Smreczyński Staw - pejzaż leśny

W nowym cyklu: Jeziora Tatrzańskie czyli jezior Tatr Polskich subiektywne opisanie, bogato ilustrowane i opatrzone dyletanckim komentarzem jako pierwszy pojawi się Smreczyński Staw.




Smreczyński Staw (1226 m npm, 0,75 ha, 5,3 m głębokości) - położony wśród lasu w górnej części Doliny Kościeliskiej. Woda brunatna o mulistym dnie. Rzadkie gatunki flory i fauny wodnej, bezrybny.*


Tyle fakty.**
Gdy wpatrywałam się w lasy nad brzegami Smreczyńskiego Stawu, to owe rzadkie gatunki flory i fauny wyobrażałam sobie mniej więcej tak Tetmajerowsko:

Były tamoj leśne Ćmy, były tamoj górne Gmły, były wodne Skróśświetlice, były wietrzne Poświstnice, były takie, co świat złocą, były, co go kryją nocą, i były, co go druzgocą; były jasne Błękitówki, były sine Trupigłówki, co leciały z takich stron, gdzie się mord stał, przekroczył zgon.***

Może i były w tamtych lasach, może tańczyły w kosówce, w skorusie, w rudych borówczyskach, w sinych wywietrzyskach, w cieniu smreków. Jeśli nie nad ostrą linią brzegu, który rozcinał świat na pół, to niżej, popod nią, w lesie jeziornym-upiornym, odbitym. Trzeba spojrzeć pod powierzchnię:













*Andrzej Paczkowski, Tatrzańskie Stawy, Warszawa 1991
** Żartowałam. Fakty mówią o wiele więcej, ale niech mi nowi czytelnicy nie mają za złe (ci dawniejsi już się przyzwyczaili) nie lubię przepisywania powszechnie dostępnych w internecie wiadomości. Kto ma chęć o Smreczyńskim Stawie poczytać rzeczy naprawdę ważne i istotne, tatrzańską wiedzę rzetelną i sprawdzoną znajdzie w świetnych przewodnikach Józefa Nyki. Wikipedia go przepisuje, dobrze chociaż, że z podaniem źródła, czemuż miałabym robić to samo? Nic nie zastąpi książki!
*** Kazimierz Przerwa-Tetmajer, Na Skalnym Podhalu, WL, Kraków 1955, s. 268

Dlaczego cykl poświęcony tatrzańskim jeziorom rozpoczyna Smreczyński Staw?


Primo - pisałam już o nim, może pamiętacie, oto Smreczyński Staw AD 2010. Secundo - o od niego wszystko się zaczęło, dawno, przed laty. Ledwo skończyła się orogeneza... no dobrze, może trochę później. Pamiętam go, gdy nie był jeszcze odgrodzony tym koszmarnym ogrodzeniem (wiem! potrzebnym) a zobaczyłam go po raz pierwszy nie widząc go wcale, bo przecież był styczeń, staw zamarznięty, przykryty był śniegiem i wyglądał jak duża leśna polana. Dopiero gdy zobaczyłam go po raz drugi - dostrzegłam go naprawdę, co sprawdza się nie tylko w przypadku tatrzańskich jezior. I od tamtej pory wracam do niego, gdy tylko mogę.

Jak dostać się nad Smreczyński Staw?


Najlepiej jednak nie konno, jak to zrobiła Helena Modrzejewska. Trzeba przejść piękną ale najczęściej bardzo tłumnie odwiedzaną Dolinę Kościeliską, potem można wstąpić do schroniska na Ornaku - co natury bardziej introwertyczne narazi w sezonie na niemały szok, nic nie poradzę, że mam do niego sentyment jeszcze z dawnych lat. Najlepiej wybrać się jak najwcześniej rano, wtedy wycieczki jeszcze słodko śpią i Dolina Kościeliska odzyskuje piękno, schronisko też jest wtedy takie jak dawniej.

A potem podchodzi się przez smrekowy las, wśród niewiarygodnych mchów, wielkie poduszki o niesamowitych odcieniach głębokiej zieleni, szmaragdowe, malachitowe, oliwkowe, seledynowe...  prekambryjska podróż w czasie. Las prawie bez prześwitów, gęsty, smrekowy. Zawsze jest dość ciemno i wilgotno. Podchodzi się dość łagodnie, dopiero na samą morenę ścieżka wspina się stromiej, niespodziewanie wychodzi się z lasu na otwartą przestrzeń i mówi się...

Nic się nie mówi. Właśnie nic się nie mówi, słowa topią się, rozpływają. Wstrzymuje się oddech.
Naprawdę! Każdy, kto wychodzi na otwartą przestrzeń tej leśnej jeziornej polany milknie na dłuższą lub krótszą chwilę. Nad brzegiem, na niewielkiej przestrzeni rozstawiono okorowane pnie drzew - nadjeziorny amfiteatr. I tak się siedzi i milczy albo mówi ściszonym głosem. Cisza pasuje do Smreczyńskiego Stawu. Chyba, że przychodzi wycieczka dzieci... Ale naprawdę, naprawdę nie życzę Wam, byście kiedykolwiek musieli być tego świadkami. A ja postaram się zapomnieć wrzaski i wrzucanie kamieni. Czy warto jechać tak daleko, żeby wrzucać kamienie do wody, czy koniecznie trzeba w tym celu zadeptywać Tatry? Ech, zresztą...
 
Widok jest nieopisanie piękny. Linia brzegu ostro dzieli świat na pół, nad powierzchnią polatują olbrzymie ważki, chmury topią się w wodzie. Ale od jakiegoś czasu Smreczyński oddzielony jest od patrzącego wysoką, drewnianą barierą, dość szpetnym ogrodzeniem. Trzeba chronić rzadkie gatunki przed najbardziej bezmyślnym drapieżnikiem świata. Dlatego moje zdjęcia są właśnie takie, jakie są - fragmentaryczne, to wycinki widzianego pejzażu, widziane to na sąsiednim brzegu, to wśród roślinności pod stopami, gdzie chmury mieszają się z wodą i zawieszają się na zatopionych w jeziorze pniach, to nad samą wodą, gdzie latają nieprawdopodobnie piękne ważki. Część z tych zdjęć widzieliście dzisiaj, kilka następnych fragmentów smreczyńskiej układanki chciałabym pokazać następnym razem. Bo jeśli nie fragmenty, wycinki, skrawki - to cały plan przedstawia się tak:



I jeśli mam być szczera, to wolę widzenie nieoczywiste, we fragmencie i skrawku, w odbiciu i cieniu, w wodnym i leśnym wycinku tatrzańskiego świata niż ten oczywisty, cały plan, gdy trzeba patrzeć pod światło, gdy nie umie się pod światło fotografować, gdy niebo jest nagle białe i bez kontrastów, gdy koszmarne ogrodzenie i gdy ciągle ktoś wchodzi w kadr.

Zdjęcia pochodzą z mojej ostatniej tatrzańskiej "wyprawy", te wykonane zostały w poniedziałek, 1 października 2012 roku. Jeśli ktoś chce zobaczyć poprzednie, sprzed dwóch lat - zapraszam tutaj: Smreczyński Staw.

A czy macie jakieś wspomnienia związane ze Smreczyńskim Stawem? Prawda, że piękny?
Czy druga część zdjęć ze smreczyńskiej serii Was nie zanudzi?

Miłej niedzieli!

Komentarze

  1. Odpowiedzi
    1. Dziękuję! Odbicia wodne to chyba jeden z moich ulubionych tematów.

      Usuń
  2. Ada, przepiękne! Proszę Cię, dawaj więcej :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mówisz to na swoją zgubę (i reszty czytelników ;)

      Usuń
  3. Świetne zdjęcia Ado! Byłam nad Stawem raz (siedem, osiem lat temu) i to biegiem niestety, bo jak przyjeżdża się w kilka osób to już wszystko zaplanowane do cna. Pamiętam, że byłam zła, że szybko, że nie można posiedzieć i pomyśleć i że wszędzie ludzie, ludzie, ludzie. Ja się do takich zadeptywanych wypraw nie nadaję:)Widok jednak Stawu rzeczywiście wynagrodził wówczas wszystko. Tylko, że szkoda, że tak krótko, pozostały jedynie zdjęcia...Równie miłej niedzieli:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak, doskonale rozumiem - czasem planowanie jest niezbędne, nawet ja (!) planuję sobie te moje górskie wędrówki w jakichś szerokich ramach. Mam trzy albo cztery miejsca, które zawsze chcę odwiedzić. Ale najczęściej dopiero wcześnie rano podejmuję ostateczną decyzję.
      I nawet nie chcę myśleć, jak to miejsce wygląda w tzw. sezonie. W ostatnich latach we wrześniu i w październiku było już stosunkowo niewiele ludzi, zawsze zostaję nad stawem na jakieś dwie godziny :)
      Najważniejsze, że zobaczyłaś Smreczyński!

      Usuń
    2. Nigdy nie byłam w górach w tych miesiącach niestety...uściski

      Usuń
  4. Mam tylko wspomnienia literackie, wyidealizowane, bez zorganizowanych wycieczek, chociaż teraz i małe grupy odwiedzających to miejsce potrafią narobić szkody swoim nieprzygotowaniem. Odbicia w wodzie o każdej porze dnia są niesamowicie piękne.
    Pozdrawiam ciepło:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zawsze ciekawe jest zestawienie tych wyidealizowanych, wymyślonych, literackich widoków z naszym widzeniem. Czasem może być rozczarowaniem - szczególnie wtedy, gdy Tatry pełne ludzi, zadeptane. Już prawie nie bywam tam w lipcu i sierpniu.
      Czytam te dawne książki o Tatrach, wspomnienia, biografie i żal, bo urodziłam się o wiele za późno. Zostały już tylko fragmenty, jakieś odpryski, odbicia tamtego świata - staram się je dostrzegać.
      Pozdrowienia :)

      Usuń
  5. Dwa dni pobytu dzieci i dwa dni, kiedy choć czytałam wpisy nie miałam sił i pomysłu na komentarz. Piękne są te zdjęcia. Pierwsza myśl- jak ty to robisz, że rzeczy pięknieją dzięki twojemu widzeniu świata. Nie znam stawu, nie mam skojarzeń nawet literackich a patrząc nań u ciebie pojawiają się marzenia, aby zobaczyć taki właśnie cudny, urokliwy, barwny i niezmiennie zmienny. Druga część nie znudzi na pewno :) Pozdrawiam niedzielnie, już bez dzieci :) więc zdolna do komentowania

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :) Ja bardzo często nie mam pomysłu na słowa, najbardziej lubię czytać. Często odwiedzam ulubione blogi w milczeniu, czy to ze zmęczenia brak mi inwencji, czy po prostu czasem jest zły dzień na formułowanie myśli, na pewno rzadko mam spokój - a to moje największe marzenie. Zazdroszczę wszystkim tym, którzy piszą z łatwością.

      A zdjęcia? Nie potrafię ich ocenić obiektywnie, dla mnie żyje rzeczywistość, która za nimi stoi, historia, wspomnienie. Lubię je, ale czy są dobre - mam wątpliwości. Technicznie na pewno nie, ale to nie jest dla mnie najważniejsze, chciałabym, żeby potrafiły coś przekazać z tamtego nastroju, z ducha. Dlatego takie słowa jak Twoje są dla mnie ogromnie cenne.
      Pozdrawiam :)

      Usuń
  6. Ja też proszę o więcej. Odbicia super. Nie pamiętam dokładnie, ale w czasach szkolnych wycieczek odwiedziłem chyba to miejsce. Można rozstawić krzesełko i odpoczywać, idealny klimat. Pozdrawiam, Ado :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W takim razie już jutro zacznę przygotowywać następną serię stawiańsko-smreczyńską.
      Ostatnio spędziłam nad brzegiem stawu chyba ponad dwie godziny - już powoli robiło się zimno, zerwał się chłodny wiatr, ale wcześniej - bardzo ciepło, upalnie jak na początek października. I ta południowa ekspozycja, prawdziwe kąpiele słoneczne :) Można zmrużyć oczy, przyglądać się ważkom, wodnym odbiciom, wszelkim roślinom, grani Tatr Zachodnich wysoko nad lasem. I nigdzie się nie spieszyć. To jest miejsce poza czasem.
      Zbyszku, dziękuję że znalazłeś chwilę :)

      Usuń
  7. Byłam raz latem, ponad 10 lat temu.
    Miałam wrażenie, że jestem statycznym elementem w szekspirowskiej scenografii.
    Dziwię, się skąd tyle światła. Pamiętam zaciemnienie mimo słonecznego dnia. Otaczała mnie piękna tajemnica.
    Super zdjęcie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, to piękne porównanie, bardzo trafne. Jest jakieś unieruchomienie, jest napięcie - ale pod powierzchnią. Jest spokój ale może pozorny? Nie bez przyczyny przyszły mi na myśl te Tetmajerowskie Ćmy, Gmły, Poświstnice i Skrośświetlice - może też w takim makbetowskim duchu.

      Światło! To pewnie kwestia pory dnia. We wrześniowe czy październikowe popołudnie (a taki był czas akcji) stoi wysoko od południowego zachodu nad lasem. Ale i tak pamiętam: światło nie było jaskrawe, lasy i woda tłumią je jakoś, niebo pełne chmur, słońce tylko w krótkich prześwitach.
      Dziękuję!

      Usuń
  8. w listopadzie wypatrujesz upiorów, latem widziałabyś rusałki ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taką mam sezonową, światło-zależną wyobraźnię ;)

      Usuń
  9. Czekam na dalsze "portrety" z tej serii, choć przyznam, że plan ogólny mnie zaskoczył.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Plan ogólny zdecydowanie piękniejszy w naturze niż na tym zdjęciu (czy raczej na dwóch ostatnich zdjęciach). Pogoda wyjątkowo nie sprzyjała ogólnym ujęciom, jakieś takie białe światło, no i fotograf z bożej łaski, heh. Ale "w żywości" - nadzwyczaj pięknie.

      Usuń
  10. Uwielbiam górskie jeziora i stawy. Każdy z nich ma swoich mieszkańców i o każdym krązą basnie i legendy. A ja lubię basnie i lubię legendy o górach.
    Tyle razy nocowałam w schronisku " Ornak " ale nad Smreczyński nie doszłam. Może kiedyś.....
    Oczywiście Ado, pisz czekam na dalsze... Alina.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A to raptem dwadzieścia-trzydzieści minut od schroniska, jaka szkoda... Ale to nic - dobrze jest mieć jeszcze taki mocny punkt do zobaczenia kiedyś w przyszłości. Ja przechodziłam dziesiątki razy doliną Kościeliską, a dopiero ostatnio zobaczyłam Wąwóz Kraków. Już nie wspomnę o jaskiniach - nie byłam w żadnej i chyba tak to zostanie ;)

      I to prawda - leśne jeziora wyjątkowo są baśniolubne. "Brzegami Świtezi wody..." i tyle innych.

      Ciąg dalszy Smreczyńskiego może dziś później wieczorem, jeśli zdążę.

      Usuń
  11. Ado, mam ogromne zaległości u Ciebie (jak też u siebie), ale za to jakaż uczta mnie czeka. To co inni mieli dawkowane, ja mam teraz w dużej ilości ;-) Tyle widzę tu pięknych zdjęć i pewnie wspaniałe są opisy im towarzyszące.
    Nie byłam nad Smreczyńskim Stawem, nie mam więc żadnych wspomnień z nim związanych. Ale bardzo podoba mi się jak go pokazałaś, właśnie w tych fragmentach, skupiając się na odbiciach, które można w nim zobaczyć. Piękne zdjęcia! Ja też poproszę o więcej.
    Serdecznie Cię pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Anito, teraz ja chyba mam większe zaległości ;) Jakoś ten czas blogowy i niewirtualny zupełnie są niekompatybilne. Wystarczy kilka dni blogowego "detoksu" i już trudno złapać dawne wątki.

      Jeśli będziesz w Tatrach - to koniecznie! Tak łatwo do niego dotrzeć, można nawet w nie najlepszą pogodę. Wyobrażam sobie, jaki musi być piękny w tych listopadowych mgłach.
      Serdeczności :)

      Usuń
  12. Dobry wieczór, wpadnij do mnie w wolnej chwili :) Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Piękne zdjęcia ale brakuje Ci ujęcia w zimie :) I to jest chyba dla mnie najbardziej magiczna pora roku nad Smreczyńskim. Mgła unosi się nad wodą, widok iście filmowy. I faktycznie ludzie zamierają w milczeniu od pierwszego wejrzenia :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W zimie! Bardzo chciałabym, może w tym roku mi się jeszcze uda. Na razie tylko wyobrażam sobie ten zimowy pejzaż. Oby tylko staw nie był zamarznięty, nie mogę czekać na prawdziwą, mroźną zimę, chcę go zobaczyć w czerni i bieli.
      W kwietniu byłam kiedyś, ale były ogromne opady śniegu, całkiem przemoczyłam buty, dzień już się kończył i nie dotarłam. Do dziś żałuję...

      Usuń
  14. Byłam niesamowicie zaskoczona przemierzając szlak do tego stawu..idę, idę aż tu nagle ścieżka się urywa, spozieram spoza krzaka i jest. Ukryty w ciszy. Staw. Tak tam było spokojnie. Nawet młodzież potrafiła się wyciszyć i nie gadać przez komórki.
    Czas zatrzymuje się tam w miejscu, przy stawie. I ten szum smreków...
    Kocham nasze Tatry.

    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawda? Staw pojawia się całkiem jak teatralna scenografia, barokowy spektakl, deus ex machina. Młodzież widać bardziej wrażliwa na uroki przyrody niż szkoła podstawowa - miałam szczęście widzieć dwie wycieczki. I słyszeć ;) Nie dało się nie słyszeć ;)
      Ale za to potem - jaka cisza!
      Dla mnie Tatry - niezbędne dopełnienie Krakowa. Bez całej reszty świata jakoś sobie daję radę, ale te dwa miejsca...

      Pozdrowienia :)

      Usuń
  15. Dziękuję Wam wszystkim za odwiedziny, za komentarze, za wspomnienia tatrzańskie i czas poświęcony na czytanie i oglądanie tych moich monotematycznych obrazków. Przepraszam za milczenie - najpierw problemy z internetem, a teraz znikam na parę dni z wirtualnego świata. Na wszystkie komentarze i maile odpowiem dopiero po powrocie, obiecuję :)
    Pozdrowienia!

    OdpowiedzUsuń
  16. Uwielbiam Staw Smreczyński!
    Byłam nad nim ostatni rok z synem, jakieś 14 lat temu, niestety.
    Do dziś, jak przymknę oczy, widzę i słyszę tę ciszę...
    To jedno z najpiękniejszych miejsc, jakie znam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, zostaje w pamięci. Jakoś wzięty w nawias, całkiem poza czasem. Dużo mam takich wspomnień tatrzańskich, ale bez Smreczyńskiego Stawu byłyby niekompletne.
      Przed 14 laty... może się tam mijałyśmy. Wtedy najczęściej jeździłam w lipcu.

      Ikroopko, a może przyszedł czas powtórzyć Tatry? Choćby kilka ulubionych szlaków?

      Usuń
    2. Chciałabym bardzo i boję się bardzo, bo to i kondycja nie ta, i daleko...
      Chyba, żeby zacząć od czegoś lekkiego, np. od... Stawu?

      To co, umawiamy się?
      :)

      Usuń
    3. Że daleko, to mogłabym się zgodzić, ale kondycja? Co ja bym dała za taką kondycję!
      Tak czy inaczej Smreczyński na początek byłby idealny.
      Ha, w takim razie jesteśmy umówione :)

      Usuń
  17. Witaj Ado!!! Mam nadzieje, ze odpoczynek od wirtualnego swiata byl owocny!!! przyznalam Ci wyroznienie-serduszko u mnie na blogu za Twoj niezwykly dar pisania i przepiekne zdjecia; za przenoszenie mnie do kraju. mam nadzieje, ze zaakceptujesz, szczegoly na http://mojedwaslonca.blogspot.com/2012/11/11-pytan.html
    pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem, co powiedzieć... To naprawdę bardzo miło z Twojej strony. I jeśli dzięki moim zdjęciom Polska na chwilę jest Ci bliższa tam, na krańcu świata ;) to dla mnie największe wyróżnienie. Dziękuję! Postaram się napisać, jeśli mnie introwertyzm nie pokona :)
      Serdeczności!

      Usuń
  18. Mówisz to na swoją zgubę (i reszty czytelników ;)

    OdpowiedzUsuń
  19. No tak, doskonale rozumiem - czasem planowanie jest niezbędne, nawet ja (!) planuję sobie te moje górskie wędrówki w jakichś szerokich ramach. Mam trzy albo cztery miejsca, które zawsze chcę odwiedzić. Ale najczęściej dopiero wcześnie rano podejmuję ostateczną decyzję.
    I nawet nie chcę myśleć, jak to miejsce wygląda w tzw. sezonie. W ostatnich latach we wrześniu i w październiku było już stosunkowo niewiele ludzi, zawsze zostaję nad stawem na jakieś dwie godziny :)
    Najważniejsze, że zobaczyłaś Smreczyński!

    OdpowiedzUsuń
  20. Zawsze ciekawe jest zestawienie tych wyidealizowanych, wymyślonych, literackich widoków z naszym widzeniem. Czasem może być rozczarowaniem - szczególnie wtedy, gdy Tatry pełne ludzi, zadeptane. Już prawie nie bywam tam w lipcu i sierpniu.
    Czytam te dawne książki o Tatrach, wspomnienia, biografie i żal, bo urodziłam się o wiele za późno. Zostały już tylko fragmenty, jakieś odpryski, odbicia tamtego świata - staram się je dostrzegać.
    Pozdrowienia :)

    OdpowiedzUsuń
  21. Dziękuję :) Ja bardzo często nie mam pomysłu na słowa, najbardziej lubię czytać. Często odwiedzam ulubione blogi w milczeniu, czy to ze zmęczenia brak mi inwencji, czy po prostu czasem jest zły dzień na formułowanie myśli, na pewno rzadko mam spokój - a to moje największe marzenie. Zazdroszczę wszystkim tym, którzy piszą z łatwością.

    A zdjęcia? Nie potrafię ich ocenić obiektywnie, dla mnie żyje rzeczywistość, która za nimi stoi, historia, wspomnienie. Lubię je, ale czy są dobre - mam wątpliwości. Technicznie na pewno nie, ale to nie jest dla mnie najważniejsze, chciałabym, żeby potrafiły coś przekazać z tamtego nastroju, z ducha. Dlatego takie słowa jak Twoje są dla mnie ogromnie cenne.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  22. W takim razie już jutro zacznę przygotowywać następną serię stawiańsko-smreczyńską.
    Ostatnio spędziłam nad brzegiem stawu chyba ponad dwie godziny - już powoli robiło się zimno, zerwał się chłodny wiatr, ale wcześniej - bardzo ciepło, upalnie jak na początek października. I ta południowa ekspozycja, prawdziwe kąpiele słoneczne :) Można zmrużyć oczy, przyglądać się ważkom, wodnym odbiciom, wszelkim roślinom, grani Tatr Zachodnich wysoko nad lasem. I nigdzie się nie spieszyć. To jest miejsce poza czasem.
    Zbyszku, dziękuję że znalazłeś chwilę :)

    OdpowiedzUsuń
  23. O, to piękne porównanie, bardzo trafne. Jest jakieś unieruchomienie, jest napięcie - ale pod powierzchnią. Jest spokój ale może pozorny? Nie bez przyczyny przyszły mi na myśl te Tetmajerowskie Ćmy, Gmły, Poświstnice i Skrośświetlice - może też w takim makbetowskim duchu.

    Światło! To pewnie kwestia pory dnia. We wrześniowe czy październikowe popołudnie (a taki był czas akcji) stoi wysoko od południowego zachodu nad lasem. Ale i tak pamiętam: światło nie było jaskrawe, lasy i woda tłumią je jakoś, niebo pełne chmur, słońce tylko w krótkich prześwitach.
    Dziękuję!

    OdpowiedzUsuń
  24. Taką mam sezonową, światło-zależną wyobraźnię ;)

    OdpowiedzUsuń
  25. A to raptem dwadzieścia-trzydzieści minut od schroniska, jaka szkoda... Ale to nic - dobrze jest mieć jeszcze taki mocny punkt do zobaczenia kiedyś w przyszłości. Ja przechodziłam dziesiątki razy doliną Kościeliską, a dopiero ostatnio zobaczyłam Wąwóz Kraków. Już nie wspomnę o jaskiniach - nie byłam w żadnej i chyba tak to zostanie ;)

    I to prawda - leśne jeziora wyjątkowo są baśniolubne. "Brzegami Świtezi wody..." i tyle innych.

    Ciąg dalszy Smreczyńskiego może dziś później wieczorem, jeśli zdążę.

    OdpowiedzUsuń
  26. Anito, teraz ja chyba mam większe zaległości ;) Jakoś ten czas blogowy i niewirtualny zupełnie są niekompatybilne. Wystarczy kilka dni blogowego "detoksu" i już trudno złapać dawne wątki.

    Jeśli będziesz w Tatrach - to koniecznie! Tak łatwo do niego dotrzeć, można nawet w nie najlepszą pogodę. Wyobrażam sobie, jaki musi być piękny w tych listopadowych mgłach.
    Serdeczności :)

    OdpowiedzUsuń
  27. W zimie! Bardzo chciałabym, może w tym roku mi się jeszcze uda. Na razie tylko wyobrażam sobie ten zimowy pejzaż. Oby tylko staw nie był zamarznięty, nie mogę czekać na prawdziwą, mroźną zimę, chcę go zobaczyć w czerni i bieli.
    W kwietniu byłam kiedyś, ale były ogromne opady śniegu, całkiem przemoczyłam buty, dzień już się kończył i nie dotarłam. Do dziś żałuję...

    OdpowiedzUsuń
  28. Prawda? Staw pojawia się całkiem jak teatralna scenografia, barokowy spektakl, deus ex machina. Młodzież widać bardziej wrażliwa na uroki przyrody niż szkoła podstawowa - miałam szczęście widzieć dwie wycieczki. I słyszeć ;) Nie dało się nie słyszeć ;)
    Ale za to potem - jaka cisza!
    Dla mnie Tatry - niezbędne dopełnienie Krakowa. Bez całej reszty świata jakoś sobie daję radę, ale te dwa miejsca...

    Pozdrowienia :)

    OdpowiedzUsuń
  29. To prawda, zostaje w pamięci. Jakoś wzięty w nawias, całkiem poza czasem. Dużo mam takich wspomnień tatrzańskich, ale bez Smreczyńskiego Stawu byłyby niekompletne.
    Przed 14 laty... może się tam mijałyśmy. Wtedy najczęściej jeździłam w lipcu.

    Ikroopko, a może przyszedł czas powtórzyć Tatry? Choćby kilka ulubionych szlaków?

    OdpowiedzUsuń
  30. Nie wiem, co powiedzieć... To naprawdę bardzo miło z Twojej strony. I jeśli dzięki moim zdjęciom Polska na chwilę jest Ci bliższa tam, na krańcu świata ;) to dla mnie największe wyróżnienie. Dziękuję! Postaram się napisać, jeśli mnie introwertyzm nie pokona :)
    Serdeczności!

    OdpowiedzUsuń
  31. Że daleko, to mogłabym się zgodzić, ale kondycja? Co ja bym dała za taką kondycję!
    Tak czy inaczej Smreczyński na początek byłby idealny.
    Ha, w takim razie jesteśmy umówione :)

    OdpowiedzUsuń
  32. Plan ogólny zdecydowanie piękniejszy w naturze niż na tym zdjęciu (czy raczej na dwóch ostatnich zdjęciach). Pogoda wyjątkowo nie sprzyjała ogólnym ujęciom, jakieś takie białe światło, no i fotograf z bożej łaski, heh. Ale "w żywości" - nadzwyczaj pięknie.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz