Światło. Witraż Wyspiańskiego "Bóg Ojciec"

Witraż Wyspiańskiego z kościoła franciszkanów w Krakowie.

Bóg Ojciec "Stań się". Stworzenie świata albo Świat wyprowadzony z chaosu.
 
witraż Wyspiańskiego "Bóg Ojciec" w kościele franciszkanów w Krakowie
 
 
Czytałam gdzieś, że sam autor, gdy ujrzał swoje dzieło już na właściwym miejscu, w wielkim oknie zachodniej fasady kościoła, miał powiedzieć wtedy te słowa: "Dobrze. Całkiem dobrze."
 
Autor witraża, ma się rozumieć, nie świata - jednak paralela jest całkiem zastanawiająca... Jeśli dobrze pamiętam i rozumiem, gdyż przyznaję, że mam braki w wiedzy teologicznej, wydostanie świata z chaosu to tradycja hebrajska, tutaj częściej przywołuje się chyba grecką: kolejnych etapów stworzenia, dzień po dniu. I odpoczynku dnia siódmego, kiedy to Bóg zadowolony ze swego dzieła rzekł: "Dobrze. Całkiem dobrze." Czy jakoś podobnie.
 
O jakiej porze dnia najlepiej oglądać witraż, w jakiej godzinie? To przecież oczywiste - w złotej! Gdy podeszłam pod kościół franciszkanów po jakimś długim spacerze, bodaj ulicami Zwierzyńca, był ponury dzień marcowy, zimny i wietrzny. I wtem, na chwilę, Słońce. Tuż przed zachodem. Tylko na chwilę oczywiście, nie wymagajmy za wiele, później znów zrobiło się ciemniej, dlatego każde z tych zdjęć ma inną tonację barwną, żadnych filtrów, tylko światło. 
 
Tylko światło.
 
witraż Wyspiańskiego "Bóg Ojciec" w kościele franciszkanów w Krakowie

 "I wielki witraż u Franciszkanów, ten niesamowity Bóg Ojciec, w którym odżyły echa wielkiego włoskiego renesansu, staje się symbolem tego zamieszkania twórczego ducha mistrza Stanisława w tym dziwnym mieście, w tym staroświeckim grodzie"
 [Iwaszkiewicz]
 
 
witraż Wyspiańskiego "Bóg Ojciec" w kościele franciszkanów w Krakowie

witraż Wyspiańskiego "Bóg Ojciec" w kościele franciszkanów w Krakowie

witraż Wyspiańskiego "Bóg Ojciec" w kościele franciszkanów w Krakowie

Może udało by mi się sfotografować witraż w świetle złotej godziny, ale zatrzymał mnie widok fasady kościoła. Gotyk i złote Słońce tuż przed zachodem - trudno o coś bardziej płomienistego. Cegła, kamienne zdobienia portalu, obramienia okna. Nie ma lepszej pory dnia, by czytać ceglany wątek gotyckich budowli. Gotyk o nazwie flamboyant, pojęcie z historii architektury, oznacza coś innego, ale dla mnie określa tamtą chwilę. Płomienisty gotyk. Płonący w słońcu.

Kiedyś pewnie opisywałabym historię budowy, architektoniczne założenia, zmiany w czasie, przebudowy. To wszystko już minęło. Ale potrafię jeszcze zatrzymać się przy tych zdjęciach i w jednej chwili przypomnieć sobie tamto marcowe popołudnie, długie spacery u podnóża Kopca, ulicą Królowej Jadwigi a potem powrót, szary dzień, pochmurny, ponury i nagły przebłysk Słońca, który zatrzymał mnie wtedy tuż przed ścianą w witrażowym oknem. "Stań się!" Pamiętam jak długo patrzyłam na ceglane wątki muru, nie do końca zatarty i widoczny ślad dawnego okna, meandry maswerków, cień drzewa na ścianie obok. Cegła, światło, czas.


fasada kościoła franciszkanów w Krakowie i okno z witrażem Wyspiańskiego





Światło zmienia wszystko. Światło jest równoważnym składnikiem witraży, tak istotnym jak ich materialne składowe, jak projekt, kartony, ołów, szkło i barwniki. Bez światła witraż nie istnieje w pełni, jest tylko możliwością. To światło mówi mu "stań się!"

Dziś, 15 stycznia, dziś są jego urodziny. Stąd ten tekst i zdjęcia i taka podróż w czasie.

O witrażu Wyspiańskiego z kościoła franciszkanów pisałam już kiedyś, dawno.


Komentarze

  1. Daję tylko znać, że przeczytałam. Jak zawsze z zachwytem. Ale na razie nie mam nic mądrego do powiedzenia;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moniko miła, nie chcę nic mądrego! Na co mi mądrości encyklopedyczne czy inne. I też nie napisałam niczego mądrego. Najważniejsze, że czytasz, że jesteś. I że piszę i jestem. I już :)

      Usuń
    2. Zmiana nazwy. Ładnie. I, jak interpretuję, szerszy zakres wpisów/tropów/inspiracji...

      Usuń
    3. Tak to sobie wymyśliłam w czasie jakiegoś spaceru. Ładnie interpretujesz, może i nastąpi jakieś poszerzenie pola znaczeń, ale być może w tym wszystkim chodzi mi o to, żeby pisać o ptakach ;) Przemyślę sobie to jeszcze. Ale poważnie i nieodmiennie cieszę się, że tu wróciłam i pozwolę temu pójść w taką stronę, w jaką samo zechce. Przez chwilę myślałam, że jest pewien problem, bo google nie indeksuje moich wpisów, nie odsyła tutaj i w ogóle to miejsce oficjalnie nie istnieje w wyszukiwarce. Ale, po namyśle uważam, że to nawet zaleta - będzie tu kameralnie, tylko znajomi, naprawdę to mi się podoba.

      Usuń
    4. Kompletnie nie rozumiem o czym piszesz jeśli chodzi o google. Najważniejsze, że i ja się cieszę, że wróciłaś. Ado, jesteś nie do przecenienia. To, że w tej wirtualnej ciemności trafiłam na Ciebie jest dla mnie dowodem na istnienie... nazwijmy to sił niezbadanych. Dla mnie Pana B.

      Usuń
    5. To najważniejsze i dla mnie! I nic w istocie się nie liczy, nic nie jest takie istotne, jak być gdzieś obok, nawet daleko a blisko.
      A już te rozmowy! Na blogu jest 6,46 tys. komentarzy i pewnie tak z jedna trzecia to będą nasze :)

      A z Google to jest tak, że najprawdopodobniej uszkodzony skrypt oraz roboty txt... no dobrze, żartowałam ;) Po prostu nie da się znaleźć tego bloga wpisując hasło w wyszukiwarce. Żeby tu trafić, trzeba wejść w mój profil, albo dodać do zakładek dokładny adres. Czyli nikt przypadkowy tu nie trafi szukając na przykład czegoś o... dziesięciu najciekawszych miejscach w Krakowie, jak spędzić weekend w Krakowie, poszukując streszczenia "Wesela" etc. Nikt nie znajdzie, jeśli dokładnie nie wie, gdzie szukać. No to przecież idealnie! Blog będzie otwarty, ale prawie niedostrzegalny, no po prostu bajka :)

      Usuń
    6. Ja wiem o co chodzi z Google bo też to przerabiałam. Napiszę o tym jutro bo to dłuższy wywód. Pozdrawiam!

      Usuń
    7. O, świetnie! Nie zależy mi ani trochę na wejściach, ale lubię wiedzieć, dlaczego coś nie działa. Zaznaczyłam, że blog ma być już dostępny dla wyszukiwarek a on uporczywie trwa w ukryciu. Niechże trwa, ale chciałabym wiedzieć dlaczego. Dziękuję :)

      Usuń
    8. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    9. Problem leży po stronie Google, jak się dowiedziałam od człowieka z pomocy, jest on powszechny i spowodowany zalewem tego, co ludzie zamieszczają i czego roboty nie nadążają indeksować. Z tego powodu od grudnia 2023 r Google czyści Internet z nieużywanych kont, starszych niż 2 lata. Poza tym słowa klucze z jakich korzystają roboty nie zawsze przystają do tego, co się zamieszcza, więc dużo wpisów jest zindeksowane błędnie a nawet kompletnie bez sensu. Problemy szczególnie dotyczą blogów nowych lub wznowionych po długiej przerwie, bo indeksacja może nastąpić dopiero po kilku tygodniach a nawet wcale, bo roboty je ominą z sobie znanych powodów. Lepiej się mają te z tradycjami, które są aktualizowane na bieżąco. Nie będę się rozpisywać o problemach, z jakimi się spotkałam i nadal borykam, ale chciałabym Co poradzić, żeby po pierwsze, nic nie zmieniać w ustawieniach zakładki "roboty i indeksowanie" i zostawić te opcje wyłączone, bo wtedy wszystko dzieje się z automatu, natomiast grzebanie w tym może pogorszyć sprawę. To co można zrobić - w tym samym dziale otworzyć zakładkę "Google Search Console" tam kliknąć w "sprawdzenie adresu URL" i po kolei sprawdzić adresy wszystkich postów. Po każdym adresie powinna wyskoczyć informacja, że wpis został znaleziony ale nie jest zindeksowany, wtedy należy kliknąć w opcję "poproś o zindeksowanie". W ciągu jednego dnia można dodać dziesięć adresów, później trzeba tylko czekać nawet 4-6 tygodni. W tym czasie nie należy ponawiać tej operacji w stosunku do adresów już zgłoszonych, bo można sobie zablokować ścieżkę. Można też samodzielnie wygenerować mapę swojej witryny tutaj >podaję link do strony https://www.mysitemapgenerator.com/sitemaps/platforms.str.blogger
      Jak to zrobisz dodaj adres mapki w google search console w zakładce "mapy witryn" co też może przyśpieszyć sprawę. Z tego co wiem, dodawanie do posta tagów niewiele daje, lepiej umieścić słowa kluczowe w tytule posta albo śródtytułach, dobrze jest też, żeby tytuł bloga mówił o tym, czego on dotyczy. W tej sytuacji moja "sukienka" i Twoje "promen/ady" chyba już na starcie mają pod górkę. Ja raczej nie zmienię tytułu, choć o tym myślałam, bo to by mi wygenerowało kompletne zamieszanie a co do Twojego to chyba to zrobiłaś po wznowieniu, czy się mylę? Jeśli tak, to też może być przyczyną problemów, bo żeby temu zaradzić od ręki chyba trzeba byłoby pogrzebać w kodzie.
      Tego się dowiedziałam od człowieka z pomocy, że każda ingerencja w tytuły (również postów) może spowodować błędy w wyświetlaniu i w zasadzie po wprowadzeniu takich zmian zawsze trzeba prosić o ponowne zindeksowanie adresu URL chociaż jak się przekonałam to nie zawsze zadziała. Dobrze byłoby w tytule posta jasno napisać, czego dotyczy, podzielić posty wg. tematów i używać w nich słów kluczy np. każdy post o Wyspiańskim zapisać (przykładowo) "Stanisław Wyspiański. Światło." czy "Kraków ......" itd. Wtedy po prawidłowym zindeksowaniu powinny się one ukazywać po wpisaniu kluczowego słowa w wyszukiwarce, ale to też zależy od wielu czynników. Rozumiem, że tytuł to wyraz naszej osobowości, ale z drugiej strony szkoda, żeby to co piszesz trafiało tylko do wąskiej grupki znajomych a jest szansa na poprawę. Mam nadzieję, że to co napisałam będzie użyteczne, jeśli coś ujęłam niezrozumiale w razie czego służę dalszą pomocą. Na tym skończę, niebawem odniosę się do Twego komentarza i nowego wpisu. Pozdrawiam!

      Usuń
    10. O, bogowie rozmaici! BARDZO Ci dziękuję, że zadałaś sobie tyle trudu, naprawdę! Teraz mam straszliwą migrenę, spędziłam cały dzień pracując na zimnie i ogólnie chwilowo zamarzły mi synapsy. Ale przeczytałam z uwagą, jutro to sobie przemyślę i przeanalizuję. Nie wiem, czy warto (w moim przypadku) starać się o dostępność powszechną tych wpisów, ale dziś mam taki nastrój, że nie będę nawet tego rozważać, tylko wyśpię się, odpocznę i pomyślę sobie o tym. Ale naprawdę bardzo Ci dziękuję za cenne wskazówki i czas, jaki poświęciłaś. Zapewniam, że to nie był czas stracony, bardzo mi pomogłaś. Dobrego wieczoru :)

      Usuń
  2. Niezwykła jest fasada z zewnątrz, skromna i wyważona. Okno ze złoto - miedzianym poblaskiem oraz przeczucie witraża nad pięknym portalem, tak, masz rację, światło zmienia wszystko. Nie mogę się oprzeć wrażeniu, że ten witraż widziany od wewnątrz nie wymaga niczego więcej, że sam starczyłby za wszystkie dekoracje. Wyobrażam go sobie na tle białego pustego wnętrza, gdzie prześwietlony słońcem stanowiłby jedyną plamę koloru. Albo przeciwnie - jak by wyglądał, jako jedyna kolorowo świetlna plama w ciemnościach... Nie znam tego kościoła, więc zajrzałam do internetu i dowiedziałam się, że jest jednym z wielu elementów wystroju i nie jedynym dziełem Wyspiańskiego w tym wnętrzu a także, że otaczają go piszczałki organów. Było to zupełnie wbrew oczekiwaniom, bo moja wyobrażania pracowała w oparciu o Twoje zdjęcia, jednak sądzę, że połączenie wizerunku na witrażu i podniosła, organowa muzyka, może do głębi wstrząsnąć człowieczym jestestwem. Myślę, że nie ma tu nic do rzeczy wiara lub jej brak, w końcu chyba w podświadomości każdego z nas drzemią jakieś symbole i archetypy, które budzą się w takich momentach. Postać na witrażu mnie osobiście nie kojarzy się z dobrym Bogiem Ojcem z Nowego Testamentu, To potężny Stwórca, demiurg, niczym starotestamentowy Jahwe, jednym gestem stwarzający światy lub strącający je w otchłań...Wyspiański stworzył dzieło wspaniałe zarówno w warstwie czysto wizualnej jak i uderzające potęgą myśli i emocji, więc tak, to jest dobre, całkiem dobre. Jest w tym wszystko, kolor powierza, wody, zieleń trawy i liści, gdzieniegdzie przetykane brązem ziemi i czerwienią płomieni a na koniec żółć promieni słońca, w jednej postaci sześć dni tworzenia ziemskich żywiołów. I symboliczne złoto boskiej twarzy, niczym twarzy Heliosa, który sam był słońcem...Nie wiem, czy to właśnie chciał nam powiedzieć Wyspiański, ale jak już kiedyś pisałam na moim blogu, według mnie sztuka to nie przepis, ani recepta, to katalizator myśli i emocji.

    Ado, Twój post to bardzo piękny hołd na urodziny twórcy witraża, dzięki takim wpisom nadal możemy pamiętać o nim i o tym, co chciał nam po sobie zostawić.

    Serdecznie pozdrawiam;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Odczytujesz ten witraż tak jak ja. Jest niezwykły, jest w nim nieopisana energia tworzenia, wielkość i jakaś kosmiczna groza, zatrzymanie chwili poza czasem, kiedy miało powstać Wszystko z nicości. Albo z chaosu. Istnienie i nieistnienie nierozdzielone jeszcze dokładnie, tak jak później oddzieliły się wody od niebieskich przestrzeni, siła żywiołów albo potęga chaosu u stóp Stwórcy. Ogromne wrażenie wywierają jego oczy, ciemne, puste. I ręka - kości, żyły, ale tylko zaznaczone, jakby życie było w nim inne, nie-ludzkie, bo też i takie jest, jeśli jest.
      Cały kościół jest barwny i jego wystrój nie sprawia przytłaczającego wrażenia. Witraże w prezbiterium to też Wyspiański, ale taki trochę uładzony, wiele sporów było ze zleceniodawcami o wizerunki Franciszka i Salomei. Widziałam szkic, projekt witraża przedstawiający Salomeę, pełen energii, porywający, taki decydujący moment jej życia, gdy odrzuca koronę, trzyma ją w kurczowo zaciśniętych rękach, widać jej wewnętrzną walkę, widać jak pragnie władzy, ile ją kosztuje pójście inną ścieżką - i to jest prawdziwy Wyspiański, emocje, walka. No ale cóż, ojcowie franciszkanie żądali innej estetyki. Tyle zdrowia i nerwów kosztowały go te prace, dyskusje, walka o artystyczną wizję. Dobrze, że chociaż "Stworzenie świata" było takie, jak chciał.
      We wnętrzu poza nabożeństwami (a zazwyczaj wtedy odwiedzałam... witraż) panuje półmrok i cisza. I jeśli jest słoneczny dzień i przyjdzie się tam po południu, to witraż (na zachodniej ścianie się mieszczący) świeci jakby własnym światłem. Przed południem barwy są zimne, inną tonację mają jeszcze w pochmurne dni. Ale zawsze wtedy widać tylko jego, reszta ginie w półmroku. Nikt nigdy nie odwracał się tak często plecami do ołtarza jak ja u franciszkanów, żeby podziwiać to niezwykłe dzieło, genialne. Byłam tam może też kiedyś na mszy, światła elektryczne i wszystko się zmienia, witraż za plecami gaśnie. Byłam raz czy dwa na koncercie, ale znów wieczorną porą, witraż milczał, ale Requiem Mozarta pięknie tam brzmiało. Kilka razy chodziłam oglądać polichromie Wyspiańskiego, te słynne z kwiatami bratków i nasturcji - ale cóż, w dzień zbyt mroczno, w czasie mszy lub wieczorem ostre elektryczne światło. Ale i tak są cudowne. I jeszcze warto u franciszkanów zobaczyć krużganki, ale to już całkiem inna historia.
      Wybacz chaotyczny zapis myśli.
      I jeszcze tylko zapewniam, że to jest bardzo piękne miejsce, ten kościół. Witraż bardzo tam pasuje, bo gdy jest światło Słońca na zewnątrz, to jest tylko on, ogromny, cały ze światła, z kolorów, z ducha - a wokół mrok. Mistyczne przeżycie, naprawdę.
      Ale kiedy kościół jest rozświetlony wewnątrz, na przykład zimowym wieczorem, to dobrze jest stanąć na zewnątrz, na Plantach. To inne odczucie, ale też ważny dla mnie obraz.
      I jak zawsze bardzo Ci dziękuję, i chciałabym, żebyś mogła zobaczyć kiedyś to na żywo, ten genialny witraż. I inne krakowskie piękne miejsca.

      Usuń
    2. Bardzo pięknie napisałaś i kościele i Wyspiańskim, cieszę się też, że jak piszesz mamy podobne odczucia, jeśli chodzi o jego niewiarygodnie ekspresyjny i przepiękny wizualnie witraż. Nie potrafię wyrażać emocji, które grają mi w duszy, jak Ty to robisz, ale za to mogę poczytać ze zrozumieniem! Nie narzekam, każdy bloger ma swój styl i to jest wspaniałe, dzięki temu możemy się wymieniać emocjami i spostrzeżeniami, które może inaczej by nam umknęły. Twórczość Wyspiańskiego podziwiam we wszystkich aspektach, ale szczególnie pamiętam z jaką fascynacją odkryłam jego malarstwo, kiedy jeszcze nic nie wiedziałam o życiu i sztuce. Od tamtej pory stał się jednym z moich estetycznych wzorców i to się nie zmieniło mimo upływu czasu, chociaż teraz inaczej na to patrzę i inaczej rozumiem. Może dlatego zawsze ze smutkiem myślę o nim jako o człowieku, który choć obdarzony tak niezwykłymi zdolnościami, ( chyba nie ma wśród naszych artystów kogoś mu równego pod tym względem) z różnych powodów nie mógł ich w pełni wykorzystać, czego mimo jego wielkiego dorobku nie sposób nie uznać za tragiczne. Być może, siłą rzeczy patrzę na jego ostatnie lata przez pryzmat choroby, wiedząc jakie procesy zachodzą w mózgu pacjenta i jak to rzutuje na siły twórcze (mam na myśli ich wręcz nadnaturalne wymożenie a nawet wizjonerstwo). Oczywiście, nie jest tak, że ta choroba z pospolitego przeżuwacza zrobi geniusza, absolutnie nie, może jedynie niesłychanie wyostrzyć naturalne zdolności. Nie wszystkich to spotkało, niektórzy umierali w obłędzie, zredukowani do istoty kompletnie wyzutej z intelektu. Jednak nieliczni mieli ten dar, że w krótkim czasie byli w stanie wyrzucić z siebie to, co chcieli powiedzieć światu, jakby los chciał im wynagrodzić nadchodzącą śmierć. Porównałabym to do żarówki, pękającej w oślepiającym rozbłysku światła, chociaż chyba to nie jest żadna pociecha, jeśli chodzi o artystę takiego, jak Wyspiański, kiedy pomyślimy co jeszcze mógłby po sobie zostawić, gdyby w lepszych warunkach osiągnął pełnię swego rozwoju. Myśląc o ostatnich latach jego życia, zawsze mam poczucie tragicznego niespełnienia, mimo tego, że nawet w tym czasie tworzył rzeczy zupełnie niezwykłe. Może ten kontekst w pewnym sensie mi przeszkadza i zamiast radości ze spotkania z dziełem sztuki, nie pozwala wyrwać się
      uczuciu smutku, jaki mnie ogarnia? A może za dużo patrzyłam na to, co niektóre choroby robią z człowiekiem i trudno mi się od tego uwolnić? Dobrze byłoby tylko cieszyć się tymi pięknymi rzeczami, które nam zostawił, ale trudno oddzielić artystę od człowieka i cierpienia, jakie go spotkało, tym bardziej, że był to talent naprawdę niezwykły, nie tylko na swoje, ale wszystkie czasy...

      Bardzo bym chciała wybrać się na parę wycieczek po Polsce, między innymi do Krakowa. Jeśli tak się stanie z pewnością nie ominę Franciszkanów a nawet powiem, że będzie to jeden z głównych celów mojej wycieczki. Chciałabym zabrać ze sobą moją wnuczkę Maję, która chodzi do Liceum Plastycznego, byłaby to dla nas obu wartościowa wyprawa. Na szczęście jest nadzieja, dzisiaj się dowiedziałam, że w maju będę miała rekonstrukcję drugiego biodra, więc jak wszystko pójdzie po mojej myśli, we wrześniu powinnam być po rehabilitacji, więc może?. Na razie nic nie planuję, żyję nadzieją na lepsze dni. Serdecznie Cię pozdrawiam.

      Usuń
    3. Bardzo Ci dziękuję za ten ważny wpis. Twoja perspektywa i wiedza bardzo wiele tutaj dookreślają. Napiszę więcej, teraz za bardzo jestem zmęczona, żeby móc napisać coś z sensem. To bardzo istotne, co napisałaś.
      Oraz, bo to najważniejsze - zdrowia i zdrowia przede wszystkim! Niewielkie a miłe plany nie przeszkadzają w życiu chwilą... ale ja też nie planuję już nic, tylko tu i teraz. Serdeczności i dobrej nocy.

      Usuń
    4. I małe rozwinięcie. To jest właśnie przyczyna, dla której nigdy nie zostanę/nie zostałam krytykiem sztuki czy literatury (oprócz innych oczywiście). Empatia, współ-odczuwanie, łączenie dzieła i losów człowieka, tego, który tworzy i tego, który odbiera, czyta, może współtworzy coś też w ten sposób. Same uczucia, i jeszcze splątane, żadnej rozsądnej refleksji. Tak to jest u mnie i to tylko taka mała dygresja a propos tego, co napisałaś o "kontekście". Nie twierdzę, że to jest złe, nie wartościuję, taką mam dyspozycję umysłu, bardziej "czuję" sztukę niż potrafię ją racjonalizować czy klasyfikować. I czasem zbyt mocna więź z artystą wcale tu nie pomaga. Bardzo lubiłam czytać te fragmenty Listów Wyspiańskiego, w których opisuje, jak podróżuje po Europie, godzinami spacerując, maszerując, wędrując i pochłaniając Wszystko, katedry, miasteczka, wiejskie drogi z polnymi kwiatami, szwajcarskie jeziora, górskie widoki. Młodość.
      Większa dygresja mogłaby powstać odnośnie tego, co wiąże się z Twoim stwierdzeniem o wpływie procesów biochemicznych zachodzących w mózgu człowieka chorego, w końcu życia. Twoja wiedza, wykształcenie i doświadczenie są oczywiste. Nic dziwnego, że Wyspiański napisał właściwie to samo, w prawie takich samych słowach, że - cytuję z pamięci - odczuwa niesłychane wzmożenie sił duchowych przy gwałtownym zaniku tych fizycznych, przy słabości związanej z chorobą. Rysował wtedy serię widoków z okna pracowni, pisał Powrót Odysa, nie pamiętam, co jeszcze a wszystko gorączkowo. Tak, to jest to słowo. Gorączkowo, frenetycznie, mając pełną świadomość kończącego się czasu. Gdy o tym myślę, to czuję żal, że musiało tak być, że nie dane mu było tworzyć dłużej, spokojniej, rozwijać dalej swój przedziwny talent. Ale też myślę, że ta ostrość widzenia w "dni przedostatnie" mogła być jakimś darem. Tworzenie uśmierzało niejeden ból, pozwalało spojrzeć dalej, oderwać się od siebie. Czasem koniec życia i te zmiany w strukturze mózgu i jego działaniu odbierają całkowicie to, co było dobre i wartościowe, bywa, że z całego zasobu uczuć czy wartości zostaje już tylko złość, agresja, wściekłość i nienawiść. Widziałam i to nie było łatwe doświadczenie. Więc na pewno lepiej... Trudny temat i smutny, ale chciałam się do niego odnieść. Jedno jeszcze wiem, że choroba, własna, czy kogoś bliskiego, może dawać niesamowitą ostrość widzenia świata. Jakby wzmożenie zdolności poznawczych.
      I myślę - carpe diem, po prostu. Chwilo, trwaj. Staram się brać każdy dzień z osobna, znaleźć w nim coś dobrego.
      Podróże są dobre i życzę Ci, żeby nastała sposobność wybrania się na wyprawy po Polsce. Mimo mojego deklarowanego tu i teraz też sobie czasem wyobrażam, co chciałabym zobaczyć i dokąd pojechać, gdyby to było możliwe. To raczej nieszkodliwe i w ten sposób podróżuję w wyobraźni.
      Nadzieja! To brzmi doskonale. I termin dość szybki jak na polskie warunki. Niech wszystko układa się jak najlepiej dla Ciebie.

      Usuń
    5. Doskonale uzupełniłaś to, o czym pisałam, szczerze mówiąc, nawet się zastanawiałam czy to robić, bo dla wielu osób może być trudny do przyjęcia fakt, że w pewnym sensie choroba tworzy twórcę. Ale niestety, tak się dzieje, a klasycznym przykładem jest tu właśnie syfilis w trzecim stadium i może w mniejszym stopniu gruźlica, dwie choroby szerzące się w XIX i początkach XX wieku. Jest tajemnica poliszynela, że literatura i sztuka tego okresu są pełne takich przykładów "nadnaturalnego wzmożenia sił twórczych" a ten proces chyba najlepiej opisał Tomasz Mann w "Czarodziejskiej górze" i "Doktorze Faustusie" . Jak słusznie zauważyłaś, wyostrzenie zmysłów, ostrość widzenia i rozumienia świata oraz swojego w nim miejsca, może nastąpić nie tylko z takiego powodu jak powyżej, mogą to spowodować takie doświadczenia jak Twoje czy moje, samotność i obcowanie z umieraniem, ale nie tylko. Dla jednych będzie to długi post, dla innych modlitwa a dla jeszcze innych kontakt z naturą. Głębokie przeżycia zmieniają nasza psychikę, dobrze jest jeśli ta zmiana nie pozostaje jedynie przelotną emocją, lecz czymś trwałym, co prowadzi nas na wyższy stopień rozwoju duchowego. Tak bym rozumiała "carpe diem" nie jako zatrzymanie w czasie, lecz swoiste zakotwiczenie w procesie samodoskonalenia. Na koniec odbiegłam od tematu, ale taka refleksja mi się nasunęła, zresztą nie bez związku z osobistymi doświadczeniami...

      Usuń
  3. Bardzo ładnym wpisem uczciłaś urodziny Wyspiańskiego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, bardzo mi miło to słyszeć. Zależało mi, żeby jakoś zaznaczyć ten dzień i, być może, jak pisał w jakimś eseju Brodski, "sprawić przyjemność Cieniowi". Chciałam napisać więcej i lepiej. I w ogóle tyle mam do opisania, przeczytania... i tak mało czasu, to takie frustrujące.

      Usuń
    2. Akurat na stronie wydawnictwa Bosz album o Wyspiańskim z promocją -50℅. Wychodzi 70 zł plus przesyłka. Wersja polsko angielska

      Usuń
    3. Bardzo dziękuję! Już idę zobaczyć.

      Usuń
  4. Piękny ten wpis. Cudnie uczciłaś urodziny Wyspiańskiego.
    Miło, znów cię widzieć w blogowej sferze. Brakowało mi twoich świetnych postów o Krakowie.
    Pozdrawiam:)*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo mi miło, że zaglądasz i pamiętasz, dziękuję! Zawsze zapraszam, coś tu się będzie czasem pisać, o Krakowie też. Serdeczne pozdrowienia!

      Usuń
  5. Kraków- na samą myśl śmieje mi się buzia. I pojawiają się obrazy. Kościół Franciszkanów jest jednym z tych nieodłącznych. Najpierw poznałam witraż Bóg Ojciec Stań się. I nie widziałam nic ponadto. Kilka, a może kilkanaście wizyt potem zauważyłam polichromie, a jeszcze później kolejne witraże. Tak, on nie jest przeładowany, jest bardzo piękny, ale witraż góruje nad wszystkim innym nawet nad Wyspiańskim w tych cudownych bratkach i nasturcjach. Dostrzegłam je pewnego słonecznego dnia i zdziwiłam się, jak mogłam nie widzieć ich wcześniej. Pewnie z powodu oświetlenia. Sam witraż miałam szczęście oglądać o różnych porach dnia i roku, choć nie trafiło mi się zajść tam o złotej godzinie. Pięknie wygląda też wieczorem, kiedy wewnątrz odbywa się nabożeństwo i oglądany od zewnątrz jest ładnie oświetlony. Światło elektryczne nadaje jeszcze inny wygląd. Ale nawet niewidoczny, ledwie zarysowane kontury wieczorem dają świadectwo obecności. I robi się miło. Spacer pod Kościołem Franciszkanów daje mi zawsze przyjemność, choć nic mi nie przybywa, a mam wrażenie, jakby otrzymała jakiś bonus od losu mogą takie cuda oglądać i oczywiście taka jakaś - tak sobie myślę- pojawia się więź między mną, taką zwykłą, starszą panią, a wielkim artystą, młodym człowiekiem, który to stworzył ku naszej radości, nawet, jeśli sam tworzył w udręce (bo proces twórczy to i udręka i ekstaza). Zawsze mnie ciekawi, czy artysta myśli o tym, jak jego dzieło będzie odbierane po latach, kiedy ludzie będą już inni, już nie mu współcześni i współodczuwający. Choć przecież i nam się wydaje, że rozumiemy, współodczuwamy. Kiedy czytam o Krakowie natychmiast wsiadałabym w pociąg i przyjechała. No cóż, jeszcze mam taką możliwość, więc zamierzam z niej korzystać, ile się da.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Małgosiu moja droga! Nie masz pojęcia, ile radości daje Twoja opowieść. Będę ją sobie czytać w smutniejszych chwilach a i teraz, w tej chwili też odwróciła moje trochę niewesołe myśli. Chyba nie ma większej nagrody dla artysty niż móc przeczytać takie słowa - że jego praca sprawiła komuś po prostu radość, że poczuł się lepiej, lżej, spokojniej. To jest wielka, kojąca, pomocna rola Sztuki i wcale nie najmniej ważna. Owszem, bojaźń i drżenie, owszem różne tam metafizyczne wstrząsy albo patriotyczne poruszenie serc, niechże. Ale ta czysta, prawdziwa, ulotna radość jest na wagę złota.
      Gdy przechodziłam wieczorem Plantami i widziałam barwne plamy podświetlonego od wewnątrz witraża, to było tak, jakbym spotykała kogoś bliskiego a drogiego. Tak samo, gdy podchodziłam Plantami pod Wawel i światło było podobne, przed zmierzchem i latarnie i tonacje barw jak na wiadomym obrazie. To są ulotne radości, ale są, zapadają w pamięć i potem można do nich wracać.
      To podróżuj, Podróżniczko i przywoź piękne i dobre wrażenia, którymi tak ładnie się dzielisz! Teraz będzie Italia, dobrze pamiętam? Ach!
      A jeszcze mi się przypomniało, teraz już całkiem przyziemnie - jak cudownej urody jedwabne szale i chusty widziałam z motywem polichromii kwiatowych Wyspiańskiego. Szale są z Persjarni, wiem, bo zrobiłam wielkie poszukiwania. Ale najpierw zauważyłam dwie takie piękne chusty zamotane malowniczo na paniach, które spacerowały sobie po... Kleparzu ;) Podsłuchałam, że to Francuzki i porozmawiałyśmy sobie trochę. I to jest też takie ładne dla mnie wspomnienie.
      Dużo radości i pozdrawiam najserdeczniej :)

      Usuń
  6. Ado wspaniały tekst i zdjęcia. Zachwycające witraże. Sztukę ubóstwiam ponad miarę. Ostatnio chętnie chodzę po naszych krakowskich muzeach, szczególnie tych, których dawno nie widziałam. Jest w czym wybierać. Najbardziej uwielbiam odwiedzać stare kościoły, jestem też wielbicielką zabytków architektury drewnianej. Drewniane kościółki i cerkwie mają duszę. Zwiedziłam kiedyś kościół w Binarowej, w Orawce i cerkiew w Męcinie Wielkiej i normalnie szczęka mi opadła. Niesamowite dzieła sztuki.

    Spokojnej nocy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kasiu, dziękuję za odwiedziny oraz miłe a przy tym wartościowe komentarze. Miłośnicy sztuki są tutaj zawsze mile widziani! Dobrze jest dzielić z kimś upodobanie do rzeczy pięknych, wrażenia z wystawy, spojrzenie na takie czy inne dzieło sztuki albo zabytkowy budynek, detal architektoniczny. Nie znam niestety wielu zabytków architektury drewnianej, ale te, które widziałam po prostu są zachwycające: już najpierw zapach i jakaś całkiem inna atmosfera, podziw dla budowniczych i że takie cudo przetrwało w tym świecie. Muszę sobie przypomnieć, jakie widziałam zabytki drewnianej architektury - to jeszcze było zanim zaczęłam fotografować, ale chyba największe wrażenie wywarł na mnie Kościół Pokoju w Świdnicy. Tak bardzo żałuję, że nie mam zdjęć...
      Zapraszam Cię zawsze - zaglądaj w wolnej chwili, coś wydobywam z archiwów (ten blog miał bardzo długą przerwę), coś jeszcze o sztuce i architekturze napiszę. Serdecznie pozdrawiam!

      Usuń

Prześlij komentarz