Kraków błękitny, gotycka cegła w słońcu i średniowieczne rzeźby

Dobrze jest wstać wcześnie, wtedy można zobaczyć taki trochę inny Kraków, trochę nierzeczywisty, może taki jak dawniej - choć pewnie tylko tak sobie wyobrażam. Na ulicach cicho, bardzo spokojnie na Rynku, samochodów tak mało, że można je ignorować,  a nieliczni przechodnie nie przeszkadzają. Nie jest to dla mnie częsty widok, ale tym bardziej cenny. Tamtego dnia, pięknego, słonecznego dnia, kiedy wiosnę czuło się już w powietrzu, i coś więcej niż wiosnę - był to Dzień Poezji wyznaczony arbitralnie i nie wiadomo przez kogo, a przecież zawsze coś to dla mnie znaczy - znalazłam się w Krakowie... nie pamiętam już teraz dlaczego. Czy był jakiś racjonalny powód? Czy musi być? Pewnie nie. Pamiętam, że wiatr był mocny, niebo błękitne i bezchmurne, a bardzo jaskrawe słońce podkreślało każdy załom muru, obrys każdej gotyckiej cegły, kontury wawelskich wież. Pamiętam intensywny zapach wiosny, wilgotny, przenikliwy, pamiętam mokre ulice, cały Rynek mokry był od nocnego deszczu - a może od porannego mycia? A w nim odbijało się niebo.



Cały tamten poranek pamiętam właśnie tak - w błękicie.



Słońce dopiero pojawiało się ponad szczytami kamienic we wschodniej pierzei Rynku, oświetlało część Wieży Ratuszowej, attykę Sukiennic, ale dołem Rynek ginął jeszcze w granatowej czerni.


I był tak pięknie bezludny:





Wschodnia ściana Wieży Ratuszowej wygrzewała się w słońcu i słońce złociło słoneczną tarczę pośrodku tarczy ratuszowego zegara. To zdanie jest tak barokowe, że... maszkaron by się uśmiał:


Oto podwójnie słoneczna tarcza ratuszowego zegara:


Spojrzenie na wieżę i przepiękny wątek cegieł, jaśniejszych, ciemniejszych i najmocniej wypalanej, ciemnowiśniowej zendrówki... i już wiem, że muszę koniecznie zobaczyć prezbiterium kościoła Mariackiego. Gotyk w takim słońcu, czy jest coś piękniejszego? Zestawienie cegły i przepięknej, misternej kamieniarki - gzymsy, archiwolty, fiale, kwiatony, maswerki, pinakle - cała ta gotycka koronkowa robota!



Tu jeszcze zbliżenie na pewien detal, który często umyka uwadze. Owszem, potrzebny jest dobry zoom i owszem, potrzebne są lepsze zdjęcia. Ale nawet te, niedoskonałe, dają wyobrażenie o pięknie tego zespołu gotyckich rzeźb. Proszę koniecznie następnym razem patrzeć w górę, wysoko! Część rzeźbionych detali znajduje się w kluczach okien, a znów inne przysiadły na konsolach wysoko pod samym gzymsem. I tak wokół całego prezbiterium! To nie są przypadkowe przedstawienia, w programie ideowym gotyckiej świątyni nie było nic przypadkowego - a jeśli teraz nie są dla nas czytelne, to dlatego, że nie znamy klucza, by odczytać ten szyfr. Uczeni snują domysły, mniej lub bardziej spójne teorie. Innego typu rzeźby znajdują się od południa, inne znów od północy, często są tutaj groteskowe, wręcz karykaturalne przedstawienia. Niektóre z figur przedstawiono jak dosiadają takie czy inne mityczne zwierzęta, czy a nawet innych ludzi (jedna z bezspornie odczytanych grup to Philis na Arystotelesie, ilustracja średniowiecznego podania - niestety nie mam jej na zdjęciach z tamtego dnia). Oto inne, podniebny bestiariusz gotycki:



Tu inne z moich ulubionych, gotyckich zdjęć, nawet jeśli technicznie nieudane - to przecież jakie światło, jak pięknie wygląda gotyk w słońcu. Oraz palimpsest kolejnych przemian. Niezdecydowanie to jak widać nie tylko moja domena :-)


A potem z powrotem na Rynek, ostatnie spojrzenie na Wieżę Ratuszową:


i dalej moją ulubioną drogą. I wreszcie wchodzę w wąwóz Kanoniczej, ulicy zamkniętej na Zamek:


Tu jeszcze jedna piękna gotycka budowla - Collegium Iuridicum - a mój cień stoi tuż obok zarysu nieistniejącego już kościoła Marii Magdaleny. Na tym wszystkim cień dyskusyjnej kolumny Piotra Skargi, a obok pod ścianą - przedziwna fontanna. Nie, nie pod tą ścianą, pod sąsiednią  - naprawdę łatwo pomylić ze sobą te dwie formy... Nie ma szczęścia do fontann biedny Kraków.


Tu w wodzie odbija się piękny, gotycki szczyt Collegium Iuridicum:


Wieże Wawelu, a pod nimi...



"U stóp Wawelu miał ojciec pracownię..."


Wyspiański encore et toujours, wszystkie drogi prowadzą do niego. Ostatnia kamienica po prawej, wcześniej dom Długosza, wcześniej słynna łaźnia, dużo później - pracownia Franciszka Wyspiańskiego, średniej klasy rzeźbiarza. W przyziemiu, od strony Wawelu, małe okienka tuż nad ulicą, tu niewidoczne.

I tu kończy się spacer - ale ciąg dalszy nastąpi. To był długi dzień!


Komentarze

  1. Takiego Krakowa prawie bez ludzi jeszcze nie widziałam. Warto było wstać wcześniej, żeby popatrzeć spokojnie na miasto i różne ciekawe szczegóły w nim. Pogoda też była cudowna. Kałuże wody też się przydały do zrobienia ciekawych zdjęć. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dla mnie to też dość rzadki widok. Owszem, przez większą część roku muszę wstawać bardzo wcześnie, ale nie dla spacerów po Krakowie, niestety... Tym bardziej cenię sobie takie oderwane chwile, wykradzione codzienności. Zwłaszcza, gdy w nagrodę dostaję taką pogodę, słońce i florenckie niebo!
    Serdecznie pozdrawiam, dobrej nocy :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudny Krakow:) dziekuje za mily spacer, pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Dziękuję i oczywiście zapraszam na kolejne odsłony krakowskich spacerów :-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ado, burzysz mój światopogląd, jak tak można. Gdzie są te śliczne meleksy z Kanoniczej? Tak bardzo je lubię! Tak doskonale wpisują się w architekturę Wawelu! Ech...;)
    Ale do wiosny już tylko krok, prawda?:)))

    OdpowiedzUsuń
  6. guciamal (małgosia)13 lutego 2015 09:50

    Zawsze zadzieram wysoko głowę i usiłuję "ustrzelić" aparatem to, czego wzrok nie sięga. Niestety mój aparat nie dość jest biegły w tych polowaniach fotograficznych. No i wiedza moja nie tak dogłębna. Te bestiariusze przypominają mi te, które oglądałam w Rosslyn. Bezludny Kraków nęci. Jakiż piękny bonus za zbyt krótki sen :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Magdalena Jastrzębska13 lutego 2015 10:11

    Pamiętam taki pusty Kraków z lat studenckich, gdy rankiem biegłam na zajęcia na Gołębią. W tamtym roku, gdy pod koniec października przyjechałam na Targi Książki miałam okazję przemierzać Kraków o poranku - pusto, zimno, ale pięknie. Mieć miasto tylko dla siebie to luksus dla tych co wcześniej wstają.

    OdpowiedzUsuń
  8. Gotyk w słońcu <3
    Nie ma szczęścia do fontann biedny Kraków - to samo ciągle powtarzam. Mam gdzieś negatyw z serią śmiesznych zdjęć z Placu Szczepańskiego. Miał z tego powstać wpis Fontanna di trevi ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. To bardzo proszę poszukać w szufladach, fontanna di trevi, ech... Cały Plac Szczepański - moim oczywiście zdaniem - to seria pomyłek. Za tak ogromne pieniądze.

    OdpowiedzUsuń
  10. Piękne zdjęcia - taki klimat Krakowa jak na twoich fotografiach to znaleźć można tylko u Bujaka (nie kadzę, prędzej się usłyszy u mnie impertynencję, niż woń kadzidła poczuje).

    Rzeźby z gzymsu Katedry Mariackiej znam - istotnie zagadka godna wyobraźni sfinksa ;-) - obserwowałem je przez lornetkę i fotografowałem.

    Fontanna - moim zdaniem chciano na złość Jezuitom zrobić instalując im na przeciw świątyni cokolwiek falliczny kształt ;-)

    OdpowiedzUsuń
  11. Kraków jest piękny o każdej porze dnia...Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  12. Lubię właśnie takie zdjęcia miejsc, które za dnia są gwarne i tłumne, a mimo to udaje się zrobić zdjęcie, gy nie ma ludzi. Uchwycić coś, co w natłoku umyka.
    Wspaniałe...wszystkie

    OdpowiedzUsuń
  13. Maja Wąchała13 lutego 2015 14:22

    Nasz gotyk nadwiślański wściekle płomienisty. Kocham.

    OdpowiedzUsuń
  14. Agnieszka Wojdowicz13 lutego 2015 14:23

    Widziałam taki bezludny Kraków w październiku minionego roku o wczesnym poranku. Dzień zapowiadał się ładny, ale wtedy było jeszcze mglisto i cicho. Szłam Plantami od ulicy Świętej Gertrudy w stronę Pawiej i raptem uderzyła mnie myśl, że tu, czyli w Krakowie, nawet oddycham inaczej niż poza nim.
    Pokazała Pani fotografie miejsc, do których mam ogromny sentyment. Kanonicza, choć taka wąska i mroczna, ma niepowtarzalny urok, a mnie przywodzi zawsze na myśl dawny Kraków, nawet jeśli zastawiona jest samochodami. Pisze Pani przepięknie; zyskała Pani we mnie wierną czytelniczkę. :-)

    OdpowiedzUsuń
  15. sukienka w kropki13 lutego 2015 17:41

    Wspaniale uchwyciłaś nastrój miasta o poranku, zdjęcia są po prostu przepiękne a światło przecudnie modeluje każdy załamek murów i rzeźb. Ja też uwielbiam takie momenty kiedy miasto, na codzień widziane z tłumami na ulicach, pokazuje nam swoją prawdziwą twarz. Widać to nawet w takiej małej mieścinie jak Ostróda, ale w dużym robi to niesamowite wrażenie. Parę razy zdarzyło mi się zaskoczyć Mediolan tuż po przebudzeniu i zobaczyłam wtedy zupełnie inne miasto...Ado zamiesciłam odpowiedź na Twój komentarz u mnie, zajrzyj z łaski swojej, bo jest tam pewna prośba do Ciebie. Pozdrawiam! sukienka w kropki

    OdpowiedzUsuń
  16. guciamal (małgosia)13 lutego 2015 18:42

    To prawda, mam w swoich zbiorach troszkę tych kamiennych stworów, ale na pewno nie są one tak pięknie "ustrzelone" jak twoje. Wyobraźnia ma ogromną moc sprawczą :) Marzą nam się bezludne miasta, a przecież to ludzie je tworzą, taki paradoks.

    OdpowiedzUsuń
  17. Oglądam z wielką przyjemnością Kraków widziany Twoim obiektywem i korzystam z Twej wiedzy Ado.
    A przy okazji sama uczę się na co zwracać uwagę, gdy mam aparat ze sobą.

    Pozdrawiam ciepło.

    OdpowiedzUsuń
  18. Ten gotycki zespół rzeźb jest wspaniały i mało kto o nim wie, tak naprawdę. Świetna jest ta Filis na Arystotelesie, a od wschodniej strony jest, jeśli dobrze pamiętam, Veraicon, bodaj w kluczu okiennym. Fotografowałam kilka razy te od południowej strony, ale jakoś nie mogłam sobie przypomnieć, w którym są folderze na dysku i mam dziś tylko takie dwa przykłady. Te od północnej strony są jeszcze trudniejsze do sfotografowania - zawsze w cieniu. A mogą być ciekawe, bo północna strona była zarezerwowana chyba dla grzeszników, potępieńców, czy innych potworności ;-) A na marginesie - od kilku lat można oglądać wystawę Kraków na wyciągnięcie ręki, jest na Kanoniczej w pałacu bpa Ciołka. To prawdziwy raj dla miłośników architektonicznych detali, tak trudnych do oglądania z daleka (to najlepiej dowodzi teorii, że cała ta piękna, kunsztowna i kosztowna gotycka rzeźbiarska oprawa świątyni nie była wykonywana z myślą o ludzkim oku.
    Fontanna - mnie najbardziej przypomina z kształtu krakowskie kosze na śmieci, jest nawet w bliskim sąsiedztwie tegoż na tym zdjęciu, uderzające podobieństwo ;-)
    A za akapit pierwszy pięknie dziękuję.

    OdpowiedzUsuń
  19. Z całą pewnością! Mam jednak takie ulubione godziny, jedną jest świt i wczesny poranek; a potem złota popołudniowa godzina. I jeszcze zmierzch i nocne światła.
    Pozdrowienia :-)

    OdpowiedzUsuń
  20. Te znane miejsca wyglądają wówczas całkiem inaczej, tracą coś ze swojej powszedniości, zwyczajności i potrafią się pokazać z całkiem nieznanej strony. Jakby widziało się je po raz pierwszy.
    Dziękuję!

    OdpowiedzUsuń
  21. Najpiękniejszy w ukośnym, ostrym słońcu porannym albo tuż przed zachodem. Cały w płomieniach! A te kunsztowne dodatki, te piękne kamienne okładziny (wieża ratuszowa, św. Katarzyny kruchta). Uwielbiam romańską, ale gotyk...

    OdpowiedzUsuń
  22. Jest mi bardzo miło, nowi czytelnicy to bezcenna wartość dodana tego terapeutycznego pisania. A jeśli jeszcze są miłośnikami Krakowa i właśnie tak patrzą na to przedziwne miasto... :-)
    Och, nawet samochody nie zmienią tego. Owszem, psują mi najlepsze kadry, ale dzięki temu zwracam większą uwagę na to, co w górze, wysoko. Detale architektoniczne, jakiś załom muru, rzeźby uczepione gdzieś pod gzymsem albo okno z ciekawym odbiciem. To jest miasto dla cierpliwych.
    Zapraszam Panią :-)

    OdpowiedzUsuń
  23. Tak, to całkiem inne oblicze Krakowa. Ale czy prawdziwe? Myślę, że obie mamy skłonność do idealizowania takich bliskich sercu miejsc. I gdy czasem łapię się na myśleniu: o, to tak jak dawniej - ale czy na pewno to "dawniej" podobałoby mi się takim, jakie było naprawdę? Średniowieczne miasta z ich gwarem, brudem, chorobami, odorem, niepewnością jutra, przemocą, wielkimi kontrastami. Wtedy nie mogłabym sobie tak bezkarnie chodzić o świcie i oglądać rzeźby gotyckie ;-) Już nie mówiąc o tym, że z daleka bym ich nie dostrzegła ;-)

    Ale tak naprawdę to wiadomo, że się z Tobą zgadzam - dla mnie to też prawdziwa twarz miasta... W końcu: la vida es sueño.

    OdpowiedzUsuń
  24. Bez wyobraźni to życie nie byłoby nic warte! Rzeczywiście to ciekawy paradoks. Ale - z drugiej strony, wydaje mi się, że żyjemy w rzeczywistości, która jest swego rodzaju wynaturzeniem idei miasta. Nawet Kraków, projektowany przecież z takim niesamowitym rozmachem, weźmy ów Rynek, który w średniowiecznych czasach dla tamtej liczby ludności musiał być po prostu gigantyczny! I ta rozumnie rozplanowana siatka ulic, i kościołów masa, i miejsce do targów pięknie przygotowane, i obronność. Myślę, że przez dłuższy czas ta struktura miasta była wystarczająca, albo nawet zbyt obszerna, szczególnie w czasach upadku Krakowa. Tymczasem od kilkudziesięciu lat miasto spotworniało, nastąpił jego gigantyczny rozrost, przerost. Nadmierna liczba ludności, chaos nowych osiedli, fatalnie zorganizowany transport i absolutna plaga - samochody. Pewnie narażam się tym komentarzem wielu czytelnikom. Ale nie ma sensu się spierać, przecież wiadomo, że to tyko mrzonki - tak zorganizowana sieć transportu, żeby nie było konieczności wjazdu do Krakowa samochodem.


    Miasto tworzą ludzie, ale tylko miasto po przekroczeniu pewnej wielkości, pewnej liczebności staje się - moim zdaniem - nieludzkie. Stąd ta moja tęsknota do bezludnych miejsc i kadrów.

    OdpowiedzUsuń
  25. To miło słyszeć, dziękuję! Tych spacerów z aparatem nie da się z niczym innym porównać. Wyjątkowa szkoła uważności - na detal, na chwilę.
    Serdecznie pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  26. Każdą wycieczkę staralismy się kończyc na krakowskim Rynku, pod Adasiem - dworzec o skok, do domu też było stąd blisko. Pamietam też pusty Rynek, nocą, dziś rzecz niespotykana, nawet w wigilię przetaczają się przezń tłumy...

    OdpowiedzUsuń
  27. Teraz Rynek nigdy chyba nie śpi - może tylko w jakiś paskudny listopadowy wieczór ;-) Ale ciągle zostają bliskie uliczki - ciągle na nowo zaskakuje mnie kontrast pomiędzy ruchliwą Floriańską czy nawet Sławkowską i całkiem prawie bezludnymi przecznicami. Lubię chodzić wtedy ul. Marka czy Tomasza, lubię te odrapane jeszcze kamienice...

    OdpowiedzUsuń
  28. guciamal (małgosia)14 lutego 2015 08:37

    Myślę, że można to odnieść to wielu dzisiejszych miast, jedna sprawa, to przyrost ludności i jego niewspółgranie z zabudową sprzed lat, a druga ilość turystów. To najczęściej oni powodują "sztuczny" nierzadko tłok i to oni chyba bardziej mi przeszkadzają, a przecież ja też tworzę to "oni". Oczywiście, ja Krakowa nie znam tak dobrze, jak Ty, ilość moich odwiedzin w mieście można by policzyć na palcach obu rąk, ale wydaje mi się, że "starówki" (centra historyczne większości tak chętnie odwiedzanych miast cierpią na ten sam problem. Zapewne dlatego wielu moich znajomych woli wakacje (spędzanie wolnego czasu) na peryferiach w malutkich miejscowościach, mniej, lub mało znanych patrząc na mnie dziwnie, jako na Tę, która pcha się w najbardziej zatłoczone miejsca w Europie. Nie jestem masochistką, denerwują mnie zatłoczone środki komunikacji (w metrze czasami jestem sardynką w pudełku), nie lubię tłoku, zgiełku, hałasu, podobnie jak Ty marzę o ciszy, spokoju, zatrzymaniu w czasie i możliwości oglądania ciekawych miejsc bez przeszkód. Dla mnie zakaz ruchu samochodowego w centrach historycznych to wcale nie taki głupi pomysł, pod warunkiem że komunikacja miejska byłaby wydolna. I co roku wybierając miejsce wakacyjnego wypoczynku walczę ze sobą, co dla mnie ważniejsze, zobaczyć i poznać czy raczej wypocząć, bo innej alternatywy nie widzę. Chyba każde miasto, które ma wiele do zaoferowania oferuje w bonusie tłok, tłum i zgiełk :( Łączę się w tęsknocie do mniej zatłoczonych miejsc (realistycznie) i ratuję się podobnie, jak ty wczesno porannym oglądaniem.

    OdpowiedzUsuń
  29. Bardzo dziękuję, że dzięki Tobie mogłam podziwiać miasto budzące się ze snu. Nigdy wcześniej nie widziałam takich widoków i takich zdjęć. To prawdziwa poezja do oczu.
    Chociaż widziałam wiele zabytkowych, bardzo wyjątkowych miast to żadne nie może równać się z moim ukochanym Krakowem. Jeden, jedyny raz widziałam prawie opustoszałe miasto. Niestety, samochody dostawcze burzyły całą harmonię obrazów i ciszy. To co Tobie było dane zobaczyć, wybacz ale jest do pozazdroszczenia. Mogłaś w porannym słońcu podziwiać rozświetlony gotyk z koronkowymi pinaklami, złożonymi z filarków, żabek, kwiatonów, wimperg.
    Z ogromną niecierpliwością czekam na każdy Twój post. Już się cieszę na kolejny spacer po zaczarowanym Krakowie.
    Pozdrawiam bardzo serdecznie:)

    OdpowiedzUsuń
  30. Maja Wąchała14 lutego 2015 20:17

    Najlepiej się czuję w miastach lokowanych na prawie niemieckim, właśnie ze względu na układ urbanistyczny i gotyk. Zupełnie inny, niż ten anglosaski, bardziej ostry, wyrazisty a jednocześnie jakby bardziej kameralny, niż francuski, angielski.

    OdpowiedzUsuń
  31. Jest oddech, jest przestrzeń. I ten gotyk w słońcu nie ma sobie równych. I są to miasta zrobione na ludzką miarę, mimo tej strzelistości czy dużej liczbie budowli sakralnych, to są miasta, w których się żyje.

    OdpowiedzUsuń
  32. Bardzo trafna analiza. Cóż tu wiele mówić - jest to jakieś błędne koło, z którego nie widzę wyjścia. Cieszy mnie, że Kraków podoba się w Europie, ale jeśli nie mogę wejść swobodnie na wzgórze wawelskie... albo jeśli na Rynku odbywają się jakieś dantejskie sceny z udziałem angielskich "turystów"... To wszystko pieniądz, biznes.
    Zostają nam świty i listopadowe zmierzchy :-)

    OdpowiedzUsuń
  33. Obiektywnie patrząc wiele miast jest piękniejszych od Krakowa, ma po stokroć cenniejsze zabytki architektury i sztuki, a korzenie tych miast sięgają czasów antycznych... Kraków jest zaściankowy, biedny, brudny, chaotycznie rozrastający się, pozbawiony sensownej sieci dróg, nieprzystosowany do liczby ludności, miasto z przerostem ambicji, której dorównuje chyba tylko poziom zanieczyszczeń powietrza. I gdybym tylko mogła, podróżowałabym nieustannie, żeby poznawać je z bliska, a potem do Krakowa wracać. Bo jest to bezsprzecznie jedno z tych miast, gdzie najlepiej się powraca. I wiadomo przecież, że nie patrzę na Kraków obiektywnie ;-)
    Dziękuję Łucjo za wspólny spacer i zapraszam na kolejne :-)

    OdpowiedzUsuń
  34. Ado, ze mną jest tak. Gdy zakochuję się w jakimś mieście nigdy nie jestem obiektywna.
    A co do Krakowa? ta miłość trwa już kilka lat, jest stała i niezmienna.
    Miłego tygodnia.
    Pozdrawiam serdecznie:)

    OdpowiedzUsuń
  35. Fontanna - tak jakos kojarzy mi sie z greckim Omfalosem w Olimpii, o ktorym powwzechnie sie uwaza iz symbolem fallicznym jest.

    Filos i Arystoteles - czasami zastanawiam sie ile w tych szyderstwach jest pogardzy dla glupoty starszego meżcz zny a ile podziwu i zazdrosci na zasadzie "stary człowiek a może" ;-). A im starszy jestem od Arystotelesa (gdy czyn ów historycznie szalony popelniał) to tym mniej we mnie szyderstwa a wiecej... zrozumienia. Choc powiedzmy sobie szczerze starość w antyku była dobre dwie dekady wcześniej niz obecnie.

    O rzexbach przeczytałem jakies dwadziescia lat temu i od razu pojchałem do Krakowa zrobic zdjecia, Zenitem jeszcze, wyszły marne, bo bez teleobiektywu. Szkoda.

    OdpowiedzUsuń
  36. Tyle słońca i błękitu u Ciebie, Ado, chyba zapowiada rychłą wiosnę :-)
    Gotyk w słońcu to rzeczywiście coś pięknego. Jeszcze bardziej spodobał mi się odbity w wodzie, zatarła się jego kanciastość, zrobił się nieco delikatniejszy, łagodniejszy.
    Serdecznie Cię pozdrawiam i życzę Ci jak najwięcej takich słonecznych dni :-)

    OdpowiedzUsuń
  37. Jeszcze jej nie czuć w powietrzu, ale taki błękit jak w ostatnich dniach pozwala mieć nadzieję, że to już niedługo! Prawda, że to wodne odbicie Collegium Iuridicum może być nawet ładniejsze od oryginału? ;-) Lubię ten świat "na odwrót" i dlatego tak żałuję, że nie ma w Krakowie jakichś naprawdę udanych fontann, zbiorników wodnych.
    Jeśli przyjdzie wiosna, to najwcześniej u Ciebie, więc daj znać, gdy zobaczysz jakieś jej forpoczty, dobrych dni i jak najbardziej słonecznych życzę!

    OdpowiedzUsuń
  38. Myślę, że to jest dobre skojarzenia. Omfalos w Delfach, jeśli mnie pamięć nie myli. No widzisz, dzięki temu spojrzę bardziej przychylnym okiem na tę nieszczęsną fontannę :-)
    Myślę sobie, że ta rzeźba - a raczej podanie, które jest jej źródłem, że jest to jakaś symboliczna próba ośmieszenia mądrości (wyniosłej mądrości filozofów, mądrości jakby zamkniętej w wieży w kości słoniowej) albo zmniejszenia dystansu - sprowadzenia sztuki philo sophein na ziemię. Kojarzy mi się to ze średniowiecznymi początkami teatru - groteskowe sztuki wystawiane na kościelnym placu ośmieszające wszystko i wszystkich, oswajające w ten sposób człowieka ze śmiercią i z życiem.
    Teleobiektyw konieczny. Marzę o dobrym aparacie i kilku obiektywach, ech... na razie muszę sobie radzić w ten sposób.

    OdpowiedzUsuń
  39. Małgorzato i Adrianno - jesteście miodem na moje serce - myślałem ze tylko ja na starość dziwaczeję, bo drażnią mnie samochody w centrach miast, zastawiające chodniki, punkty widokowe, zabytki.
    Wnerwiają mnie bezkształtne blokowiska, złości prymat "biznesu" nad estetyką i rozumem...

    Ale skrajną głupotą decydentów była idea powolnej destrukcji transportu zbiorowego z myślą o udogodnieniach dla samochodziarzy - ja wiem że praktycznie wszyscy ci wyżsi urzędnicy, to samochodziarze właśnie i z tym środowiskiem się utożsamiający, ale... cóż za krótkowzroczność, co za brak rozumu.

    A miejsce idealne? Weźmy takie Viterbo - samochody na parkingach po miastem, do miasta piechotką lub kolejką... tak powinno być wszędzie.

    OdpowiedzUsuń
  40. Maciej, naprawdę to pocieszające, że nie jestem odosobniona w tym tworzeniu bezsamochodowych utopii. Nie sądzę, żeby w Polsce dało się to kiedykolwiek zrealizować - chyba, że przyjdzie istotnie jakiś kryzys na skalę światową i samochód będzie znów dobrem luksusowym, na utrzymanie którego stać tylko nielicznych.
    Inne rozwiązania wymagałyby: myślenia, chęci wspólnego działania, troski o wspólne dobro, woli zrzeczenia się części swoich przywilejów dla dobra innych, troski o rzecz tak zbędną jak estetyka przestrzeni miasta. Realne? Chyba nie... Już dawno pozbyłam się złudzeń.

    OdpowiedzUsuń
  41. nic dodać nic ująć Adrianno

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz