Zimowy spacer
Jest bardzo pusto, pola i śniegi po horyzont, nigdzie śladu człowieka. Mam wielkie szczęście mieszkać w takim miejscu - dziesięć, najwyżej piętnaście minut spaceru dzieli mnie od bezludnej wyspy. Nie zawsze jest tak pięknie, ale wczesna zima i mrozy przerwały rytm polowych prac i obecność nie jest już obowiązkowa a bez obowiązków i dla przyjemności spaceruje się tu rzadko. Jest to właściwie luksus, tak to rozumiem. Jest w tym jakaś dwuznaczność, niepotrzebna strata energii. Manifestowanie lenistwa i wykroczenie przeciwko niepisanej etykiecie. Wolałabym o tym nie wiedzieć, ale wiem. Niosę aparat fotograficzny, to lepiej niż nic.
Podmiotem niech będzie roślina, zgięta pod śniegiem, wykrzywiona od wiatru. Stary, przydrożny oset nie potrzebuje nadanego przeze mnie imienia. Strasznie kolczasty, unosi puchate kwiatostany pod słońce. Rysuję sobie światłem jego portret, portret rośliny - jak mój ulubiony największy malarz najmniejszych obrazków - i przez chwilę czuję się mniej obca w tej pustej, zimowej przestrzeni.
Jest droga w dolinie, do której zbiegają z dwóch stron pola, te od północy przedzielone głębokimi rozpadlinami, wąwozami. W jarach - niewielkie zagajniki. Wąski klin nasadzonej brzeziny, niepewna victoria krajobrazu kształtowanego ludzką ręką a tuż obok lasy niezdyscyplinowane, samowolne. I co jeszcze widziałam? Kota, który obserwował świat na starej, pięknie rzeźbionej werandzie. Dym, co mieszał się ze światłem i rozpływał po dolinie. Drzewa na skraju drogi biegnącej wąwozem, wielkie drzewa o korzeniach dobrze widocznych w ścianie gliniastego jaru. Najbardziej podobały mi się bodiaki i błękitna pustka tego anty-breugelowskiego pejzażu.
A czy Wam się podoba ten zimowy spacer? Chciałabym, żeby te zdjęcia mogły oddać całą iskrzystość i mroźne, ciche dźwięczenie powietrza, tak jak widziałam. Może uchwyciły pustkę, bezludność tego krajobrazu. Myślę o miastach, o jednym mieście, o ludzkim tłumie, zgiełku, o samochodach nieustannie jadących mostami Krakowa, o tym jak ten dzień wyglądał nad Wisłą. I nie mogę sobie nic przypomnieć, nic wyobrazić. Dwa światy, dwie równoległe linie.
Oto mój kawałek świata. Dziwny, prawda? Całkiem anachroniczny jak z innego wieku. Dziwnie jest pomyśleć, że to wszystko dzieje się równolegle. Że ja dziś o godzinie 13 robię sobie młodopolski plener i fotografuję bodiaki w mroźnym, bezludnym pejzażu, a Wy...? Pamiętacie jakiś obraz, kadr - coś, co zatrzymało Waszą uwagę właśnie dziś, niech będzie, że w okolicy wczesnego popołudnia? Zimowy albo niezimowy widok? Taka zabawa, trochę jak film "Noc na Ziemi" Jima Jarmuscha. Każdy w swoim świecie, w innym punkcie - i układa się z tego historia.
Piękne!
OdpowiedzUsuńTakie z innego czasu! Ja dzisiaj niestety w pracy, opowiadałam zasypiającym uczniom o zawiłościach układu nerwowego, a oni przysypiali...
Ale jutro w planach choć krótki spacer do lasu, bo pięknie i bajkowo wokół!
Pozdrawiam!
Dziękuję! Tak myślałam że to będzie całkiem jak z innego czasu, z innego wieku.
UsuńEch, weekendowe zajęcia, współczuję. Szkoda, że nie można zrobić takiego wykładu w plenerze (zimowym, młodopolskim :)
Pięknego spaceru, niech pogoda będzie tak słoneczna jak u mnie dzisiaj.
Miłej niedzieli!
przepiękne światło i cieszę się, że wreszcie swój kawałek doceniasz ;)
OdpowiedzUsuńnie jest anachroniczny, a jeśli jest to widocznie przez moje spaczenie tak go lubię ;), ja dziś też w poprzedniej epoce, jarmark bożonarodzeniowy, ale w takiej średniowiecznej stylizacji, latarnie przed każdym sklepem, a w oknach takie starsze świąteczne ozdoby, grzaniec i wieczorne zaglądanie w okna starych, pięknych kamienic z plafonami i starymi żyrandolami i jeszcze pierniki do herbaty u kuzynki w jej przepięknym, secesyjnym mieszkaniu, oj, odchoruję tą wizytę na pewno, moja dusza odchoruje ;)
Doceniam, czas pogodzić się tym, że tylko ten jest mi dany :)
UsuńTwoja dzisiejsza historia bardzo piękna, jak ze starej niemieckiej bajki (a może to właśnie miasto pograniczne?). O, widzę, że nowy wpis, mam nadzieję na dużo zdjęć :) Może jakoś poczuję zbliżające się Święta.
Kiedy zaczęłam się zastanawiać, co dziś przykuło moją uwagę doszłam do wniosku, że dziś oddałam się nostalgicznym wspomnieniom. Szłam jedną z najładniejszych uliczek mojego miasta, jakże dziś zatłoczoną, pełną turystów. Patrzyłam na przechodzących obok, na zasłuchanych w słowa przewodników, na siedzących w kawiarniach i myślałam o osobach podróżujących w grudniu. No i przeniosłam się w czasie i miejscu i wróciłam wspomnieniami do przepięknej wycieczki grudniowej sprzed roku i mojego spełnionego marzenia; jednego z najpiękniejszych prezentów, jakie los mi ofiarował. I już po chwili nie widziałam nic wokoło, bo mnie już tam nie było.
OdpowiedzUsuńCóż mogę powiedzieć? Muszę się przyznać, że przeprowadziłam błyskawiczny wywiad i przegląd archiwów Twojego bloga i teraz mam nauczkę - będę tęsknić jeszcze i za Paryżem.
UsuńAle piękny jest taki bieg skojarzeń, bieg nieskrępowanej myśli - z mroźnego pejzażu podkrakowskiego, przez bursztynową uliczkę aż do Notre-Dame. I mnie teraz też już nie ma w tej śnieżnej zimie, tylko siedzę sobie pod kwitnącymi magnoliami tuż przy katedrze, jest kwiecień, wielka zielona rzeka płynie ujęta w szarożółte nadbrzeża. Mam przy sobie cały stos książek. Nie pamiętam, co było dalej tamtego dnia - pewnie jakiś spacer mostem, potem metro, RER.
Wieczór wspomnień :)
Jak to cudownie, że mamy tyle miejsc, do których możemy tęsknić. I wszystkie tak piękne, że trudno przedkładać jedno nad drugie. Jak cudownie zamknąć oczy i przenieść się w takie nasze miejsca (do których dla mnie i Kraków i Paryż należą i parę jeszcze innych miejsc). Może to też zasługa czasu, jaki mamy wyłącznie do własnej dyspozycji na takich wycieczkach, może tęsknimy nie tylko za widokami, biciem serca, liściem na wietrze, ale i za tym, że możemy bezwstydnie oddawać się całe temu co kochamy; te niespieszne spacery, te snucie się uliczkami, te na ławce przysiadanie, te kontemplowanie obrazów, rzeźb, te uczestniczenie w koncertach, spektaklach, kiedy codzienność ściąga nas brutalnie z obłoków i wciska w kajdany obowiązków. No, ale zawsze możemy się na chwilkę wyrwać z tych okowów i przenieść tam, gdzie pięknie i swobodnie. Miłego przenoszenia się we wspomnieniach i jeszcze milszego tworzenia kolejnych wspomnień.
UsuńBardzo mi brakuje takich spacerów... dają wytchnienie i można pomyśleć...i oczywiście cieszyć oczy:)
OdpowiedzUsuńPrawda? To prawdziwe wytchnienie, swobodny bieg myśli. I oczy otwarte na oczywiste piękno.
UsuńGdybyż jeszcze ręce nie marzły mi tak bardzo od fotografowania ;)
Ta weranda mnie zachwyciła, taka... podlaska;)
OdpowiedzUsuńZamiast komentarza do zdjęć, odsyłam do też wczorajszego wpisu na blogu, do którego od lat zaglądam(http://www.pejzaz.czado.com/post/czasem-tak-masz), zerknij:
"Czasem tak masz...?
...że podoba ci się każde drzewo, krzak, kępa traw, łąka. Jesteś zupełnie nieobiektywny w ocenie tego co widzisz, jak zakochany. Jakbyś bał się, że ktoś może ci to odebrać..."
A wczoraj, ok. 13-tej, zamiast cieszyć się widokiem ośnieżonych gór, byłam w mieście - z zaplanowanego wypadu zrobiły się nici - i nic nie zatrzymało mojego spojrzenia;
trochę później za to, tak - przepiękny platan w świetle zachodzącego słońca, cóż kiedy nie miałam czym tego widoku utrwalić;(
W lightboxie ogląda się świetnie, dzięki;)
To ja dziękuję :) Za link do tamtego bloga również - czemu nie znałam go wcześniej? Cudowne zdjęcia. I rzeczywiście - mnie najczęściej wszystko wydaje się wyjątkowe, wszystko w przyrodzie. Nie potrafię dokonać selekcji, zachwycam się byle czym. Trochę to dziecinne, ale chyba nie chciałabym tego zmienić.
UsuńW takim razie życzę udanego wyjazdu, niech się górskie plany spełnią i niech będzie słonecznie :)
Weranda przepiękna, to najładniejszy budynek w całej okolicy, dawny dwór.
W przeciwieństwie do innych zimowy, raczej zaśnieżony spacer, wymaga przygotowania, a potem tylko niespodzianki jak z obrazów. Zupełnie inne szczegóły wydobywają się na plan pierwszy. Weranda wspaniała:)
OdpowiedzUsuńCudownej niedzieli:)
Nutto, dziękuję!
UsuńRzeczywiście, tych przygotowań jest coraz więcej i więcej. A już przed fotograficznym zimowym spacerem... Bardzo się cieszę z tej słonecznej pogody wczoraj i dziś, strasznie zimno, ale dużo chodziłam, dużo widziałam, fotografowałam. Nie ma dla mnie lepszego wypoczynku.
Mam nadzieję, że niedziela mija Ci równie dobrze jak mnie :)
Witaj Ado!
OdpowiedzUsuńPytasz czy nam się taki spacer podoba? Oczywiście, pokazałaś magiczny krajobraz.
I chociaż nie lubię zimy, z przyjemnością wędrowałam z Tobą po zaśnieżonych polach. Czułaś jak delikatnie muskał nas po buzi mroźny wiaterek? Wróciłyśmy do domu na gorącą pyszną herbatę...Nasze policzki nabrały czerwoności.
Czy wiesz z czego się jeszcze bardzo ucieszyłam? zaprowadziłaś mnie do zaczarowanego domu z wyjątkowo piękną werandą. Rzadko takie się teraz ogląda. Och, jakże ja pragnę aby ktoś ją uratował.
Ago, przepraszam, że nie podziękowałam za pozostawiony przez Ciebie komentarz u Małej Angevine. Znam tylko kilka podstawowych słów po francusku. Jeszcze raz bardzo, bardzo dziękuję.
Dziękuję za cudowny spacer i życzę miłej niedzieli.
Dobry wieczór Łucjo :)
UsuńJeśli te zimowe zdjęcia podobają się komuś, kto nie lubi zimy, to poczytam to sobie za duży sukces, dziękuję!
Ten dom - stary dwór - ta weranda. Może kiedyś, gdy znajdę więcej śmiałości, poproszę o możliwość sfotografowania go z bliska. To przepiękna budowla. Ale nie sądzę, żeby udało się ją uratować.
A ten francuski komentarz... pozwoliłam sobie jej odpowiedzieć tylko dlatego, że to Kraków, krakowskie szopki, temat tak bliski. Trzeba popularyzować :)
Serdecznie Cię pozdrawiam
"Jest w spacerach jakaś dwuznaczność, rażąca bezcelowość, niepotrzebna strata energii. Manifestowanie lenistwa i wykroczenie przeciwko niepisanej etykiecie" - wgniótł mnie w fotel ten wywód. wgniótł tak po literacku.
OdpowiedzUsuńnie jestem orędowniczką zimy, ale Twoje fotografie jakoś łagodzą całość... i ten dom, ten dom. pragnę poznać środek.
Ha, dziękuję. Gdybyż to była tylko literatura, ale, bogowie - to się naprawdę czuje. Może dlatego znalazłam właściwe słowa, potrafię opisywać tylko to, co jest - a surowe spojrzenie społeczności niechętnej spacerującym marzycielskim improduktywom (ukłon w stronę Witkacego) to bardzo, bardzo realna sprawa.
UsuńDom - stary dwór, nigdy nie byłam w środku. Teraz tylko takie zdjęcie z daleka, ale może uda mi się kiedyś zrobić więcej.
Ado, piękny miałaś spacer.
OdpowiedzUsuńMasz rację, dla tych, którzy gonią, są zapracowani, Twój wpis jak nie z tego wieku.
Uświadomiłaś mi jak dawno nie byłam na tak otwartej przestrzeni. Niesamowite uczucie, którego muszę naprawdę znów zasmakować.
Zdjęcia śliczne.
Pozdrawiam serdecznie
Dziękuję! Cieszę się, że trochę spokoju, odpoczynku można znaleźć w tym zimowym wpisie. A na otwartą przestrzeń wybierz się koniecznie - jest potrzebna jak powietrze. I masz te piękne lasy w okolicy, prawdziwe lasy, o jakich ja mogę tylko marzyć.
UsuńPozdrawiam :)
Piękna jest ta zima, u nas, na Mazurach też jest zupełnie zjawiskowo kiedy wszystko pokryje śnieg a nasze jezioro Drwęckie gruba warstwa lodu, po której można chodzić wzdłuż i wszerz... Urzekł mnie ten dom, jest prześliczny, choć sprawia wrażenie bardzo zaniedbanego, może ktoś mu da drugie życie? Kiedyś zapewne mieszkała tam duża, zasobna rodzina...
OdpowiedzUsuńJezioro... To chyba jedyny element krajobrazu, którego bardzo mi tutaj brakuje - właśnie jakiejś wodnej przestrzeni. Spacerować po zamarzniętym, może jeszcze jeździć na łyżwach - całkiem jak na zimowych obrazach Breugla.
UsuńTen dom, stary dwór, jest rzeczywiście piękny. Ciągle zamieszkany, kiedyś były tam mieszkania nauczycielskie, teraz, przyznam się, nie wiem. Gdy zdobędę się na śmiałość, to może poproszę o pozwolenie na sfotografowanie wnętrz i budynku. Jest niezwykle piękny. Tutaj na zdjęciu widać tylko fragment, takie wejście od tyłu, od ogrodu. Budynek widziany od frontu, otoczony wielkim - oczywiście zaniedbanym - ogrodem jest imponujący jak na skalę tej małej miejscowości, ma dobre proporcje, po prostu - piękny. Choć oczywiście nie jestem obiektywna, bo znam go od lat dziecinnych, zawsze wydawał mi się ogromny. Gdybyż dało się go odremontować, uratować. Ale to pewnie kwestie własności. I na pewno - wielkie koszty.
Tegoroczny grudzień jest w ogóle niezwykle piękny i słoneczny, zazwyczaj takie klimaty mamy dopiero w styczniu.
OdpowiedzUsuńA spacery? Jak dla mnie, wprost przeciwnie - spacer to najwyższa forma gospodarskiej troski. "Pańskie oko konia tuczy", ale to umniejszanie znaczenia spacerów. Spacery są kontaktem ze światem, bytnością, uczestnictwem w życiu świata, wtopieniem się w okolicę, stanie się częścią krajobrazu - kto wie być może właśnie w tym momencie jakiś Durer będzie tworzył szkice do swoich rycin...?
Tak, gospodarcza troska - ale wtedy tylko po swoich gruntach chodzić wypada, swego doglądać. Porządny człowiek ma tyle ziemi, ile podają akty notarialne, księgi wieczyste i umowy dzierżawne. Ten, który powiedział "a przecież ja -- ziemi tyle mam - ile jej stopa ma pokrywa - dopokąd idę", nie znajdzie tu zrozumienia. To jest ta różnica. Nigdy nie naruszam własności, zawsze przechodzę tylko miedzą, jeśli nie ma polnych dróg, ale i tak... jest to jakieś wykroczenie, nie wiem, przeciwko dobremu smakowi? Zdrowemu rozsądkowi?
UsuńJaka ja szczęśliwa jestem pod Tatrami, gdzie jest dłuższa tradycja pańskich czy ceperskich fanaberii i chodzenie dla chodzenia, spacer dla spaceru nie są niczym tak nagannym.
Twoja definicja spaceru - jest moją :)
Czasami mam ten problem na jakimś odcinku szlaku św Jakuba że muszę tłumaczyć iż marsz jest także formą... modlitwy.
UsuńAch, Camino! Chciałabym się kiedyś wybrać.
UsuńNo, to brzmi pretensjonalnie. Ale to prawda.
Warto zacząć od najprostszych szlaków gdzieś o okolicy - ja chadzam z Pilzna do Tuchowa i z Tuchowa do Tarnowa, tak dla odpoczynku.
Usuńzimowe spacery to jest to co lubię, a najbardziej lubię odrobinę czegoś mocniejszego po powrocie na rozgrzanie :D
OdpowiedzUsuńAch, poezja malinowej nalewki :)
UsuńPiękny jest ten Twój kawałek świata! Zimowe spacery mają wiele uroku, choć może rzeczywiście bardziej przydałby Ci się ten wolny czas na cieplejsze miesiące.
OdpowiedzUsuńZauroczyłam się tym falowaniem pagórków, iskrzeniem śniegu i wzorami, jakie stworzył śnieg na ziemi.
Mnie w sobotę zatrzymał na chwilę w okolicach godziny 11.15 widok leśnej ścieżki wiodącej środkiem szpaleru drzew, pod słońce, z dzieckiem na saneczkach na tej ścieżce. Znajdziesz zdjęcie tego widoku na moim blogu ;)
Bardzo ciepło pozdrawiam :-)
To takie wyżynne formacje, dość płaski teren nagle przechodzi właśnie w delikatnie pofalowane pagórki, podzielone jarami, rozpadlinami, w których niewielkie zagajniki i lasy.
UsuńJuż cieszę się na myśl o Twoich zimowych zdjęciach :)
Jezioro... To chyba jedyny element krajobrazu, którego bardzo mi tutaj brakuje - właśnie jakiejś wodnej przestrzeni. Spacerować po zamarzniętym, może jeszcze jeździć na łyżwach - całkiem jak na zimowych obrazach Breugla.
OdpowiedzUsuńTen dom, stary dwór, jest rzeczywiście piękny. Ciągle zamieszkany, kiedyś były tam mieszkania nauczycielskie, teraz, przyznam się, nie wiem. Gdy zdobędę się na śmiałość, to może poproszę o pozwolenie na sfotografowanie wnętrz i budynku. Jest niezwykle piękny. Tutaj na zdjęciu widać tylko fragment, takie wejście od tyłu, od ogrodu. Budynek widziany od frontu, otoczony wielkim - oczywiście zaniedbanym - ogrodem jest imponujący jak na skalę tej małej miejscowości, ma dobre proporcje, po prostu - piękny. Choć oczywiście nie jestem obiektywna, bo znam go od lat dziecinnych, zawsze wydawał mi się ogromny. Gdybyż dało się go odremontować, uratować. Ale to pewnie kwestie własności. I na pewno - wielkie koszty.
Tak, gospodarcza troska - ale wtedy tylko po swoich gruntach chodzić wypada, swego doglądać. Porządny człowiek ma tyle ziemi, ile podają akty notarialne, księgi wieczyste i umowy dzierżawne. Ten, który powiedział "a przecież ja -- ziemi tyle mam - ile jej stopa ma pokrywa - dopokąd idę", nie znajdzie tu zrozumienia. To jest ta różnica. Nigdy nie naruszam własności, zawsze przechodzę tylko miedzą, jeśli nie ma polnych dróg, ale i tak... jest to jakieś wykroczenie, nie wiem, przeciwko dobremu smakowi? Zdrowemu rozsądkowi?
OdpowiedzUsuńJaka ja szczęśliwa jestem pod Tatrami, gdzie jest dłuższa tradycja pańskich czy ceperskich fanaberii i chodzenie dla chodzenia, spacer dla spaceru nie są niczym tak nagannym.
Twoja definicja spaceru - jest moją :)
Ach, poezja malinowej nalewki :)
OdpowiedzUsuńTo takie wyżynne formacje, dość płaski teren nagle przechodzi właśnie w delikatnie pofalowane pagórki, podzielone jarami, rozpadlinami, w których niewielkie zagajniki i lasy.
OdpowiedzUsuńJuż cieszę się na myśl o Twoich zimowych zdjęciach :)
Ach, Camino! Chciałabym się kiedyś wybrać.
OdpowiedzUsuńNo, to brzmi pretensjonalnie. Ale to prawda.