Mocno osadzona w historii, mocno związana z Krakowem - lubię szukać tych powiązań, odkrywać. Zachwyca mnie wieża pobliskiego kościoła zbudowana z białych, nieregularnych, wapiennych ciosów i gdy patrzę na biforia przedzielone kolumną, na biel kamienia jaskrawą na tle zimowego błękitnego nieba, to czuję, że ten kościół jest bratem krakowskiego św. Andrzeja albo wczesnej wawelskiej katedry z jej wieżą Srebrnych Dzwonów. Związki przestrzeni i podróże w czasie.

Będzie niekończąca się opowieść o wyprawach ojcowskich. Ojców, Dolina Prądnika, urocza Dolina Sąspowska, Grodzisko, Pieskowa Skała - to jest wielki i ważny rozdział mojego nowego życia. Lubię tu wracać i wracam często, żeby te same miejsca zobaczyć w innym świetle, pod innym niebem, w innych kolorach, w zmieniających się porach roku. To piękne tereny, gdzie sztuka i historia krzyżują się z bujnym życiem przyrody. To również przestrzeń zagrożona przez człowieka i chciałabym - nawet jeśli to utopijne pragnienie - żeby moje pisanie w jakiś sposób mogło się przyczynić do ochrony tych miejsc. 

Archiwalne wpisy na blogu będą pojawiać się stopniowo, w miarę jak uzupełnię je o zdjęcia. Niestety, wersja blogu, którą udało mi się tutaj po latach zaimportować, nie zawiera zdjęć. Mam je wszystkie w jakichś czeluściach dysku, więc tylko czasu potrzeba, by je przywrócić. Ewentualnych nowych czytelników uprasza się o cierpliwość. Informując przy okazji, że zdjęcia, szczególnie z pierwszego czy drugiego roku są kuriozalne... ale i one powrócą, bo są częścią Historii, ha!

Nowe wpisy będą pojawiać się teraz często - mam dużo do powiedzenia, dużo do pokazania a długie blogowe milczenie na pewno przełoży się na częstotliwość publikacji. Nie wiem, czy to dobra wiadomość... Mam nadzieję, że nowi czytelnicy znajdą tutaj coś dla siebie. A dawni... Moich dawnych czytelników gorąco i szczerze przepraszam. Wiem, że moje zniknięcie dało powód do zmartwień, a moje ówczesne wyjaśnienia nie wyjaśniały zgoła nic. To był moment przesilenia, różne zdrowotne obawy (na szczęście jak się okazało nieuzasadnione!) to była słabość, którą udało mi się zmienić na siłę, nie bez pomocy innych. Trudne są takie powroty, eh. Zastanawiam się już od kilku godzin, czy to opublikować i w jakiej formie. I oczywiście - obawa, że nikt mnie nie pamięta.

***

A teraz już - tradycyjnie - spacer.

Zdjęcia, które się tu pojawią, wybrałam pod wpływem chwili, jakiegoś dobrego wspomnienia. Chciałam, żeby były również jakimś symbolem, zapowiedzią. Dopiero potem znalazłam przypadkiem wiersz Zagajewskiego, a w nim:

Błękit jest kolorem, który chętnie
obiecuje wielkie wydarzenia,
a potem już tylko czeka, czeka.

Myślę, że to będzie dobry początek. Chcę, żeby był kolor, energia, cała jaskrawość tego (mimo wszystko! chwilami!) pięknego świata. Myślę sobie, że te zdjęcia pokazują, że chociaż coś się zmienia, to przecież nie do końca i jednak jest zawsze możliwe rozpoznanie. Dalej tak samo lubię mosty, światła w wodzie i wszystkie wodne odbicia, tak samo spaceruję brzegami rzek (choć teraz najczęściej nie samotnie - a dobry towarzysz podróży jest nieoceniony, to wiadoma rzecz). Ciągle uważam, że najpiękniejszym mostem jest ten błękitny, ten nie-Brooklyński most, nic nie może się równać z jego stalową konstrukcją, a jeśli czasem wybieram jakąś kładkę obwieszoną żelastwem kłódek, to tylko dlatego, żeby mieć na Most ciekawy widok. I dlatego, że nie ma samochodów. I dlatego, że te liny stalowe, i światła... No dobrze, lubię czasem pójść sobie na kładkę B. dla niej samej. 

Pamiętam, to był lipiec i było straszliwie gorąco. Nad Wisłą miliony komarów, rowerzyści, spacerowicze, na Kazimierzu powoli zapalały się światła. Ludzie wychodzili na ulice, gwar, nieduże piwne ogródki wprost na chodniku, bez żadnej pozy i bez pretensji, nie tak jak przy Rynku, którego w turystycznym sezonie unikam, jak tylko mogę. Mnóstwo śmiechu, życie jakieś takie jak na południu Europy, nawet taką nieokreśloną wspólnotę z innymi, którzy tak samo przechodzą przez miasto, przez gęste, upalne powietrze, przez sobotni wieczór, przez złudzenie młodości - tak przez chwilę poczułam.


to był lipiec i było straszliwie gorąco

Błękit jest kolorem który chętnie/ obiecuje wielkie wydarzenia/ a potem już tylko czeka, czeka

balon uprowadzony

najpiękniejszy most

i wodne odbicia

kładka B.

z widokiem na Most Piłsudskiego

kolorowa geometria

geometria w błękicie

no dobrze, lubię czasem pójść na kładkę B. dla niej samej

po lewej Kazimierz, po prawej Podgórze, przed nami na wschodzie inne mosty i noc

balon odnaleziony

Dobrej nocy!

P.S. Następne wpisy będą krótsze. Chyba.

***

I parę słów o komentarzach.
Dziękuję za czas poświęcony na czytanie i za każdy zostawiony komentarz. Wszystkie komentarze zawsze uważnie czytam i staram się na nie odpowiedzieć - blog jest wymianą myśli, jest rozmową, jest jakimś polem spotkania, tak to rozumiem. Nie chcę tworzyć jakichś reguł komentowania, krytyka jest dobra, jeśli właściwie wyrażona. Po prostu - szanujmy się wzajemnie, to chyba wystarczy. 

Aby ułatwić komentowanie zainstalowałam na blogu Disqus, na razie jest tutaj w fazie testów, ale już widzę, że to był dobry pomysł i chyba zostanie na dłużej. Czasem może się zdarzyć, że komentarz nie opublikuje się od razu - bardzo proszę o wyrozumiałość. Disqus umożliwia czytelnikom łatwiejsze śledzenie przebiegu rozmowy, a autorowi blogu pozwala zapanować nad nieuniknionym czasami chaosem i spamem. Warto poświęcić chwilkę i założyć konto. Dziękuję!

Komentarze

  1. Ado, rozjaśniłaś mój poranek. A to, w styczniu, więcej znaczy niż wszystkie skarby tego marnego świata. Pytasz, co ja o tym myślę?;) Ja myślę, że następne wpisy wcale nie muszą być krótsze;) Jak mi Ciebie brakowało!!! Tak się cieszę!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Moniko, dziękuję za pierwszy komentarz, niech to będzie dla mnie dobry znak. I za wsparcie w trudnym dziele reaktywacji tego zakurzonego miejsca. To przypomina trochę wykopaliska archeologiczne ;) ale jakoś się tu zadomowimy.
    Dziękuję!

    OdpowiedzUsuń
  3. Moniko, dziękuję za pierwszy komentarz, niech to będzie dla mnie dobry znak. I za wsparcie w trudnym dziele reaktywacji tego zakurzonego miejsca. To przypomina trochę wykopaliska archeologiczne ;) ale jakoś się tu zadomowimy.
    Dziękuję!

    OdpowiedzUsuń
  4. Nawet nie wiesz, jak dobrze, zobaczyć tę stronę na swoim miejscu. Jeszcze raz dziękuję za dobre wieści!

    Dużo pracy przed Tobą (sama również przechodziłam podobną procedurę). Ale wiem, że to była również wspaniała wędrówka przez wspomnienia. Tego właśnie Ci życzę :) Powodzenia Ado!

    OdpowiedzUsuń
  5. Powiedzieć, że się cieszę z Twojego powrotu, to NIC nie powiedzieć - to przyjemność i radość jak stąd do...Krakowa;)Mam nadzieję, że już nic i nikt nie zakłóci Twojego blogowania, powodzenia;)

    OdpowiedzUsuń
  6. To przeczytałam19 stycznia 2015 11:05

    Ado, cudownie, że jesteś. Że znów czekają nas te piękne, fotograficzno-literackie spacery. Że podzielisz się z nami cząstką swej duszy, gdzie Kraków (i jego okolice) znalazły swoje miejsce.

    OdpowiedzUsuń
  7. Dziękuję raz jeszcze za powitanie i opiekuńczego smoczego ducha :)
    Ogrom pracy dopiero zaczynam sobie uświadamiać. Wczoraj wieczorem udało mi się przywrócić dwa wpisy... Cóż, jeszcze jakieś sto dni i skończę ;) Ale masz rację, to wspaniała podróż w czasie.


    PS
    Nie wiem dlaczego Disqus synchronizuje mi komentarze do starszych postów w ten sposób, że nie widać ich hierarchii, to znaczy - który komentarz jest odpowiedzią. Wiem, że to nie takie istotne, ale moja perfekcyjna natura cierpi ;) W tych dwóch ostatnich (o Zawsze Młodej) pobawiłam się i przeniosłam trochę ręcznie, ale ten sposób jest trochę (?) uciążliwy.

    OdpowiedzUsuń
  8. Droga Ikroopko! Dziękuję! Ja ogromnie się cieszę, że udało mi się pokonać większe i mniejsze trudności. Myślę, że teraz już nic nie powstrzyma mojego spacerowania/ zwiedzania/ pisania. A na pewno nie to, co ostatnio, jestem już mocno uodporniona. Dziękuję za wsparcie i zapraszam Cię nieustannie - choć tu na razie przeciągi i kurz ;) Ale to się zmieni!

    OdpowiedzUsuń
  9. Moja droga M.! Dziękuję za wszystko. Właściwie powinnam tu przygotować jakąś lożę honorową, dla tych, którzy pokazali mi Kraków, byli i są prawdziwą inspiracją. Wszystko zaczęło się właściwie od takiej jednej książeczki o secesyjnym Krakowie ;)
    Zapraszam zawsze z radością.

    OdpowiedzUsuń
  10. Ada, bardzo się cieszę z Twojego "powrotu"! Straszliwie, o ile można tak rzec, mi Twoich przemyśleń brakowało :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Och, jak się cieszę, że jesteś! Bałam się, że na stałe zraziłaś się do blogowania.

    @ wieża pobliskiego kościoła zbudowana z białych, nieregularnych, wapiennych ciosów (...) biforia przedzielone kolumną
    Czyżby Wysocice? Muszę tam wrócić, a przy okazji pewnie przekonać się, czy rzeczywiście proboszcz robi awanturę za fotografowanie w kościele. Na razie miałam nieprzyjemność tylko z parafiankami (komentarze niby to pod nosem: "fotografują, fotografują, a potem przyjdą i ukradną"). No i nie zdążyłam zrobić zdjęcia płaskorzeźby w tympanonie, a jest zachwycająca - jakimś takim ciepłem emanują te schematyczne łebki wołka i osiołka.
    Więc może miniemy się gdzieś na szlakach Ziemi Krakowskiej :-)

    OdpowiedzUsuń
  12. Ja eksportowałam z WP i nie było problemu. Tutaj trudno jest mi się wypowiedzieć. Na pewno odradzałabym ręczne przenosiny, bo przy takiej ilości (pamiętam, ze było dużo komentarzy) odpuścisz w połowie albo oszalejesz;)

    OdpowiedzUsuń
  13. A ja też cieszę się "straszliwie" z takiego miłego przyjęcia :) To naprawdę niezwykłe, że po tak długim czasie ktoś tu o mnie pamięta...

    OdpowiedzUsuń
  14. Jak miło! Dziękuję :)


    I oczywiście zgadłaś - Wysocice - jeden z najpiękniejszych i najlepiej zachowanych w Małopolsce romańskich kościołów. Odkryłam go bodajże dopiero... przed rokiem. To znaczy mówię o świadomym spojrzeniu. Kilka razy już fotografowałam, ale tylko z zewnątrz - ja mam ogólnie raczej niski poziom asertywności i zdaję sobie również sprawę, że fotografowanie w miejscach kultu nie jest zawsze mile widziane. Plan mam taki, że po prostu zapytam wcześniej o zgodę, skontaktuję się mailowo albo telefonicznie z parafią, przedstawię cel tego fotografowania, pisanie artykułu na potrzeby tego bloga, popularyzacja, etc. Myślę, że to rozsądne podejście.
    A kościół jest przepiękny i naprawdę jest coś unikalnego - w prostocie bryły, w pokrewieństwie z innymi romańskimi zabytkami z Małopolski i Europy, w tym, że dotrwał do naszych czasów.
    Już niedługo zamierzam przedstawić jakieś pierwsze wrażenia, pierwsze zdjęcia, tylko chcę, żeby to było oparte na jakiejś naukowej podstawie, muszę nad tym popracować.


    Myślę, że to możliwe, szlaki lubią się krzyżować :)

    OdpowiedzUsuń
  15. Małgosiu! Powrót tutaj, do tego miejsca, a przede wszystkim do ludzi - to dla mnie wielka radość. Nie miałam pojęcia, że ktoś jeszcze mnie wspomina. Witaj i zaglądaj w wolnych chwilach!


    A kto wie, czy nie spotkałyśmy się na wystawie? Chociaż raczej nie - ja wybrałam się w wielkim pośpiechu, pod wpływem jakiegoś impulsu właśnie na ostatni dzień trwania wystawy. Chciałam się pożegnać... no, wiem, to pewnie sentymentalizm. Czy można przywiązać się do wystawy obrazów?! Najwyraźniej tak ;) Bardzo jestem ciekawa Twoich wrażeń! Czy pisałaś o Zawsze Młodej u siebie?

    OdpowiedzUsuń
  16. Przenoszą się automatycznie, importuję je stopniowo przy każdym uaktualnionym przeze mnie wpisie, tylko niestety właśnie bez zachowania hierarchii, co nie jest aż takim problemem. Ręcznie musiałabym kopiować tylko (tylko?!) moje własne wpisy i przenosić je we właściwe miejsca. Pomyślę o tym... jutro albo kiedyś tam ;) Co ciekawe - we wpisach, gdzie jest disqus, znikają (tzn. stają się niewidoczne) te fragmenty, które były pisane kursywą. Cóż, wyrzuciłam kursywę, bo disqus zostaje. Ale to pewnie specyfika bloggera,

    OdpowiedzUsuń
  17. Ależ podoba mi się to zdjęcie z nagłówka. To z kościołem Najświętszego Salwatora, bo wcześniej chyba był przez chwilę Wyspiański;)

    OdpowiedzUsuń
  18. guciamal (małgosia)20 stycznia 2015 18:03

    W końcu udało mi się usiąść i przeczytać od deski do deski. Piszesz, że to już inna Ty, ale dla mnie mam nadzieję ta sama Ty. Podzielam miłość do miejsc, tęsknotę, powracam wciąż i wciąż i nie wstydzę się banalnych zachwytów. Słucham teraz Hena Nie boję się bezsennych nocy, w których pada takie mnie więcej zdanie, ...iż to, że nowe kamienice w niczym nie przypominają tych starych, nie zmienia tego, że żyją nasze wspomnienia, wyobrażenia, następuje rekonstrukcja minionego świata. To też takie luźne skojarzenie dotyczące próby zachowania miejsc dla nas magicznych.
    Nie minęłyśmy się na wystawie, ja byłam przed świętami. Doskonale rozumiem chęć pożegnania się z wystawą i tak, zdecydowanie można się przywiązywać do obrazów, gdyby tak nie było, nie odwiedzałabym po kilkakroć tych samych galerii i muzeów. Nie pisałam o wystawie, mam jakieś kilkanaście wystaw do opisanie i deficyt czasu :(. Czy mi się podobało? Byłam po raz drugi (a byłaby częściej, gdyby z Gdańska do Krakowa było bliżej) - a to chyba najlepsza odpowiedź :)

    OdpowiedzUsuń
  19. Ado, dzięki Małgosi (guciamal) dowiedziałam się, że wróciłaś. To jedna z najmilszych wiadomości w ostatnich dniach. Cieszę się na nowe wpisy - te krakowskie, ale przede wszystkim te "nasze" podmiechowskie. Ileż to razy twoje zdjęcia były dla mnie i moich chłopaków tematem dyskusji pt. "W którym miejscu to było robione?". Znów będziemy mieli możliwość wędrować Twoimi śladami :)

    OdpowiedzUsuń
  20. Beata (Szczur w antykwariacie)20 stycznia 2015 21:14

    Ado, jakże się ucieszyłam! U Guciamal przeczytałam o Twoim powrocie i gdyby nie zostawiła linka do Twojego bloga, to bym nie uwierzyła;) Na Kraków uczyłam się patrzeć Twoimi oczami, podążałam ścieżkami przez Ciebie wytyczonymi, a po Twoim zniknięciu pogubiłam się po prostu:) Dlatego cieszę się, że znów będę odkrywać Kraków razem z Tobą! Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  21. Jak miło, że jesteście... Dziękuję z całego serca za pamięć. Przepraszam, że odpowiadam dopiero teraz, ale utknęłam w... pajęczynie ;) To znaczy w nowym wpisie. Już zapomniałam jak to się robi i ile wymaga czasu.


    Wzruszyłam się, naprawdę. mam najlepszych czytelników na świecie. Syn marnotrawny przy mnie to nic ;))

    OdpowiedzUsuń
  22. Wyspiański był przez chwilkę, ale postanowiłam dać mu odpocząć i znalazłam coś w moich archiwach, w pajęczynach ;) Zobacz na chwilkę, jest nowy wpis i więcej zdjęć z tej serii. To miała być nawet zagadka, ale zrobić, jak ją rozwiązałaś zanim ją zadałam???

    OdpowiedzUsuń
  23. No cóż...serce mi podpowiedziało;) kocham to miejsce. Nie wiem, czy wytrzymam do końca lutego...

    OdpowiedzUsuń
  24. Jakże mogło być inaczej :)

    OdpowiedzUsuń
  25. Guciamal zrobiła mi tym wpisem niesamowity prezent! Dopiero przed kilkoma minutami dowiedziałam się o nim - od Ciebie i Anek i czytam sobie i czytam...
    Niezwykłe są ścieżki naszych losów. Jakiś impuls sprawia, że dawno obmyślana decyzja o powrocie kończy się tak, i wracam i dowiaduję się tyle dobrego o sobie, tyle dobrego o innych. Dziękuję i obiecuję już nie znikać!

    OdpowiedzUsuń
  26. Dziękuję! Ja też bardzo się cieszę, że wreszcie zdobyłam się na powrót. Przy okazji spotyka mnie tyle dobrych wieści, nagle okazuje się, że to, co pisałam było dla kogoś ważne, istotne. A tu nawet, o proszę, ktoś sobie chodzi moimi śladami :) Teraz będzie więcej tych naszych, bliskich miejsc. Na pewno Wysocice, ale też Imbramowice. Nie mam niestety jeszcze dobrych zdjęć klasztoru i kościoła. Za to ten stary cmentarz w Imbramowicach - jakiż on jest piękny! Ale już nic nie powiem, żeby nie psuć "chłopakom" zabawy :))

    OdpowiedzUsuń
  27. Dziękuję, to naprawdę miło słyszeć. Już niedługo wszystko się uporządkuje, powrócą stare wpisy, a nowe będą - mam nadzieję - takie jak zawsze :)

    OdpowiedzUsuń
  28. To wielka radość - takie spotkania. Wzruszyła mnie straszliwie Twoja opowieść o krakowskich spacerach moimi śladami, u Ciebie starałam się napisać coś raczej powściągliwie, ale tutaj nie mam zamiaru. Więc słowo 'wzruszyła' zostaje i nawet 'straszliwie' zostaje również ;) Jest to jeden z piękniejszych prezentów jakie mój blog kiedykolwiek otrzymał, taka moja prywatna nagroda. I te zdjęcia, te Planty ośnieżone. Zdjęcie świateł odbitych na wodzie - myślałam, że to moje ;))


    Jak mogłam dwa lata oczekiwać z tym powrotem? Najpierw - wiadomo, zniechęcenie. Przeniosłam blog na Wordpress, ale nie mogłam się zdobyć na to, żeby go otworzyć dla czytelników. Cóż, wrażliwcy tak mają, jak trafnie diagnozuje Marlow. A potem mijał czas i wiele się zmieniło. Zmieniło się tak dużo w moim życiu, że teraz jestem dużo silniejsza, mam o wiele więcej wiary w siebie, praca w mało sprzyjających warunkach też sprawiła, że uodporniłam się znacznie na negatywne działanie 'elementu ludzkiego'.


    A jednocześnie czuję, że to, co najważniejsze nie zmieniło się wcale. Dobrze wiedzieć, że ktoś też rozumie takie spojrzenie na świat, gdzie wspomnienia, wyobrażenia mieszają się ze sobą, a dawno umarli artyści bliżsi są od większości współczesnych.
    I tak bym mogła długo pisać jeszcze, ale ta noc nie może być bezsenna.
    Dobrej nocy!

    OdpowiedzUsuń
  29. Anito moja miła :) Jak dobrze, że się znów spotykamy. Tyle historii i wspomnień. Przywracam teraz powoli dawne wpisy, porządkuję komentarze i to jest też taka podróż w czasie, przypomina się wiele rozmów sprzed lat.
    To oczywiste, że musisz wrócić! Jeśli ten nieszczęsny blog doczekał się powrotu po tak długim czasie, to tym bardziej Twój - na początku jest łatwiej. No i ileż mogę oglądać tę piękną skądinąd Pragę ;)

    Mam wrażenie, że i ja nie potrafiłabym żyć poza Polską. Choć przecież życie jest takie nieprzewidywalne. Ale już chyba nie chciałabym. I od dawna myślę wyłącznie po polsku.
    Serdeczności i... wracaj do pisania:) Wiesz ile wspomnień ucieka niezapisanych?

    OdpowiedzUsuń
  30. Nutto, ogromnie się cieszę, że znów mogę Cię tutaj widzieć!
    I tym sposobem już prawie cała "stara gwardia" jest na miejscu. Mam najlepszych czytelników na świecie!

    OdpowiedzUsuń
  31. Ciesze sie, ze wrocilas.
    Pozdrawiam z Singapuru,
    S.

    OdpowiedzUsuń
  32. A ja się cieszę, że zauważyłeś ten powrót.
    Udanych podróży!

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz