Pejzaż młodopolski w praktyce czyli zachód słońca nad Wisłą

Pisałam niedawno o malarstwie Młodej Polski, przedstawiając pokrótce moje wrażenia z wystawy w kamienicy Szołayskich: Zawsze Młoda! Polska sztuka około 1900. Autoportrety artystów, orszak Dionizosa, mit Miasta - te tematy już za nami. Przed nami młodopolski pejzaż, widzenie natury. I pejzaże ducha: fantazmaty, lęki, nadzieje.

Jako że chwilowo czas nie sprzyja pisaniu, pomyślałam sobie, żeby do młodopolskiego pejzażu dotrzeć nie od strony teorii i dzieł wielkich (i mniejszych) artystów, ale od strony praxis. A czy mam podstawy, by opowiadać o praktycznym wymiarze Młodej Polski i "młodopolszczyzny"? Pytanie retoryczne.

Oto  praktyczne ćwiczenia z młodopolskiego pejzażu. Patrząc na tę stertę zdjęć z szuflady (wieczorny spacer nad Wisłą 29 listopada tego roku, w bardzo ciepły dzień, tuż przed załamaniem pogody i nadejściem śnieżnej zimy)  przychodzi mi na myśl parę zagadnień, zapiszę je tutaj sobie chaotycznie, en vrac.



Co? Pejzaż zewnętrzny i pejzaż wewnętrzny. Correspondances, korespondencje, te w baudelairowskim znaczeniu. Las symboli, żywe filary w świątyni Natury.


Kiedy? Przełom wieków, to po pierwsze. Ponadto: przełomy pór roku. Pory przejściowe, niestałe, graniczne, powolne lub nagłe przełomy sezonów. Przedwiośnia, przedzimia. Przełomy dni i nocy, te wszystkie pory entre chien et loup, zmierzchy, świtania, kiedy świat widzialny traci jeden pewny ontologiczny status: jawa, działanie, światło dnia - sen, odpoczynek, ciemność nocy, a nie zyskuje jeszcze kolejnego, gdy cały jest w zachwianiu, wytrącony z pewności, bo oczywistość nie jest już oczywista, naoczność nie daje pewności a realność bywa zagrożona.

Kto? Pejzaż bezludny - wart sam w sobie przedstawienia, nie wymagający obecności homo sapiens z ich wojenkami, triumfami, bez historycznej fanfaronady, pejzaż cichy. Natura: ogród, rzeka, topole nad wodą, ich cienie falują w wodzie o wielu kolorach, zimowy las, wiejskie stodoły pod niskim niebem, pojedyncza roślina, barki na rzece, złoto oświetlony kamień w górskim potoku, kryte słomą ule w wydrążonych pniach, zaprzęg wołów i orka wielkiego pola, mieniącego się fioletem i ochrą, ciemna sylweta gotyckiej katedry nad rzeką o wielu mostach, szafirowo-cytrynowy kopiec widziany z okien, gdy choroba nie daje już wyjść z domu - oto bohaterowie. Przyroda. Przestrzeń. Przemijanie. Zmienność, niestałość, płynność natury.

Jak? Natychmiast, w dzianiu się, w stawaniu. Obiektywnie. Tak! Pragnienie, by oddać obiektywnie pejzaż, ułamek świata. Poznanie naukowych odkryć - optyka, widmo widzialnego światła, barwy dopełniające. Dywizjonizm. Wrażenie, impresja, odciśnięcie widzialnego i odczuwanego świata na dnie oka. Światło buduje przestrzeń obrazu, światło czwartym wymiarem. Nieostre kontury, widzenie pod światło, patrzenie przez zmrużone oczy, faliste linie.

W jakim celu? Dla Sztuki, ma się rozumieć, tylko i wyłącznie dla Niej.
Sztuka dla sztuki.

Niełatwo jest być epigonem Młodej Polski. Teraz fotografuje się miejskie, nowoczesne konstrukcje, minimalistyczne wnętrza, industrialne przestrzenie, codzienność, groteskę nieoczekiwanych  zestawień, teatr ludzkich spotkań, zainscenizowany przez sam przypadek żart, zabawne napisy.

A ja pokazuję... zachód słońca?!

Całą powyższą historię należy czytać z przymrużeniem oka.
Po prostu był taki spacer, spod Wawelu przez most Dębnicki i południowym dębnickim brzegiem aż do punktu naprzeciwko klasztoru Norbertanek. Moja ulubiona trasa. Był zachód słońca. Ale jaki! Przechodnie odwracali się, by go sfotografować komórką, albo po prostu popatrzeć. Rowerzyści zatrzymywali się, zsiadali z rowerów. Tuż obok mnie ktoś również używał poręczy mostu Dębnickiego jako statywu - może z lepszym efektem. Piękne było, po prostu. A cztery łodzie czy małe barki ustawione łukiem zmieniły ten fragment Wisły w jakieś widoki Nilu - prawda? Takie odrealnienie, jakiś egzotyzm.

Daleko na zachodzie nad wodą unosiła się mgła. Wielka plama mgły, taka prostokątna w zarysie, przedziwna, geometryczna bryła. Zeszłam nad samą wodę. Rzeka płynęła tak szeroko.

Spójrzcie na dwa ostatnie zdjęcia - nagle załamuje się czerwień zachodu i pojawiają się granatowe tony. I - w ułamku sekundy - wszystko się skończyło. Zdjęcia robione po chwili będą miały stalowo-granatową tonację. Pokażę je następnym razem, to będzie widok na klasztor Norbertanek.

Zdjęcia dla tych, którzy daleko od Krakowa. Żeby były nie tylko przypomnieniem, ale wróżbą na przyszłość - na powrót. Autochtonom to się zapewne wyda dziwne i ckliwe, trudno: bywa, że za Krakowem się tęskni.

***

Jeśli ktoś woli oglądać zdjęcia na czarnym tle, wystarczy kliknąć w pierwsze z nich lub dowolne - wtedy wszystkie będą się pokazywać jako coś w rodzaju pokazu slajdów (galeria zdjęć lightbox)





















Komentarze

  1. świetna lekcja historii sztuki. i nawet nieco sobie odświeżyłam :) sztuka dla sztuki... zdaje się, że do tej pory ta myśl jest aktualna.
    zdjęcia zachwycające.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ta myśl to właściwie motto całego mojego pisania, fotografowania etc. Nie w sensie, że to Sztuka, ale w znaczeniu tak pojętej celowości.

      Dziękuję! Nigdy się nie mogę oprzeć takim wodnym pejzażom, odblaskom, refleksom. Anachroniczne czy nie, kiczowate - lubię robić takie zdjęcia.

      Usuń
  2. dobrze ujęte wskazówki:) I jak spacer - dla mnie wirtualny- jak najbardziej na tak:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A dziękuję, dziękuję :) Muszę jednak przeczytać w końcu jakieś opracowania, coś w teoretycznym ujęciu, jakiś kanon historii sztuki, bo to moje pisanie nie ma żadnego ugruntowania w teorii.
      A spacer był przepiękny! To był ostatni ciepły dzień i wieczór tej jesieni. Najpierw widziałam Xięgę Bałwochwalczą w Muzeum Narodowym a potem właśnie takie wędrówki nad Wisłą. Potem - nocne zdjęcia Krakowa. Pokażę jeszcze trochę zdjęć z tego dnia, żeby nie zapomnieć go tak szybko, dzień dobrych wiadomości.

      Usuń
    2. Osobiście nie przepadam za grafiką ani zresztą literaturą Schulza, ale pewnie też poszłabym zobaczyć:)
      Czekam wiec na kolejne zdjęcia:)

      Usuń
    3. Warto zobaczyć, zdecydowanie! Choć, jak twierdzi Schulz w "wywiadzie" Witkacego, tak grafiki jak proza opowiadają tę samą historię, ja zdecydowanie lepiej odbieram słowo pisane. Tu Schulza cenię ogromnie i ten jego oniryczny wszechświat towarzyszy mi już od wielu lat. Grafika wydała mi się być czymś znaczeniowo węższym, może tylko dopełnieniem, swego rodzaju kuriozum, na pewno czymś ogromnie wartościowym - przez to, że jest jego dziełem - ale nie wiem, czy potrafiłabym ją tak ocenić jako dzieło samo w sobie, niezależne od autora. Reasumując: jednak potrafię tylko czytać, to jest zawsze niezawodne. Moja wrażliwość na obraz - jeszcze do wypracowania.

      Usuń
  3. U Ciebie można się zaczytać i oko nacieszyć pięknymi zdjęciami.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. Z tym "zaczytać" to chyba prawda ;) a nad zdjęciami pracuję, kiedyś będą takie, jak chcę.

      Usuń
    2. No i przepadłam. Dziewczyno nieznajoma, Ty mieszkasz w jakiejś celtyckiej bajce!
      Te drzewa! Ogrody! Jak się cieszę, że znalazłam takie miejsce :)

      Usuń
  4. tej samoprzepowiedni Ci życzę ;), za te obrazy intensywne, bliskie, a jakby egzotyczne, tak jak to słońce potrafi promieniami rzeczywistość zmienić ;), Spadkobierczyni Młodej Polski ;),
    i całkowicie irracjonalnie przychodzi mi na myśl "Le Bateau ivre" :)
    pozdrawiam Cię cieplutko :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jo, trafiasz w sedno :) Po pierwsze z życzeniem, po drugie z młodopolskim spadkiem a po trzecie - co już niewiarygodne - ze Statkiem pijanym.
      Pamiętam inną serię zdjęć, inny zachód słońca nad Wisłą, prawie dokładnie w tym samym miejscu oglądany - i właśnie "Le Bateau ivre", który wtedy przypłynął (we wspomnieniu) i chyba nawet pojawił się jako ilustracja tego fotograficznego spaceru.
      Muszę poszukać, o jest:
      prądem rzek obojętnych niesion w ujścia stronę...
      i jeszcze jeden zachód słońca w tym miejscu nad Wisłą - jestem, jak widać, niepoprawna ;)

      Serdeczności :)

      Usuń
    2. czyli skojarzenie nie tak całkiem irracjonalne :), choć od Rimbauda wolę chyba poezję Verlaina...ale ich losy właściwie mocno splecione...

      Usuń
  5. Pięknie uchwycone żywe złoto... te Twoje spacery ku Norbertankom... ciągle niby te same, a zawsze inne.
    Nawiasem mówiąc, wolisz chyba dębnicką stronę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo lubię tam chodzić, to chyba moja ulubiona trasa (od czasu gdy pomieszkiwałam na Dębnikach, ech... dawne dzieje). W wersji maximum: od Wawelu, ku Norbertankom - właśnie dębnickim brzegiem - bo potem do Mostu Zwierzynieckiego, Malczewskiego i albo Aleją Waszyngtona na Salwator albo Vlastimila Hoffmana na Błonia. W wersji minimum: chociaż do Norbertanek.

      Usuń
  6. Ado, cudowne są Twoje pejzaże, Twoje nadwiślańskie zachody słońca ciągle inne, zawsze piękne. Jo nazwała Cię spadkobierczynią Młodej Polski i trafiła w samo sedno :-)
    Te barki czy stateczki rzeczywiście nadały egzotyki temu widokowi.
    Nie mogę oderwać wzroku od tej gry światła i cienia, tej walki dnia z zapadającym mrokiem.
    Miło będzie popatrzeć na dalszy ciąg.
    Pozdrawiam Cię bardzo ciepło, Ado :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Anito, Ty przez tych kilka dobrych lat czytania i oglądania moich zdjęć najlepiej chyba widzisz powtarzalność motywów - te same drogi, miejsca, zachody słońca. Jeden wschód czy dwa ;) Lubię zderzenie stałości miejsc i zmienności przyrody, światła. Młoda Polska, nie inaczej ;) Oto jestem zdiagnozowana ;))

      Miłego wieczoru. A dziś zdjęcia, które chyba Ci się spodobają - jako miłośniczce zimy. Miałam cudowny spacer! Przestrzeń, Słońce!
      Mam nadzieję, że pogoda utrzyma się do weekendu, żebyś mogła też tych zimowych przyjemności trochę zażyć.
      Serdeczności :)

      Usuń
    2. Niestety pogoda w weekend nie dopisała, a potem pokonała mnie grypa :-( Ale mogę pospacerować wirtualnie po słońcu ze śniegiem dzięki Twoim zdjęciom. Idę więc na spacer ;-)

      Usuń
    3. Oj, to niedobrze. Ja na razie jeszcze się jakoś trzymam, ale bez słońca i długich spacerów/ biegania mój zapas witaminy D jest na wyczerpaniu.

      Usuń
  7. Oj tęskni się do Krakowa i to bardzo, a im bliżej tym bardziej. Lubię taką sztukę, która powstała dla utrwalenia piękna, dla zatrzymania chwili, dla wyrażenia emocji twórcy, które wyzwalają emocje obserwatora.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja tęsknię już w dzień wyjazdu z Krakowa, gdy wracam tutaj na tę moją nieszczęsną prowincję. Trudno znaleźć jakieś remedium, nie bardzo to logiczne.

      I ja cenię sobie sztukę, która jest mocno sprzężona z sercem artysty, nie z intelektem. Dla podziwiania intelektualnych konstrukcji musi mi wystarczyć proza. W obrazach nie potrafię ich odczytać, jestem bezradna. Może brak mi jakiegoś alfabetu, może to nieznajomość języka takiej koncepcyjnej, intelektualnej sztuki.

      Usuń
  8. Ta myśl to właściwie motto całego mojego pisania, fotografowania etc. Nie w sensie, że to Sztuka, ale w znaczeniu tak pojętej celowości.

    Dziękuję! Nigdy się nie mogę oprzeć takim wodnym pejzażom, odblaskom, refleksom. Anachroniczne czy nie, kiczowate - lubię robić takie zdjęcia.

    OdpowiedzUsuń
  9. A dziękuję, dziękuję :) Muszę jednak przeczytać w końcu jakieś opracowania, coś w teoretycznym ujęciu, jakiś kanon historii sztuki, bo to moje pisanie nie ma żadnego ugruntowania w teorii.
    A spacer był przepiękny! To był ostatni ciepły dzień i wieczór tej jesieni. Najpierw widziałam Xięgę Bałwochwalczą w Muzeum Narodowym a potem właśnie takie wędrówki nad Wisłą. Potem - nocne zdjęcia Krakowa. Pokażę jeszcze trochę zdjęć z tego dnia, żeby nie zapomnieć go tak szybko, dzień dobrych wiadomości.

    OdpowiedzUsuń
  10. Dziękuję. Z tym "zaczytać" to chyba prawda ;) a nad zdjęciami pracuję, kiedyś będą takie, jak chcę.

    OdpowiedzUsuń
  11. Jo, trafiasz w sedno :) Po pierwsze z życzeniem, po drugie z młodopolskim spadkiem a po trzecie - co już niewiarygodne - ze Statkiem pijanym.
    Pamiętam inną serię zdjęć, inny zachód słońca nad Wisłą, prawie dokładnie w tym samym miejscu oglądany - i właśnie "Le Bateau ivre", który wtedy przypłynął (we wspomnieniu) i chyba nawet pojawił się jako ilustracja tego fotograficznego spaceru.
    Muszę poszukać, o jest:
    prądem rzek obojętnych niesion w ujścia stronę...
    i jeszcze jeden zachód słońca w tym miejscu nad Wisłą - jestem, jak widać, niepoprawna ;)

    Serdeczności :)

    OdpowiedzUsuń
  12. No i przepadłam. Dziewczyno nieznajoma, Ty mieszkasz w jakiejś celtyckiej bajce!
    Te drzewa! Ogrody! Jak się cieszę, że znalazłam takie miejsce :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Bardzo lubię tam chodzić, to chyba moja ulubiona trasa (od czasu gdy pomieszkiwałam na Dębnikach, ech... dawne dzieje). W wersji maximum: od Wawelu, ku Norbertankom - właśnie dębnickim brzegiem - bo potem do Mostu Zwierzynieckiego, Malczewskiego i albo Aleją Waszyngtona na Salwator albo Vlastimila Hoffmana na Błonia. W wersji minimum: chociaż do Norbertanek.

    OdpowiedzUsuń
  14. Warto zobaczyć, zdecydowanie! Choć, jak twierdzi Schulz w "wywiadzie" Witkacego, tak grafiki jak proza opowiadają tę samą historię, ja zdecydowanie lepiej odbieram słowo pisane. Tu Schulza cenię ogromnie i ten jego oniryczny wszechświat towarzyszy mi już od wielu lat. Grafika wydała mi się być czymś znaczeniowo węższym, może tylko dopełnieniem, swego rodzaju kuriozum, na pewno czymś ogromnie wartościowym - przez to, że jest jego dziełem - ale nie wiem, czy potrafiłabym ją tak ocenić jako dzieło samo w sobie, niezależne od autora. Reasumując: jednak potrafię tylko czytać, to jest zawsze niezawodne. Moja wrażliwość na obraz - jeszcze do wypracowania.

    OdpowiedzUsuń
  15. Anito, Ty przez tych kilka dobrych lat czytania i oglądania moich zdjęć najlepiej chyba widzisz powtarzalność motywów - te same drogi, miejsca, zachody słońca. Jeden wschód czy dwa ;) Lubię zderzenie stałości miejsc i zmienności przyrody, światła. Młoda Polska, nie inaczej ;) Oto jestem zdiagnozowana ;))

    Miłego wieczoru. A dziś zdjęcia, które chyba Ci się spodobają - jako miłośniczce zimy. Miałam cudowny spacer! Przestrzeń, Słońce!
    Mam nadzieję, że pogoda utrzyma się do weekendu, żebyś mogła też tych zimowych przyjemności trochę zażyć.
    Serdeczności :)

    OdpowiedzUsuń
  16. Ja tęsknię już w dzień wyjazdu z Krakowa, gdy wracam tutaj na tę moją nieszczęsną prowincję. Trudno znaleźć jakieś remedium, nie bardzo to logiczne.

    I ja cenię sobie sztukę, która jest mocno sprzężona z sercem artysty, nie z intelektem. Dla podziwiania intelektualnych konstrukcji musi mi wystarczyć proza. W obrazach nie potrafię ich odczytać, jestem bezradna. Może brak mi jakiegoś alfabetu, może to nieznajomość języka takiej koncepcyjnej, intelektualnej sztuki.

    OdpowiedzUsuń
  17. Oj, to niedobrze. Ja na razie jeszcze się jakoś trzymam, ale bez słońca i długich spacerów/ biegania mój zapas witaminy D jest na wyczerpaniu.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz