Zawsze Młoda! (3) Mit miasta
I już po raz trzeci spotykamy się w Kamienicy Szołayskich. Wystawa Zawsze Młoda!
Jedna po drugiej otwierają się sale, przestrzenie ekspozycji i pola zainteresowań młodopolskich twórców. Amfilada pomieszczeń mieszczańskiej kamienicy przypomina mi anachroniczną konstrukcję powieści szkatułkowej - opowieści w opowieściach w opowieściach. Pamiętnik znaleziony nie w Saragossie a w Krakowie. Poważne i enigmatyczne spojrzenia w Autoportretach, korowód spod znaku Bakchusa, oto ci sami w Orszaku Dionizosa. A teraz przestrzeń trzecia: MIT MIASTA
Ściany w kolorze stalowym ozdobione pięknym graficznym fryzem utworzonym przez kwiaty i liście kasztanowca wpisane w meander. To czytelny symbol i doskonałe nawiązanie - do stylu epoki, do nurtu Sztuki Stosowanej, do ówczesnych koncepcji zdobniczych i designerskich. Kwiaty i liście kasztanowca - wiadomo, kto chętnie stosował je w swoich projektach (wystarczy przypomnieć sobie wnętrza gmachu Towarzystwa Lekarskiego). Dla mnie to drzewo-godło Krakowa. I na tym tle - wizerunki miasta.
Jakiż jest zatem ów mit miasta stanowiący ideę przewodnią tej przestrzeni?
Czy miasto-moloch, przytłaczające, pożerające? Czy fascynacja misternym mechanizmem, maszynerią miejskiego tworu? Nie. Miasto - masa - maszyna to jeszcze nieuświadamiana przyszłość, futuryzm in futurum. Miasto młodopolskie to melancholia. Kraków melancholijny, pieśń o przygnębieniu, duszne powietrze, nie paryski a krakowski spleen, mlecz w butonierce melancholika z obrazu Weissa. Jest Kraków zamglony, niejednoznaczny, jest wyspa-Wawel majacząca nad morzem mgieł i graficznie ujętych kamienic jak na autolitografii Wyczólkowskiego. Misterium memoriae, teatr pamięci, przeszłość, przemijanie i pory przejściowe. Miasto jest lustrem, odbiciem wewnętrznego nastroju.
Jest Kraków misternie pocięty na kawałki - to maleńkie ujęcia, ciasne kadry, derealizacja rzeczywistości na realistycznych z pozoru obrazkach Stanisławskiego. I jest miasto nokturnów, jest noc czarna świecąca tylko od gwiazd, uchylonych drzwi w klasztornej kruchcie, od jednego okna, jednej latarni, czarne podbicie oswojonego świata. To Henryk Szczygliński, uczeń Stanisławskiego, nocny przechodzień, mistrz nokturnów. Jest Kraków świetlisty, jasny, Kraków zmienny, impresja ze światła i barwnych plamek - to Mehoffer spogląda na Rynek mrużąc oczy. Zmienność świata, zmienność światła - czy to jest obiektywny francuski impresjonizm, który pragnął oddać samą istotę Zmiany, wykorzystujący naukowe studia nad kolorem, by uzyskać czysty, obiektywny ogląd, czy polska odmiana impresjonizmu, poddana nade wszystko nastrojowi? I jest...
Kraków Wyspiańskiego
Jedyny, niepodobny do innych. Wielki węzeł splecionych uczuć, tragedii człowieka i dramatu Historii. Teatr ogromny, w którym głosy z przeszłości pragną ożywić ducha. Ten, który przyszedł na świat w domu Długosza u stóp wawelskiego wzgórza, do samego końca pracował nad przemienieniem wawelskiej materii - symbolu utraconego ducha, tożsamości. Wawel to rdzeń. Wyzwolenie - Geniusz wzywa osoby dramatu do zejścia do podziemi katedry, do grobów królewskich. Akropolis - znów katedra, noc, ożywają posągi i postacie z katedralnych gobelinów.
Rozlega się głos dzwonu Zygmunta.
"W ładny, półsłoneczny dzień po południu - rysuję. A że naraz usłyszałem za szybami podwójnymi przytłumiony dzwon Zygmunta, więc rzucam malowanie, roztwieram okno. Jedno, drugie rozwieram szeroko i głos dzwonu głośniejszy, wyraźny dzwoni [...] w pustych zwykle uliczkach około pałacu, sądu i kryminału. Naraz skądś wiele głosów rozmaitych idących, świst kolei, rumor wozów [...] Ponad rumorem, wrzawą dzwon mosiężny jęczy, wysoko brzęczy, huczy."
[z wystawy]
Dygresja osobista. W moim patrzeniu na malarstwo, ciągle jeszcze bardzo dyletanckim, wielką pomocą jest mi słowo. Przestrzeń słów od zawsze była przeze mnie udomowiona, czytana i czytelna na wielu poziomach. Tam, gdzie słowo dopełnia obraz, czuję się pewniej. I dlatego fragmenty pism, listów, pamiętników zamieszczone jako swoiste motto na ścianach każdego pola tematycznego ekspozycji były dla mnie ważne. Znalazłam dziś porządkując moje wspomnienia z wystawy pewną paralelę między cytowanym powyżej fragmentem z Listów Stanisława Wyspiańskiego a książką, którą odkryłam przypadkiem. Jest taka piękna książeczka (czemu dziś nikt nie wydaje książek w ten sposób!) Kraków w twórczości Stanisława Wyspiańskiego. I w niej znalazłam coś takiego, drugi głos:
"A ileż liryzmu okazuje Wyspiański w rozmowie dzwonów i zegarów z wież krakowskich. Przy ogromie fantazji Wyspiańskiego ścisłość i realizm tych obrazów są zadziwiające. Przed napisaniem sceny z zegarami [Wyzwolenie, dop. mój] - Wyspiański nie mogąc wyjść z domu wskutek choroby - tak pisze do przyjaciela swojego Adama Chmiela, w lutym 1904 roku: "Koniecznie mi potrzebna kolejka zegarów jak biją kolejno godziny. Może Drogi Pan znajdzie czasu chwilę, by pójść na Wawel, stanąć nad miastem i posłuchać, które biją pierwsze, tak i następne... Może Pan wstąpi z tym dziś wieczorem".*
O Zygmuncie! Słyszałem ciebie
i natychmiast poznam, gdy usłyszę.
Niech ino się twój głos zakolebie
i przenikliwy weżre się w ciszę,
w ciszę pół-gwarną, pół szemrzącą,
niech ino wpadną pierwsze tony
tą melodyją dźwięku rwącą,
już wiem: żeś Ty jest w ruch puszczony,
że wołasz, wołasz: PÓJDŹCIE ZA MNĄ,
i wołasz wiek już nadaremno.**
A teraz zostawiam Wam moje obrazki z wystawy.
Planty z widokiem na Wawel. Wyspiański encore et toujours:
I cała ściana wizerunków przestrzeni miejskiej realne i odrealnione – mit miasta taki, jaki został zapisany na płótnach Szczyglińskiego, nocnego przechodnia (trzy prace od lewej strony, nie mam lepszych zdjęć jego nokturnów, to po prostu trzeba zobaczyć!), Wyspiańskiego, Mehoffera, znów Szczyglińskiego i wreszcie, po prawej Stanisławskiego, mistrza pejzażu – dwa maleńkie obrazki po prawej stronie.
A tu Mehoffer spogląda na Rynek. Widok ulotny, lekka mgła, niespokojne cienie, błękit przeciera się, może iglica hełmu Wieży Ratuszowej rozdarła parę chmur, niżej mgiełka, cienie Sukiennic, światło poranne od wschodu. Taki paryski trochę obrazek, prawda?
A tutaj mały, uroczy obrazek Planty krakowskie Jana Stanisławskiego. Widok w jego oeuvre dość niecodzienny to ludzkie sylwetki, prawdziwa to rzadkość na obrazkach wielkiego piewcy bodiaków, dziewann, sadów i stepów. Tuż obok eksponowany jest drugi widok Plant, tym razem wiosennych, już bezludnych, jedynymi bohaterami są drzewa i ich cienie. Nie mam zdjęcia, które by oddawało prawdziwy urok tych prac.
I znów Stanisławski, i znów widok niecodzienny. Kraków pojawia się rzadko*** w jego pracach - to znaczy, by uściślić, architektura miejska, budynki, zabytki. Częściej i chętniej malował przyrodę, choćby w ogrodzie botanicznym czy na dalekim przedmieściu, albo podkrakowskiej wsi - Dębniki, Bronowice, tam chętnie zabierał uczniów na malarskie plenery. Krakowa-miasta, miejskiej architektury jest u niego bardzo mało, na tym większą uwagę zasługują te dwa obrazy. Kadr! Ale o Stanisławskim będzie się tu jeszcze pisać - obszerniej i dokładniej. Teraz chciałabym tylko zwrócić uwagę na nowatorskie kadrowanie. I ciekawy sposób ekspozycji tych dwóch obrazków - hełm Hejnalicy, na dole kruchta kościoła Mariackiego. Pośrodku - kościół niewidzialny, przestrzeń do zabudowania w wyobraźni.
Oczywiście - Wyspiański! Widok z okien pracowni przy ulicy Zacisze. Po lewej widok na mury miejskie (Barbakan) po prawej - na teatr miejski.
Ta ściana ogromnie mi się podobała. Wizerunki miasta nieoczywistego. Miasta-zjawy. Nakładające się plany (jak u Wyczółkowskiego, wielka mglista sylweta Wawelu majacząca nad realistycznie potraktowanymi kamienicami) delikatność rysunku, mglistość, ulotność. Nie zanotowałam sobie autorów pozostałych prac, nad Wyczółkowskim jest bodajże "Ogród klasztorny". Kto malował katedrę i ten mały obrazek na dole - nie wiem. Trzeba wrócić i wracać ciągle :) A tekst, który dopełnia ekspozycję w tej sali, zacytowałam wyżej. To Wyspiański.
Kwadratowy obraz na prawo od okna to znów Wyspiański. Jak dużo jest Wyspiańskiego, jak bardzo jest obecny w Zawsze Młodej! A samo okno... to również eksponat. Tak, to obiekt muzealny. Zwane jest Oknem Artystycznym, ma swoją metryczkę i trzeba je traktować z całą powagą. Uroczy pomysł twórców scenariusza wystawy - otwarcie na przestrzeń zewnętrzną, tak charakterystyczną, stanowiącą tak doskonały kontekst wystawy we wnętrzach Kamienicy Szołayskich. Co widać przez okno? Plac Szczepański i budynki z epoki, które idealnie konweniują z duchem wystawy. Teatr Stary, sąsiednia kamienica oraz, en face, Pałac Sztuki zdobiony fryzem projektu Malczewskiego i popiersiami artystów (Wyspiański niestety po przeciwnej stronie, patrzy na Planty). O fontannie nie powie się tu ani słowa.
A tutaj zapowiedź następnego spaceru - będziemy oglądać pejzaże, wizerunki przyrody. I jednocześnie rzut oka wstecz - pożegnanie z Plantami Wyspiańskiego i ławeczką, na której spędziłam trochę czasu. Ale proszę zwrócić uwagę raz jeszcze na przemyślany scenariusz całej wystawy, tu nie ma miejsca na przypadek, mówiłam, przestrzeń wystawy to precyzyjny mechanizm - mój ulubiony obraz wisi w najmocniejszym punkcie, tuż przed nim rozpoczyna się oś widokowa i biegnie przez pozostałe pomieszczenia w amfiladzie, zawsze na linii wzroku, gdy spojrzy się wstecz.
Poprzednie spotkania w Kamienicy Szołayskich na wystawie Zawsze Młoda:
Zawsze Młoda! Wystawa w Kamienicy Szołayskich (1) Wystawa w odnowionych wnętrzach Kamienicy Szołayskich. Coś o przestrzeni muzealnej, nawiązanie do projektowania totalnego.
Zawsze Młoda! Polska sztuka około 1900 (2) Program wystawy, pola zainteresowań, subiektywne wrażenia. Trochę o akademizmie czyli tło rewolty. Oraz: Autoportrety Artystów i W Orszaku Dionizosa
Przypisy
* Antoni Waśkowski, Kraków w twórczości Wyspiańskiego, Wydawnictwo Artystyczno-Graficzne, Kraków 1957, s.60
** Z Wyzwolenia, cytuję za A. Waśkowski, op. cit., s. 58-59
*** Urszula Kozłowska-Zaucha, Jan Stanisławski, kolekcja Muzeum Narodowego w Krakowie, Bosz, Olszanica 2006, s. 78.
No i tę część wystawy chyba najbardziej chciałabym zobaczyć. Ciekawe, czy katalog można kupić wysyłkowo? Chyba byłabym skłonna...A póki co, nabyłam od razu Waśkowskiego. Już wcześniej o nim myślałam, Ty przybiłaś pieczęć;) W końcu po co komu rozsądek w kupowaniu książek;)
OdpowiedzUsuńWaśkowski zdecydowanie godny polecenia! Mój egzemplarz pochodzi z mojej wiejskiej biblioteki, nie czytany przez nikogo od zarania dziejów, przedłużałam już raz i będę musiała oddać... więc na pewno też kupię. Owszem, styl epoki, ale w tym urok (ciotka Parviowa, etc. ;) Pewnie nie będzie w niej dla Ciebie niczego nowego, ale myślę, że Ci się spodoba. A przede wszystkim graficznie, estetycznie - wspaniała. Te obrazki na wklejkach...
UsuńRozsądek, ech. Gdybyś potrzebowała pośrednictwa - służę i polecam się. Bardzo chętnie prześlę. Napisz tylko @. Ja chyba i tak będę go dla siebie kupować. To tyle w ramach rozsądku ;)
Sprawdziłam. 90 złotych? No tanio nie jest. Oceniasz, że wart jest tej ceny?
UsuńMoniko, przeprowadzę bliższy wywiad przy pierwszej nadarzającej się okazji. Wydaje mi się, że cena obiektywnie jak proporcjonalna do zawartości, to bardzo obszerna rzecz, ma swoją gatunkową wagę. I swoje waży ;) Problem leży, no wiadomo w czym, w tym o czym dżentelmeni nie rozmawiają ;) Na razie tylko do niego zajrzałam w muzealnym sklepie, nie chciałam się wodzić na pokuszenie. Kupiłam taki mini-przewodnik, jest krótkie wprowadzenie do każdego z tematycznych działów i kilka reprodukcji z poszczególnych grup, każda ilustracja z "metryczką": tytuł, data, technika wykonania, wielkość obrazu w cm. W jęz. polskim i angielskim. Czcionka tekstu angielskiego mało czytelna, bo krój pisma specjalnie zaprojektowany do katalogu i dla potrzeb wystawy jest bardzo piękny, ale moim zdaniem trudno się go czyta w ciągłym, dłuższym tekście, gdzie każdy wers jest podkreślony ciągłą linią (a tak jest w tekstach angielskich). Natomiast w tym mini-folderze nie ma opisów poszczególnych obrazów. Zobaczę czy są - i jak obszerne - w tym dużym katalogu. Może w niedzielę będę mogła się wybrać, jeśli śnieg czy mróz nie odetną mnie od świata na tej wsi. Dam znać!
UsuńNie "jak proporcjonalna" tylko "jest proporcjonalna" oczywiście.
UsuńTo ja poczekam na Twoją ocenę. Jak ja bym chciała też, w niedzielę, choćby i przez śniegi!
UsuńW Twoich słowach, że "patrzysz na malarstwo dyletancko" jest sporo kokieterii ;), uwielbiam Twoje słowa, dygresje, sposób patrzenia, lubię podążać Twoją myślą, jesteś moim najlepszym przewodnikiem po Krakowie, Ado, innego nawet nie szukam ;)
OdpowiedzUsuńDroga Jo, biorę te słowa za dobrą wróżbę, niech to będzie dobry omen w moich samozwańczych przewodnickich planach :) Dziękuję!
UsuńPS - nie kokieteria tylko realny ogląd sytuacji. Ale będę pracować, żeby jakoś to zmienić. Zima sprzyja pracy u podstaw, zrobię sobie jednoosobową wszechnicę ludową :)
"Mit miasta" - piękny tytuł. Jak miło zwiedzać z Tobą muzeum.
OdpowiedzUsuńA obrazy uzmysłowiły mi, że w moim domu wisi reprodukcja dzieła Fałata "Kraków o świcie" - czyli coś mam z podobnego piękna na własnej ścianie :)
Zbyszku, zapraszam! Będzie tych muzeów mnóstwo w najbliższym czasie. Krakowskie, zakopiańskie. A może nawet kiedyś zdarzy się okazja nie wirtualnego a rzeczywistego zwiedzania :)
UsuńFałat, bardzo lubię jego śniegi, wspaniale je widział.
I ma ogromne zasługi dla krakowskiej Szkoły Sztuk Pięknych, to on ją przeorganizował, zatrudnił młodych, powierzył Stanisławskiemu katedrę pejzażu!
I taka wizja miasta bardzo mi odpowiada, miasta-melancholii, miasta-misterium.
OdpowiedzUsuńOczywiście, że chcę więcej ;) Bardzo miło poznawać młodopolskie malarstwo z Tobą.
Wracam ciągle do tego obrazu, który wybrałaś na swój nagłówek. Przyciąga mnie ta latarnia na końcu alejki. Zajrzałam do albumu z malarstwem Wyspiańskiego, jaki posiadam, ale jest tak ubogi, że reprodukcji tego obrazu akurat nie ma. Dobrze, że u Ciebie mogę się na niego napatrzeć ;)
Najcieplejsze pozdrowienia na weekend :-)
Ten obraz będzie tutaj jeszcze długo, cieszę się, że mogłam go sfotografować - od dawna jest w jednym z najważniejszych punktów mojego Muzeum Wyobraźni a nareszcie mogę go "posiadać" też trochę tak realnie. Zawsze gdy odwiedzam Kraków, muszę przejść się "Plantami Wyspiańskiego". Dziś wyglądają trochę inaczej, jeden nieciekawy budynek bardzo psuje perspektywę (tak, mówię to z całą odpowiedzialnością - nikt nie miał prawa stawiać tak wielkiej budowli NA Plantach, niezależnie od tego kto był inwestorem czy właścicielem). Tutaj masz po lewej widoczny za murem łamany dach (tzw. krakowski) Domu Długosza - czyli miejsca, w którym urodził się Wyspiański.
UsuńBędzie więcej :)
Wszystkiego dobrego dla Ciebie - oraz śniegu i słońca :)
Niesamowita jesteś mme Cicerone...
OdpowiedzUsuńMme Cicerone dziękuje :)
UsuńJak dawno nie byłam w muzeum, na wystawie...kiedy ja to wszystko nadrobię.
OdpowiedzUsuńPiękne. Wszystko. Po prostu.
Przyjdzie czas, to często kwestia priorytetów albo jakichś życiowych okoliczności.
UsuńDla mnie wizyty w muzeach to po prostu wielka przyjemność. I mam szczęście, że Kraków dość (obiektywnie) blisko.
Dziękuję!
U mnie to kwestia 7 miesięcznego szkraba. Ale już w następnym roku będzie bardziej mobilna i będziemy szusować po muzeach, nie byłam np. w Manggha. I z chęcią odwiedziłabym znowu (chyba z 5 lat nie byłam) sukiennice żeby zobaczyć ulubiony obraz "Szał".
UsuńPozdrawiam serdecznie!
Teraz muzea są coraz bardziej otwarte, coraz bardziej przyjazne dla rodzin, dla dzieci. Są wspaniałe programy warsztatów, lekcji muzealnych dla najmłodszych - oczywiście za rok to jeszcze trochę za wcześnie, ale później! Byłam zachwycona widząc, np. na Wawelu, jak dobrzy specjaliści je prowadzą.
UsuńSukiennice - koniecznie! Po renowacji to zupełnie nowa przestrzeń, jest pięknie. Nie wiem, czy scenariusz ekspozycji do końca mnie przekonuje, ale sala Michałowskiego (po wyrzuceniu paru akademickich płócien) byłaby wspaniała. Dużo jest pięknych obrazów z końca XIX wieku, z tego okresu odejścia od Akademii.
No i "Szał", wiadomo - niezapomniany.
Serdeczności :)
Mit miasta mógł stworzyć tylko wnuk romantyków, nieco przekorny, ale ogarnięty pasją stworzenia, odtworzenia, przekształcenia. Spacer po wystawie interesujący.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło w mroźny wieczór:)
"Późny wnuk" romantyków.
UsuńMiło słyszeć, że zdały Ci się interesujące te obrazki z wystawy.
I ja przesyłam ciepłe pozdrowienia :)
Im więcej czytam o tej wystawie, tym więcej chcę ją odwiedzić i tym bardziej cieszę się, że będę to mogła wkrótce zrobić. I przyłączam się do słów Jo o kokieterii, ewentualnie nadmiernej skromności autorki :)
OdpowiedzUsuńTo mnie prawdziwie cieszy - dobrze jest wiedzieć, że to moje pisanie muzealne zachęciło Cię do odwiedzenia Zawsze Młodej! Polskiej sztuki.
UsuńJuż wkrótce, prawda?
Nie mam odwagi porównywać z Paryżem, ale mam nadzieję, że Twoja podróż do Krakowa będzie udana i pozostawi wiele pięknych wspomnień.
Gdybyś chciała również zobaczyć Xięgę Bałwochwalczą Brunona Schulza, to jest eksponowana jedynie do 9 stycznia w Muzeum Narodowym, w gmachu głównym przy Alejach.
Owszem niedługo (zaraz po świętach). Dzięki za informacje
UsuńCzytałam od wczoraj na raty:)Wspaniale opowiadasz i mam wrażenie jakbym wedrowała z Tobą i poznawała Kraków na obrazach:)
OdpowiedzUsuńTym bardziej dziękuję, że znajdujesz czas - tu już mam prawdziwe wyrzuty sumienia przez ten mój rozwlekły styl, iście młodopolski :)
UsuńAle chciałam zapisać jak najwięcej, zanim sama zapomnę wszystkie szczegóły, ulotne wrażenia. Plus tego jest taki, że można będzie zaglądać tutaj długo po tym, jak już wystawa się skończy, przypomnieć sobie jakiś obraz, jakiś fragment.
Zapraszam nieodmiennie na kolejne muzealne wędrówki :)
Przeczytałem od nowa, na czytniku, w pracy popijając kawkę, popalając papieroska (palę tylko w wyjątkowych okolicznościach) - wspaniałe eseje.
OdpowiedzUsuńte teksty powinny znaleźć się wydrukowane.
Dziękuję. Zawsze bardzo sobie cenię Twoje zdanie.
UsuńWaśkowski zdecydowanie godny polecenia! Mój egzemplarz pochodzi z mojej wiejskiej biblioteki, nie czytany przez nikogo od zarania dziejów, przedłużałam już raz i będę musiała oddać... więc na pewno też kupię. Owszem, styl epoki, ale w tym urok (ciotka Parviowa, etc. ;) Pewnie nie będzie w niej dla Ciebie niczego nowego, ale myślę, że Ci się spodoba. A przede wszystkim graficznie, estetycznie - wspaniała. Te obrazki na wklejkach...
OdpowiedzUsuńRozsądek, ech. Gdybyś potrzebowała pośrednictwa - służę i polecam się. Bardzo chętnie prześlę. Napisz tylko @. Ja chyba i tak będę go dla siebie kupować. To tyle w ramach rozsądku ;)
Moniko, przeprowadzę bliższy wywiad przy pierwszej nadarzającej się okazji. Wydaje mi się, że cena obiektywnie jak proporcjonalna do zawartości, to bardzo obszerna rzecz, ma swoją gatunkową wagę. I swoje waży ;) Problem leży, no wiadomo w czym, w tym o czym dżentelmeni nie rozmawiają ;) Na razie tylko do niego zajrzałam w muzealnym sklepie, nie chciałam się wodzić na pokuszenie. Kupiłam taki mini-przewodnik, jest krótkie wprowadzenie do każdego z tematycznych działów i kilka reprodukcji z poszczególnych grup, każda ilustracja z "metryczką": tytuł, data, technika wykonania, wielkość obrazu w cm. W jęz. polskim i angielskim. Czcionka tekstu angielskiego mało czytelna, bo krój pisma specjalnie zaprojektowany do katalogu i dla potrzeb wystawy jest bardzo piękny, ale moim zdaniem trudno się go czyta w ciągłym, dłuższym tekście, gdzie każdy wers jest podkreślony ciągłą linią (a tak jest w tekstach angielskich). Natomiast w tym mini-folderze nie ma opisów poszczególnych obrazów. Zobaczę czy są - i jak obszerne - w tym dużym katalogu. Może w niedzielę będę mogła się wybrać, jeśli śnieg czy mróz nie odetną mnie od świata na tej wsi. Dam znać!
OdpowiedzUsuńNie "jak proporcjonalna" tylko "jest proporcjonalna" oczywiście.
OdpowiedzUsuńDroga Jo, biorę te słowa za dobrą wróżbę, niech to będzie dobry omen w moich samozwańczych przewodnickich planach :) Dziękuję!
OdpowiedzUsuńPS - nie kokieteria tylko realny ogląd sytuacji. Ale będę pracować, żeby jakoś to zmienić. Zima sprzyja pracy u podstaw, zrobię sobie jednoosobową wszechnicę ludową :)
Zbyszku, zapraszam! Będzie tych muzeów mnóstwo w najbliższym czasie. Krakowskie, zakopiańskie. A może nawet kiedyś zdarzy się okazja nie wirtualnego a rzeczywistego zwiedzania.
OdpowiedzUsuńFałat, bardzo lubię jego śniegi, wspaniale je widział.
I ma ogromne zasługi dla krakowskiej Szkoły Sztuk Pięknych, to on ją przeorganizował, zatrudnił młodych, powierzył Stanisławskiemu katedrę pejzażu!
Ten obraz będzie tutaj jeszcze długo, cieszę się, że mogłam go sfotografować - od dawna jest w jednym z najważniejszych punktów mojego Muzeum Wyobraźni a nareszcie mogę go "posiadać" też trochę tak realnie. Zawsze gdy odwiedzam Kraków, muszę przejść się "Plantami Wyspiańskiego". Dziś wyglądają trochę inaczej, jeden nieciekawy budynek bardzo psuje perspektywę (tak, mówię to z całą odpowiedzialnością - nikt nie miał prawa stawiać tak wielkiej budowli NA Plantach, niezależnie od tego kto był inwestorem czy właścicielem). Tutaj masz po lewej widoczny za murem łamany dach (tzw. krakowski) Domu Długosza - czyli miejsca, w którym urodził się Wyspiański.
OdpowiedzUsuńBędzie więcej :)
Wszystkiego dobrego dla Ciebie - oraz śniegu i słońca :)
Mme Cicerone dziękuje :)
OdpowiedzUsuńPrzyjdzie czas, to często kwestia priorytetów albo jakichś życiowych okoliczności.
OdpowiedzUsuńDla mnie wizyty w muzeach to po prostu wielka przyjemność. I mam szczęście, że Kraków dość (obiektywnie) blisko.
Dziękuję!
"Późny wnuk" romantyków.
OdpowiedzUsuńMiło słyszeć, że zdały Ci się interesujące te obrazki z wystawy.
I ja przesyłam ciepłe pozdrowienia :)
To mnie prawdziwie cieszy - dobrze jest wiedzieć, że to moje pisanie muzealne zachęciło Cię do odwiedzenia Zawsze Młodej! Polskiej sztuki.
OdpowiedzUsuńJuż wkrótce, prawda?
Nie mam odwagi porównywać z Paryżem, ale mam nadzieję, że Twoja podróż do Krakowa będzie udana i pozostawi wiele pięknych wspomnień.
Gdybyś chciała również zobaczyć Xięgę Bałwochwalczą Brunona Schulza, to jest eksponowana jedynie do 9 stycznia w Muzeum Narodowym, w gmachu głównym przy Alejach.
Tym bardziej dziękuję, że znajdujesz czas - tu już mam prawdziwe wyrzuty sumienia przez ten mój rozwlekły styl, iście młodopolski :)
OdpowiedzUsuńAle chciałam zapisać jak najwięcej, zanim sama zapomnę wszystkie szczegóły, ulotne wrażenia. Plus tego jest taki, że można będzie zaglądać tutaj długo po tym, jak już wystawa się skończy, przypomnieć sobie jakiś obraz, jakiś fragment.
Zapraszam nieodmiennie na kolejne muzealne wędrówki :)
Teraz muzea są coraz bardziej otwarte, coraz bardziej przyjazne dla rodzin, dla dzieci. Są wspaniałe programy warsztatów, lekcji muzealnych dla najmłodszych - oczywiście za rok to jeszcze trochę za wcześnie, ale później! Byłam zachwycona widząc, np. na Wawelu, jak dobrzy specjaliści je prowadzą.
OdpowiedzUsuńSukiennice - koniecznie! Po renowacji to zupełnie nowa przestrzeń, jest pięknie. Nie wiem, czy scenariusz ekspozycji do końca mnie przekonuje, ale sala Michałowskiego (po wyrzuceniu paru akademickich płócien) byłaby wspaniała. Dużo jest pięknych obrazów z końca XIX wieku, z tego okresu odejścia od Akademii.
No i "Szał", wiadomo - niezapomniany.
Serdeczności :)
Dziękuję. Zawsze bardzo sobie cenię Twoje zdanie.
OdpowiedzUsuń