Kościół św. Krzyża
Niepodobny do innych krakowskich kościołów. Przybysz z innego czasu, świadek piastowskiego świata - wspomina krewnych z Kruszwicy i Gniezna. Wznosi się na Placu Świętego Ducha - zaś pobliski gmach Teatru Słowackiego oraz budynek dawnej teatralnej elektrowni, tudzież parkingi i postoje taksówek wyglądają tak, jakby znajdowały się w jakimś innym wymiarze czasowym, przez absurdalny przypadek sąsiadując z tym kościołem w przestrzeni.
Fotografując kościół postanowiłam pominąć nieistotne w tej historii detale (i przede wszystkim usunąć ze świata znienawidzone samochody). Nie ma się wrażenia, że to miejska fotografia, prawda?
Pierwszy kościół wzniesiony w tym miejscu był drewniany (Anno Domini 1200 przez biskupa Pełkę), potem około 1300 roku rozpoczęto budowę murowanej świątyni, prawdopodobnie z kamienia, który pozostał po wzniesieniu obronnych murów miejskich. Wieża powstała w połowie XV wieku i stopniowo przez lata była nadbudowywana. Dodano kaplice - najpierw od strony południowej kaplicę św. Zofii, później, pod koniec XVI wieku, dwie przylegające do wieży kaplice: św. Andrzeja i Matki Boskiej Loretańskiej. Kościół ucierpiał w wielkim pożarze miasta w 1528 roku, runęło sklepienie nawy. W kilka lat po pożarze odbudowano sklepienie i to z ogromnym staraniem, dekorując je pięknymi renesansowymi malowidłami.
To tyle wiadomości podręcznikowych.
Kościół ten ciekawił mnie już od dawna - jakoś nie zdarzyło mi się wcześniej przyjrzeć mu się z bliska - może dlatego, że nie bywałam często w kościołach, ale teraz przyjdzie to zmienić (Voltaire, m'entendez-vous? ;-)
Moje pierwsze wrażenie: jest to kościół na ludzką miarę, w jak najlepszych piastowskich tradycjach - prosta i logiczna konstrukcja - kwadratowa ceglana nawa, do niej przylega od wschodu zbudowane na planie prostokąta, węższe i niższe prezbiterium, wzniesione z kamienia, kryte osobnym dachem, nad fasadą zachodnią góruje czworoboczna wieża, do jej przyziemia przylegają kaplice. Jest to ponoć jedna z najczystszych stylowo gotyckich budowli Krakowa. Formy przyjemne dla oka - jednorodne, solidne, harmonijne. Pochwała prostoty!
I teraz będzie ciekawiej - dlaczego jeszcze ten kościół jest dla mnie wyjątkowy? Herbert pisał "mniejsza o barok, którego nie znoszę" - i to jest właśnie odpowiedź. Barok to dla mnie bogato zdobiona księga pisana w nieznanym języku, przedmiot kunsztowny i niepojęty, oślepiające złoto ambony-łodzi. Mogę podziwiać architektoniczne detale, kunszt, precyzję i bogatą ornamentykę - ale całość przytłacza i oślepia. Męczy.
W kościele Św. Krzyża baroku jest jak na lekarstwo.
Jest też wyjątkowy całkiem obiektywnie - nie tylko w moich osobistych kategoriach. Jest to bowiem jedyny kościół w Krakowie, gdzie zachowała się jednofilarowa konstrukcja - sklepienie wspiera się na jednym filarze, od którego promieniście odchodzą żebra sklepienia, element nośny, dekoracyjny i symboliczny zarazem. Wyrastają z pnia kolumny jak ogromne kamienne palmowe liście. Drzewo palmowe, rajskie drzewo Wiadomości Dobrego i Złego, Drzewo Życia - symbol innego Drzewa Życia, którym stanie się Krzyż. O tym wszystkim nie dane mi się było przekonać na własne oczy - w każdym razie symbolika Drzewa pozostała zakryta. Nawę główną zamykała krata i można było dostrzec, co następuje:
barok (w umiarkowanej ilości)
jasne ściany z fragmentami malowideł
słynna kolumna podtrzymująca sklepienie - ale wyłącznie jej bazę i fragment trzonu
Tutaj (homeopatyczny) barok i piękne stalle:
Stałam sobie w kruchcie, czy jak się nazywa to miejsce dla grzeszników, a przed kratą już w nawie na dwóch filarach wznosiło się coś w rodzaju kamiennego baldachimu i zasłaniało całe sklepienie. Rozważałam taką oto kwestię - czy nie lepiej, żeby drzwi kościoła były po prostu zamknięte? Jak można ukazywać tylko fragment, zasłaniając to, co najważniejsze? Tajemnicze sklepienie, metafizyka Drzewa, cień niespełnionych pragnień. Już trubadurzy pisali o tym, jakie to uczucie umierać z pragnienia u stóp fontanny. Choć wszakże ani fontanny ani wody nie mieli na myśli... Rozważania nieprzystojne, wypada wznieść oczy ku niebu - a niebo ukazuje się tak (kiedyś znajdę to zdjęcie).
Zacytuję fragment książki, którą dziś dostałam *
Bardzo zniszczony, kościół był w latach 1896-1898 obiektem prac restauracyjnych, wykonanych przez architektów Tadeusza Stryjeńskiego i Zygmunta Hendela. Wykonanie polichromii zostało powierzone Stanisławowi Wyspiańskiemu. Kiedy Wyspiański stworzył już projekt dla całego kościoła, odkryto w trakcie prac renesansowe freski z XVI wieku. Artysta postanowił je zachować. W tym celu Wyspiański zrobił makietę kościoła i dokładną inwentaryzację odkrytych dzieł. Praca ta, zachowana do dziś w Muzeum Wyspiańskiego, świadczy o skrupulatności artysty, który odtworzył starannie każdą część i dorysował lub dokomponował brakujące detale. Jednak Wyspiański nie ukończył swojego dzieła. Popadł w konflikt ze Stryjeńskim i zrezygnował z pracy. Odnowa została ostatecznie powierzona innym artystom.
T. Sobieska, K. Sobieska, G. Blondiau, Śladami Młodej Polski. Secesja w Krakowie i okolicach, Kraków 2002, s. 68.
Powrót tutaj będzie konieczny - trzeba zobaczyć sklepienie palmowe i to słynne symboliczne drzewo!
Kościół Świętego Krzyża rozpoczyna serię poświęconą architekturze sakralnej na blogu "Kraków i okolice".
*- przeszukałam wszystkie zdjęcia z ostatnich krakowskich spacerów, żeby znaleźć te zdolne wpasować się w historię, która uzasadni zacytowanie tej przepięknej książki, aby miała swoje godne entrée. Tylko w ten sposób mogę podziękować za prezent przemiłej Przewodnik po Krakowie - czekają mnie niezapomniane spacery - na razie wirtualne - śladami krakowskiej secesji . Dziękuję!
Luty, 2015
I znów Wyspiański. Bardzo oględnie wspomniany tutaj konflikt ze Stryjeńskim (a przede wszystkim zatarg z Tuchem) był w istocie skandalem, który poruszył ówczesny Kraków. Wielka przegrana Wyspiańskiego. Coś ty Atenom zrobił, Sokratesie... - tak trafne wydaje się to zdanie, im więcej myślę o Wyspiańskim i jego losie w postępowym i światłym mieście Krakowie.
zdziwiony jestem że z wnętrza kościoła wyszły tak dobre zdjęcia ,mnie się to nigdy nie udaje , zawsze jest za ciemno dla mojego aparatu :)
OdpowiedzUsuńOj to to - ja raczej nawet nie próbuję :( raz mi chyba jakieś zdjęcia się udały u św. Anny, ale wyjątkowe światło było... czas najwyższy zmienić Kochanka, ale podjęcie decyzji, dokonanie wyboru - przekracza na razie moje możliwości... nie wspominając o tym że jakoś boję się rozstać z większą ilością gotówki :)
OdpowiedzUsuńPrzepiękne zrobiłaś entree kościołom na swoim blogu! Pięknie piszesz :)
A nieszczęsna historia restauracji św. Krzyża przez Wyspiańskiego czeka u mnie w kolejce - w wersji anegdotycznej.
Przewodnik po Krakowie - dziękuję :)
OdpowiedzUsuńRozumiem, że takie rozstania to rzecz bolesna (i kosztowna) - dobre porównanie ;))
Ja na razie zmieniać nie będę - postaram się dojść do porozumienia, jak w amerykańskich poradnikach: kochanie, musimy porozmawiać ;))
Ja robiłam zdjęcia tylko w dwóch kościołach (poza św. Krzyża) właśnie u św. Anny - zdjęcia wyszły fatalnie, ale pocieszam się, że to były początki. A ostatnio w kościele Bożego Ciała - i rzeczywiście nie było łatwo. Może dlatego, że się stresuję w kościołach ;)
O Wyspiańskim przeczytam bardzo chętnie - w książce o secesji enigmatycznie potraktowano dalej tę historię i nie mam pojęcia, kto ostatecznie tę polichromię robił.
Koand - światło było wyjątkowo dobre, słoneczny dzień, otwarte drzwi kościoła i chyba przede wszystkim te jasne ściany. W innych kościołach (o typowym wystroju i oświetleniu) jest bez porównania trudniej.
Masz racje, bardzo wyjatkowy kosciol; pieknie wyglada na Twoich zdjeciach :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Bea, dziękuję :)
OdpowiedzUsuńPS - ciągle trzymam kciuki, żeby sprawa z blogiem znalazła pomyślne rozwiązanie!
trafiłam tu przez zupełny pzypadek, po tak zwanej nitce do kłębka, i od jakiegoś czasu z lubością podczytuje. Dzisiaj chciałam podziękować za przepiękny wpis o moim ulubionym kościele, tu brałam ślub, tu urzęduje jeden z najmilszych księży jakich kiedykowiek spotkałam ... wzruszyłam się odrobinkę ... dzięki wielkie ;)
OdpowiedzUsuńŚwietnie piszesz !
OdpowiedzUsuńOdwiedzam Twój blog, bo można popatrzeć na fajne zdjęcia i można się czegoś dowiedzieć.
Keep up the good work !
Tasia - jest mi niezmiernie miło, że mogłam przywołać takie piękne wspomnienia :) Zaglądaj, proszę, jeśli znajdziesz chwilę - jako mieszkanka Krakowa na pewno będziesz mogła zawsze coś skorygować, wyjaśnić, zawsze mam tyle wątpliwości i nie znam Krakowa tak dobrze, jak bym chciała... Zapraszam :)
OdpowiedzUsuńMaciek - bardzo mi miło, dziękuję :) Takie uwagi są dla mnie wielką motywacją :)
Zaczytuję się u Ciebie i o całym świecie zapominam.. :)
OdpowiedzUsuńMiałam kiedyś takie marzenie by w Krakowie spędzić tydzień na łażenie po kościołach. I chyba kiedyś w końcu rodzinę opuszczę na tydzień ;)
OdpowiedzUsuńDołączam mój zachwyt nad Twoim świetnym piórem, kapitalnymi ujęciami wnętrz kościoła i jeszcze do tego te gołębie w locie!Piękne! Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńMagdaitaliana - jak to miło usłyszeć :) Z drugiej strony - ja najczęściej piszę, żeby zapomnieć ;)
OdpowiedzUsuńDamquelle - witaj :) Ma się rozumieć, że jeśli rodzina nie podziela pasji zwiedzania, należy ją bezlitośnie opuścić ;)) Daj znać, gdy już coś zaplanujesz :)
Magdala - dziękuję za miłe słowo :) A gołębie są jeszcze na kilku zdjęciach z tamtego dnia, chyba mnie śledziły ;)
Dziękuję Wam za odwiedziny i obiecuję kolejny odsłonę spacerów po Krakowie już jutro! Dziś, niestety, będzie prowincja ;)
warto też wspomnieć, że to bardzo "artystyczny" kościół. Spotkać tu można wielu aktorów, a wyjątkowo piękne msze - z nastojem śpiewanej poezji (nie wiem czy można tak powiedzieć!:)) odbywają się w niedzielne wieczory
OdpowiedzUsuńO, nie wiedziałam, brzmi ciekawie, na pewno wybiorę się tam kiedyś :)
OdpowiedzUsuńMam pecha do tego kościoła. Ilekroć chcę go odwiedzić jest zamknięty. Tylko raz zrobiłem zdjęcie wnętrza przez kratę.
OdpowiedzUsuńTo dokładnie tak jak ja - te zdjęcia też robione są przez kratę... Może w niedzielę jest dłużej otwarty.
OdpowiedzUsuńPiękne zdjęcia :) Nie zdarza mi się zbyt często fotografować wewnątrz kościołów... zawsze mam jakieś obawy, że mnie wyrzucą ;))
OdpowiedzUsuńTartuffe, ja jestem wręcz przerażona ;) Ale skoro nie ma widocznego zakazu? Gdy zakaz jest wyraźny, to go przestrzegam (np. w Łagiewnikach stał taki Straszny Starzec przed wejściem i Stanowczo Zabraniał - jakkolwiek byłam tam przypadkiem i raczej robić zdjęć nie miałam ochoty ;)
OdpowiedzUsuńAwaryjny scenariusz jest taki, że będę udawać francuską turystkę ;))