Smreczyński Staw - zanurzenie

Zanurzenia proszę nie traktować dosłownie, zanurzenie jest czysto metaforyczne. Będzie się łowić chmury.
Będzie się stać nad Smreczyńskim Stawem w milczeniu, bo cisza jest jego czwartym wymiarem, rekompensującym niewielki wymiar trzeci. Największa głębina przekracza tu z ledwością pięć metrów, tak przynajmniej utrzymują badacze*.


* Cóż, będzie dygresja. Tutaj wspomnę o wspaniałej książce Jerzego Młodziejowskiego O Tatrach rozmowy, w której znalazłam niezwykle ciekawy fragment opisujący mierzenie głębokości Smreczyńskiego Stawu, właściwie raczej wzmiankę niż szczegółowy opis. Autor znajdował się w przedwojennej ekspedycji pomiarowej zorganizowanej przez Wojskowy Instytut Geograficzny w roku 1934 a całą historię opowiada swojemu synkowi wiele lat później, w innej epoce, w czasie wspólnej wycieczki Doliną Kościeliską. Ojciec jest może zanadto przywiązany do swej roli uczonego-pedagoga, może nazbyt dydaktyczne ma zacięcie a znów syn - o wdzięcznym imieniu Lulu - wydaje się być ucieleśnieniem edukacyjnych koncepcji Rousseau, ale wiem, że to zarzut cyniczny. Nic nie poradzę na to, że takie historie i takie wspomnienia jakoś mnie wzruszają, wtedy zostaje tylko cynizm. Ta przedwojenna ekspedycja pomiarowa była trzecim podejściem do niepozornego a wyjątkowego jeziorka Tatr Zachodnich. Po raz pierwszy mierzono jego głębokość w 1894 roku, następnie w roku 1911 roku i wreszcie w 1934. Jerzy Młodziejowski wspomina:

Mieliśmy ze sobą lekki kajak i linkę z ciężarkiem o płaskiej "stopie", by nie zanurzył się w mulistym dnie i dokładnie pokazał głębokości. [staw] bardzo malutki o niecałym hektarze powierzchni (0,75 ha) z największą głębiną zaledwie przekraczającą 5 metrów.

Pięć metrów! Jak to się ma do wielkich tatrzańskich stawów może wykazać zestawienie choćby dwóch innych, bodaj najbardziej znanych: Morskie Oko liczy sobie jakieś 50 metrów głębokości (cytuję z pamięci) a Wielki Staw w Dolinie Pięciu Stawów Polskich ma głębokości 79 jeśli nie ponad 80 metrów, jak wykazały nowsze pomiary, jest to najgłębsze jezioro tatrzańskie i trzecie ze wszystkich polskich jezior. A tutaj, w lesistym zakątku Tatr Zachodnich leży sobie taki niepozorny, maleńki staw o mulistym a nie skalistym dnie, o wodach czarnych i nieprzejrzystych, niczym nie przypominający tamtych tatrzańskich kolosów. Pięć metrów... nie wierzę!

Patrząc na to niezwykłe leśne oko, trudno się dziwić, że w ludowe podania opisywały staw jako bezdenną głębię. Legenda zapisana w 1844 roku opowiada o tym, jak to pewien gazda, chcąc zamienić staw na łąkę (pragmatyczna dusza), zabrał się do roboty i zaczął kopać rów, aż słyszy głos z głębiny, który przestrzega: "Przestań, bo jak spuścisz ten staw, to wszystkie wsie aż do morza zatopisz!" Legendę podaję za wspominanym tu już setki razy przewodnikiem Józefa Nyki. Nie muszę chyba dodawać, że przekonuje mnie bardziej od owych nieszczęsnych wymierzonych pięciu metrów? Są rzeczy na niebie i ziemi, o których...  etc., panowie geodeci i geografowie.

Młodziejowski pisze o Smreczyńskim Stawie tak, że nie mogę nie podzielić się małym fragmentem tej uroczej książki-gawędy-wspomnienia w starym stylu:

Było południe, a nadal trwała piękna pogoda. Wysokie kłębiaste obłoki leniwie wędrowały od zachodu i przesuwały swe żagle nad rozłożystym Kominiarskim Wierchem. Najmniejsze drgnienie wiatru nie poruszyło kończystych sylwetek smreków. Nie byliśmy obaj zmęczeni, toteż dalsza wędrówka ku przedostatniemu celowi naszej wyprawy nie zaniepokoiła Lula. A tym celem miał być Smreczyński Staw. [...] Początkowo szło się dość gęstym zagajnikiem młodych smreczków, lecz droga nie była przyjemna, gdyż mnóstwo dużych głazów zalegało chodnik i buty nam się po nich obsuwały. Lulu zwrócił ku mojej radości uwagę, że kamienie na pewno już nie są wapienne. Były one granitowe i wyraźnie odróżniało się w nich trzy minerały: z lekka różowy skaleń, mleczno-przeźroczysty kwarc i ciemne blaszki łyszczku. [...] - Przeklęta morena... tak ciężko pod nią podchodzić - wzdychał Lulu. Pić mu się znowu zachciało, lecz pragnienia nie było czym ugasić. Po drodze żadnego potoku, małe zaś zbiorniczki wody pod kosówkami i w gęstych poduchach mchu nie wyglądały zachęcająco. [...] 


Drzewa smrekowe zagęściły się nad prześlicznym stawkiem. Smreczyński Staw koloru niemal zupełnie czarnego wcale nie przypominał innych stawów tatrzańskich. Przede wszystkim znajdował się nie na skalnym lecz ziemistym podłożu - stąd też jego ciemna barwa.



[...] Ze wschodniego boku wodę zarasta torfowiec i wysoko bujająca  kosodrzewina. Nad świerkowym lasem widać szczyty Bystrej i Czerwonych Wierchów. Gdy turyści nie hałasują, panuje tu przedziwna cisza, przerywana furkotem skrzydeł różnych gatunków ważek. Czasem w pobliskim lesie cieniutkim głosikiem zapiszczy jakiś ptaszek i znowu cisza. Czasem nagle zerwie się podmuch wiatru i głęboko zakołysze koronami świerków. Szum popłynie w dalsze ostępy leśne, a Staw Smreczyński znowu zatonie w bezruchu. Czasem na jego powierzchni osiądą roje drobnych muszek i wtedy wydaje się, że zwierciadło stawu jest czymś przyprószone. Ryb tu nie ma zupełnie, a drobny światek roślin i zwierząt widzialnych pod mikroskopem także nie obfituje w ilości i gatunki.
Pasjami lubię takie książki o przejrzystej i łagodnej narracji, nie znające ironii, cynizmu, stroniące od literackich kuglarskich sztuczek, książki o staroświeckim języku, pełnym niuansów, odcieni, zdrobnień... Książki ciche i odważne, nie bojące się śmieszności, nie będące ani przebraniem, ani produktem.

A zacytowany fragment przypomina mi, że poprzednio opowiadałam, jak to się do Smreczyńskiego Stawu idzie (Smreczyński Staw - pejzaż leśny) a dopiero dziś znalazłam kilka zdjęć ze szlaku, może nie najlepszych, ale zawsze dających jakieś wyobrażenie. Otóż idzie się przez świerczyny, dość młode nasadzenia świerka są tutaj - jak większość w naszych Tatrach - w fatalnej kondycji. Ale najpiękniejsze i najcenniejsze są torfowiska. Torfowisko znajduje się wokół samego Smreczyńskiego Stawu, dlatego właśnie jest tam ścisły rezerwat - by chronić niezwykle rzadką roślinność torfowiskową. Inne zarastające torfowisko widzimy wcześniej po lewej stronie, gdy szlak obniża się w podmokłą depresję. Zieloność. Zieleń przebija w tamtym miejscu nawet przez śnieg, tak pamiętam. Wynurzamy się z rachitycznego świerkowego lasu, zielonego od mchów i drzewnych porostów, wilgotnego i dość ciemnego.  I oto on. Staw Smreczyński.

W chwilę później słońce schowało się za chmury, niebo pełne wielkich kontrastów, światło ostre i prawie pozbawione kolorów niebo. Więc cóż robić? Można usiąść nad brzegiem i przeprowadzić dekonstrukcję stawu. Zanurzenie w Smreczyńskim.

Tylko musi być cisza, która jak wiadomo jest czwartym wymiarem tego leśnego oka, tak wielka jak jego prawdziwa czyli baśniowa głębokość. Bo gdy jest cisza, to w czarnej wodzie najlepiej jest łowić obłoki, białe i szare, kłębiaste i postrzępione i te grafitowe, najcięższe, zanim zatoną. Nad brzegiem leżą wielkie konary i pnie drzew i mogą tak leżeć aż zmienią się w wilgoć i powietrze, bo ścisły rezerwat to wolność dla małych i dużych, roślinnych, torfowiskowych, owadzich, gadzich i płazich stworzeń. Mogą żyć szeroko i umierać jak chcą, nie służąc niczemu i nikomu poza Wielką Przemianą.

To były jakieś dwie godziny albo dwa lata. Zanurzenie w Smreczyńskim, fotografowanie obłoków, zanurzenie w czasie, w ciszy, we wspomnieniach i wreszcie w tu i teraz. Nigdy nie słyszałam takiej ciszy.
Nad wodą latały bardzo szybkie, ogromne ważki o nieprawdopodobnych kolorach. Przedzierały się przez nadbrzeżne labirynty situ, turzycy i czermieni błotnej. Rośliny rosły i obumierały, materia roślinna i zwierzęca przemieniała się w mineralną, odkładały się kolejne warstwy torfu - wystarczyło spojrzeć inaczej, zanurzyć się głębiej w czasie. Tafla wody to całkiem gładka, to znów marszczyła się po brzegach lub środkiem jak za dotknięciem ręki. To mogły być ważki albo wiatr. Bystra, Błyszcz i pomniejsze przeglądały się w czarnej wodzie.










Z mojej tatrzańskiej biblioteczki:
Tomasz Skrzydłowski, "Zwierzęta i rośliny. Przewodnik po Tatrach Polskich", Zakopane 2010. Znakomita rzecz! Mam ją od dwóch lat i nie zliczę wycieczek tych prawdziwych i tych "palcem po mapie", do których mnie przygotowała. Napiszę o niej osobno, jeśli czas pozwoli na realizację mojego zamysłu recenzenckiej serii.

Jerzy Młodziejowski, "O Tatrach rozmowy", Nasza księgarnia, Warszawa 1974.
To znów jest książka-brama w przeszłość. Kupiłam ją tej jesieni w zakopiańskiej księgarni Poraj, pomogła przetrwać dwa bardzo deszczowe zakopiańskie dni i o wiele więcej już po powrocie. Na honorowym miejscu wśród moich tatrzańskich ulubionych książek, tuż obok Karłowicza i "W stronę Pysznej" - znalezionych tamże. Nie oddam ich nikomu, ba! chyba nawet nie pożyczę.

Józef Nyka, "Tatry Polskie" - wydanie dowolne, najlepiej takie, które nie ucierpiało od deszczu i innych tatrzańskich nieprzewidywalnych zdarzeń. Tej książki już chyba nie muszę polecać!

I to już koniec relacji znad Smreczyńskiego Stawu, w cyklu jeziora tatrzańskie. Znudzonych przepraszam, niesytym obiecuję więcej... może już niedługo, gdy zdobędę wreszcie zimowe ujęcia? Tymczasem na chwilę zostawiam Tatry, muszę opowiedzieć o miejscu niezwykłym, o pięknej wystawie, jaką widziałam przed kilkoma dniami w Krakowie. Relacja w przygotowaniu.
Dobrego tygodnia!

Komentarze

  1. No cóż, o 5 rano byłam z Tobą nad Smreczyńskim, łowiłam chmury i słowa. Dziękuję Ci Krakowianko. Alina.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, ja też chciałabym się tam znaleźć o 5 rano... Uściślę na wypadek, gdyby los rozmyślał nad prezentem: w lipcu, nie w listopadzie ;)
      Alina, to ja dziękuję!

      Usuń
    2. Ależ mnie rozbawiło to Twoje uściślenie. No świetne po prostu. I idealnie wpisuje się w moje ostatnie przemyślenia. Uważaj o co prosisz, bo Ci się spełni:)

      Usuń
    3. Teraz się może okazać, że o 5 rano w LIPCU spotkam tam niedźwiedzia ;)

      Usuń
  2. Ważka ustrzelona wzorowo. Piękne zdjęcia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki! To jest spore powiększenie, fragment większego zdjęcia. Starałam się, ale były wyjątkowo szybkie ;)

      Usuń
  3. Ważka zjawiskowa. Mehofferowi by się spodobała;) Ech...Zawsze Młoda chyba na mnie poczeka? I tak nawiązując do Twojej odpowiedzi pod komentarzem Aliny- Pan Bóg się pośmiał, gdy usłyszał o moich krakowskich planach...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zawsze Młoda będzie czekać! I jakoś mam wrażenie, że może nie będzie musiała czekać tak długo, jak Ci się wydaje. Moniko, w Twoim rozumowaniu kryje się błąd logiczny: gdyby to był ten sam schemat (uważajcie, o co prosicie), to owszem przyjechałabyś do Krakowa zgodnie z planem i, powiedzmy, nieumyślnie zniszczyła taki czy inny obrazek (weźmy ten nieduży, z cytrynowym kopcem i nasypem kolei cyrkumwalencyjnej. Wyobraź sobie!
      Głupie to żarty, bo głupie - ale cóż więcej można zrobić.

      Usuń
    2. Dobre:))) a potem, jeśli tylko udałoby mi się zbiec, kamień na szyję i chlup do Wisły;) coś zaniżamy chyba poziom komentarzy;)))
      No ale masz rację, cóż innego pozostaje.

      Usuń
    3. Nowe zdjęcia w nagłówku? Piękna Skałka i dziedziniec wawelski:)

      Usuń
    4. Wiesz, jak to z komentarzami bywa. Zdecydowanie wolę surrealistyczno-absurdalne od, dajmy na to, "świetne fotki" ;)
      A to nie koniec zdjęć, zobacz - teraz jest dużo więcej. Ciekawe, czy rozpoznasz wszystkie miejsca. Nie ma jak konstruktywne spędzanie czasu, heh.

      Usuń
    5. Oooo, nie lubisz "świetnych fotek"? Dziwne...No to co ja mam teraz napisać o nagłówku?;)
      Pytałaś w mailu, który obraz Stanisława bym wybrała, gdybym mogła. Wahałabym się między dwoma. Właśnie między tym widokiem Wawelu z nagłówka, a Chochołami. No i TA ściana. Ale jak? Skąd? To oryginał? Dobrze, że Zawsze Młoda jak sprawdziłam ma być prezentowana do końca września 2013. Więc gdyby "los rozmyślał nad prezentem"...A jutro smutna rocznica. Tyle mógł jeszcze po sobie pozostawić. Jak on mnie fascynuje!!! Staś znaczy;)

      Usuń
    6. A ja znów mam ogromny sentyment do tych widoków z okien pracowni na kopiec. Cytrynowe, kobaltowe śniegi czy nieba, szeroka przestrzeń, delikatny rysunek. Jeden z nich widziałam dawno temu na jakiejś ekspozycji w czasie mojego studenckiego epizodu w Warszawie - chyba to on ostatecznie przekonał mnie do powrotu ;)
      Płótno ("ściana") jest niesamowite, to było niezwykle wzruszające przeżycie zobaczyć na żywo to, o czym do tej pory tylko słyszałam i nawet nie sądziłam, że kiedykolwiek będzie wystawiane. 6m x 3m żywej legendy. Tyle, że weny nie mam do pisania za grosz. Totalny kryzys. Wyślę Ci ciekawy dokument o tym płótnie na @.

      Usuń
  4. Odpowiedzi
    1. Pięknie dziękuję :)

      Usuń
    2. Nie mogę się doczekać nowego obiektywu - jak przyjdzie, chwytam aparat w dłoń :)

      Usuń
    3. Ha! Jeśli zdjęcia będą podobne do tego z nagłówka (świetne bw) to ja też nie mogę się doczekać :)

      Usuń
  5. Pięknie się niebo przegląda w tym stawie! Momentami jakby miało spać w jego głębiny, tak niebezpiecznie wody zdają się być chmury.
    Przypomniały mi się polodowcowe stawy w Karkonoszach, jakże odmienne od tego tatrzańskiego, przejrzyste, z wystającymi głazami, otoczone kosówką, nie tak tajemnicze jak ten, choć też piękne i bliskie memu sercu.
    Bardzo miło czyta się Twoje piękne opowieści.
    Posyłam cieplutkie pozdrowienia :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Anito, takie stawy jak opisujesz - to dla mnie kwintesencja tatrzańskich stawów właśnie. W polodowcowych kotłach, zamknięte skalnym ryglem moreny, przejrzyste, lodowate, otoczone głazami. Ten jeden wyłamuje się z kanonu tatrzańskiego piękna (i kilka pomniejszych, raczej stawków niż jezior). Tyle ich jeszcze chciałabym opisać, do tylu wrócić. Mam nadzieję, że uda mi się kontynuować tę tatrzańską-jeziorną serię, właśnie te miejsca są dla mnie w Tatrach najpiękniejsze.
      I ja serdecznie pozdrawiam :)

      Usuń
  6. Staw, jak pisałem wcześniej, wygląda nieziemsko i jest moim ulubionym motywem. I zdjęcia wspaniale korespondują z częścią słowną. Chociaż tak mogę chłonąć Twoje ulubione tereny, Tatry. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tatrzańskich pejzaży będzie więcej, niech no tylko minie ten listopadowy spleen.
      Dziękuję Zbyszku :)

      Usuń
  7. Jak już pisałam, byłam tak ponad 10 lat temu i tylko jeden raz. Jednak zapamiętałam metafizykę tego miejsca i ciszę dzwoniącą w uszach.
    Niesamowite uczucie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tam czas zdecydowanie jest najważniejszym wymiarem - można nie wracać latami i pamiętać ciszę, nastrój. Piękne miejsce.

      Usuń
  8. Rozpraszasz mroki?:) Szczerze Ci powiem, że najpierw pomyślałam "o nie"! Ale im dłużej patrzę to tak! Tak! Naprawdę dobrze z tą jasnością:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To może tylko na chwilę (jeśli wszyscy zgodnie powiedzą "o nie!") a może na dłużej.
      Tak, rozpraszam mroki.
      I nagłówek specjalnie dla Ciebie.

      Usuń
  9. Bardzo dziękuję:) I ten szablon chyba podoba mi się jeszcze bardziej:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cała przyjemność po mojej stronie, że tak z młodopolską kurtuazją to ujmę :) Naprawdę cieszę się, że podobają Ci się zmiany. Było kilka podejść do jasnego tła, ale nie każdy szablon potrafię tak zmodyfikować, żeby mi się podobał (zwłaszcza ustawienia szerokości strony). I żeby nie było jaskrawo.
      Jak widzisz chwytam się już wszelkich sposobów na to, żeby jednak zacząć pisać. A to jasne tło zdecydowanie sprzyja pisaniu :) I miałam szczerze dość tej czerni.

      Usuń
  10. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja tez mam szczerze dość tej czerni... Tylko szablonu zmienić nie mogę...Do mnie napisz! Potraktuj to jako pomoc cierpiącej w mroku...

      Usuń
    2. Moniko, jestem przekonana, że i TEN szablon też uda się zmienić. In tenebras spero lucem, tak sobie powtarzam.
      A na razie chcę napisać:
      - o wystawie Xięga Bałwochwalcza Brunona Schulza w Muzeum Narodowym;
      - o wystawie Zawsze Młoda!
      - o wczorajszym wykładzie poświęconym malarstwu Jana Stanisławskiego na tejże wystawie;
      - o książce/ albumie prac tegoż;
      - o wiadomym wielkim płótnie z bohomazami
      - o (części) wystawy malarstwo XX wieku w gmachu głównym MN (Boznańska, Weiss, Pankiewicz, Malczewski, Wyspiański, Ruszczyc i tak, znów Stanisławski);
      - o tym, jaki był zachód słońca nad Wisłą (ileż można o tym - ale taki był piękny! Mam zdjęcia...
      - i wieczornym/nocnym Krakowie, mokre ulice i chodniki odbijające wszystkie światła miasta.
      I na pewno jeszcze o czymś. A to ledwie kilka ostatnich dni.
      Ach, i jeszcze książki:
      Mój wiek Aleksandra Wata - przejmujący, kończę pierwszy tom.
      Korespondencja Brunona Schulza.

      To o czym z w.w. (albo innych) napisać do Ciebie? Jakie zdjęcia Ci wysłać? :)

      Usuń
  11. Ucieszy i zainteresuje mnie wszystko! Najbardziej oczywiście Zawsze Młoda! Ale i Stanisławski też-pamiętam Twój wpis sprzed kilku miesięcy. O zachodzie słońca nad Wisłą w Krakowie można nieskończenie. A już możesz być pewna, że choćby nikt (w co nie wierzę!) nie chciał oglądać takich zdjęć, ja będę na nie czekać. A zdjęcia nocnego Krakowa są??? Z tymi mokrymi chodnikami??? To ja poproszę...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pamiętasz Stanisławskiego, jak to miło słyszeć. Chcę o nim napisać więcej i lepiej - wczoraj miałam okazję uczestniczyć w nadzwyczaj ciekawym wykładzie w Kamienicy Szołayskich.
      Zawsze Młoda! pójdzie wobec tego na pierwszy ogień, zabieram się do pracy.

      Dobrej nocy :)

      Usuń
  12. Bardzo ciekawy blog !!!! pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  13. oddycham ŚWIEŻYM POWIETRZEM
    kiedy Cię czytam;
    kiedy zachłannie Cię czytam..
    zachłannie Cię czytam:))

    powrócę

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To jest czytanie na miarę mojego kompulsywnego pisania :)
      Dziękuję! To naprawdę miło słyszeć.

      Zapraszam :)

      Usuń
  14. Dzięki! To jest spore powiększenie, fragment większego zdjęcia. Starałam się, ale były wyjątkowo szybkie ;)

    OdpowiedzUsuń
  15. Teraz się może okazać, że o 5 rano w LIPCU spotkam tam niedźwiedzia ;)

    OdpowiedzUsuń
  16. Zawsze Młoda będzie czekać! I jakoś mam wrażenie, że może nie będzie musiała czekać tak długo, jak Ci się wydaje. Moniko, w Twoim rozumowaniu kryje się błąd logiczny: gdyby to był ten sam schemat (uważajcie, o co prosicie), to owszem przyjechałabyś do Krakowa zgodnie z planem i, powiedzmy, nieumyślnie zniszczyła taki czy inny obrazek (weźmy ten nieduży, z cytrynowym kopcem i nasypem kolei cyrkumwalencyjnej. Wyobraź sobie!
    Głupie to żarty, bo głupie - ale cóż więcej można zrobić.

    OdpowiedzUsuń
  17. Anito, takie stawy jak opisujesz - to dla mnie kwintesencja tatrzańskich stawów właśnie. W polodowcowych kotłach, zamknięte skalnym ryglem moreny, przejrzyste, lodowate, otoczone głazami. Ten jeden wyłamuje się z kanonu tatrzańskiego piękna (i kilka pomniejszych, raczej stawków niż jezior). Tyle ich jeszcze chciałabym opisać, do tylu wrócić. Mam nadzieję, że uda mi się kontynuować tę tatrzańską-jeziorną serię, właśnie te miejsca są dla mnie w Tatrach najpiękniejsze.
    I ja serdecznie pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  18. Wiesz, jak to z komentarzami bywa. Zdecydowanie wolę surrealistyczno-absurdalne od, dajmy na to, "świetne fotki" ;)
    A to nie koniec zdjęć, zobacz - teraz jest dużo więcej. Ciekawe, czy rozpoznasz wszystkie miejsca. Nie ma jak konstruktywne spędzanie czasu, heh.

    OdpowiedzUsuń
  19. Tatrzańskich pejzaży będzie więcej, niech no tylko minie ten listopadowy spleen.
    Dziękuję Zbyszku :)

    OdpowiedzUsuń
  20. A ja znów mam ogromny sentyment do tych widoków z okien pracowni na kopiec. Cytrynowe, kobaltowe śniegi czy nieba, szeroka przestrzeń, delikatny rysunek. Jeden z nich widziałam dawno temu na jakiejś ekspozycji w czasie mojego studenckiego epizodu w Warszawie - chyba to on ostatecznie przekonał mnie do powrotu ;)
    Płótno ("ściana") jest niesamowite, to było niezwykle wzruszające przeżycie zobaczyć na żywo to, o czym do tej pory tylko słyszałam i nawet nie sądziłam, że kiedykolwiek będzie wystawiane. 6m x 3m żywej legendy. Tyle, że weny nie mam do pisania za grosz. Totalny kryzys. Wyślę Ci ciekawy dokument o tym płótnie na @.

    OdpowiedzUsuń
  21. To może tylko na chwilę (jeśli wszyscy zgodnie powiedzą "o nie!") a może na dłużej.
    Tak, rozpraszam mroki.
    I nagłówek specjalnie dla Ciebie.

    OdpowiedzUsuń
  22. Cała przyjemność po mojej stronie, że tak z młodopolską kurtuazją to ujmę :) Naprawdę cieszę się, że podobają Ci się zmiany. Było kilka podejść do jasnego tła, ale nie każdy szablon potrafię tak zmodyfikować, żeby mi się podobał (zwłaszcza ustawienia szerokości strony). I żeby nie było jaskrawo.
    Jak widzisz chwytam się już wszelkich sposobów na to, żeby jednak zacząć pisać. A to jasne tło zdecydowanie sprzyja pisaniu :) I miałam szczerze dość tej czerni.

    OdpowiedzUsuń
  23. Moniko, jestem przekonana, że i TEN szablon też uda się zmienić. In tenebras spero lucem, tak sobie powtarzam.
    A na razie chcę napisać:
    - o wystawie Xięga Bałwochwalcza Brunona Schulza w Muzeum Narodowym;
    - o wystawie Zawsze Młoda!
    - o wczorajszym wykładzie poświęconym malarstwu Jana Stanisławskiego na tejże wystawie;
    - o książce/ albumie prac tegoż;
    - o wiadomym wielkim płótnie z bohomazami
    - o (części) wystawy malarstwo XX wieku w gmachu głównym MN (Boznańska, Weiss, Pankiewicz, Malczewski, Wyspiański, Ruszczyc i tak, znów Stanisławski);
    - o tym, jaki był zachód słońca nad Wisłą (ileż można o tym - ale taki był piękny! Mam zdjęcia...
    - i wieczornym/nocnym Krakowie, mokre ulice i chodniki odbijające wszystkie światła miasta.
    I na pewno jeszcze o czymś. A to ledwie kilka ostatnich dni.
    Ach, i jeszcze książki:
    Mój wiek Aleksandra Wata - przejmujący, kończę pierwszy tom.
    Korespondencja Brunona Schulza.

    To o czym z w.w. (albo innych) napisać do Ciebie? Jakie zdjęcia Ci wysłać? :)

    OdpowiedzUsuń
  24. Pamiętasz Stanisławskiego, jak to miło słyszeć. Chcę o nim napisać więcej i lepiej - wczoraj miałam okazję uczestniczyć w nadzwyczaj ciekawym wykładzie w Kamienicy Szołayskich.
    Zawsze Młoda! pójdzie wobec tego na pierwszy ogień, zabieram się do pracy.

    Dobrej nocy :)

    OdpowiedzUsuń
  25. Ha! Jeśli zdjęcia będą podobne do tego z nagłówka (świetne bw) to ja też nie mogę się doczekać :)

    OdpowiedzUsuń
  26. To jest czytanie na miarę mojego kompulsywnego pisania :)
    Dziękuję! To naprawdę miło słyszeć.

    Zapraszam :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz