Czytanie Zimy

Czytam zimę. Alfabet zimy wydaje się prosty, kilkanaście znaków, ostre graficzne formy może trochę jak nordyckie runy. Jest w nim też coś z logiki geometrii.

Mówią, że zima jest martwa. Bardzo się mylą albo nie potrafią dostrzec wielkiego, utajonego życia zimy. Zima jest polem sił, układem przestrzeni, form, zależności, ścierających się żywiołów. Wydaje się statyczna, dostrzega się zmrożone, nieruchome krajobrazy, pogrążone w ciszy. Cisza w zimie jest przejmująca, chyba nigdy nie można usłyszeć tak doskonałej ciszy jak teraz. Najbardziej lubię Słońce, szron i mróz. Wielkie, bezkresne, iskrzące się przestrzenie. A kiedy nagrzany słonecznymi promieniami szron sypie się z modrzewiowych gałęzi, słychać ciche, ale dźwięczne staccato i nic więcej. Głosy ptaków - oderwane, osobne. Na nic im zimowe piękno, liczy się tylko wieczna walka o przetrwanie i są mi wtedy jeszcze bliższe. Obserwuję je tak, żeby nie spłoszyć. Pomagam im przetrwać a one mnie, chociaż nic o tym nie wiedzą. Ale o ptakach będzie kiedy indziej, chociaż one też piszą zimowy alfabet - mocną runę Algiz i tak jak ona łączą żywioły ziemi, nieba, wody, rysują kształt strzały na białym niebie albo odciskają na śniegu ścieżki, meandry ścieżek, długie listy, które czytam bez końca, zakończone odciskiem skrzydła zrywającego się do lotu. 

A czasem zima pisze takie listy, jakie czytałam kiedyś w dzieciństwie, w słabo ogrzanym domu, kiedy na szybach starych okien malowała kwiaty, taki cudowny, na wpół zapomniany widok. I niedawno odnalazłam go znów, nie tak piękny jak te, które pamiętam, ale wzruszający jak głos z przeszłości. 

 





Zima jest przestrzenią geometrycznych form, nieeuklidesową geometrią. Częściej eoliczną. Wiatr zimą może kształtować ziemię bardziej niż kiedykolwiek, w jedną noc dzieją się całe epoki geologiczne. Siła wiatru, sypkość śniegu, ciężar śniegu, kierunek wiatru, materialne przeszkody, ukształtowanie terenu - i powstaje cała księga, inaczej ukształtowane przestrzenie, zamki zasp, tylko na chwilę, bo potem wszystko znika. Zmienność zimy, jej groźna siła, cisza, pustka. 

 

 













 Gdzieś pod ziemią czeka prawdziwe życie. W nasionach zapisana jest pamięć i skrypt przyszłych wiosennych pokoleń. W korzeniach drzew czeka życie, mądrość drzew pozwoli im ruszyć do życia soki, które teraz bezpiecznie wycofały się i czekają na znak. Wszędzie czeka utajone życie. Odpoczywa. Albo, jeśli bogowie ewolucji byli mniej przychylni - walczy o przetrwanie. 

Ale zima nie jest martwa. Non mortua sed dormit. 

Wolę myśleć, że to Sen - potrzebny, niosący ukojenie Sen.




Komentarze

  1. Nie wiem, co bardziej podziwiać, czy piękną zimową impresję, jaką tu napisałaś, czy Twoje zdjęcia, naprawdę niesamowite! Trzeba wyjść za miasto, żeby coś takiego zobaczyć, bezkres śnieżnej przestrzeni, niewiarygodne formy, jakie zaspy śniegu przyjmują pod wpływem wiatru i roślin, które pod nim drzemią. Kora nie umarła, ona śpi pod białym całunem zimy...Kocham takie śnieżne przestrzenie w blasku słońca, ale kocham także zimę bez śniegu, pejzaż pozornie szaro-bury a w istocie pełen subtelnych kolorów, ciemne skiby ziemi zaoranej jesienią, kępy suchej trawy, zeszłoroczne liście pod drzewami i płowe trzciny nad jeziorem. Ten widok budzi we mnie zupełnie szczególne, trudne do nazwania uczucia; to nie jest smutek, raczej czas pełen melancholii, która dla mnie jest swego rodzaju wentylem bezpieczeństwa i odpoczynkiem przed nadmiarem bodźców, jakie niosą miesiące bujnej wegetacji. Jednak z wielkim sentymentem wspominam zimy mojego dzieciństwa, mroźne i śnieżne, z ogromnymi soplami wiszącymi na skraju dachu. Pamiętam śniegowe gwiazdki, jakie można było zobaczyć, kiedy jego płatki osiadały na wełnianej rękawiczce, bajeczne wzory na oknach, namalowane w nocy przez mróz i świat oglądany przez okienko wychuchane na zamarzniętej szybie. Twój wpis przypomniał mi to wszystko, oślepiającą biel, diamentowe lśnienia i błękitne cienie; to był bajeczny świat, wszystko było nowe i godne odkrycia, kiedy śnieg i mróz nie były dolegliwością, ale nowym i ciekawym doznaniem...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zima sprzyja wspomnieniom, jakby czas teraz biegł nieco inaczej, wolniej, szerszym nurtem. I pamiętam to wszystko, o czym piszesz - wyglądanie przez zamarznięte szyby na śnieżny ogród, rzędy wielkich sopli, śnieg tak twardy od mrozu, zamrożone zaspy, po których można było chodzić i nawet nie pękały pod stopą. Zjeżdżałam na sankach ze wzgórza, gdzie teraz rośnie mój modrzewiowy las i wygląda, jakby tam był od zawsze. I jeszcze jak budowałam igloo w wielkich zaspach, które wiatr nawiał obok polnej przykopy. I jeszcze dzwonki sań, takie częste wtedy na drodze, konie z uprzężą przybraną czerwonymi chwostami i girlandami mosiężnych kółek. Wszystko było większe, świat cały.

      Usuń
  2. Ada, jak Ty piszesz! Wiesz, że z mojej strony to nie jest kurtuazja. A wiesz, że ja z dzieciństwa mam podobne wspomnienia. Stare szyby, drewniane ramy i mróz malujący swoje obrazy. Zimą powraca do mnie to wspomnienie. Inny świat.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Te mroźne kwiaty były takie piękne, cały srebrny las roślin na szybkach dzielonych drewnianymi szprosami okien. Były takie w domu mojej babci, obok wielki kwietnik, drewniane, stare, ciemne meble, wieczna lampka nad łóżkiem. Sięgałam najwyżej do drugiego z kolei mroźnego obrazka i wyglądałam na zimowy ogród i drogę. Była herbata w szklankach ze srebrnymi uchwytami. I w ogóle zima jakoś sprzyja przywoływaniu wspomnień. Ale, że Ty też masz podobne, to nie wiedziałam. Ładne.

      Usuń
  3. Coś w tym jest, że zima sprzyja wspomnieniom. Już takich obrazów nie ma, że mróz maluje na szybach.
    Pozdrawiam:)*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak chyba właśnie jest, zima to spokój, bezruch, brak tylu bezpośrednich bodźców i umysł często odrywa się od tego co tu i teraz, aby powracać do dawnych przeżyć. Dziękuję, że zaglądasz i serdecznie pozdrawiam :)

      Usuń
  4. Dla mnie zima to biel, czystość i baśniowość. Nigdy nie postrzegałam zimy przez pryzmat smutku. Może taka moja hurra optymistyczna natura, może niepogodzenie z tym co nieuniknione, a może jakiś rodzaj kokonu wytworzonego przez beztroskie, szczęśliwe dzieciństwo i dobre spełnione życie. Lubiłam zawsze zimę ogromnie. Jeszcze do niedawna była szczególną dla mnie porą poru, bo porą moich narodzin. Dopiero od kilku lat pesel sprawia, że zimą bywa mi zimno (odkrycie godne nobla, zimą jest mi zimno, a kiedyś nie było:) Jako żem dziewczyna miastowa to zimę znam głównie z miasta, gdzie jej biała i czysta kołderka przykrywała wszystko co brzydkie, brudne i sprawiała, że otoczenie stawało się ładne i przytulne, że wszystko piękniało. Jakoś zupełnie nie zapamiętałam szaro-burej brei z czasów topnienia, widocznie wypierałam takie obrazy z pamięci zostawiając sobie te baśniowe, idylliczne. Co przecież trochę dziwne, bo nie wypieram smutku z mojego życie, bo i smutek może być piękny, uwrażliwia i porusza jakieś czułe struny. Zima to spacery z tatą, kiedy on ciągnął sanki, albo razem zjeżdżaliśmy z górki na pazurki. Tarzanie się w śniegu pod blokiem - tak wspaniałe uczucie, że powtórzyłam je jako dorosła pewnie czterdziestoletnia kobieta pewnego wieczora, kiedy wydawało mi się, że nikt tego nie zobaczy i nie zadzwoni po panów z pasami bezpieczeństwa. Zima to jeżdżenie na łyżwach (niestety też na zamarzniętym kanale- matko moja, jakże mogłaś na taki nierozsądek pozwolić. No tak, jak miłe wspomnienia to tata, jak pretensje to mama. O czymś to pewnie świadczy). Zima to w końcu mój ulubiony widok, jazda samochodem przez drogę prowadzącą przez las - szpaler białych drzew, wtedy czułam się, jak królowa śniegu. No może to nienajlepsze porównanie, bo królowa śniegu Andersena miała lód w sercu. Czułam się fantastycznie i do dziś jadąc pomiędzy szpalerem białych drzew, przez białą drogę (rozkoszy, jak znowuż powiedziałaby Anna Shirley, czy dziś Anne) czuję się jak bohaterka baśni. Reasumując te moje nazbyt osobiste wynurzenia zima to dla mnie życie, nieodłączna jego część, tak jak.... ale nie dokończę, aby nie zrobiło się jednak troszkę smutnie. Lubię twoje wpisy, bo one wiodą moje myśli w różne ciekawe zakamarki pamięci i prowokują do przemyśleń.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Małgosiu, przepraszam... sama widzisz, jaka to ze mną rozmowa, jak odpowiadam już po tygodniu. Czytałam Twój komentarz z zimowymi wspomnieniami wtedy jakoś przed snem i wymieszał mi się z moimi snami. Zimowe wspomnienia Twoje takie wyraziste, żywe, barwne, nic dziwnego, że tak mi się onirycznie zaplątały. Biorę je sobie wszystkie zatem w prezencie, są tak ładne, że uzupełnią moje i wypełnią ich różne skazy, bo ja właściwie nie mam wielu dobrych wspomnień z rodzinnego domu z czasów dzieciństwa, tylko takie ze światów, jakie sobie sama sobie stwarzałam, wyobrażanych. Ale pamiętam: gdy było minus trzydzieści stopni i pobliska rzeka zamarzła! Czułabym się (była) wtedy jak bohaterka breugelowskiej zimy i Powrotu myśliwych, gdybym znała (była) wtedy ten obraz. I nawet szkoła już później była zamknięta, bo na początku jeszcze ktoś starał się przychodzić z bliższych miejscowości i na lekcjach siedzieliśmy jak najbliżej wielkiego kaflowego pieca. I pamiętam dzwonki sań, konie przystrojone pięknie. Ojcowie dowozili swoje dzieci saniami przy okazji zabierając całą gromadę dzieciaków.

      Dobre są takie wyprawy w przeszłość, jak otwieranie kufra na strychu. Ileż tam skarbów! Mogą być smutne, ja też nie wypieram smutku - jak to dobrze określiłaś - bo to nie tylko zwykła część życia, ale u mnie chyba taki tego życia fundament. Bez niego byłabym kimś innym. Co nie oznacza, że w ogóle nie wiem nic o radości, przeciwnie! Chyba właśnie dlatego tak ją doceniam.
      A później mam wiele dobrych zimowych wspomnień - z Tatr, z Krakowa a nawet z domu, już z późniejszych czasów, odkąd są z nami pieski, które wnoszą tyle radości i wręcz uwielbiają zimę. Może to od nich się nauczyłam? ;))

      Usuń
  5. Masz rację Ado. Zima absolutnie nie jest martwa. Zima jest magiczna, wręcz zniewalająco. Pod warunkiem, że jest biała i mrozna, a nie szara. Przepięknie ją opisałaś. Ja też lubię, gdy jest mróz i jednocześnie słonecznie. Miło wspominam zimy z dzieciństwa. Jako dziecko lubiłam sobie wyobrażać, że mieszkam w Bullerbyn. Często się w to bawiłyśmy z siostrą. Koło bloku był piękny park cały pokryty puchem :) śniegu było po pas jednej zimy. Miałyśmy z.czego zrobić igloo. Brakuje mi takich zim

    Pozdrawiam serdecznie, spokojnej nocy Aduś

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kasiu, dziękuję za zimową garść wspomnień. Bullerbyn! moja ukochana książka z dzieciństwa :) Do tej pory lubisz zimę, to widać po Twoich pięknych zimowych tatrzańskich zdjęciach. Serdecznie pozdrawiam!

      Usuń

Prześlij komentarz