Spacer po lesie, mandala i mikrokosmos

 Jeśli wszystko łączy się ze wszystkim, jeśli wielkie królestwo przyrody jest jednią, jeśli jest wielką całością, to nie jest wykluczone, że w najmniejszej cząstce można odnaleźć obraz Wszystkiego. Wystarczy uważność, spokój umysłu, być może również kontemplacyjna natura. Ziemia, którą nazywam "moją ziemią", a która została mi dana, to tylko mały wycinek świata. Znam każdą piędź tej ziemi, tutaj są moje korzenie, gdy idę przez ten niewielki modrzewiowy las wyobrażam sobie, jak one łączą się gdzieś głęboko - moje i drzew. To było wczoraj i kończył się pierwszy od dawna słoneczny dzień, śniegi tak niedawno stopniały, wyszłam tylko do lasu a trafiłam do jakiejś leśnej bajki. Światło złotej godziny schwytało mnie tam i zatrzymało na długo. Dywany mchu pod stopami, miękkie, mokre. Światło od zachodu zmieniło ich kolory, nagle szmaragdy, malachity, korale, setki barw, tysiące odcieni, miriady mikrokosmosów i trzeba było paść na kolana. Z zachwytu też. I żeby przyjrzeć się im z bliska.


 

De profundis dna lasu. De profundis nie wołałam nikogo. Chciałam tylko przyjrzeć się im z bliska i zatrzymać na dłużej. Non clamavi. Na co mi litość istniejących i nieistniejących bogów, jeśli mam moją ziemię, las, Przyrodę a u stóp taką mandalę? Kto ją ułożył dla mnie i nie dla mnie? Czemu jest właśnie teraz i taka właśnie? Przede mną otwierały się tysiące małych światów, światło budowało coraz to nowe, odkrywało przede mną albo odkrywało po prostu, ja byłam zupełnie zbędna a to wszystko zdarzyłoby się i tak. Mogłam sobie wyobrazić, że nie istnieje nic więcej, tylko mandala ze szmaragdowych mchów, seledynowych porostów, rubinowych sporofitów, modrzewiowej kory odłupanej przez dzięcioły i kowaliki, gałązek, suchych traw, witraży poziomkowych liści, pajęczyn - leśna mandala skomplikowana, ale logiczna, złożona i spójna, moja i wcale nie.

[...]

Nieprzebrane, niepoliczone substancje ziemi.

Zapach czombru, kolor jodły, szron, tańce żurawi.

A wszystko równoczesne. I chyba wieczne.

Oko nie widziało, ucho nie słyszało, a to było.

Struny nie wygrają, język nie wypowie, a to będzie.

Miłosz, Podziw, z tomu Nieobjęta ziemia

 




















 

Prawdą jest, że to wszystko nie istnieje dla podziwu. Tylko dla życia, nie dla moich estetycznych przyjemności, ale dla przekazywania życia dalej, dla życia kolejnych pokoleń mchów tworzą się zadziwiające koralowe sporangia, tylko dlatego kwiaty mają kolor i zapach, tylko dlatego... Mogłoby mnie tu nie być z tym moim śmiesznym podziwem i aparatem fotograficznym. I przecież nie będzie, no i cóż? Żadnego ubytku. Zostanie mandala, jeśli nie tutaj, to w innych miejscach i zostanie Życie.

W jednym miejscu mojej mandali rósł maleńki świerk, niewiele większy od łupiny orzecha. W innym miejscu kilkucentymetrowy cis, który wyrósł tuż obok pnia wielkiego modrzewia. Nie ma prawdopodobnie żadnych szans na przetrwanie w tym miejscu, ale o tym nie wie - więc żyje. Wola życia silniejsza od każdej wiedzy a niewiedza czasem pomaga w przetrwaniu? Być może. A może wiedza tego drzewa in spe jest większa od mojej - może wie, że w kosmosie rządzonym siłami Przypadku, to przecież wielki modrzew może zostać powalony wiatrem albo ścięty i wtedy nastaną wielkie dni cisa, jego jedyna szansa. Może się tak zdarzyć. Ale może też być tak, że zachłanność człowieka zniszczy cały "mój" las i może już niedługo nie będę mogła go obronić, powstanie kolejna nafaszerowana chemią uprawa rzepaku i wzrośnie dobrobyt okolicznych rolników. Może tak się zdarzyć.

Jednak na razie to wszystko istnieje - nieopisanie piękne niepotrzebnym nikomu pięknem mandale. Mój las z wielkimi modrzewiami, małym świerkiem i cisem. Mój las, w którym łączą się nasze korzenie, moje i drzew. Moja ziemia otoczona rzepakowymi, ziemniaczanymi i pszenicznymi polami, przed którymi bronię się tylko żywopłotem z dzikich róż. Moja ziemia, dana mi w opiekę. Nieobjęta ziemia.

Pomysł leśnej "mandali" nie jest mój, niestety, niestety. Jak wszystko, co najbardziej podziwiam, powstał spod czyjejś innej ręki, inną myślą stworzony. Ja, w najlepszym razie, w moich wielkich chwilach, potrafię tylko odtwarzać, sklejać, łączyć, zeszywać skrawki. 

David Haskell, przyrodnik i autor książki o polskim tytule "Ukryte życie lasu" (The Forest Unseen), która jest najlepszą książką o przyrodzie, w ujęciu naukowym, ale wyjątkowo szerokim, obejmującym świat idei i filozofii, jaką kiedykolwiek czytałam. To był jego pomysł i jego metoda badawcza, na której oparł całość swoich obserwacji i badań: jedno, niewielkie, losowo wybrane miejsce, powroty do niego, obserwacje wszelkich przejawów życia, ich wewnętrznych powiązań i zależności. W mandali, pod czułym - tak! czułym! - okiem obserwatora skupia się jak w soczewce cały świat przyrody. I może cały Wszechświat.

Uważam, że wszystkie wątki ekologii lasu można zaobserwować na obszarze nie większym od powierzchni zajmowanej przez mandalę. A w rzeczywistości, jeśli będziemy kontemplować niewielki obszar, prawda o lesie może okazać się dla nas wyraźniejsza i przejrzystsza niż po przemierzeniu w siedmiomilowych butach całego kontynentu.

Poszukiwanie znaczeń uniwersalnych w czymś niezwykle małym to nieodłączny motyw większości kultur. Przewodnią metaforą dla nas będzie tybetańska mandala, ale motyw ten znajduje się również w wytworach kultury zachodniej. Wiersz Wiliama Blake'a Wyrocznia niewinności zawęża pole widzenia jeszcze bardziej niż mandala, przywołując okruch ziemi lub pojedynczy kwiat: "Zobaczyć świat w ziarenku piasku, Niebiosa w jednym kwiecie z lasu" (tłum. Zygmunt Kubiak). Blake opiera się na tradycji zachodniego mistycyzmu, który najbardziej wyraziście przejawiał się w nurcie chrześcijańskiej kontemplacji. Święty Jan od Krzyża, święty Franciszek z Asyżu czy Juliana z Norwich postrzegali loch, jaskinię lub orzeszek jako soczewkę,  w której skupia się doświadczenie rzeczywistości. Niniejsza książka jest odpowiedzią biologa na wyzwanie rzucone przez tybetańską mandalę, twórczość Blake'a i orzeszek Juliany z Norwich. Czy można dostrzec cały las w kontemplacyjnym okienku z liści, kamieni i wody?

 David Haskell, Ukryte życie lasu

Wspaniały punkt wyjścia do przyrodniczych badań, prawda? I dalej następują założenia metodologiczne, rodzaj obserwacji, założenie o nieingerencji w mandalę, czas trwania eksperymentu. Później rozpoczyna się kontemplacyjna przygoda, cykle przyrody, zmienność pór roku, spodziewane i nieoczekiwane spotkania, obserwacje. Jego mandala znajduje się w górach południowego Tennessee, ale mogłaby być gdziekolwiek, to naprawdę nieistotne - w gruncie rzeczy przecież wszystko łączy się ze wszystkim. Czytałam nie mogąc się oderwać. Talent i wiedza autora, lekkość pióra, szerokie intelektualne horyzonty - to wszystko przekłada się na wspaniałą i kształcącą lekturę. Ach! Gdybym tylko mogła zacząć nowe życie i być przyrodnikiem w Tennessee! 

Cóż, mam swoją mandalę tutaj. I wczoraj wyglądała właśnie tak.

Mam nadzieję, że nikt nie zauważył absolutnego braku spójności pomiędzy tytułem bloga, założeniami bloga i tym tutaj pisaniem. Coś poszło ewidentnie źle. Nie wiem, nie wiem i nie wiem. Może tylko tyle wiem, że wieczorne i nocne pisanie tutaj, w tych niewielkich wykradzionych chwilach daje mi dużo radości. I rozmowy też. Więc ostatecznie będę pisać jakkolwiek i o czymkolwiek, kiedyś prawa statystyki sprawią, że będzie to Kraków.



Komentarze

  1. Przypowieść o modrzewiu i cisie bardzo mnie przekonuje. Może największą nadzieję i otuchę w życiu trzeba (paradoksalnie) czerpać z jego nieprzewidywalności.
    W Warszawie wczoraj też był piękny dzień. Słoneczny, przejrzysty i taki z przeczuciem wiosny. Wiesz, przez te ostatnie tygodnie (szare, deszczowe) zastanawiałam się jak będę się czuła gdy w końcu przyjdzie pogodny dzień. No to już wiem. Było jeszcze gorzej. Brak i tęsknota były bardziej dotkliwe.
    Na szczęście dziś znowu jest ponuro ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie też, naprawdę. Niewiedza i nadzieja, więc jednak trwanie, bo wszystko się może zdarzyć i wcale nie musi to być (dla odmiany) coś złego. Niewiarygodne, jak wiele przyczyn, wątków, najdrobniejszych zdarzeń może odwrócić bieg czyjegoś życia. W grudniu znajomi młodzi ludzie poprosili, czy mogliby dostać trochę niepotrzebnego drzewa na opał, dwóch braci, którzy niedawno stracili mamę i gospodarują sami. Pozwoliłyśmy im wyciąć kilka drzew - dwa wielkie uschnięte świerki i parę modrzewi, które mogły się przewrócić przy większej wichurze. A gdyby przypadkiem wycięli ten modrzew obok maleńkiego cisa? Albo gdyby przypadkiem zdeptali maleńkie drzewko cisa przy tych wszystkich pracach? Wielki mechanizm Przypadku.

      A wiesz, ja już nie wiem, kiedy jest gorzej. Wiem, że pomagają mi te spacery, wędrówki, przechadzki. To nie do przecenienia i wtedy lepiej się chodzi. Ale niespodziewane i przedwczesne dwudniowe przedwiośnie też było trudne - widzę ogrom prac, na które nie mam siły i które prawdopodobnie nie mają sensu, ale muszę je jakoś zrobić, poszukać kogoś kto pomoże, etc. nie mam na to siły. Ale jeszcze wierzę w siły nieprzewidywalnego przypadku. Ale na szczęście dziś znowu jest ponuro ;) i pewnie jeszcze wróci zima i wszystko przeciągnie się w czasie.

      Usuń
    2. ''Zawsze mnie zastanawia ta myśl bardzo banalna, ale mogąca prześladować w długie, bezsenne noce, że pewne momenty krzyżowe w życiu mogą mieć znaczenie tak decydujące. Że od małej chwili - od tego, czy się na przechadzce w ogrodzie skręci na lewo, czy na prawo, czy się siądzie na tym, czy na innym fotelu, czy się zatelefonuje pod ten, czy pod inny adres - zależy wszystko. Życie układa się zależnie od tego małego momentu, od jednego gestu, od jednego słowa. I w ogóle nie wiemy, jak byłoby, gdyby tego słowa czy gestu nie było". To oczywiście Iwaszkiewicz. A wiesz...że gdy zadzwonił telefon z informacją, że moja kochana odeszła, to ja właśnie oglądałam "Panny z Wilka"? Muzyka Szymanowskiego, i ta scena w pociągu, gdy spotykają się stary poeta i Wiktor Ruben. No ładnie to sobie wymyślił Wielki Scenarzysta. Ten Iwaszkiewicz, który tak jest dla mnie ważny, ten piękny, piękny film, ta myśl, że lepiej nie wracać do przeszłości. I, last but not least, Olbrychski. Aktor do którego mam ogromną słabość.

      Usuń
    3. Niesamowite... scena jak z filmu (jakkolwiek to brzmi, ale wiesz, co mam na myśli), kadry w kadrach, książki w książkach i to wszystko jest tak połączone. Przedziwne. Taki scenariusz... prawie podważa moje prawo przypadku.

      Piszesz "to oczywiście Iwaszkiewicz" - ale to przecież ja pomyślałam wczoraj i wcześniej i może nawet od dawna prześladuje mnie takie urządzenie świata, chwiejna równowaga, mały kamyczek strącający lawinę i to, że NIE WIEM, co byłoby, gdybym poszła tamtą drugą drogą. A zwłaszcza teraz, w tej sytuacji, gdy podjęłam w sierpniu takie a nie inne decyzje (albo wydaje mi się, że podjęłam). I nie wiem, co by było, gdyby... I nie wiem, co będzie.

      Usuń
    4. To bardzo osobiste wspomnienie. Wahałam się czy o nim pisać. Ty zrozumiesz oczywiście. A ja nie chciałabym wyjść na nawiedzoną. Bo ja jestem do bólu rzeczowa. Ale wiesz...im jestem starsza, tym bardziej tęsknię za taką...bo ja wiem... nieokreślonością życia. Za niedopowiedzeniami. Za tym, żeby zostawić pole do działania... Wielkiemu Scenarzyście. To jeszcze na koniec bliski mi cytat z Jerzego Lieberta (przez pewien czas Liebert był bliski Iwaszkiewiczom, Annie i Jarosławowi): "uczyniwszy na wieki wybór, w każdej chwili wybierać muszę". I już na ostateczny koniec ;) w bloku sąsiadującym z moim wynajmuje aktualnie mieszkanie prawnuczka Iwaszkiewicza. Także tak;)

      Usuń
    5. Pewnie, że rozumiem. Wspomnienie jest cenne i bezpieczne jak w sejfie. I też uważam, że nie sposób opierać wszystkiego na ratio. Oczywiście, że obawiam się różnych -izmów, daleko mi do ezoterycznych czy parapsychologicznych zainteresowań. Ale. Ale już w młodości, no... powiedzmy sobie drugiej albo trzeciej, przecież nie bez powodu zajmowałam się surrealistami. Ich pragnienie, by po heglowsku połączyć racjonalne z irracjonalnym, świadome z onirycznym i na polu starcia tych sił budować coś innego, tworzyć, albo pozwalać, by tworzyło SIĘ.
      PS ... ale że Ludwika?

      Usuń
    6. Ludwika. I jej dwa psy. Gdybym miała więcej odwagi... podeszłabym. Choć z drugiej strony...co ja bym jej powiedziała? Ludwika to Ludwika. Osobna. Pisze książki, ma swoje życie. A co ja powiem? Że wciąż i wciąż wracam do twórczości jej pradziadka i że fascynuje mnie jej prababka.b

      Usuń
  2. Ado, pisz o czymkolwiek, bo to Twój świat, a że nieopodal Krakowa to zawsze i niezmiennie będzie to Kraków i okolice. Bardzo pięknie opisałaś mikrokosmos, jaki masz tak blisko domu (niech trwa jak najdłużej), że nie wspomnę o zupełnie niesamowitych zdjęciach. Zgadzam się z Tobą w zupełności, że parząc na życie w takim wymiarze, nie sposób nie dostrzec człowieka, jako cząstki tego świata w łańcuchu ciągłych przemian a każdego, nawet najmniejszego organizmu, jako niesamowitej, żywej układanki, puzzli, gdzie każda komórka ma swoją rolę nie do zastąpienia. Bardzo mi jest bliska idea św. Franciszka i jego sposób widzenia świata, zapewne dlatego odwiedzenie poświęconego mu Sacromonte w Orcie było dla mnie naprawdę ogromnym, wewnętrznym przeżyciem. Ja od niemal trzydziestu (z półroczną przerwą) lat jestem wegetarianką i nauczyło mnie to niesamowitego szacunku dla życia w każdej postaci. Kiedy jeszcze uprawiałam mój ogród (niestety, to już historia) zawsze miałam problem z mrówkami, ślimakami i roślinami, które ni stąd ni zowąd pojawiały się w nieprzewidzianych miejscach. Byłam w ciągłym konflikcie, próbowałam to jakoś pogodzić, chuchałam i dmuchałam na zaczątki sosenek, które wykluły się z szyszki żeby po odchowaniu dać sąsiadom i zasypywałam niechcący rozkopane mrowiska, więc mój ogród był mieszanką zdziczenia i uporządkowania. Zawsze musiałam komuś tłumaczyć, dlaczego nie wycinam leszczyny i orzecha włoskiego, które nie dają mi orzechów a jedynie liście go grabienia. Ja je kochałam za to, że były, w upały dawały mi cień, że mogłam patrzeć jak na wiosnę wypuszczają pączki, na jesieni zmieniają kolor a w zimie buszują na nich ptaki w karmnikach. Moje kwiaty
    w większości umierały naturalną śmiercią a chwasty stawały się roślinami towarzyszącymi (jak mówi znajoma buddystka). Zawsze podziwiałam inteligencję roślin i wszelkiego stworzenia, moja Marta ma dar do wyszukiwania różnych ciekawych artykułów i książek na ten temat i zawsze się nimi ze mną dzieli, opowiada mi historie tak niesamowite, że fizyka kwantowa i loty w kosmos są niczym w porównaniu z nimi. Mam szczęście, bo córka i syn też są wegetarianami więc rozumiemy się pod tym względem a Marta jest osobą wręcz wyjątkową, jeśli chodzi o porozumienie ze zwierzętami z którymi dogaduje się w sposób wręcz nieprawdopodobny. Może odbiegłam nieco w bok od tego, co napisałaś, ale to zapewne dlatego, że ty masz talent do analizy a ja do syntezy (jeśli się nie mylę jesteś zodiakalną Wagą a ja Panną) więc dzięki temu całość pozostaje w pewnej równowadze. Bardzo się cieszę, że mogę czytać to co piszesz, bo nie tylko pokazujesz mi Twój świat, ale także pobudzasz do własnej refleksji. W zasadzie powinnam to napisać wczoraj, kiedy przeczytałam tego posta, ale w Ostródzie gwałtownie zmieniła się pogoda a moja głowa stała się niczym pusty balon pełen niczego. Dlatego też po wymęczeniu odpowiedzi na komentarz, który mi zostawiłaś postanowiłam, że muszę się nieco zebrać mentalnie, co trwało do dziś. Pozdrawiam Cię serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przede wszystkim muszę powiedzieć jedno: rozmowy z Tobą i wymiana myśli to dla mnie bardzo istotne doświadczenie. Mam wielkie szczęście do dobrych spotkań i dobrych ludzi, ostatnie trudne lata jeszcze mnie utwierdziły w tym przekonaniu. Naprawdę moja decyzja (nie do końca uświadamiana czy racjonalna) powrotu do blogo-pisania była jedną z lepszych i takie rozmowy jak pod tym wpisem czynią to miejsce bardzo dla mnie ważnym. O ileż to ważniejsze od SEO, zasięgów i indeksowania!

      Jasne jak Słońce, że będę pisać o czymkolwiek, to nawet interesujące, w jaką stronę popłynie to wszystko. Kategoria "okolice" jest tak pojemna, że mogę dosłownie pisać tutaj o wszystkim. Wiem, że prawdopodobnie nie masz profilu na Facebooku, ale tam też stworzyłam coś na kształt "silva rerum" pisząc już ponad rok o codzienności, o mojej ziemi, ogrodzie, pracach, dniach i mojej kompanii: kocich i psich przyjaciołach. Mamy teraz dwa psy i kilka kotów - wszystkie oczywiście uratowane i same wybrały nasz dom. Pieski już od lat są z nami, koty trochę krócej, poza najstarszym, który dożywa dwudziestu lat. Gospodarujemy z siostrą i mamą, mam trochę ziemi, lawendowe pole, owocowe krzewy rozrzucone tu i ówdzie bez większego porządku, niewielki las, ogród pod dębami i przestrzenie trawy, chwastów, dzikich roślin i całą kwietną i ziołową łąkę, którą trzy lata temu stworzyłyśmy dla owadów, dla ptaków, dla piękna po prostu, otoczone szpalerami dzikich róż. Jest to trochę uporządkowane - lawenda musi być, ale różnie z tym bywa z różnych przyczyn, czasami ktoś może nam pomóc a często jesteśmy zdane tylko na siebie. Reszta pola to dzikość w stanie różnym. Oczywiście musi być to czasem koszone (wiadomo, sąsiedzi...) poza tym koszenie tak dwa albo trzy razy w sezonie nie niszczy bioróżnorodności. A już moja łąka... Ach! To dzikość ledwo ujarzmiona albo wcale. I o tym wszystkim piszę i pokazuję na zdjęciach i spotkało mnie tam wiele dobrego, otrzymałam wiele wsparcia a niektóre znajomości są jak najbardziej "realne". Co nie znaczy, że te blogowe nie są prawdziwe, bardzo są. Lubię tam pisać, choć z konieczności tylko krótkie formy. Ale tutaj też będę teraz zamieszczać zdjęcia mojej ziemi, choćby po to, żebyś je zobaczyła.
      Poza tym jestem wegetarianką już prawie 33 lata (z niewielkimi i krótkimi epizodami, gdy robiłam wyjątek dla ryb, to takie krótkie fazy). To tylko najważniejszy zarys, w ten sposób będzie łatwiej umiejscowić moje pisane tutaj historie na jakimś konkretnym tle. Zodiakalnie też Panna, ale podobno z mocnym ascendentem w Wadze.
      Bardzo Ci dziękuję! Zaglądaj kiedy tylko zechcesz i pisz też tylko wtedy, kiedy masz nastrój i zdrowie po temu, jak najbardziej rozumiem wpływ aury i wszystkich okoliczności.

      Usuń
    2. Bardzo mi miło, że zechciałaś się podzielić kawałkiem swojego życia, a raczej pewnym kontekstem, w jakim się obracasz. W sumie można kogoś poznawać poprzez to, co pisze, ale szczerze mówiąc, miło mi jest wyobrażać sobie, jak chodzisz po swoim lesie, czy buszujesz na łące pełnej kwiatów, owadów i motyli i patrzeć Twoimi oczami na ten mikrokosmos. Nie powiem, że Ci zazdroszczę tego miejsca, w jakim żyjesz, bo to bardziej skomplikowane, jako były już działkowiec wiem, że ta radość kiedy patrzy się na swój kawałek ziemi jest okupiona wielkim trudem i poświęceniem nie mówiąc o bólu pleców, ale mimo wszystko, wydaje mi się, że jest to wielka wartość dopóki człowiek ma siły, żeby to ogarnąć Ja niestety byłam zdana sama na siebie, bo Marta zawsze dużo pracowała a do tego przez pewien czas była za granicą. Dopóki byłam zdrowa, radziłam sobie, ale kiedy zrobiło się naprawdę źle, musiałam spojrzeć prawdzie w oczy, że dłużej tak się nie da, niestety. Masz rację, że nie mam konta na Facebooku, zresztą celowo i z rozmysłem, ale zawsze mogę skorzystać z nieużywanego konta Marty. Co do wegetarianizmu, jak wie ktoś, kto go praktykuje, nie jest to dieta, tylko stan umysłu, więc nie będę się nad tym rozwodzić, bo Ty wiesz o co chodzi. Natomiast co do czworonożnych członków naszej rodziny - też są to znajdki, jeśli będziesz chciała poczytać to ich historia jest pod tagiem koty. Co prawda nie ma już Kuleczki, która odeszła z powodu wady serca, ale przybył do naszego domu Furjanuszek rudy kocurek, o którym jeszcze nie pisałam, choć noszę się z takim zamiarem. Pozdrawiam niedzielnie!

      Usuń
  3. Wiesz Ado, że ja nie zauważyłam braku spójności. A poza tym bardzo pięknie piszesz o Krakowie. Nawet twój post o mikrokosmosie wydaje się poetycki. A może to tylko moja wybujała wyobraźnia mówi mi , że to jest poetyckie. Za oknem szaro buro, także twój post jest takim promyczkiem w ten pochmurny dzień.
    Pozdrawiam:)*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, bardzo mnie ucieszył Twój komentarz... Taki miałam dziś męczący, stresujący, wyczerpujący dzień i jeszcze szaro, zimno, deszcz. A tu czytam takie miłe, jasne słowa. Dziękuję :)

      Usuń
  4. Tak, zdecydowanie muszę przyznać, że masz szczęście do ludzi, czym skomplementuję chyba też sama siebie (niezamierzenie/ niezasłużenie, a może trochę tak, nie bądźmy tacy skromni i zakompleksieni). A masz szczęście, bo nie tylko twoje wpisy są przecudnej urody (poetyckie, pełne erudycji, empatyczne dla wszelkiego stworzenia), ale i komentarze pod wpisami są tak ciekawe, że chce się je wszystkie przeczytać. Wiele jest interesujących blogów, ale niewiele takich, pod którymi ludziom chce się pisać, pod którymi wiedzą co pisać, mają coś do napisania, decydują się na bardzo szczere wyznania. A twoje wpisy wręcz prowokują nas do takiego osobistego bardzo dzielenia się sobą z innymi.
    Ad meritum- choć przecież wszystko jest na rzeczy -do rzeczy- im jestem starsza tym więcej dostrzegam wokół siebie i tym częściej dochodzę, że nie ma co deliberować nad sensem czy jego brakiem, wystarczy być i czerpać pełnymi garściami z radości i piękna świata, dopóki nas otacza, dopóki mamy to szczęście, że jest to piękno wokół nas, ta nieodgadniona tajemnica kosmosu. Przypomina mi się film o galaktykach, jaki oglądałam z siostrzeńcami w Centrum Nauki Kopernik, film który uświadamia nam naszą znikomość, małość, nieistotność w ogromnie kosmosu, a ja wychodząc pomyślałam sobie, że skoro nawet ziarenko piasku istnieje i jest ważne, to tym bardziej, ja człowiek mam tu swoje miejsce i swoją rolę do odegrania. Zawsze postrzeganą przeze mnie, jako maleńkie ogniwo w łańcuchu pokoleń, które popycha ten świat nieco do przodu i od pewnego czasu ma to szczęście, że dostrzega więcej i więcej jego urody (no, żeby nie było, jego brzydoty też). Ale to wszystko się przenika. Więc carpe diem - czy to na spacerze w lesie, czy przy herbacie i lekturze, czy w podróży w nieznane. Choć jak piszesz/piszecie wszystko może być podróżą w nieznane, jeśli wszystko jest dziełem przypadku.

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie chcę być namolna i zakłócać Twojej prywatności, ale się odważę i poproszę o jakiś znak, że to nadmiar zajęć trzyma Cię z dala od blogowania, Brak mi Twojego głosu w naszej małej społeczności...pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz