Tarnina. Herbert. Ktoś jednak musi mieć odwagę...

Wśród pochodów, jubileuszy, orkiestr wojskowych, głosu fanfar trudno usłyszeć czasem cichy głos z przeszłości. Tak bardzo lubimy narodowe święta - feeria barw, złoto sztandarów. Jeszcze łatwiej jest wzruszyć ramionami i nie myśląc o bogoojczyźnianych festynach wyjechać swobodnie na majówkę.

Wyjaśniam i dementuję: nie mam nic przeciwko majówkom, już bardziej mnie niepokoi czasem manipulowanie świętującym tłumem, przywłaszczanie sobie zasług tych, których obraz najczęściej jest zafałszowany - tak, żeby pasował do powszechnie obowiązującej Idei.

A gdyby tak zdrapać z powierzchni historii ten fałsz, odsłonić prawdziwy obraz tych, którzy wtedy, przed laty, wbrew wszystkim i wszystkiemu, na przekór logice i zdrowemu rozsądkowi, politycznym koniunkturom - zaczynali. Pomimo wszystko. Tak właśnie odczytuję piękny wiersz Zbigniewa Herberta - "Tarnina". Zamiast defilad, jubileuszy, złotych sztandarów.







Tarnina

Konstantemu Jeleńskiemu


Wbrew najgorszym przewidywaniom wróżbitów pogody
- szeroki klin polarnego powietrza wbity po nasadę w powietrze -
wbrew instynktowi życia świętej strategii przetrwania
- inne rośliny z namysłem zbierają siły do skoku
i na czarnych liniach frontu gromadzą pąki przed atakiem -
zanim Prospero podniesie rękę
tarnina rozpoczyna solowy koncert
w zimnej pustej sali

ten przydrożny krzew łamie
zmowę ostrożnych
i jest
jak piękni młodzi ochotnicy
którzy giną w pierwszym dniu wolny w nowiutkich mundurach
podeszwy butów ledwo zapisane piaskiem
jak gwiazdy poezji przedwcześnie zgasłe
jak wycieczka szkolna zabrana przez lawinę
jak ci co pośród ciemności widzą jasno
jak powstańcy którzy wbrew zegarom historii
wbrew najgorszym przewidywaniom
mimo wszystko zaczynają

o szaleństwo białych niewinnych kwiatów
zamieć oślepiająca
grzbiet fali
aubada z krótkim uporczywym ostinato
aureola bez głowy

tak tarnino
parę taktów
w pustej sali
a potem potargane nuty
leżą wśród kałuż i rudych chwastów
by nikt nie wspomniał

ktoś jednak musi mieć odwagę
ktoś musi zacząć

tak tarnino
kilka czystych taktów
to bardzo dużo
to wszystko


Zbigniew Herbert, Wiersze Zebrane, Wydawnictwo a5, Kraków 2008, s. 541

Na pewno można odczytać ten wiersz jeszcze inaczej, ale może właśnie dziś taka właśnie interpretacja ma sens - warto nad tym pomyśleć, prawda?

Defilady, złoto sztandarów, Kraków świętuje, możni tego świata pokazują się z dumą - tutaj można zobaczyć relację (par Tartuffe) z targowiska próżności.
A ja dodam jeszcze zdjęcie, które zrobiłam z myślą o tym wierszu. Może dziś umiałabym zrobić je lepiej - ale tarnina dawno już przekwitła. Zresztą, to bez znaczenia.



Komentarze

  1. Dzień dobry. :) Przyszłam z rewizytą i widzę, że znalazłam miłośniczkę pięknych słów. :) Sama nie potrafię tak spontanicznie 'opowiadać', bo geometryczność i poukładanie bliższe jest mojemu sercu - to bardzo lubię takie klimatyczne miejsca. :) No i niestety, muszę to powiedzieć! Zazdroszczę zamieszkania w moim ukochanym Krakowie! ;-) Pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Małgosiu - witaj! Jest mi bardzo miło gościć Cię tutaj :)
    Widzisz - a ja podziwiam Twój zmysł przestrzeni, umiejętność ukazania jej elementów we wzajemnym oddziaływaniu, pięknie skomponowane kadry. U mnie fotografia jest bardziej ilustracją - ale staram się uczyć od podstaw.
    A co do Krakowa - przeprowadzka dopiero jest w planach, trochę jeszcze odległych. Na razie sama zazdroszczę :)

    Pozdrawiam i zapraszam!

    OdpowiedzUsuń
  3. O, czyli wyciągnęłam daleko posunięte wnioski a'propos zamieszkania...:) Tak czy siak, wygląda na to, że do Krakowa masz znacznie bliżej niż ja. ;-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Mówiąc szczerze, całe to święto odprawione zostało w sposób dość... sztuczny. Miałem okazję przyjrzeć się z bliska i przysłuchać (co za słowo) kilkunastu zaproszonym gościom. Towarzystwo oderwane całkowicie i raczej zdezorientowane jeśli chodzi o przebieg uroczystości ;)
    W tym roku i tak było grzeczniej, niż w ubiegłych latach. Jednakże, dla dopełnienia tradycji tych spędów, na widok pani Senyszyn, starszy pan krzyknął gromko: "won z Krakowa!" Żenada. Jedyne słowo, które przychodzi mi do głowy.

    OdpowiedzUsuń
  5. Małgosiu - to taka podkrakowska prowincja, odległość realna i fizyczna niedaleka, ale tak naprawdę to dystans całych lat świetlnych. Inny świat po prostu ;)

    Tartuffe - miałam nawet zamiar wybrać się w tym roku, ale brakło mi odwagi - takie "spędy", jak słusznie je nazywasz, irytują mnie ponad wszelką miarę. Kronikarz ze mnie żaden ;) Czasem bardziej rozumiem historię niż świat tu i teraz. Bliższy mi już Gall Anonim albo Wincenty i jego konfabulacje :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Witam!
    Bardzo ładny ten wiersz o tarninie ... a propos spotkania literatury z codziennością, może ktoś wie gdzie w okolicach naszego magicznego miasta można zebrać tarninę, a po sporządzeniu zeń nalewki napisać nowy, piękny wiersz ...

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz