Listopadanie, chwilopisanie, leśne ścieżki

Leśne ścieżki, rudość, błękit. Listopad zrzucił szarości, listopad opada z drzew, zrzuca wielobarwne ubranie. Wielkie święto, rozpasanie kolorów, ostatnie dni jesieni, piękno na chwilę przed.

Dziś jest jeszcze inne wielkie święto, ale o nim będzie się tutaj milczeć. I może tylko - taki apel naiwny - gdyby zamiast budowania konstrukcji z wielkich słów i wycierania ich w niemoralnych politycznych walkach o jedyną rację, gdyby tak spojrzeć w górę na niebo wolne i czyste.




Dziś bez wielkich słów. Chciałam zatrzymać jeden dzień - chciałabym zatrzymać ich wiele, chciałabym
[...] utrwalić ruch na gorącym uczynku, utrwalić go na wieki, przyszłym pokoleniom pokazać wiernie życie i czyny ludzi dzisiejszych [...]
Potrzeba obrony przed czasem, ponoć jedna z podstawowych potrzeb psychologii ludzkiej, opisana i zdefiniowana jako osobny kompleks o barwnej nazwie, a jakże. I myślę ostatnio o jeszcze jednym zdaniu, które przeczytałam w pewnej książce poświęconej historii krakowskiego filmu.* Autor publikacji cytuje myśl Karola Irzykowskiego - a trzeba pamiętać, że tenże jest twórcą pierwszego w świecie teoretycznego czy ściślej - filozoficznego traktatu o kinie, wydanego niestety dopiero po wojnie a opartego na wieloletnich przemyśleniach i pasji do kinematografu już od chwili jego powstania. Nie z Dziesiątej muzy pochodzi to zdanie Irzykowskiego, o którym teraz myślę, lecz z Pałuby, wydanej w 1903 r.
Ideałem byłoby [...] opisywać bezpośrednią rzeczywistość w czasie teraźniejszym ze wszystkimi szczegółami lub, że powinno się wynaleźć aparat mogący odfotografować, odbić majaczenia - takie lotne, szybkie, niewidzialne płótna fantazji.
Ładne, prawda? Takiego aparatu dotkliwie mi brak. Czas ucieka, spada szybciej od listopadowych liści na wietrze, nie zapisane przeze mnie chwile, odciśnięte na moment w pamięci.
Tylko jeden dzień a może tylko jedna słoneczna godzina. Ale dziś, właśnie dziś, na dziś rozciąga się jeszcze władztwo praesens, chociaż - gdyby wmyśleć się bardziej - jak postuluje Marek Aureliusz w swoich filozoficznych ćwiczeniach, i postarać się uczciwie odpowiedzieć czym jest teraz, mogło by się okazać, że terytorium teraźniejszości zmniejsza się i zmniejsza, traci czasowe rubieże, podlega rozbiorom, podziałom, okrawane przez dwóch wrogów, futurum i perfectum. I co zostanie z teraz?
Chwile-liście, listopadanie wrażeń. Lotne, szybkie, niewidzialne płótna fantazji.












* Zbigniew Wyszyński, Filmowy Kraków 1896-1971, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1975

Tym, co już bez wielkiej nadziei wypatrują u mnie informacji o cracovianach, książkę tę - nie tylko ze względu na Irzykowskiego (to tylko jeden z zajmujących w tej historii wątków), bardzo polecam. Wydana tak, jak w tamtych latach wydawano - zdjęcia marnej jakości, ale to chyba jedyne zastrzeżenie, jakie mogę tu zrobić. Sam materiał fotograficzny niezwykle bogaty, a przede wszystkim robi wrażenie materiał faktograficzny. Ach, mieć dostęp do tych filmów, które wtedy, w czasach prehistorii kinematografu, powstały... A i z późniejszych, międzywojennych lat - zobaczyć Kraków w starym kinie. Możliwe, że szkice o kinie powojennym będą w wiadomej około-socrealistycznej optyce, nie wiem, jeszcze tam nie dotarłam, ale rozdziały o początkach kina - znakomite! Miłośnicy starego kina, kinematografu alyas cynematografu a nadto wszyscy miłośnicy pięknego miasta Krakowa niechże nie mieszkając zaopatrzą się w ową publikacyę, czy to w bibliotece, czy u sieciowych bukinistów pod włoskim szyldem ;) A żywo!

Nadto proszę, by mi nie mieć za złe opieszałości w górskich relacjach. Już samego Irzykowskiego teorię przywołałam do obrony! Że to teraźniejszość opiewać, momentalność, chwilowość. Może i tak. Jednak, jak siebie znam, gdy tylko skończą się słoneczne dni, przyjdzie czas na wspomnienia. Pewnie już niedługo. Za opieszałość w korespondencji wszelkiej, w blogów odwiedzaniu też niniejszym przepraszam, kajam się i obiecuję poprawę :)

Komentarze

  1. Utrwalić ten moment, ten dzień...oddać go kiedyś maszym oczom, kiedy już nawet pamięć zawiedzie, to piękne marzenie! Jednak każdy z nas nosi taki projektor w swoim sercu, ważne jednak jest aby go użyć, wtedy te wszystkie chwile możemy zamknąć w sobie i jest Miłość której nie potrzeba oczu ani myśli, bo po prostu jest...I wtedy jest też Ona, Nasza Ojczyzna, z tym wszystkim co w Niej, a także było i będzie...nie "ten kraj" jak to się powszechnie mówi,używając głupiutkiego eufemizmu małych ludzi, jakbyśmy się wstydzili tego skąd i kim jesteśmy. Uprawiajmy nasz ogródek lub pole, uprawiajmy też słowo, aby dać świadectwo drgnieniom naszego serca i mijającym chwilom. Dziękuję Ci Ado, i serdecznie pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Elżbieto, nie potrafiłabym tego ująć trafniej. Dobrze, że to piszesz i tak piszesz, bo ja czuję ostatnio wielką powściągliwość w nazywaniu i wyrażaniu uczuć istotnych. Zgadzam się z każdym słowem. A na marginesie, gdybym miała stworzyć listę wyrażeń i zwrotów, które szczególnie mnie drażnią w dzisiejszym języku, to ów mocno pogardliwy "ten kraj" zająłby na niej poczesne miejsce (jak bardzo język odzwierciedla sposób degradacji ducha i umysłu współczesnego, to osobny temat, i zdaję sobie sprawę że to z mojej strony wielkie uogólnienie). Niewesołe to wszystko i coraz częściej zdarza mi się myśleć o odcięciu od internetu, podobnie jak wcześniej od telewizji i większości prasy.

      Usuń
  2. Może trochę odbiegłam od tematu, ale Ado, szacunek za Twą pracę "na niwie" dosłownie i w przenośni.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie zasłużyłam. Eskapizm nie zasługuje (chyba) na szacunek.
      Ale miło słyszeć życzliwe i dobre słowo.

      Usuń
  3. "Takiego aparatu dotkliwie mi brak" - potrzebujesz czegoś w rodzaju google glass
    http://katarzynakulma.blogspot.com/2012/09/przeom-na-piatek.html
    najlepiej jak by jeszcze rejestrował nie słowa a zapis z fal mózgowych... ale to w modelach z serii 2.0 ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przerażające! I co gorsza - prawdziwe... to już nie s-f.
      Myślę, że to urządzenie nieco zbyt dosłownie realizowałoby moje mrzonki o "chwytaniu chwili". Już wolę popracować nad pamięcią, na pewno jest w niej więcej niż mi się wydaje ;) A poważnie - zastanawiające jest, jak wiele zapomnianych wydawało by się szczegółów, obrazów, wraca do nas w najmniej spodziewanym momencie, wywołane jakimś nieistotnym zdarzeniem, zapachem, smakiem, układem barwnych plam. Ale to nic nowego od czasów magdalenki Prousta. Ot, dygresja ;)

      Usuń
    2. wiem - ostatnio zaczytuję się wstępem do kogniwistyki ;-)

      Usuń
  4. Jak ja to lubię, to zatrzymywanie czasu, to chwytanie obrazów pod powieki, to kolekcjonowanie ulotności. Mój rejestrator wspomnień przechowuje w pamięci (jeszcze zapamiętanej) sekwencje takich chwil, co to unoszą, uskrzydlają, buzię rozświetlają i takich małych, zwyczajnych a wielkich. A wczorajszy dzień też chętniej spędziłabym na spacerze w lesie niż..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chwytanie nieuchwytnego. Rejestrator wspomnień i pamięć - ładnie to ujęłaś. Elżbieta pisze wyżej: projektor i serce. I to też mi się podoba, bo to nie jest bezduszna, obiektywna pamięć.
      Lubię myśleć, że to wszystko (co dobre) odciska się w pamięci, może tylko czasem trzeba poszukać głębiej. Wbrew mojej czarno-pesymistycznej dyspozycji umysłu staram się zatrzymywać jak najwięcej tych dobrych obrazów. I tylko bywa, że frustruje mnie moja bezsilność wobec... Czasu.

      Usuń
    2. Jak chyba wszystkich wrażliwców. Bezsilność wobec czasu - dziś poukładam w nowej biblioteczce książki, a czy uda mi się do każdej z nich chociaż zajrzeć - taka bardziej przyziemna refleksja mi się nasunęła :(

      Usuń
  5. Jesteś doskonałym obserwatorem i fotografem :)
    Ściskam:))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ewo, mogę jedynie podziękować za tak życzliwy odbiór moich blogowych chaotycznych poczynań ;)

      Usuń
  6. Te brzozy i data posta spowodowały, że pomyślałam o jednym z moich ulubionych miejsc w Krakowie - Sowiniec.
    Pozdrawiam.
    Dorota

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ach, brzozy na Sowińcu! Tak lubię patrzeć na nie wiosną, latem, jesienią - tyle mam pięknych wspomnień. I tylko zimą jeszcze tam nie byłam, nie wiem, jak to możliwe.
      Chciałabym zamieścić wspomnienie o takim ostatnim sierpniowym dniu właśnie tam, na Sowińcu - przypomniałaś mi o tamtych zdjęciach.
      Pozdrowienia i jeszcze raz - gratulacje i serdeczne życzenia dalszego blogowego rozwoju :)

      Usuń
    2. To idziemy w zimie na Sowiniec, jak napada dużo śniegu. Zrobimy zlot zaprzyjaźnionych blogerów :)
      Dzięki za dobre słowo :)

      Usuń
  7. Czekałam na wieczór, a właściwie noc, aby moc się nacieszyć Twoim tekstem i zdjęciami....dziekuję za ten post i poprzedni...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, że znalazłaś chwilę. Ja też najbardziej lubię tę wieczorną porę - wreszcie spokój. A to chyba dobre zdjęcia na noc :)

      Usuń
  8. chyba mamy taką dotkliwą świadomość upływającego czasu, zwłaszcza w listopadzie, przemijania i stąd nasza potrzeba zatrzymywania tych chwil w kadrach, zwłaszcza szczęśliwie ulotnych, żeby potem móc do nich wracać niczym podróż w czasie...
    świetna perspektywa na pierwszym i kolory (lawenda też się załapała ;) w kolejnych :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, to pewnie listopadowa przypadłość (chociaż dopada mnie w środku najpiękniejszej wiosny ;) Listopad jej sprzyja, to pewne.

      Usuń
  9. I tu widać, że jesień to piękna pora roku. I ta żółta, i ta pogrążona w szarościach. Uchwyciłaś ją wspaniale, przed końcem, przed utratą. Taki spacer wśród drzew marzy mi się, tylko gdzie ten wolny czas? Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chcę ją zapisać i złapać w locie. Ostatnio coraz bardziej lubię jesień, nie tylko taką październikową, fowistyczną, ale też tę późną.
      Życzę czasu :) Na spacery po warmijskich lasach. To egoistyczne życzenie, bo przełoży się na Twoje zdjęcia ;)
      Pozdrawiam :)

      Usuń
  10. Elżbieto, nie potrafiłabym tego ująć trafniej. Dobrze, że to piszesz i tak piszesz, bo ja czuję ostatnio wielką powściągliwość w nazywaniu i wyrażaniu uczuć istotnych. Zgadzam się z każdym słowem. A na marginesie, gdybym miała stworzyć listę wyrażeń i zwrotów, które szczególnie mnie drażnią w dzisiejszym języku, to ów mocno pogardliwy "ten kraj" zająłby na niej poczesne miejsce (jak bardzo język odzwierciedla sposób degradacji ducha i umysłu współczesnego, to osobny temat, i zdaję sobie sprawę że to z mojej strony wielkie uogólnienie). Niewesołe to wszystko i coraz częściej zdarza mi się myśleć o odcięciu od internetu, podobnie jak wcześniej od telewizji i większości prasy.

    OdpowiedzUsuń
  11. Przerażające! I co gorsza - prawdziwe... to już nie s-f.
    Myślę, że to urządzenie nieco zbyt dosłownie realizowałoby moje mrzonki o "chwytaniu chwili". Już wolę popracować nad pamięcią, na pewno jest w niej więcej niż mi się wydaje ;) A poważnie - zastanawiające jest, jak wiele zapomnianych wydawało by się szczegółów, obrazów, wraca do nas w najmniej spodziewanym momencie, wywołane jakimś nieistotnym zdarzeniem, zapachem, smakiem, układem barwnych plam. Ale to nic nowego od czasów magdalenki Prousta. Ot, dygresja ;)

    OdpowiedzUsuń
  12. Chwytanie nieuchwytnego. Rejestrator wspomnień i pamięć - ładnie to ujęłaś. Elżbieta pisze wyżej: projektor i serce. I to też mi się podoba, bo to nie jest bezduszna, obiektywna pamięć.
    Lubię myśleć, że to wszystko (co dobre) odciska się w pamięci, może tylko czasem trzeba poszukać głębiej. Wbrew mojej czarno-pesymistycznej dyspozycji umysłu staram się zatrzymywać jak najwięcej tych dobrych obrazów. I tylko bywa, że frustruje mnie moja bezsilność wobec... Czasu.

    OdpowiedzUsuń
  13. Nie zasłużyłam. Eskapizm nie zasługuje (chyba) na szacunek.
    Ale miło słyszeć życzliwe i dobre słowo.

    OdpowiedzUsuń
  14. Ach, brzozy na Sowińcu! Tak lubię patrzeć na nie wiosną, latem, jesienią - tyle mam pięknych wspomnień. I tylko zimą jeszcze tam nie byłam, nie wiem, jak to możliwe.
    Chciałabym zamieścić wspomnienie o takim ostatnim sierpniowym dniu właśnie tam, na Sowińcu - przypomniałaś mi o tamtych zdjęciach.
    Pozdrowienia i jeszcze raz - gratulacje i serdeczne życzenia dalszego blogowego rozwoju :)

    OdpowiedzUsuń
  15. Ewo, mogę jedynie podziękować za tak życzliwy odbiór moich blogowych chaotycznych poczynań ;)

    OdpowiedzUsuń
  16. Dziękuję, że znalazłaś chwilę. Ja też najbardziej lubię tę wieczorną porę - wreszcie spokój. A to chyba dobre zdjęcia na noc :)

    OdpowiedzUsuń
  17. Tak, to pewnie listopadowa przypadłość (chociaż dopada mnie w środku najpiękniejszej wiosny ;) Listopad jej sprzyja, to pewne.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz