Na Salwatorze z Królem Olch
Tamtego dnia wstałam o czwartej nad ranem. Właściwie jak prawie co dzień wtedy, tamtej pamiętnej jesieni, ale już wiedziałam, że to będzie dzień niepodobny do innych. Takie rzeczy się czuje. To był ostatni dzień października, więc czwarta nad ranem ma w sobie niewiele malowniczości. O czwartej rano nawet kawa nie pomaga na dreszcze z niewyspania, na piasek pod powiekami, najlepiej nie myśleć wtedy wcale i iść, żeby zdążyć na autobus o piątej i potem jechać przed siebie. O szóstej rano już w Krakowie, dalej Planty, Rynek, Kanonicza, Wawel... Wawelu już prawie nie było, właśnie znikał połykany przez mgłę, która zjawiła się nie wiadomo skąd. Brzegiem niewidocznej rzeki, obok nieistniejących mostów poszłam na zachód, w stronę Salwatora. Szum ulicznego ruchu był zupełnie wyciszony i miasto stało się bardziej podobne do obrazów, jakie czasem widuje się we śnie. Całkowite odrealnienie rzeczywistości. Jak było nad Wisłą - o tym innym razem, bo teraz zmierzam szybko na zachód, tam gdzie powinien być klasztor Norbertanek i dalej przez most nad Rudawą i dalej, wyżej, na Salwator. Tam gdzie przepiękna aleja starych drzew, już dość wysoko, za Diabelskim Mostem niedaleko Cmentarza Salwatorskiego, dopiero tam się zatrzymałam. Tam właśnie przebiegała granica dwóch przenikających się światów.
W górze, w stronę Kopca jaśniało błękitne niebo i cały landszaftowy urok złotej jesieni, trochę ckliwa rozrzutność natury. Dziś jednak nie będzie jaskrawych obrazków, zostawię je sobie na jakieś jesienne dni, kiedy słońce i błękitne niebo będzie wspomnieniem, a za oknem słychać będzie trzeszczące od wiatru drzewa, skrzypiące okiennice.
Dziś będzie sceneria z Króla Olch.
Tam na dole świat nierzeczywisty; od strony miasta, znad Wisły, od Salwatora podchodziła mgła. Wydaje się, że na pierwszym zdjęciu w oddali widać kościół Norbertanek, może za chwilę z mroku wyłoni się Gontyna a jeszcze potem brama i mur cmentarza na Salwatorze i słynna kasztanowa aleja. Choć to wcale nie takie pewne... bo właśnie słońce przestało przebijać się przez mgłę i sylwetki drzew rysują się coraz groźniej. I czyj to głos słychać w gęstwinie, wśród olch i brzóz? Czyje cienie przechodzą wśród drzew?
Der Erlkönig
Noc padła na las, las w mroku spał, Ktoś nocą lasem na koniu gnał. Tętniło echo wśród olch i brzóz, Gdy ojciec syna do domu wiózł. - Cóż tobie, synku, że w las patrzysz tak? Tam ojcze, on, król olch, daje znak, Ma płaszcz, koronę i biały tren. - To mgła, mój synku, albo sen. "Pójdź chłopcze w las, w ten głuchy las! Wesoło będzie płynąć czas. Przedziwne czary roztoczę w krąg, Złotolitą chustkę dam ci do rąk". - Czy słyszysz, mój ojcze, ten głos w gęstwinie drzew? To król mnie wabi, to jego śpiew. - To wiatr, mój synku, to wiatru głos, Szeleści olcha i szumi wrzos. "Gdy wejdziesz, chłopcze w ten głuchy las, Ujrzysz me córki przy blasku gwiazd. Moje córki nucąc pląsają na mchu, A każda z mych córek piękniejsza od snu". - Czy widzisz, mój ojcze, tam tańczą wśród drzew Srebrne królewny, czy słyszysz ich śpiew? - O, synku mój, to księżyc tak lśni, To księżyc tańczy wśród czarnych pni. "Pójdź do mnie, mój chłopcze, w głęboki las! Ach, strzeż się, bo wołam już ostatni raz!" - Czy widzisz, mój ojcze, król zbliża się tu, Już w oczach mi ciemno i brak mi tchu. - Więc ojciec syna w ramionach swych skrył I konia ostrogą popędził co sił. Nie wiedział, że syn skonał mu już W tym głuchym lesie wśród olch i brzóz.
Przekład swobodny Wisławy Szymborskiej
I co tu mogę więcej powiedzieć? Nie mam pojęcia, dlaczego wątek tych historii zawsze wymyka mi się z rąk. Miał być przyziemny, obiektywny zapis chwili, całkowite zanurzenie w rzeczywistości. Skąd u licha ten Król Olch?! Nie powinnam pisać nocą... Ale w dzień nie mogłabym napisać ani słowa - każda, każda historia nieustannie poddawana jest wtedy krytyce mojego największego, nieprzejednanego cenzora. W dzień mogłabym pisać jedynie, że Salwator to piękna dzielnica Krakowa, która powstała...
Salwator - niewielkie osiedle willowe z początku XX w. położone na zachód od centrum Krakowa na terenie dawnej wsi Zwierzyniec, obecnie wchodzące w skład Dzielnicy VII Zwierzyniec, nie stanowiące jednostki pomocniczej niższego rzędu w ramach dzielnicy. Salwator znajduje się na samym końcu długiego grzbietu, opadającego ku Wiśle, w miejscu, gdzie wpada do niej Rudawa. Osiedle to zajmuje szczytowe partie końcowego wzniesienia Pasma Sowińca, jego wschodniego masywu –Sikornika. W skład Salwatora wchodzą domy znajdujące się przy ulicach św. Bronisławy, Anczyca i Gontyna. U podnóża tego wzgórza znajduje się końcowa pętla tramwajowa o nazwie Salwator. (cytat z Wikipedii, tu cały artykuł o Salwatorze)O, tak mogłabym pisać w dzień. A nocą, gdy Rozum śpi...
Na ostatnim zdjęciu Gontyna widziana ponad murem otaczającym kościół Najśw. Salwatora. Widać bramę i kratę, na której była pamiętna pajęczyna. Nie wiem, doprawdy nie wiem, jak w jednym dniu może się zmieścić tyle różnych krajobrazów, nastrojów, wrażeń, zdarzeń. Bardzo lubię te zdjęcia, przy niektórych wyłącza mi się nawet mój krytycyzm i po prostu cieszę się, że mogłam być właśnie tam i właśnie wtedy - nie godzinę później, nie kwadrans później ale właśnie w tamtej chwili. Z Królem Olch, czy bez niego. Jednak musiał być nieopodal, skoro pomyślałam sobie wtedy słynne "chwilo, trwaj. Verweile doch..."
Cz. I Salwator i pajęczyna
I parę słów o komentarzach.
Dziękuję za czas poświęcony na czytanie i za każdy zostawiony komentarz. Wszystkie komentarze zawsze uważnie czytam i staram się na nie odpowiedzieć - blog jest wymianą myśli, jest rozmową, jest jakimś polem spotkania, tak to rozumiem. Nie chcę tworzyć jakichś reguł komentowania, krytyka jest dobra, jeśli właściwie wyrażona. Po prostu - szanujmy się wzajemnie, to chyba wystarczy.
Aby ułatwić komentowanie zainstalowałam na blogu Disqus, na razie jest tutaj w fazie testów, ale już widzę, że to był dobry pomysł i chyba zostanie na dłużej. Czasem może się zdarzyć, że komentarz nie opublikuje się od razu - bardzo proszę o wyrozumiałość. Disqus umożliwia czytelnikom łatwiejsze śledzenie przebiegu rozmowy, o odpowiedziach na swoje komentarze każdy jest powiadamiany mailowo, a autorowi bloga pozwala zapanować nad nieuniknionym czasami chaosem i spamem. Warto poświęcić chwilkę i założyć konto. Z góry dziękuję!
***
Oto kolejna część z serii salwatorskiej. Udało mi się dotrzymać (rzuconego żartem) terminu, nawet miejsce się zgadza - co prawda w zamierzeniu miały ukazać się dziś zdjęcia otoczenia kościoła, taki słoneczny, kolorowy reportaż, ale pisanie nocą skończyło się całkiem innym doborem zdjęć i inną historią. Kolorowo będzie więc w sobotę a dziś mroczny spacer wśród realnych kasztanowców i wyobrażonych olch.Cz. I Salwator i pajęczyna
I parę słów o komentarzach.
Dziękuję za czas poświęcony na czytanie i za każdy zostawiony komentarz. Wszystkie komentarze zawsze uważnie czytam i staram się na nie odpowiedzieć - blog jest wymianą myśli, jest rozmową, jest jakimś polem spotkania, tak to rozumiem. Nie chcę tworzyć jakichś reguł komentowania, krytyka jest dobra, jeśli właściwie wyrażona. Po prostu - szanujmy się wzajemnie, to chyba wystarczy.
Aby ułatwić komentowanie zainstalowałam na blogu Disqus, na razie jest tutaj w fazie testów, ale już widzę, że to był dobry pomysł i chyba zostanie na dłużej. Czasem może się zdarzyć, że komentarz nie opublikuje się od razu - bardzo proszę o wyrozumiałość. Disqus umożliwia czytelnikom łatwiejsze śledzenie przebiegu rozmowy, o odpowiedziach na swoje komentarze każdy jest powiadamiany mailowo, a autorowi bloga pozwala zapanować nad nieuniknionym czasami chaosem i spamem. Warto poświęcić chwilkę i założyć konto. Z góry dziękuję!
No właśnie, ile w jednym dniu może się zmieścić nastrojów. Fascynująca podróż i porównanie wrażeń. Popatrz, a w mojej pamięci tamte dni pozostały jako złote, świetliste i słoneczne. Cała jaskrawość świata:) I kapitał na przyszłość jak się okazuje. Oglądam teraz moje,hmm...zdjęcia;) i one ratują mnie dziś, gdy w Warszawie płaty mokrego śniegu zasypują ulice.
OdpowiedzUsuńBo ktoś tu za długo spał ;) Gdy wybierałaś się na spacer, to już wszędzie było słonecznie. Te zdjęcia zrobiłam jakoś około 8 rano. A potem mgła podniosła się i już było tak jak na fotografiach z pajęczyną. A potem jeszcze bardziej słonecznie, właśnie tak, cała jaskrawość.
OdpowiedzUsuńNo wiesz! Spał!;) Myślę, że ruszał ze stacji Warszawa Centralna;) ale masz też rację-nigdy nie widziałam Krakowa o świcie. Teraz to sobie uświadomiłam. Nadrobię:)
OdpowiedzUsuńA tak niedawno, jesienią, szłam tą aleją, w słońcu.
OdpowiedzUsuńWe mgle jednak - piękniejsza, poetyczna.
Poetycka też:)
A jednak Schlöndorff do "Króla Olch" (fakt, że nie tego Goethego ale Tourniera) wybrał nie Salwador tylko Malbork :-).
OdpowiedzUsuńPS.
Miło że wróciłaś :-)
A wtedy był właśnie taki graniczny moment, gdy patrzyłam w górę alei: piękne jesienne słońce i te wszystkie szalone kolory, a gdy odwracałam się w stronę Salwatora to było właśnie tak jak na tych zdjęciach. Aż trudno mi samej uwierzyć, że to się działo jednocześnie. Poezja :-)
OdpowiedzUsuńNa pewno kierowały nim względy pozaestetyczne ;-)
OdpowiedzUsuńPS. Zawsze wracają. To uzależnienie ;-) Miło Cię tu znów widzieć!
To wyjątkowe jest: 1. tak chłonąć chwilę, nastrój 2. a potem przekazać to w taki sposób, że po drugiej stronie monitora ktoś czuje dokładnie to samo. Jak takie dobro mogło marnować się przez tyle miesięcy?! (no przepraszam, ja publicznie nawoływałam do powrotu, więc mam prawo jeszcze publicznie sobie poutyskiwać). Intryguje mnie cały czas ten list pod Sfinksem...
OdpowiedzUsuńAdo, to drugie i trzecie zdjęcie to... to żywcem sprzed stu lat wyciągnięty obrazek... tak, wiem, diabli musieli nadać jakiegoś dostawczaka zamiast dryndy tam w głębi, z powracającym z nocnej hulanki młodopolskim peleryniarzem :)
OdpowiedzUsuńJestem - jak zawsze - zachwycona Twoim pisaniem, Twoim fotografowaniem... a teraz jeszcze dodatkowo Twoją determinacją! Wstać o czwartej rano i z piaskiem w oczach ruszyć na przystanek autobusowy po to tylko - aż po to - by iść na spacer, nie dla jakichś przyziemnych, codziennych, pracowniczych celów - no, moja droga - chapeau bas! Oto prawdziwe zaangażowanie emocjonalne, a nie jakieś tam międlenie "ach, jak ja Kraków kocham", z którego nic nie wynika... Ado, jesteś wielka!
Ado, jak zawsze jestem zachwycona Twoim pisaniem i fotografowaniem. Wiem, że nie odbierzesz tego za przymilanie się ale prawdziwy KOMPLEMENT !
OdpowiedzUsuńPatrząc na Twoje zdjęcia w kolorze sepii mam wrażenie, że wyjęłaś je ze starego rodzinnego albumu.
Są zjawiskowe... Pewnej jesieni szłam aleją kasztanową... Świeciło dosyć ostro słońce. Niebo było niczym z włoskich pocztówek... Drzewa kasztanowe nisko rzucały cienie. Byłam zachwycona. Raz, jedyny raz znalazłam się wcześnie rano na krakowskich Plantach. Spowijała je mgła. Ciągle wracam do tej chwili...
Cieszę się, że wróciłaś.
Pozdrawiam serdecznie:)
Zabrakło mi słów. Jestem pod urokiem całego posta, jego klimatu od zdjęć aż po słowa.
OdpowiedzUsuńMasz niezbywalne prawo do utyskiwania! Czy to nie Duch Smoka czuwał w końcu nad tym nieszczęsnym blogiem? ;-) Sama teraz myślę - jak ja dam radę to wszystko opisać, przeglądam zdjęcia z tych dwóch lat, a jeszcze przecież archiwalne wpisy, a i wypadało by coś z nowości napisać... Dobrze, że mam teraz więcej czasu :-) List to takie właśnie dziwne wydarzenie. Ktoś, kto wiedział, że tego dnia będę odwiedzać moje ulubione miejsca w Krakowie, zostawił dla mnie kartkę pod Sfinksem (znasz na pewno Sfinksa na grobowcu Talowskiego). Nie było nawet 10% szans, że dostanę tę kartkę w swoje ręce, a jednak :-) No, taka historia ilustrująca moją przedstawioną w "pajęczynie" teorię "pomniejszych cudów"!
OdpowiedzUsuńNo, ten nieszczęsny samochód... Chciałam zostać tam dłużej i poczekać aż nie będzie ruchu, ale jak na złość następny skręcił w ul. Bronisławy i w ogóle wszystko mi popsuł, a ja spieszyłam w górę, żeby zobaczyć mgłę w kasztanowej alei - więc nie mam nic lepszego, ale od czego wyobraźnia? Peleryniarz, bon-vivant, drynda a nawet zaczarowana dorożka i już :-) Prawdziwy fotograf potrafiłby ten samochód 'występlować', a ja cóż, nawet nie mam takich narzędzi, zmniejszam zdjęcia, wyostrzam, podpisuję i tyle.
OdpowiedzUsuńAle to prawda, że Salwator był wtedy przepiękny. Mgła naprawdę zmienia wszystko. Łatwiej mi było nie dostrzegać tych koszmarnych budynków, które tu poza granicą lewego kadru skazałam na zapomnienie. Pamiętam, gdy cała uliczka flankowana była takimi małymi, parterowymi domkami. Został jeden? dwa? Ech.
A takie wstawanie, gdy przed nami Przygoda i Podróż (nieważne, że kilkadziesiąt kilometrów, liczy się odległość subiektywna) to przecież nic trudnego. Nie mów, że tak nie masz, Eksploratorko Fortów przeróżnych Etc.!
Łucjo, bardzo się cieszę, że znów mogę Cię tu gościć po długiej przerwie. Zapraszam Cię na dalsze krakowskie i podkrakowskie spacery.
OdpowiedzUsuńA ta sepia, wyobraź sobie, to zupełnie naturalny kolor, tak właśnie było - słońce filtrowane przez gęstą mgłę i tylko gdzieś wysoko skrawek błękitu.
A już Planty we mgle to po prostu bajka. Albo o zmierzchu, gdy zapalają się pierwsze latarnie. A już najlepiej: o zmierzchu i po deszczu, o tak bym sobie życzyła częściej je widzieć. Chociaż w takie złote popołudnie jak tamtego dnia... No dobrze, Planty są zawsze piękne :-)
Serdeczności!
Natanno, dziękuję! To Kraków jest/ bywa piękny, ja tylko czasem zdołam coś tam uchwycić.
OdpowiedzUsuńZapraszam Cię jutro na kolejną odsłonę, tym razem już słoneczną!
To prawda, że Kraków jest piękny, niemniej to jak wiążesz obraz ze słowem to już nie zasługa samego Krakowa.
OdpowiedzUsuńKraków to moje ulubione miasto...kiedyś nawet chciałam w nim mieszkać i żałuję bardzo, że chociaż niedaleko mieszkam, bo tylko 78 km od niego to nie udaje się mi w nim bywać.
Problem odległości rozumiem doskonale. Ja mieszkam nawet jeszcze bliżej, ale cóż - fizyczna i rzeczywista odległość to nie wszystko, czasem Kraków odległy był o całe lata świetlne. Jest to kwestia nie tylko czasu, lecz często różnych ograniczeń, które narzuca nam życie, otoczenie lub nawet my sami. Względność odległości, po prostu.
OdpowiedzUsuńDziękuję za dobre słowa!
Prawdziwy "smaczek" tego spaceru, zatem czekam na ciąg dalszy :)
OdpowiedzUsuńgenialne
OdpowiedzUsuńCóż mogę dopisać, czego inni by nie napisali, mogę jedynie zanurzyć się w ten nierzeczywisty pejzaż. Takie chwile, które potrafimy zatrzymać w czasie to nasze największe bogactwo, którego nic nie jest w stanie nam odebrać, ani czas, ani nieprzyjacioły, ani żywioły. Jedynie niepamięć może mu zagrozić, więc ufajmy w życzliwość losu, która uchroni nas przed niepamięcią. Zdarza mi się także wstać wcześnie rano, aby móc "egoistycznie" zawłaszczać przestrzeń.
OdpowiedzUsuńAleż! To już jest barokowa przesada ;-)
OdpowiedzUsuńDzięki!
Tak, tylko takie chwile. Dlatego fotografowanie, zapisywanie - niezależnie od nośnika - jest taką ważną pamięci pomocą. Przynajmniej dla mnie. Owszem, pamięta się i tak, ale zapis sprawia, że uruchamia się lawina skojarzeń, przypomina się sobie nagle inne, nawet nie uwiecznione na zdjęciu rzeczy, albo takie, których siłą rzeczy sfotografować się nie da: rześkość powietrza, wiatr, zapachy, rozmowy a wreszcie odczucia i myśli. Nagle nasza pamięć zabudowuje całą przestrzeń pomiędzy jednym a następnym zdjęciem, wydobywa się z cienia coś, co może nieistotne, ale kto to może osądzić, co tak naprawdę jest istotne.
OdpowiedzUsuńPrzepiękne te zdjęcia! Tymi drogami szłam nie raz ale nigdy nie wyglądały tak pięknie :)
OdpowiedzUsuńDziękuję! Dla mnie to też było absolutnie wyjątkowe. To jakiś zbieg okoliczności, że byłam właśnie wtedy, właśnie tam. I jeszcze z aparatem... Przypadek albo prezent od losu - jeszcze nie zdecydowałam :-)
OdpowiedzUsuńHmmm... No nad tym możnaby się długo zastanawiać :) Ale zdecydowanie to miły przypadkowy prezent od losu :)
OdpowiedzUsuńAleż Cię nagroda spotkała za wczesne wstawanie, Ado! Zdjęcia nieziemskiej urody. Mają coś z tej baśniowości "Króla Olch". Pięknie pokazałaś też jak mgła zanika, stopniowo ustępuje.
OdpowiedzUsuńPisz nocą i nie poddawaj się swojemu wewnętrznemu cenzorowi, bo nie za wiele tu tego piękna, które dostrzegasz i potrafisz uchwycić, zobaczymy ;-)
Z serdecznością.
Anita
Och, dziękuję! Przeoczyłam Twój komentarz Anito, przepraszam - to dlatego, że tyle naraz się dzieje, tyle powrotów (no tak, zarazy się okaże, że to Twoja wina ;-)
UsuńTak pięknie podnosiły się mgły - na następnych zdjęciach mam już tylko "bajecznie kolorową" jesień.
Dziękuję za dobre słowa, będę je sobie powtarzać w chwilach blogowego kryzysu i niewiary ;-)
Zjawiskowo i poetycko...
OdpowiedzUsuńI spokojnie, mimo groźnych poetyckich skojarzeń :-)
UsuńAleż aura. Król Olch musiał tamtędy jechać, gdy Panny Zwierzynieckie smacznie spały :).
OdpowiedzUsuńMoże im się przyśnił... i co to były za sny :-)
OdpowiedzUsuń