Zawsze Młoda! Polska sztuka około 1900 (2)
Zawsze Młoda! Polska sztuka około 1900. Wystawa w Muzeum Narodowym w Krakowie, w Kamienicy Szołayskich przy Placu Szczepańskim. Kurator wystawy: Krystyna Kulig-Janarek.
Informacje o wystawie najlepiej znaleźć na stronie internetowej Muzeum Narodowego Opis wystawy stworzony przez profesjonalistów, muzealników, historyków sztuki, doskonałe fotografie eksponatów, relacja z wernisażu oraz bogaty program wydarzeń towarzyszących - to wszystko na stronie muzeum. Tam odsyłam po wiedzę pewną i solidną, odsyłam do źródeł. A odesławszy, zrobię to, co lubię najbardziej...
Nie o drobiazgi tu przecież idzie, niepotrzebnie wyliczam te zachwycające przedmioty, ale o twórczą myśl, artystyczny głos sprzed stu lat, który dziś jest zaskakująco aktualny i żywy.
O tym pisałam już w pierwszej części relacji z wizyty w Kamienicy Szołayskich. Że na Młodą Polskę patrzy się trochę z góry, z wielkim dystansem, z pobłażaniem uzasadnionym rzekomą mądrością naszej kondycji, ponowoczesności, etc. Na ile słusznie? Czarne peleryny, młodzi malarze cierpiący na galopujące suchoty, jakiś kabaret, absynt i atmosfera skandali, które dziś już tylko śmieszą. Małe galicyjskie miasteczko o wielkich, niczym nie uzasadnionych pretensjach, uroczyste pogrzeby albo jubileusze dostarczające duchowych rozrywek. Bardzo łatwo jest patrzeć w ten sposób, zbyt łatwo może - takie postrzeganie zwalnia z myślenia. A tu trzeba by spojrzeć ponad sztafaż z epoki, odrzucić młodopolskie gesty i decorum, spojrzeć im prosto w oczy, tym, którzy wystąpili wtedy w obronie Sztuki. Może się wtedy okazać, że nasze pobłażanie i ironiczny uśmiech maskują jakąś bolączkę, jakiś brak. Trzeba by uczciwie przyznać, że czasy nie sprzyjają pielęgnowaniu wewnętrznej wolności. A odwaga? Myślę sobie, że nie tak wielu miałoby dziś odwagę wystąpić przeciw społecznym normom, porzucić ścieżki zapewnionej kariery - i jeszcze... bronić Sztuki?
Co naprawdę zdarzyło się wtedy w niedużym galicyjskim miasteczku? Widzę to tak: uwolnienie, zerwanie akademickich okowów, wielka rewolucja w obronie wolności wypowiedzi artystycznej, wyzwolenie wyobraźni. Był to, sui generis, nowoczesny spór o uniwersalia - toczył się w tamtym Krakowie końca XIX wieku, a jeśli rekwizyty tegoż sporu nieco dziś śmieszą, te słynne czarne peleryny i opary absyntu, to nie wolno tracić z oczu istoty rzeczy. Kraków Matejki, kultu przeszłości i historii, rozdrapywanie ran, zapisywanie stron patriotycznego brewiarza. Szkoła Sztuk Pięknych pielęgnująca nurt historyczny i akademizm. Akademizm, który rościł sobie pretensje do jedynie słusznej wizji sztuki, stworzył aparat pojęciowy definiujący pole zainteresowania artysty. Nie ma sztuki poza akademią. Nie ma sztuki poza granicami wykreślonymi przez uczonych w (akademickim) piśmie. Istnieje przy tym hierarchia tematów, podział rzeczywistości na rejony godne sztuki i niegodne, wzniosłe i przyziemne. Wielkie sceny z historii starożytnej lub bliższej, mitologii - tak! religia - jak najbardziej! A przy tym są pewne Kryteria, które dzieło musi spełnić, by można je było nazwać dziełem sztuki. Są Wartości, które musi przedstawiać, są Funkcje, których wypełnieniem winno być dzieło sztuki - Zadania Dydaktyczne i Moralizatorskie. Niech mi czytelnicy wybaczą szafowanie Wielkimi Literami, ale ilekroć myślę o koturnowości akademickiego stylu, o jego pseudo-intelektualnej hermetyczności, słyszę taki spiżowy, napuszony ton. A weźmy pejzaż - pejzaż in se nie liczy się w ogóle dla akademików. Może, ostatecznie jako ćwiczenie ręki? Nie wiem. Pejzaż musi mieć swoje uzasadnienie, swoją rację bytu, musi nieść Treści i Wartości. Może być tłem dla historycznej sceny, która by uzasadniała jego istnienie. Słyszałam kiedyś pewną anegdotę o młodym malarzu, studencie, który został przyłapany na malowaniu w plenerze! Bodajże w Ojcowie... A trzeba wiedzieć, że malowanie w plenerze było czymś zgoła gorszącym, owszem, jakieś szkice, ale prawdziwe dzieło sztuki powstaje w pracowni. A światło słoneczne? Po cóż światło, gdy jest Godny Temat, gdy są Zadania, Funkcje i Wartości? A ten biedak w Ojcowie musiał się gęsto tłumaczyć, że on, uchowaj Boże, nie maluje pejzażu, tylko pracuje nad obrazem przedstawiającym Łokietka uchodzącego przed Wacławem Czeskim.
Zapewne nie jestem obiektywna i w nurcie sztuki akademickiej z całą pewnością można odnaleźć dzieła wybitne - może dlatego, że geniusz zawsze znajdzie swój sposób wyrazu? Trudniej jest mi znaleźć wybitne akademickie dzieła w polskim malarstwie, ale zanim przejdę na pola herezji, lepiej zmilczę. Dlaczego jednak piszę o akademizmie? Bo takie jest, moim zdaniem, tło rewolty, której wyrazem jest Zawsze Młoda! Polska sztuka około 1900. Nikt poza artystą nie będzie określał, co jest godne miana sztuki. Sztuka nie potrzebuje uzasadnienia, sztuka przekracza granice intelektualnych konceptów, zrzuca okowy kanonu, burzy hierarchie godnych i niegodnych tematów. Wszystko, na co spojrzy artysta, jest sztuką! Następuje poszerzenie pola artystycznej kreacji, przemieszanie intelektu i czucia, uwolnienie kreatywnej wyobraźni! I nie, nie mówię o dadaistycznej rewolucji czy surrealistycznych manifestach z lat 20. Mówię o sztuce - alchemicznym wytworze wytopionym w krakowskim tyglu końca XIX wieku. Inna rzecz, że nie bez europejskich ingrediencyj. Nastąpiło bowiem uwolnienie pod jeszcze innym względem, zniesienie akademickiego kordonu, wyzwolenie spod dyktatu mieszczańskiego gustu, wyzwolenie od praktyki wyniesionej z monachijskich malarni - Kraków otworzył się na Paryż! Pankiewicz i Podkowiński jadą do Paryża i rozpoczyna się ferment.
Impresjonizm, dywizjonizm, pointyllizm, poimpresjonistyczny realizm, postimpresjonizm, symbolizm... następuje wielka fuzja, wielkie przemieszanie malarskich wizji, postaw, ideologii, pragnień. Wielkie uwolnienie wyobraźni. Artystyczna mozaika pełna różnorodnych barw, intelektualnych koncepcji i wisceralnych działań.
Następuje nobilitacja dawnych niskich tematów, pejzaż po raz pierwszy u nas zyskuje należną mu rangę, całkiem nowy ontologiczny status - dzieła samego w sobie. Tutaj wielka zasługa dwóch wielkich: Wyspiańskiego i - o czym będę pisać więcej - Jana Stanisławskiego, który właściwie stworzył od podstaw krakowską szkołę pejzażu. Wyjście w plener! Światło jako nieodzowny składnik malarskiej palety, zachwycenie zmiennością rzeczywistości, wielką przemianą świata w świetle. Inny wielki temat - folklor. Ludowość, wyśmiewana chłopomania - to przecież było odkrywanie całkiem innego świata, egzotyczna terra incognita. Miasto też postrzegane było inaczej przez zbuntowanych młodopolskich artystów - przez pryzmat nastroju, stąd pory przejściowe, zmierzchy i świtania, w zmienności, a zatem miasto jako odbicie wewnętrznego świata. Portrety - niepokojące, niejednoznaczne, spojrzenie artysty przenika przez naskórek widzialnej rzeczywistości, skanuje rejony Ducha i duszy. I wreszcie autoportret. Człowiek, (Inny i Ja), przyroda, ludowość, przestrzeń miejska i przestrzeń ducha. Tak widziałabym główne linie tematyczne, wokół których krystalizują się poglądy i postawy artystów Młodej Polski. Wielkie pole artystycznej wyobraźni, nowy sposób traktowania materii obrazu, kadrowania, nowe techniki, nowe widzenie.
Przestrzeń wystawy kształtowana jest logicznie i z wyobraźnią, jej szkielet tworzą wspomniane przed chwilą pola zainteresowań, przestrzenie myśli, linie napięć między widzeniem siebie a widzeniem Innego, między przestrzenią miejską a wiejskim pejzażem, między impresjonistycznie postrzeganą naturą świata a symbolicznym przedstawieniem kondycji człowieka. Jedna po drugiej otwierają się sale wystawy, wkraczamy z jednego pola znaczeń w kolejne, mieszczańska kamienica z pokojami w amfiladzie służy - czy to nie piękna ironia losu - przedstawieniu całego theatrum pełnego rekwizytów młodopolskiej wyobraźni, szerzej - wyobraźni przełomu wieków.
Pierwsze pomieszczenie. Tu zbędne są wprowadzenia, stopniowanie napięcia, zaczynamy jak najwyżej - od Parnasu. Pierwsza sala - AUTOPORTRETY ARTYSTÓW. Wchodzisz i milkniesz, bo w pierwszej sekundzie jesteś schwytany w sieć krzyżujących się spojrzeń. Jak całość wystawy oparta jest na skrzyżowaniu najważniejszych wątków-tematów, na wielkiej milczącej rozmowie, tak tutaj - skrzyżowane spojrzenia. Pierwsze wrażenie jest jednak mylne - nie na ciebie patrzą. Ani wyniosłe spojrzenie Malczewskiego, ani enigmatyczny wzrok Weissa z portretu z kobiecymi maskami, ani poważna Boznańska, ani ten najważniejszy dla mnie - człowiek z portretu na ścianie po prawej (niewidocznego na tym zdjęciu). Nie na ciebie patrzą, to złudzenie, każdy z nich patrzy na siebie. Czy maluje ten, który patrzy? Kogo maluje patrzący? Czy naprawdę pewna jest tożsamość obserwatora i obserwowanego? Kto powiedział, że monolit JA rozpada się dopiero u Lacana et consortes?
Na panneau z autoportretami Malczewskiego, Weissa i Boznańskiej przeczytałam takie słowa:
[...] Zacząłem obserwować samego siebie - samą istotę moją, stan był trochę tylko odmienny - trochę niezwyczajny, a już zwrócił uwagę tego drugiego ja, który zaczął obserwować.
Józef Mehoffer, Pamiętnik, Kraków 1975, s. 103
I w tej pierwszej chwili stało się dla mnie jasne, że to nie jest wystawa historyczna, że nie jestem w jakimś malarskim rezerwacie młodopolskim, że wiele z tego, co tak powierzchownie myśli się o tamtej epoce, jest po prostu nieadekwatne i krzywdzące. Dychotomia ja obserwującego i obserwowanego (a tu upraszczam, bo przecie Mehoffer powiada, że następuje rozszczepienie obserwatora na tego, który patrzy i tego, co patrzenie owo analizuje, zaś sam obserwowany też pewnie zmienia się pod wpływem badawczego spojrzenia, jest pod obserwacją, czujny, inny i nie-swój), którą mi tu zaserwowano na początek pod obstrzałem przenikliwych spojrzeń, nadała w jednej chwili właściwą perspektywę odbioru całej wystawy. Nastąpiła całkowita abolicja czasu.
Skazani na jakieś legendarne i anegdotyczne bytowanie w przestrzeni sztuki młodopolskiej, na osi historii sztuki rozumianej linearnie, jako rozwój, dążenie do nowoczesności i dalej - tamci młodzi i starsi sprzed ponad stulecia stali się mi bliżsi od współczesnych "artystów". To może być funkcją konstrukcji umysłu, moich konserwatywnych w istocie gustów czy artystycznego niewyrobienia, nie będę zaprzeczać. Niech każdy patrzy na Zawsze Młodą! jak mu dyktuje jego własny osąd. Dla mnie to było spojrzenie twarzą w twarz, bez rozdzielającego dystansu czasu, bez ironicznego dystansu.
Wspomniana wcześniej ściana po prawej i ten, dla którego tu przyszłam - gdy jeszcze nie wiedziałam, że oprócz niego odnajdę tyle intrygujących, wspaniałych wątków.
Bo muszę teraz wyznać, że odkąd zamknięto wystawę poświęconą Wyspiańskiemu, zachwycająco bogatą i wielowątkową, wystawę, o której myślałam, że będzie już zawsze, że będę mogła ciągle wracać - odtąd ochłodziły się mocno moje uczucia do Muzeum Narodowego i długo rozważałam, czy w ogóle wybrać się do Kamienicy Szołayskich, programowo nie czytałam o nowej ekspozycji, nie chciałam oglądać relacji z wernisażu. To był protest! Muzeum zapewne odczuło go dotkliwie...
A mówiąc poważniej - nie jestem w moim rozczarowaniu sama i byłam świadkiem wielu już zapytań o to, czy Wyspiański wróci. W jakim kształcie, kiedy? To jest, proszę Muzeum, paląca kwestia i nie można zostawiać Wyspiańskiego w magazynach, względy konserwatorskie są z całą pewnością najważniejsze, ale wiele prac może być przecież eksponowana "rotacyjnie", po odpowiednio długim magazynowym odpoczynku. Wyspiański musi mieć swoje muzeum biograficzne, swoją przestrzeń. Dlaczego jej nie ma? "Coś ty Atenom zrobił Sokratesie..." - czy tak trzeba to rozumieć?
A tutaj rzut oka na ścianę po lewej - obserwujący i obserwowani spoglądają na siebie, ja patrzę na nich, przyglądam się sobie w tym patrzeniu. Ale już dalej, w prześwicie, w otwartych drzwiach widzę coś, co istniało dla mnie wcześniej w jakiejś na wpół legendarnej przestrzeni. Przedmiot, o którym słyszałam, czytałam, lecz nie wiedziałam, gdzie się znajduje (przepastne magazyny muzealne to szerokie pojęcie) i czy w ogóle jeszcze istnieje.
A mówiąc poważniej - nie jestem w moim rozczarowaniu sama i byłam świadkiem wielu już zapytań o to, czy Wyspiański wróci. W jakim kształcie, kiedy? To jest, proszę Muzeum, paląca kwestia i nie można zostawiać Wyspiańskiego w magazynach, względy konserwatorskie są z całą pewnością najważniejsze, ale wiele prac może być przecież eksponowana "rotacyjnie", po odpowiednio długim magazynowym odpoczynku. Wyspiański musi mieć swoje muzeum biograficzne, swoją przestrzeń. Dlaczego jej nie ma? "Coś ty Atenom zrobił Sokratesie..." - czy tak trzeba to rozumieć?
A tutaj rzut oka na ścianę po lewej - obserwujący i obserwowani spoglądają na siebie, ja patrzę na nich, przyglądam się sobie w tym patrzeniu. Ale już dalej, w prześwicie, w otwartych drzwiach widzę coś, co istniało dla mnie wcześniej w jakiejś na wpół legendarnej przestrzeni. Przedmiot, o którym słyszałam, czytałam, lecz nie wiedziałam, gdzie się znajduje (przepastne magazyny muzealne to szerokie pojęcie) i czy w ogóle jeszcze istnieje.
... w którym zgromadzono obrazy i grafiki związane z nieoficjalnym i może trochę skandalizującym (w tamtej epoce i w tamtym Krakowie na pewno) życiem knajpiano-kabaretowym twórców Młodej Polski, w sali pod znakiem ORSZAKU DIONIZOSA, przedmiot ów studiowałam przez blisko godzinę, z zapałem, ze wzruszeniem, jak odnalezione listy z młodości. Bowiem ów przedmiot (nie mam zamiaru wymienić jego nazwy teraz, to chyba jasne) jest w istocie jak... list w butelce. To takie trochę ryzykowne porównanie, zważywszy na słuszne obrazy tego płótna, to nie lada radość otrzymać list wielkości 600 na 226 cm, butelka natomiast budzi jak najbardziej słuszne skojarzenia. I czytałam sobie ten list w butelce wyrzucony na brzeg, zapisany przez ludzi, których już dawno nie ma. I było wiele pięknych obrazów na wystawie u Szołayskich, było kilka prawdziwych arcydzieł, ale to płótno, wierszowana zabawna dyskusja, portrety, karykatury, diabeł straszliwy w dolnym rogu, jakiś kozioł czy faun porywający piękną dziewczynę - Dagny jak wiadomo słynęła z urody - podpis pod wierszykiem, charakterystycznie wygięte S.W., grecka świątynia z karykaturami trzech bogów w tympanonie i moja radość, gdy powoli odczytywałam greckie znaki, by dowiedzieć się, że rysował Tetmajer a potem rozpoznać w potężnym Zeusie mojego ulubionego pejzażystę Stanisławskiego... tak chaotycznie piszę o tym, niech już tak zostanie. Niech to odda choć trochę moją radość z odkrycia i wzruszenie.
O tajemniczym (chyba już wszyscy rozszyfrowali ów eksponat) płótnie napiszę osobno - zasługuje na to! Mam więcej zdjęć i pokażę niektóre rozszyfrowane kody, odczytane zagadki. Taki wielki palimpsest pisany na statku pijanym.
Tutaj po lewej obraz Malczewskiego "Sewer i Wyczół" jako fauny. Nie pamiętam tytułu obrazu po prawej (a nie mam dużego katalogu wystawy i pewnie szybko mieć nie będę, to trochę zbyt droga przyjemność...)*
Tu dwa kolejne obrazy z tejże sali. W Orszaku Dionizosa pojawia się znów Malczewski z niezwykle ciekawym obrazem oraz Wyczółkowski z karykaturą Feliksa Jasieńskiego.
Obraz Malczewskiego, który był przedmiotem mojej wczorajszej fotograficznej zagadki muzealnej, to słynne "Wyjście z Akademii". Od lewej na schodach: Fryderyk Pautsch, Józef Mehoffer, Leon Wyczółkowski, Teodor Axentowicz, Jan Stanisławski oraz na dole Jacek Malczewski:
We wczorajszej zagadce pytałam jeszcze, jakie jest prawdziwe znaczenie tego tytułu - myślę, że nie będę już wracać do tego problemu, który rozwinęłam w - zapewne niepotrzebnie długim - wstępie. Obrazek, choć humorystyczny, jest dla mnie naprawdę genialnym skrótem, kwintesencją młodopolskiego przełomu. I jest mój ulubiony Stanisławski!
I co jeszcze zobaczymy w tej sali? Rysunki, karykatury, zaproszenia i wszelkie druki ulotne związane z "Zielonym Balonikiem". Mam wrażenie, że ten rysunek przedstawiający Rachelę widziałam w Jamie Michalikowej - a to pewnie była kopia, może inna wersja? Tak czy inaczej piękną Rachelę, czyli słynną aktorkę Halinę Sulimę mamy tutaj w graficznym przedstawieniu.
Nie zanotowałam sobie autora tego pięknego popiersia, ale zanim sprawdzę na stronie Muzeum Narodowego, przyjmijmy w roboczej hipotezie, że jest to Konstanty Laszczka. Takie mam przeświadczenie, okaże się, czy słuszne.*
Tak jest! Konstanty Laszczka.
***
Kolejna sala gromadzi obrazy połączone wspólną ideą - MIT MIASTA.
Myślę jednak, że tutaj zrobimy małą przerwę. Wy przeczytacie początek muzealnej relacji, a ja... popracuję nad zwięzłością wypowiedzi.
C.d.n.n.
Ciąg dalszy nieodwołalnie nastąpi...
***
Dla przypomnienia: pierwsza część relacji z wystawy Zawsze Młoda (wnętrza Kamienicy Szołayskich)
***
Ktoś doczytał do końca?
;-)
Nie przejmujcie się, piszę głównie dlatego, żeby nie zapomnieć wrażeń, myśli. Utrwalić to, co ulotne. Jeśli przeczytacie nawet jakiś urywek, wycinek - to i tak jest to dla mnie jakiś prezent - dostaję fragment waszego czasu.
Oczywiście ,że przeczytałam z rozdziabioną buzią. Widziałam wystawę i zrobiła na mnie ogromne wrażenie ale i nie mniejsze Twoja wiedza i umiejętność przelewania jej na posta. Obejrzę raz jeszcze bardziej świadoma .
OdpowiedzUsuńMaszka, dziękuję, to miłe co mówisz, ale solidnej wiedzy nie ma tu wiele. Dlatego odesłałam na wstępie do poważnych źródeł, żeby móc sobie spokojnie zapisać takie impresje. Ot, ćwiczenie pamięci. Natomiast jeśli ten tekst zachęcił Cię w jakikolwiek sposób do ponownych odwiedzin w Kamienicy Szołayskich, to jestem szczęśliwa :) W niedzielę ma być chyba zwiedzanie z przewodnikiem - ale sprawdź to jeszcze na stronie Muzeum.
OdpowiedzUsuńz przyjemnością będę sobie poczytała Ciebie za przewodnika i spokojnie przespaceruję się nocą tymi korytarzami ;)
OdpowiedzUsuńja to mam dopiero zaległości, ale koniec roku taki czas, a może takie priorytety...niemniej nie porzucam i pozaglądam w wolnej chwili, co by nasycić i oko i ducha ;)
a Ciebie, ku radości ogółu, więcej ostatnio i zdjęcie co jedno to bliżej, aż będzie dane niemal stanąć twarzą w twarz ;)
Jo, jasna sprawa, że czas nie sprzyja teraz ślęczeniu przed komputerem, święta, rodzina, etc. Tak jak mówisz - kwestia priorytetów. Chciałam to sobie wszystko zapisać po prostu dla pamięci, subiektywnie, tak żeby móc kiedyś wrócić, porównać wrażenia.
UsuńNo, istotnie, jakieś zdjęcie się tu pojawia czasem. Skoro mogę się podpisać pod tym, co tu wypisuję, to pomyślałam sobie, że zdjęcie nie będzie dysonansem. W każdym razie nie będę miała przez to problemów w pracy ;)) Chyba lubię takie 'spersonalizowane' blogi, lubię widzieć, kto pisze. Choć oczywiście pełna anonimowość, etc. też mnie bardzo kuszą - dla równowagi - tylko już za późno ;)
Serdeczności!
w ramach priorytetów kończę druga skarpetę na prezenty (jak w fabryce św. Mikołaja :), maszyna mi zastrajkowała, a że ja z tych nieszyjących, to teraz robótki ręczne muszę sobie przypomnieć ;),
Usuńwezmę wolne do Nowego Roku i wtedy zakopię się z przyjemnością w Twoim archiwum ;)
a Malczewskiego ostatnio miałam przyjemność w Poznaniu, ale jedynie we włoskim towarzystwie ;)
pozdrawiam ciepło ;)
Doczytałam do końca i to z wielka przyjemnością ;-)
OdpowiedzUsuńMłoda Polska to jedna z moich ulubionych epok. Myślę, że w Polsce stworzono wówczas najcenniejsze dzieła, zwłaszcza jeśli chodzi o malarstwo.
I właśnie ta wolność, to uwolnienie od doczesności, których teraz ze świecą szukać - godna podziwu odwaga bycia wolnym.
Twoja relacja, zdjęcia - bardzo mi przybliżyło tę wystawę. To lepsze niż oglądać katalog z tej wystawy.
Mam nadzieję, że wystawa poświęcona Wyspiańskiemu wróci na czas, gdy w końcu będę mogła wybrać się do Krakowa.
Czekam na ciąg dalszy!
Anito droga, jedno jest pewne, że nie potrzebuję wielu czytelników, jeśli jest mała garstka takich jak Ty :)
UsuńMłoda Polska jest chyba mocno a niesłusznie deprecjonowana, myślę sobie, że nowe badania, szczególnie malarstwa, bardzo przyczyniłyby się do oddania sprawiedliwości tej epoce. Nie jestem absolutnie żadnym specjalistą, ale mam wrażenie, że język pisany "zestarzał się" bardziej od malarskiego, od języka sztuk wizualnych. I to krzywdzące postrzeganie młodopolskiej sztuki może mieć swoje źródło właśnie w anachronicznym języku tamtej epoki. Nawet Wyspiański - o ileż trudniej mi się go czyta, niż ogląda. Dla mnie jego obrazy są absolutnie ponadczasowe, natomiast dramat, listy, poezje - wymagają wysiłku, jakiegoś przełożenia, translacji. Może to specyfika języka polskiego, bo gdy czytam francuską literaturę tamtych lat, wydaje mi się dużo mniej 'odległa' czy anachroniczna. Więc to może kwestia polszczyzny? Temat do przemyślenia.
Przepraszam za dygresję :)
A katalog bardzo chciałabym mieć i pewnie go sobie jednak nierozsądnie kupię.
Są wspaniałe zdjęcia, opis a nawet krój pisma zaprojektowano specjalnie na tę okazję.
Mam nadzieję, że Wyspiański powróci. Słyszałam dwie wersje - że może będzie prezentowany w jakimś większym wyborze gdy zakończy się remont pomieszczeń na piętrze (aktualna wystawa znajduje się na parterze). I druga wersja, mniej optymistyczna - że dopiero w jakimś nowym budynku, który powstanie specjalnie w tym celu. To by oznaczało dość odległą przyszłość... Tak czy inaczej Zawsze Młoda! będzie do końca września, może uda Ci się ją zobaczyć.
Ciąg dalszy, już bardziej zwięzły, w przygotowaniu :)
To była odwaga stanąć po drugiej stronie przeciw Akademii, otworzyć szeroko drzwi na powiew nowych inspiracji, kolorów, wbrew tradycjonalistom. Relacja subiektywna - i taka powinna być. Czekam na ciąg dalszy:)
OdpowiedzUsuńTo prawda, odwagi im nie brakowało! Akademia i jej ograniczenia, zamknięty światek krakowski, bardzo tradycyjne społeczeństwo. I nagle rewolta, bunt przeciwko mistrzom (Wyspiański, Mehoffer, Malczewski, Weiss, Wyczółkowski, de Laveaux to przecież uczniowie - i wielkie rozczarowanie - Matejki) i nagle to otwarcie się na Paryż, jak przebicie muru.
UsuńNo to w takim razie siadam do dalszego ciągu :)
O zapisywaniu sobie Twoich wpisów, jako swego rodzaju przewodnik po Krakowie pomyślałam już wcześniej i ściągam sobie do schowka wpisy krakowskie, coby posłużyły mi podczas wycieczki. Jeśli to jest amatorski i dyletancki post to ja jeszcze nie trafiłam do przedszkola, a nawet nie wiem, czy nie powinnam udać się do żłobka. Pozostaję również pod urokiem tego pięknego collage wiedzy, pasji i emocji. Uwielbiam takie wpisy, które potrafią mnie kupić i przekonać nawet do czegoś, co nie jest moim konikiem. Jeśli miałabym wybierać Matejko- Wyspiański to oczywiście nie ma dla mnie cienia wątpliwości, że wybiorę Wyspiańskiego. Może narażę się wielbicielom Matejki, ale jego obrazy do mnie nie przemawiają, są takie napuszone, historyczno-patriotyczne i takie "doskonałe". A w doskonałości jest dla mnie zawsze jakiś fałsz. Ale to moje subiektywne zdanie. Podczas ostatniego pobytu w Krakowie odwiedziłam i oddział M.N Pod Sukiennicami i Oddział w Kamienicy Szołayskich. I choć nie żałuję tych odwiedzin, to właśnie wizyta w Muzeum, które nie wiem czemu nazwałam Muzeum Wyspiańskiego (nawet nie wiedziałam, że ekspozycja jest czasowa i podobnie, jak Ty byłam przekonana, że będzie tam zawsze) spowodowała przyspieszone bicie serca i drżenie w kolanach i taki jakiś rodzaj radości trudnej do sprecyzowania, która sprawia, że po czasie na samo wspomnienie śmieje mi się buzia (to jak wspomnienie odwiedzin w Orsay, Ufizzi, Luwru, Kaplicy Sykstyńskiej czy oglądanie płócien i fresków Fra Angelico. Przyznałam już, że moja znajomość młodopolskiej sztuki jest mizerna, ale Wyspiańskiego bardzo lubię; jego prace tak różnorodne zachwycają mnie właśnie tą różnorodnością i poetyką, choć chyba trudno je nazwać impresjonistycznymi mnie
OdpowiedzUsuńniektóre jego obrazy kojarzą się z dziełami paryskiej bohemy. A witraże - lubię pasjami, a portrety- pyszne (zwłaszcza rozczulają mnie portrety dzieci). Tak więc pisz proszę dalej ten po Krakowie przewodnik, a ja odwiedzać go będę nie tylko śladami malarzy, poetów, pisarzy, przeszłości, ale i śladami pewnej pani tłumaczki :) Pozdrawiam
Ojej, dziękuję :) Jeśli mnie znów ogarnie poczucie bezwartościowości (siebie, wysiłków, pisania), co zdarza się cykliczne - to już wiem, co przeczytam w ramach remedium.
UsuńA poważniej - ja również byłam przekonana, że to już po wsze czasy będzie Muzeum Wyspiańskiego, zawsze przesuwałam kolejne terminy odwiedzin, bo "przecież będzie zawsze". Mam nauczkę. Najbardziej cieszy mnie, że spędziłam w muzeum dwa dni zaraz na początku, gdy jeszcze najwięcej eksponowano tych najbardziej 'wrażliwych' przedmiotów (papier). Może doczekam się powrotu Wyspiańskiego? Na razie pozostaje mi szukać jego śladów w innych miejscach. Choćby w Gmachu Głównym MN przy Alejach - może zaglądniesz tam przy najbliższej okazji? Malarstwo przełomu wieków jest tam pięknie reprezentowane - dużo Boznańskiej, Weiss, Pankiewicz, Stanisławski (jego akurat jest za mało i zamierzam podnieść tę kwestię ;)
A Matejko? Do niego trzeba by podejść bez uprzedzeń, widzieć go obiektywnie w kontekście epoki, docenić wysiłki i ogrom prac. Chyba nie dorosłam do tego jeszcze. Nie ma sensu buntować się przeciwko takiemu rodzajowi sztuki, ten bunt już się przeżył, po co wyważać otwarte drzwi... tak sobie myślę, a jednocześnie nie nie mogę znaleźć żadnego punktu zaczepienia w tym jego malarstwie. Może to też przez obecny kontekst polityczno-kulturowy, tak to najogólniej określę i mój dystans.
Zdefiniować malarstwo Wyspiańskiego - o to na razie się nie pokuszę. Tu jednak byłoby mi wstyd ignorancji. Na pewno słusznie podkreślasz związki z Paryżem, bez względu na to jak 'wsobna' i wyjątkowa jest jego koncepcja sztuki, ten Paryż gdzieś u zarania był i na pewno pomógł mu się wyzwolić spod artystycznej kurateli Matejki.
A może znajdziesz czas, żeby odwiedzić Dom Mehoffera? Ta wystawa ma wiele uroku, miejsce jest autentyczne. I też w pewien istotny sposób związane z Wyspiańskim.
Raz jeszcze dziękuję! (Muszę chyba przejrzeć archiwa, mogą tam się znaleźć istne kurioza - wiesz sama jak zmieniają się gusta).
Pozdrowienia!
No i ja doczytałam:) i mało mi. No co Ci powiem? Żal dławiący, że ten mój wyjazd nie doszedł do skutku. Dobrze, że ta wystawa będzie tak długo jeszcze otwarta.
OdpowiedzUsuńObraz obok Malczewskiego to dzieło Stanisława Dębickiego (na jednym z Autoportretów ach jak podobny do drogiego Stanisława W;)zatytułowane Żart a la Malczewski, a Rachela to rzeczywiście dzieło Laszczki.
Mało?? :)
UsuńUzupełniłam, pięknie dziękuję :) Mówisz o tym autoportrecie przedstawiającym całą sylwetkę? Rzeczywiście tak podobny...
Wystawa będzie długo otwarta, wierzę, że nie raz i nie dwa razy ją odwiedzisz, niech będzie dwanaście! Zrobię jeszcze lepsze zdjęcia grafik, eksponowanych książek, plakatów - bo jeśli coś się będzie wymieniać, to najprawdopodobniej takie przedmioty. Są trzy grafiki Stanisławskiego, może pojawią się inne na ich miejsce, etc. W ten sposób nawet jak zobaczysz wystawę nieco zmienioną, to będzie materiał fotograficzny.
Moniko, masz katalog, czy Ty tak z pamięci te tytuły? :)
I w jednym i w drugim przypadku - zazdroszczę. W drugim nawet bardziej...
No mało, mało. Co się dziwisz. Wiesz jak daleko od Krakowa jest Warszawa?;)
UsuńTak, mówię o tym autoportrecie w niebieskiej koszuli. Oczywiście nasz Staś bardziej przystojny;)
Nie, nie mam katalogu. Ostatnio jak byłam w Krakowie, zrobiłam sobie tylko zdjęcie plakatu reklamującego tę wystawę. A to, jak pisała moja ulubiona krakowska poetka, "to jest bardzo mało"...Lubię Młodą Polskę po prostu, choć szczerze muszę przyznać, że na drugim miejscu po Dwudziestoleciu.
Ach, Dwudziestolecie! Moim zdaniem powinno mieć jakieś całkiem osobne miejsce, tak by i sztuka, i literatura były ukazane razem. Może to zbyt rozległy temat, ale teraz nie przychodzi mi na myśl ani jedna ekspozycja, która by była taką próbą syntezy Międzywojnia. Może najbliższa byłaby wystawa w Okszy, w Zakopanem, tylko oczywiście elementem spajającym byłoby tam również miejsce. Ha, widzę że mam jeszcze jedno muzeum do opisania :) Całkiem zapomniałam o Okszy.
UsuńTo będzie muzealna zima :)
No to musisz koniecznie napisać o Okszy, bom całkowita ignorantka w tym temacie.
UsuńTeż będzie Malczewski, tyle że Rafał :)
UsuńI oczywiście godnie reprezentowana pewna Firma Portretowa.
Zawsze miałam ochotę przeczytać wspomnienia Rafała Malczewskiego. Znasz?
UsuńA teraz już znikam. Na nogach od 04.15, 12 godzin stojącej pracy, nie pamiętam jak się nazywam;)
Dobranoc:)
Nie znam, niestety - tylko jakieś fragmenty. Ale już od dawna mam na nie chęć. Widziałam je właśnie w muzeum w willi Oksza, ale cóż - w dzień powrotu, ciężkie bagaże, i tradycyjnie deficyt :)
UsuńDobrej nocy, śpij, odpocznij trochę...
Wspaniała wirtualna wycieczka po wystawie:) Bardzo ci zazdroszczę:) Malarstwo okresu Młodej Polski ma wiele w sobie z naszej polskości i historii niezależnie czy jest to Malczewski, Matejko czy Wyspiański. Przede wszystkim jest pełne symboliki, alegoryczne przekazy patriotycznych treści. Może dlatego tak wielki mam do niego sentyment:) Czekam na więcej:)
OdpowiedzUsuńCo do malarstwa warto nadmienić, że od dziś "Pomarańczarka" na ścianach MNW:)
Pozdrawiam
Oczywiście - zgodzę się, że Historia to temat, który powraca, ciągle aktywny. Ciekawie jest zastanowić się, w jak różny sposób podchodzą do niego Matejko i wymienieni przez Ciebie ci dwaj jego uczniowie. Nieustanny dialog, polemika, całkowicie inne ujęcie, ale nie odejście. Niemniej cenne i ważne jest to, że artyści zdobyli wówczas dla siebie ogromne przestrzenie niezależne od myślenia historycznego, że wywalczyli dla Sztuki prawo samostanowienia.
UsuńPomarańczarka! Czy to nie jest wspaniała wiadomość w kontekście naszych rozmów o sztuce tej epoki? Warszawo - zazdroszczę!
? ścian prezentują się wyśmienicie. Taka dygresja na marginesie poważnych komentarzy. Wizyta z Tobą w muzeum to wielka przyjemność, więc i ja czekam na dalszy ciąg oraz inne muzealne zbiory.
OdpowiedzUsuńJakiś modernistyczny duch zjadł mi cześć komentarza :) Piękne autoportrety, które i ja lubię. Wyglądają wyśmienicie na tle tych szarych ścian. Pozdrawiam, Ado.
OdpowiedzUsuńIstotnie, pierwszy komentarz brzmiał enigmatycznie :) Inna sprawa, że w Kamienicy Szołayskich obecność duchów nie byłaby niczym dziwnym. Nie tylko modernistycznych. W najbliższym otoczeniu kamienicy znaleziono podczas renowacji Placu Szczepańskiego, jeśli dobrze pamiętam, pewną ilość pochówków, prawdopodobnie z czasów Oppidum Judaeorum.
UsuńAch ściany! Kolorystyka! Fryzy graficzne w kształcie stylizowanych kwiatów kasztanowca! Tyle jeszcze obiecałam sobie wspomnieć, wątkom wystawowym nie ma końca.
Serdecznie pozdrawiam (na przekór mroźnej zimie tu na Południu)
Witaj Ado!
OdpowiedzUsuńJestem niezmiernie zaszczycona, że odwiedziłaś mój skromniutki blog. Przyznaję, że byłam u Ciebie. Przepraszam. Wiedziona nieśmiałością, złamałam swoją zasadę nie zostawiłam u Ciebie komentarza.
Ado, jestem dyletantem w dziedzinie malarstwa, jednak uwielbiam podziwiać obrazy impresjonistów i malarzy Młodej Polski.
Aby zobaczyć malarstwo tych drugich, swego czasu pojechałam oglądać je w zamku w Niepołomicach. Potem odwiedziłam Muzeum w Sukiennicach, trzy miesiące po jego otwarciu.
W tamtym roku przyjechałam na Wystawę Wiliama Turnera do Gmachu Głównego na 3 Maja. Tu pewne obrazy zobaczyłam po raz trzeci. W październiku zobaczyłam wystawę w Kamienicy Szayewskich. Pewne obrazy oglądałam kolejny raz.
Pytasz, o moje wrażenia...hmm, jak ja Ci mam to powiedzieć. Jestem zakochana w Wyspiańskim, Mehofferze, Malczewskim...
Wybacz, ale jestem trochę szalona. Pojechałam do Fryburga aby zobaczyć witraże Mehoffera, a w jego muzeum byłam cztery razy...Znam go prawie na pamięć. W ogrodzie przesiedziałam raz trzy godziny. W wyobraźni porównywałam jego obrazy i ogród...
Powiem Ci, że dzisiaj miałam wolne, specjalnie na wyjazd do Krakowa. Musiałam kolejny raz zobaczyć szopki.
Kocham Kraków, jego czar, magię...On jest moim powerem(energią)i nic na to nie poradzę.
Ado, przepraszam za zbyt długi komentarz.
Ślę pozdrowienia.
Łucjo-Mario, takie komentarze nadają sens mojemu pisaniu. Tak to mogę najprościej ująć. Bardzo się ucieszyłam znalazłszy u na Twoim blogu krakowskie reminiscencje, a teraz się okazuje, że to prawdziwa pasja! Jakże się cieszę widząc tyle wspólnych tematów i (niekoniecznie rozsądnych, ale cóż komu po rozsądku) zachowań.
UsuńMoże mijałyśmy się na Wystawie Turnera, albo w Sukiennicach, albo u Mehoffera? Kto to wie... Na pewno nie we Fryburgu. Och, zazdroszczę w tym najbardziej pozytywnym ze znaczeń.
Mnie niestety okoliczności nie pozwoliły na wyjazd do Krakowa, by zobaczyć pokaz szopek, może w najbliższych dniach zobaczę je chociaż w Krzysztoforach.
Czuj się tu zawsze mile widzianym gościem!
Serdeczności :)
wymiękam - chyba jedynie "północ w Paryżu" Allena może się równać z twoimi peregrynacjami.
OdpowiedzUsuńKopiuję sobie twoje posty na czytnik, przeczytam jeszcze raz, w pracy, nocą, na spokojnie.
Jak mnie znów dopadnie "kryzys twórczy" to sobie tutaj zaglądnę ;) Dzięki!
OdpowiedzUsuńObawiam się tylko, że przy uważnym czytaniu wyjdzie niedopracowanie tego tekstu, całkowita 'wrażeniowość' i brak zakorzenienia w solidnej wiedzy. No nic, przynajmniej wiem, nad czym pracować!
Maszka, dziękuję, to miłe co mówisz, ale solidnej wiedzy nie ma tu wiele. Dlatego odesłałam na wstępie do poważnych źródeł, żeby móc sobie spokojnie zapisać takie impresje. Ot, ćwiczenie pamięci. Natomiast jeśli ten tekst zachęcił Cię w jakikolwiek sposób do ponownych odwiedzin w Kamienicy Szołayskich, to jestem szczęśliwa :) W niedzielę ma być chyba zwiedzanie z przewodnikiem - ale sprawdź to jeszcze na stronie Muzeum.
OdpowiedzUsuńJo, jasna sprawa, że czas nie sprzyja teraz ślęczeniu przed komputerem, święta, rodzina, etc. Tak jak mówisz - kwestia priorytetów. Chciałam to sobie wszystko zapisać po prostu dla pamięci, subiektywnie, tak żeby móc kiedyś wrócić, porównać wrażenia.
OdpowiedzUsuńNo, istotnie, jakieś zdjęcie się tu pojawia czasem. Skoro mogę się podpisać pod tym, co tu wypisuję, to pomyślałam sobie, że zdjęcie nie będzie dysonansem. W każdym razie nie będę miała przez to problemów w pracy ;) Chyba lubię takie 'spersonalizowane' blogi, lubię widzieć, kto pisze. Choć oczywiście pełna anonimowość, etc. też mnie bardzo kuszą - dla równowagi - tylko już za późno ;)
Serdeczności!
Anito droga, jedno jest pewne, że nie potrzebuję wielu czytelników, jeśli jest mała garstka takich jak Ty :)
OdpowiedzUsuńMłoda Polska jest chyba mocno a niesłusznie deprecjonowana, myślę sobie, że nowe badania, szczególnie malarstwa, bardzo przyczyniłyby się do oddania sprawiedliwości tej epoce. Nie jestem absolutnie żadnym specjalistą, ale mam wrażenie, że język pisany "zestarzał się" bardziej od malarskiego, od języka sztuk wizualnych. I to krzywdzące postrzeganie młodopolskiej sztuki może mieć swoje źródło właśnie w anachronicznym języku tamtej epoki. Nawet Wyspiański - o ileż trudniej mi się go czyta, niż ogląda. Dla mnie jego obrazy są absolutnie ponadczasowe, natomiast dramat, listy, poezje - wymagają wysiłku, jakiegoś przełożenia, translacji. Może to specyfika języka polskiego, bo gdy czytam francuską literaturę tamtych lat, wydaje mi się dużo mniej 'odległa' czy anachroniczna. Więc to może kwestia polszczyzny? Temat do przemyślenia.
Przepraszam za dygresję :)
A katalog bardzo chciałabym mieć i pewnie go sobie jednak nierozsądnie kupię.
Są wspaniałe zdjęcia, opis a nawet krój pisma zaprojektowano specjalnie na tę okazję.
Mam nadzieję, że Wyspiański powróci. Słyszałam dwie wersje - że może będzie prezentowany w jakimś większym wyborze gdy zakończy się remont pomieszczeń na piętrze (aktualna wystawa znajduje się na parterze). I druga wersja, mniej optymistyczna - że dopiero w jakimś nowym budynku, który powstanie specjalnie w tym celu. To by oznaczało dość odległą przyszłość... Tak czy inaczej Zawsze Młoda! będzie do końca września, może uda Ci się ją zobaczyć.
Ciąg dalszy, już bardziej zwięzły, w przygotowaniu :)
To prawda, odwagi im nie brakowało! Akademia i jej ograniczenia, zamknięty światek krakowski, bardzo tradycyjne społeczeństwo. I nagle rewolta, bunt przeciwko mistrzom (Wyspiański, Mehoffer, Malczewski, Weiss, Wyczółkowski, de Laveaux to przecież uczniowie - i wielkie rozczarowanie - Matejki) i nagle to otwarcie się na Paryż, jak przebicie muru.
OdpowiedzUsuńNo to w takim razie siadam do dalszego ciągu :)
Mało?? :)
OdpowiedzUsuńUzupełniłam, pięknie dziękuję :) Mówisz o tym autoportrecie przedstawiającym całą sylwetkę? Rzeczywiście tak podobny...
Wystawa będzie długo otwarta, wierzę, że nie raz i nie dwa razy ją odwiedzisz, niech będzie dwanaście! Zrobię jeszcze lepsze zdjęcia grafik, eksponowanych książek, plakatów - bo jeśli coś się będzie wymieniać, to najprawdopodobniej takie przedmioty. Są trzy grafiki Stanisławskiego, może pojawią się inne na ich miejsce, etc. W ten sposób nawet jak zobaczysz wystawę nieco zmienioną, to będzie materiał fotograficzny.
Moniko, masz katalog, czy Ty tak z pamięci te tytuły? :)
I w jednym i w drugim przypadku - zazdroszczę. W drugim nawet bardziej...
Ojej, dziękuję :) Jeśli mnie znów ogarnie poczucie bezwartościowości (siebie, wysiłków, pisania), co zdarza się cykliczne - to już wiem, co przeczytam w ramach remedium.
OdpowiedzUsuńA poważniej - ja również byłam przekonana, że to już po wsze czasy będzie Muzeum Wyspiańskiego, zawsze przesuwałam kolejne terminy odwiedzin, bo "przecież będzie zawsze". Mam nauczkę. Najbardziej cieszy mnie, że spędziłam w muzeum dwa dni zaraz na początku, gdy jeszcze najwięcej eksponowano tych najbardziej 'wrażliwych' przedmiotów (papier). Może doczekam się powrotu Wyspiańskiego? Na razie pozostaje mi szukać jego śladów w innych miejscach. Choćby w Gmachu Głównym MN przy Alejach - może zaglądniesz tam przy najbliższej okazji? Malarstwo przełomu wieków jest tam pięknie reprezentowane - dużo Boznańskiej, Weiss, Pankiewicz, Stanisławski (jego akurat jest za mało i zamierzam podnieść tę kwestię ;)
A Matejko? Do niego trzeba by podejść bez uprzedzeń, widzieć go obiektywnie w kontekście epoki, docenić wysiłki i ogrom prac. Chyba nie dorosłam do tego jeszcze. Nie ma sensu buntować się przeciwko takiemu rodzajowi sztuki, ten bunt już się przeżył, po co wyważać otwarte drzwi... tak sobie myślę, a jednocześnie nie nie mogę znaleźć żadnego punktu zaczepienia w tym jego malarstwie. Może to też przez obecny kontekst polityczno-kulturowy, tak to najogólniej określę i mój dystans.
Zdefiniować malarstwo Wyspiańskiego - o to na razie się nie pokuszę. Tu jednak byłoby mi wstyd ignorancji. Na pewno słusznie podkreślasz związki z Paryżem, bez względu na to jak 'wsobna' i wyjątkowa jest jego koncepcja sztuki, ten Paryż gdzieś u zarania był i na pewno pomógł mu się wyzwolić spod artystycznej kurateli Matejki.
A może znajdziesz czas, żeby odwiedzić Dom Mehoffera? Ta wystawa ma wiele uroku, miejsce jest autentyczne. I też w pewien istotny sposób związane z Wyspiańskim.
Raz jeszcze dziękuję! (Muszę chyba przejrzeć archiwa, mogą tam się znaleźć istne kurioza - wiesz sama jak zmieniają się gusta).
Pozdrowienia!
Też będzie Malczewski, tyle że Rafał :)
OdpowiedzUsuńI oczywiście godnie reprezentowana pewna Firma Portretowa.
Nie znam, niestety - tylko jakieś fragmenty. Ale już od dawna mam na nie chęć. Widziałam je właśnie w muzeum w willi Oksza, ale cóż - w dzień powrotu, ciężkie bagaże, i tradycyjnie deficyt :)
OdpowiedzUsuńDobrej nocy, śpij, odpocznij trochę...
Oczywiście - zgodzę się, że Historia to temat, który powraca, ciągle aktywny. Ciekawie jest zastanowić się, w jak różny sposób podchodzą do niego Matejko i wymienieni przez Ciebie ci dwaj jego uczniowie. Nieustanny dialog, polemika, całkowicie inne ujęcie, ale nie odejście. Niemniej cenne i ważne jest to, że artyści zdobyli wówczas dla siebie ogromne przestrzenie niezależne od myślenia historycznego, że wywalczyli dla Sztuki prawo samostanowienia.
OdpowiedzUsuńPomarańczarka! Czy to nie jest wspaniała wiadomość w kontekście naszych rozmów o sztuce tej epoki? Warszawo - zazdroszczę!
Istotnie, pierwszy komentarz brzmiał enigmatycznie :) Inna sprawa, że w Kamienicy Szołayskich obecność duchów nie byłaby niczym dziwnym. Nie tylko modernistycznych. W najbliższym otoczeniu kamienicy znaleziono podczas renowacji Placu Szczepańskiego, jeśli dobrze pamiętam, pewną ilość pochówków, prawdopodobnie z czasów Oppidum Judaeorum.
OdpowiedzUsuńAch ściany! Kolorystyka! Fryzy graficzne w kształcie stylizowanych kwiatów kasztanowca! Tyle jeszcze obiecałam sobie wspomnieć, wątkom wystawowym nie ma końca.
Serdecznie pozdrawiam (na przekór mroźnej zimie tu na Południu)
Łucjo-Mario, takie komentarze nadają sens mojemu pisaniu. Tak to mogę najprościej ująć. Bardzo się ucieszyłam znalazłszy u na Twoim blogu krakowskie reminiscencje, a teraz się okazuje, że to prawdziwa pasja! Jakże się cieszę widząc tyle wspólnych tematów i (niekoniecznie rozsądnych, ale cóż komu po rozsądku) zachowań.
OdpowiedzUsuńMoże mijałyśmy się na Wystawie Turnera, albo w Sukiennicach, albo u Mehoffera? Kto to wie... Na pewno nie we Fryburgu. Och, zazdroszczę w tym najbardziej pozytywnym ze znaczeń.
Mnie niestety okoliczności nie pozwoliły na wyjazd do Krakowa, by zobaczyć pokaz szopek, może w najbliższych dniach zobaczę je chociaż w Krzysztoforach.
Czuj się tu zawsze mile widzianym gościem!
Serdeczności :)
Jak mnie znów dopadnie "kryzys twórczy" to sobie tutaj zaglądnę ;) Dzięki!
OdpowiedzUsuńObawiam się tylko, że przy uważnym czytaniu wyjdzie niedopracowanie tego tekstu, całkowita 'wrażeniowość' i brak zakorzenienia w solidnej wiedzy. No nic, przynajmniej wiem, nad czym pracować!
Ach, Dwudziestolecie! Moim zdaniem powinno mieć jakieś całkiem osobne miejsce, tak by i sztuka, i literatura były ukazane razem. Może to zbyt rozległy temat, ale teraz nie przychodzi mi na myśl ani jedna ekspozycja, która by była taką próbą syntezy Międzywojnia. Może najbliższa byłaby wystawa w Okszy, w Zakopanem, tylko oczywiście elementem spajającym byłoby tam również miejsce. Ha, widzę że mam jeszcze jedno muzeum do opisania :) Całkiem zapomniałam o Okszy.
OdpowiedzUsuńTo będzie muzealna zima :)