Liście jesienne i mgła. Jeden dzień.
Wczoraj ubolewałam nad tym, że nie mam listopadowej poezji. Dziś jedna z czytelniczek przysłała mi pewien wiersz poetki, którą lubię i cenię, a inna - kilka zdań z "Dzienników" (?) bardzo ważnego dla mnie pisarza i poety. Dziękuję!
I nawet nie wiedziałam, że te dwa obrazy - tak różne, tak diametralnie odmienne - będą w jakiś sposób opisywać jeden, listopadowy dzień. Dwubiegunowość listopada jest zastanawiająca.
Moje dzisiejsze zdjęcia, te "jasne" czyli odczarowanie listopada, liczenie mieniących się liści, doszukiwanie się istoty modrzewiości i sośniości ad infinitum, ilustrowanie wiersza, którego jeszcze nie dostałam i jeszcze nie znałam - dzieli od tych ponurych i mglistych niespełna dwie godziny! Nawet mniej! Przyglądałam się liściom, co "mienią się jedną połową tęczy", obłaskawiałam listopad - a ona nadeszła niepostrzeżenie. Białowłosa. Niewielki zagajnik wydawał się całkiem obcy i dziwny, słońce przypominało księżyc w pełni. Była druga po południu. Zapadł wieczór.
Zostawiam Wam zdjęcia, wiersz Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej i fragment z Iwaszkiewicza.
Jasną i mroczną stronę dwubiegunowego listopada.
Maria Jasnorzewska Pawlikowska : " Liście jesienne "
Liście jesienne leżą po brzegach dróg, mieniąc się jedną połową tęczy.
Wyglądają jak rozsypane róże wszelkich barw.
W stawie drżą złote plamy. Rząd drzew odbija się w nim różnie: wierzba - mgłą siwą, czerwona leszczyna - skrzydłem motyla, topole - ciemnymi kolumnami.
Skośne marmurowe schody, prowadzące ku wodzie, odbijają się w głąb i w przeciwną stronę niż prowadzą, tworząc klin.
Zadarte liście wierzby płyną jak dżonki, wiatrem popychane.
Wysoko przelatujące samoloty suną przez głębinę jak czarne płotki, małą gromadą.
Woda żyje, drzewa budzą się dzisiaj.
Jarosław Iwaszkiewicz:Wieje bowiem wiatr, który różni się od innych jak chuchnięcie od dmuchnięcia.
Z głębi piersi natury płynie to serdeczne chuchanie: wiatr halny.
Kto jeszcze nie wypowiedział swojej miłości, zdradzi się z nią w taki dzień.
Oto jest niekalendarzowy powrót wiosny.
Wiosna - kaprys, wiosna - łaska.
Możemy się jej wszędzie i zawsze spodziewać, tej Wiosny Niezależnej, zarówno w zimie, jak i w setnym choćby roku życia.
Listopad prawdziwy, noc czarna i gwiazdy. Wiatr. Smutek zupełny. A jednocześnie rozkosz ciszy, gwiazd zaplątanych w gołe gałązki brzózek i taka jakaś jesienna tajemnica i milczenie. Noc listopadowa. W takie wieczory najbardziej odczuwam beznadziejność istnienia, niemożność dowiedzenia się czegokolwiek, nadania jakiegokolwiek znaczenia światu. A jednocześnie pełnia istnienia, głęboki instynkt życia, westchnienie wszechświata, które przechodzi przez noc i kumuluje we mnie. Cudowne uczucie.
Miłego weekendu, odpocznijcie trochę i chwytajcie dzień - dzień listopadowy ma ostatnio tendencję, by kończyć się wczesnym popołudniem, jak widać na powyższym. Listopadowe światło słoneczne - na wagę złota.
O i ja dziękuję za Pawlikowską:) Nie znałam tego wiersza. Przejmujące zdjęcie tego psa(?) na pustym polu.
OdpowiedzUsuńI ja czytałam go dziś po raz pierwszy. Taki ładny prezent, zupełnie nieoczekiwany :)
UsuńPrzypomniały mi się nasze niegdysiejsze wieczory poetyckie.
[dygresja] Kraków musiał być dziś piękny w tej mgle. Szkoda, że mnie zostały tylko pola, rachityczne lasy... ech.
To zdjęcie, o którym mówisz - jest za nim dobra i nawet bardzo wesoła historia, trudno w to uwierzyć patrząc teraz na sam obraz. Dziwne, jak zdjęcie rozmija się z przedstawianą rzeczywistością, mówi zupełnie coś innego niż znaczy naprawdę. Nieprecyzyjnie się wyrażam, ale wiesz. I to jest trochę tak, jak uczono mnie kiedyś - że nawet autor po napisaniu książki traci do niej klucz. Jest zamkniętym przedmiotem, zamkniętą skrzynką. Każdy otwiera ją na swój sposób - i teraz, gdy patrzę na to zdjęcie, wydaje mi się metaforą, no nieważne, metaforą czegoś, czego naprawdę nie brałam pod uwagę naciskając spust migawki, jak najszybciej zanim zmieni się odległość. Nigdy bym go nie zamieściła, gdybym widziała je wcześniej takim, jakie jest teraz.
Listopad (w wersji starego poety) na razie górą, nie ma co.
Dobrej nocy.
Ja w ogóle uwielbiam mgłę! Moja mama opowiadała, że "mgła" to było jedno z pierwszych słów wypowiedzianych przeze mnie. Czyli fascynowała od początku;)Zobaczenie Krakowa we mgle byłoby dla mnie naprawdę łaską:)
UsuńHermosa tonalidad, simple y bello motivo! Feliz fin de semana!
OdpowiedzUsuńMerci! La mélancolie de novembre, ça doit être ça ;)Excuse-moi, si je t’écris en français c’est parce que je ne maîtrise pas bien ta langue (je ne la comprends qu'à peine) et je n’aime pas écrire par intermédiaire de google translator. Merci encore pour ta visite et tes aimables paroles.
Usuńprzepiekny jest listopad u Ciebie!!
OdpowiedzUsuńA ja trochę (?) zazdroszczę Ci tej krakowskiej mgły... wiem, to nieładnie.
UsuńO krakowskiej mgle pięknie napisali Sienkiewiczowie w książce "Onegdaj w Krakowie" (wyd. MG). Wyróżniłam Cię w akcji blogerskiej (kolejnej!), ale nie czuj się do niczego zobowiązana:) Miłej soboty i niedzieli!
OdpowiedzUsuńBeato, pięknie dziękuję za książkowy trop. I oczywiście za wyróżnienie, bardzo to miłe. Jak mi tylko ten listopad pozwoli jakoś pogodniej pomyśleć, to pomyślę i napiszę :) A jeśli nie, to wierzę, że nie będziesz mi miała tego za złe. Introwertyzm, istne przekleństwo ;)
UsuńWidzę, że lubimy podbne klimaty. Fajne zdjęcia:) No i my też lubimy Kraków i okolice. Dlatego zapraszam: Szepty Szcześcia. Pozdrowienia :)
OdpowiedzUsuńDziękuję :) Myślałam, że już znam wszystkie 'okołokrakowskie' blogi a tu proszę :)
UsuńPowodzenia i pozdrawiam!
Brzozy we mgle wyglądają prześlicznie.
OdpowiedzUsuńBiałe w bieli...
UsuńWczoraj dzisiaj obserwuję taką niespodziankę kalendarzową, czyli wiosnę jesienią, jak z wiersza:)A gdy będzie ciemno, refleksje Iwaszkiewiczowskie lęgną się w głowie, nie tak doskonale ujęte w słowa, ale dotyczą spraw istnienia.
OdpowiedzUsuńOglądając zdjęcia, można polubić mgłę:)
Ja bardzo lubię mgłę. Może jutro uda mi się ją zobaczyć w Krakowie? Kilka wykradzionych godzin...
UsuńDobrej nocy :)
Ta dwubiegunowość listopada chyba szczególnie wyraźna jest w tym roku. Ale do mnie bardziej przemawiają te słowa Iwaszkiewicza, bo ostatnio mam podobne odczucia.
OdpowiedzUsuńNa rozjaśnienie mroków wewnętrznych Twoje słoneczne zdjęcia działają doskonale :-)
Jeśli choć na trochę rozproszyły i rozjaśniły - to nie wyobrażam sobie dla nich lepszego zastosowania. Dla mnie zdecydowanie Iwaszkiewicz, przeglądam się w jego późnych dziennikach.
UsuńA ja trochę (?) zazdroszczę Ci tej krakowskiej mgły... wiem, to nieładnie.
OdpowiedzUsuńBeato, pięknie dziękuję za książkowy trop. I oczywiście za wyróżnienie, bardzo to miłe. Jak mi tylko ten listopad pozwoli jakoś pogodniej pomyśleć, to pomyślę i napiszę :) A jeśli nie, to wierzę, że nie będziesz mi miała tego za złe. Introwertyzm, istne przekleństwo ;)
OdpowiedzUsuńDziękuję :) Myślałam, że już znam wszystkie 'okołokrakowskie' blogi a tu proszę :)
OdpowiedzUsuńPowodzenia i pozdrawiam!
Ja bardzo lubię mgłę. Może jutro uda mi się ją zobaczyć w Krakowie? Kilka wykradzionych godzin...
OdpowiedzUsuńDobrej nocy :)
Białe w bieli...
OdpowiedzUsuńJeśli choć na trochę rozproszyły i rozjaśniły - to nie wyobrażam sobie dla nich lepszego zastosowania. Dla mnie zdecydowanie Iwaszkiewicz, przeglądam się w jego późnych dziennikach.
OdpowiedzUsuń