Listopadowy spacer po Krakowie, pomniki na Plantach i literacka zagadka.
Spacer przez listopad, przez Kraków, ścieżkami pamięci i literackim tropem. Kończył się listopad, kilka dni wcześniej ktoś stał milczący we framudze drzwi i patrzył na chłopskie wesele, kilka dni i jeszcze trochę wcześniej. Był inny listopad, w którym krzyżowały się ścieżki i wspomnienia, przeszłość i przyszłość. Kraków był szklisty od deszczu, nierzeczywisty, na Plantach pachniało mokrymi liśćmi, pod drzewami drzemały pomniki. Mieszały się czasy, dni, światy.
Zanim wyruszymy na spacer - literacka zagadka. Krakowska, a jakże!
Spotkałem autora "tragoedii", który prosił, żeby przyjść - a że już szturmowałem do niego, więc skwapliwie udałem się na Krowoderską 157. Powiedziałem mu mniej więcej tak:
Z ludźmi silnymi mówię nie oszczędzając ich. Otóż z poezją pana nie tylko jestem w zgodzie, ale zachwycam się nią - ale malarstwo pana nie jest w żadnym stosunku do tej obrazowości, tego bogactwa malowniczego, jakie pan roztacza w teatrze, w opisach scenerii, - jest ubogie, ograniczone, bez światła i barwy - tłumaczę to tym, że jest to sztuka dla pana za ciasna - przypadkowo z panem związana.
On: Bo widzi pan, ja w teatrze mam od razu całość wrażenia - a w obrazie musiałbym to po kawałku robić.
Ja: Wiec malarstwo pana nie obchodzi. Potwierdza pan to, co sądziłem o panu i napisałem do "Pologne contemporaine".
On uśmiecha się potakująco. W ogóle mało mówi. Blady, schorowany, jakby zmęczony. Bardzo pociągający - nic w nim nie ma z tych zaokrąglonych form ludzi, którzy z życia biorą najmarniejszą rzecz: powodzenie i używanie. Długo jeszcze mówiłem z nim o tej polskości jego poezji i o tych sztucznościach, i o doskonałości psychicznego rusztowania. Bardzo mnie ciągnie ta dusza. Żeby tylko wytrzymało jego wątłe ciało napór tej psychicznej roboty.
Tak pisał o pewnym spotkaniu... kto właśnie? Może ktoś odgadnie, kim był tajemniczy interlokutor, autor tego wspomnienia, czy raczej wyjątku z listu. Dla mnie to wyjątkowa historia - spotykają się dwaj tak bliscy mi, tak różni, nierównym talentem obdarzeni, lecz obaj wielkiego ducha i całkiem do życia zapobiegliwego i dostatniego niezdatni, żyjący wyżej, szerzej, mocniej. Schorowani, cierpiący a do ostatka oddani pracy. Starszy przeżył młodszego artystę o lat osiem, młody zmarł 28 listopada 1907 roku. [tutaj był błąd w zapisie rocznej daty, przepraszam] Obaj wszechstronni, wypowiadali się w różnych dziedzinach sztuki. Starszy z nich też był malarzem, choć jego talent innej był próby; był także przenikliwym i świetnym krytykiem malarstwa, może pierwszym u nas, który stworzył podwaliny krytyki sztuki a przy tym miał odwagę przełamać tradycję, odkrywać nowych malarzy, nowy język malarstwa, ośmielił się poddać krytyce Matejkę, a syna oddał w "termin" do Francji, do Ślewińskiego. A tutaj, w tej rozmowie - czy zawiodła go przenikliwość i "oko"? Czy może malarstwo pierwszego wykraczało o wiele za daleko, by uchwycić je mogła sieć pojęć choćby najświatlejszych z krytyków i kolegów po fachu? Nie mnie sądzić. Cytuję tę rozmowę, bo zdaje mi się intrygującą. I wyobrażam ich sobie, jak rozmawiają wśród szafirowych ścian.
A poza tym - wystarczy wyobrazić sobie takie miasto, jakie tamten (malarz, krytyk, architekt) przedstawia w listach i już rozpoczyna się prawdziwa, przedziwna podróż w czasie.
... ale Kraków jest piękny i jest Kraków. Pomimo że jest miastem i że chodzi się korytarzami ulic jak w olbrzymim kretowisku. Przez parę godzin pierwszych oszczędzałem kapelusza, ale już od południa zacząłem się kłaniać jak na (tu nazwa ulicy, której nie mogę przytoczyć, jeśli zagadka ma pozostać zagadką). Tu Stanisławski wypada z dorożki i przygniata kilkanaście dzieci i dom, tam Manga przelatuje - tu jeden, drugi "profesor" - tam znowu uczeń Akademii [...]
Na Giocondzie nie byłem. Byłem wczoraj tak zmęczony na wieczór, że nawet kłócić się z Karolem Chłapowskim nie mogłem. Na Laodamię idę - widziałem purpurową szatę. Pani Modrzejewska bardzo o Mamę i Ciebie serdecznie pyta. Ciągle na próbach - w pracy.
[...] A zresztą - ludzie tu nie mają zdaje się co robić.
[...] Pani Helena obłąkana Laodamią - dwie próby co dzień - chodzi i ciągle mówi urywane wykrzykniki z tragedii. Dziś przedstawienie. [...] Kraków jest cudowny jak bajka i żebyś był ze mną, to byś zobaczył, że i ludzkie mieszkania - a raczej boskie, są tak cudne jak gór wysokość i "rozlewność" jezior.
A tamten mój listopadowy spacer był właśnie taki trochę poza czasem. Może już dawno przestałam idealizować sobie to miasto, trudne, niejednoznaczne, hałaśliwe i bardzo zwyczajne, ale przecież wciąż zdarzają się chwile, kiedy zmienia się coś - albo w moim sposobie patrzenia albo w samym mieście - i wtedy widzę je trochę takim, jakim było. Prawie widzę go wtedy, jak idzie z Wolskiej przez Planty, by spotkać się z "autorem tragoedii", jak uchyla co jakiś czas kapelusza, jak przystaje pogawędzić to ze Stanisławskim, to z Wyczółkowskim, skinie głową temu czy innemu profesorowi Akademii, temu czy innemu z "panów z towarzystwa", choć nie miał dla nich wielkiej estymy. Było takie miasto, gdzie mogli się spotkać. Zostały jakieś okruchy, obrazy, widoki, listy pisane nieczytelnym pismem, wspomnienie wspomnienia.
I był listopad, piękny jak żaden inny. Chciałam tamtego dnia pokazać "mój Kraków" i wybrałam taką ścieżkę, choć pewnie wiele innych byłoby możliwych, ale ta napisała się sama, ulice prowadziły tam, gdzie trzeba, widok za rogiem był oczekiwany i oczywisty a przy tym dziwnie baśniowy, przemieniony jakby nowym spojrzeniem. Każde z tych miejsc należy do mnie, zapisane kiedyś historią jednego, nieważkiego życia. Planty, pomniki, Collegium Maius i biały wawelski dziedziniec i inne miejsca, które noszą ślady moich powrotów, starań, działań i głupich zachwytów. Miejsca, obrazy. Część mówi wprost, inne odsyłają dalej. Część z nich tu widać, inne są ukryte. Kończył się listopad 2013 roku. Padał deszcz, ale któż zwracałby na to uwagę, w deszczu zacierały się kontury, pachniało na Plantach mokrymi liśćmi, mokre ulice, śpiące pomniki. I most niebieski, szarobłękitny. Tak to się zaczęło.
Uwielbiam Kraków o każdej porze i o każdym dniu. ♥ Co do zagadki, to może to mowa o Wyspiańskim... Pozdrawiam! :)
OdpowiedzUsuńI już połowa (Łatwiejsza połowa ;) zagadki rozwiązana.
UsuńTak naprawdę prawdziwym wyzwaniem jest odnalezienie jego rozmówcy.
Gratulacje, pozdrawiam!
W pierwszej chwili sądziłam, że chodzi o Wyspiańskiego ale rok śmierci się nie zgadza.
OdpowiedzUsuńNo cóż, nie wiem:)
Łucjo, tak, oczywiście - młodszym rozmówcą jest tutaj Wyspiański.
UsuńŹle zapisałam datę, to zdarza mi się bardzo często, taki jakiś matematyczny odpowiednik dysortografii ;)
Wybacz Ado, że dopiero dzisiaj delektuję się Twoim postem i wspaniałymi zdjęciami z zapłakanego Krakowa. Wczoraj tylko na moment wpadłam do Ciebie, moje zmęczone oczy i ciało nie pozwalały buszować w świecie wirtualnym. Stąd moja amnezja dot. zagadki. Mam sporo niepublikowanych deszczowych zdjęć z tego miasta. Zawsze wydawały mi się bardzo smutne. Oglądając Twoje zdjęcia zmieniałam zdanie i na Kraków spojrzałam inaczej. On jest bardzo piękny nawet w deszczu.
UsuńSerdecznie pozdrawiam;)
Łucjo, zapraszam zawsze w najdogodniejszej dla Ciebie chwili :) Ja też bardzo często przecież tylko oglądam coś w milczeniu, zbyt zmęczona, by napisać, dać znak.
UsuńMyślę sobie patrząc na różne moje i nie moje zdjęcia, że smutek jest w oku patrzącego, że to nie zależy od pogody, niepogody, światła, deszczu. Zdjęcia z tego wpisu są dla mnie jednym z najlepszych, najmilszych krakowskich wspomnień, może coś z tej niegłośniej radości udało mi się przekazać.
Świetne zdjęcia ...Kraków piękny o każdej porze roku.
OdpowiedzUsuńTo jednak chyba Stanisław Wyspiański tylko, że to nie 1905 rok a 1907....
Załączam serdeczności.
Słuszna uwaga, moje przeoczenie - nie wiem, jak mogłam tak zapisać... Już poprawiam!
UsuńI dziękuję, miło mi, że zdjęcia Ci się podobają :)
UsuńWitkiewicz senior?
OdpowiedzUsuńNie inaczej :) Stanisław Witkiewicz w Listach do syna.
UsuńJaką nagrodę Szanowna Pani życzy sobie? Czerwoną suknię Laodamii?
Taki pastelowy obrazek Plant z jedną zapaloną latarnią tuż pod Wawelem? ;))
Kwadrans na rozmowę w Szafirowej Pracowni?
Gratulacje!
Przeczytałam wpis, zjeżdżam powoli na dół myśląc, że może, kto wie - nikt jeszcze nie odpowiedział (a jeszcze nie zauważyłam, że to wpis z wczoraj)... no oczywiście, Monika :) czujna o każdej porze :)
UsuńJedynie wpisy w godzinach 01.00-07.00 wykluczają mnie całkowicie z walki o tak wspaniałe nagrody:)))
UsuńCzy to aby pewne, czy też jakaś wyjątkowo perfidna ściema? Choć... cóż, sama tego nie sprawdzę, czasy, gdy wstawałam dzielnie o szóstej rano i kropiłam notkę na jakiegoś tam bloga chyba raczej bezpowrotnie minęły, więc nie wezmę udziału w tym wyścigu :)
UsuńPewne! Nie żebym zrywała się z radością o 07.00, no ale przynajmniej od tej godziny wracają podstawowe czynności życiowe. Podobno ludzie dzielą się na sowy i skowronki, a co, jeśli ktoś nie należy do żadnej z tych kategorii?;) No, chyba troszeczkę odchodzimy od tematu wpisu;) Ale, jeszcze z prywaty, dziś dotarł do mnie Mazana Kraków dla początkujących, zakupiony za całą złotówkę. Plus koszt przesyłki 5 zł!!! No zobaczymy:)
UsuńTo mnie przebiłaś - 5x większy koszt przesyłki... a myślałam, że mojej Historii filmu radzieckiego za 3 zł i przesyłką za 9 zł czyli trzykrotnym przebiciem nic nie ruszy. Zapomniałam, że za złotówkę też można wiele książek kupić :)
UsuńObawiam się, że i ja tego sprawdzić nie mogę. Owszem, kiedyś nadejdzie ta (niewyczekiwana) pora, że znów będę wstawać o 4.20, ale zapewniam Was, moje drogie, że wpis blogowy jest ostatnią rzeczą, do której bywam zdolna o takiej godzinie. Tylko czynności na autopilocie i coś jakby febra. Na wstawanie o tej porze, szczególnie późną jesienią, mój organizm reaguje jak na ciężką chorobę. Tak naprawdę funkcje życiowe wracają mi jakoś o 7. ;)
UsuńPS Myślę, że Mazan będzie miłą dystrakcją :)
PS2 - to drugie życie książek to wspaniała sprawa!
UsuńAle wiecie co, kochane! Ogłaszam Wam radość wielką! Właśnie dosłownie przed chwilą trafiłam na Allegro na Diariusz podręczny, na który wytrwale czekałam, odkąd przeczytałam o nim u...oczywiście To przeczytałam:)
UsuńSłuchajcie, ja kiedyś do pracy chodziłam na 5 rano! Uważam ten czas za heroiczny w moim życiu...choć wołałabym o nim zapomnieć.
Ado!!! Zapomniałam, że dziś urodziny Stanisława. Wstyd! Mea culpa!!! Maxima!!!
Książka była wystawiona jako DARIUSZ podręczny:)))
UsuńMoniko, ja przypomniałam sobie o nich dzięki wpisowi Muzeum Narodowego na Fb. (Jednak zaczynam dostrzegać korzyści tego piekielnego narzędzia ;) I można sobie porozmawiać "z muzeum" :) które uprzejmie mi odpisało. Tak czy inaczej ten wczorajszy mój wpis był arcyciekawą koincydencją.
UsuńTytuł książeczki uczynił mi wieczór, że tak to spolszczę ;)
:)))
UsuńO 4.20??? 5.00??? Hm... zdarzyło mi się raz wstać coś koło drugiej i dzielnie umyć głowę, ale przez dystrakcję właśnie - myślałam, że jest już szósta...
UsuńCiekawe, za ile Dariusz podręczny powędruje do Ciebie - no i czy będziesz z niego miała pożytek hi hi. Znałam jednego Dariusza, miał smykałkę techniczną (jak to chłopaki - wyłączając mojego Ojczastego). Więc może Ci będzie wkręcał żarówki? Mnie by się taki D.P. przydał do halogenów, bo to straszna mordęga wymienić taką żaróweczkę, nie dotykając jej palcami :)
A co do piekielnego narzędzia, to ja osobiście odkryłam w ostatnich dniach całą masę rozmaitych krakowskich profili, które pracowicie pozapisywałam w ulubionych... w pracy, rzecz jasna. Rzeczywiście wiele ciekawych rzeczy można tam znaleźć, ja już nie wychodzę z domu nie zajrzawszy wcześniej na Krakowską Platformę Komunikacyjną, żeby się dowiedzieć, czy czasem mój tramwaj nie ma jakiegoś tam "zatrzymania".
UsuńDariusz za 30 zł;) to chyba okazja, nawet gdyby miał dwie lewe ręce?;) + koszt wysyłki 7,20;)
UsuńPlus koszty ukryte, utrzymanie etc. ;))) Mimo wszystko, na pewno warto ;)
UsuńA propos narzędzia piekielnego, to jeszcze i Ciebie, Moniko, namówię kiedyś.
To przecież w końcu tylko narzędzie, najwięcej zależy od tego, kto go używa.
Dowiedziałam się już o "Sztuce pod Tatrami", o konkursie, w którym nagrodą jest książka o "Zielnikach" S.W., o koncercie kolęd w MN, etc., wyjątkowo ciekawe są profile muzeów. Na tej mojej prowincji, czy tam pustelni daje to jakieś wrażenie dostępu do czegoś wyższego.
No o tym nie pomyślałam;))) Na razie cieszę się na myśl, że już niedługo wyruszy w drogę do mnie. Z Krakowa, zresztą;)
UsuńSzczerze powiem, że mało czemu jestem w życiu tak wierna, jak idei, żeby nie mieć profilu na FB;)
Ale...uczciwie muszę przyznać, że dzięki uprzejmości siostry korzystam z jej profilu i zdarza mi się zaglądać tu i ówdzie. I właśnie przed chwilą zajrzałam do Ciebie:) (a miałam czytać!!! i wyłączyć komputer!!!) a stąd już był tylko krok do MNK i tej informacji o Zielniku...uch...chcę...jest oczywiście na Allegro...ale ostatnie rezerwy finansowe poszły na Dariusza. Więc niech doceni i okaże się tego warty;)
Właśnie zakończyła się licytacja tego Zielnika (ależ zbieżność w czasie;) 55 złotych...
UsuńWłaśnie to miałam napisać!! Już nie ma - ktoś kupił o 20.27... Dlaczego nie zaglądnęłam wcześniej? Trudno, może jeszcze się gdzieś zdarzy.
UsuńJa już też idę sobie poczytać :)
I ja też:) Do przeczytania:)))
UsuńGdyby nie data śmierci jednego z rozmówców, powiedziałabym że to Wyspiański i Witkiewicz...
OdpowiedzUsuńBrawo! To właśnie oni. Witkiewicz ojciec, który przyjechał do Krakowa przy okazji jakiegoś nieszczęsnego procesu, chwytający nowinki artystyczne, spotykający się z dawnymi znajomymi, odwiedzający teatry i pracownie artystów. I właśnie Wyspiański.
UsuńTa nieszczęsna data! Niechcący skomplikowałam i tak trudną zagadkę. Tym większe gratulacje :)
Spóźniłam się, miałam otwartą stronę, kiedy ukazało się rozwiązanie, więc je zobaczyłam dopiero razem z moim komentarzem...trudno!
OdpowiedzUsuńCzymże są minuty wobec czasu, który upłynął od rozmowy w Szafirowej Pracowni :)
UsuńWybieram...można 3 nagrody? Planty z latarnią oczywiście, Chochoły na Plantach (dzięki fantastycznej książce Pana Rogóża wiem już, że Wyspiański zobaczył ich taniec naprzeciwko więzienia św. Michała) oraz fotografie pomnika Grażyny w rozmaitych porach dnia i roku:)))
OdpowiedzUsuńChyba tylko tę ostatnią nagrodę mogę zorganizować bez uciekania się do sił nadprzyrodzonych (albo konfliktu z prawem ;)
UsuńNo wiem, wiem...ale pomarzyć zawsze można...
UsuńMonika mi pozbierała wszystkie nagrody:-( ale to kara dla mnie za to, że wczoraj zlekceważyłam komputer:-)No dobrze, wystarczy mi rozkoszowanie się Twoim postem:-)
OdpowiedzUsuńAle takie same by były?:)))
UsuńMyślę, że byłyby inne :)
UsuńWiem, Basiu, że masz teraz dużo pracy, koniec semestru etc.
Kiedyś muszę zadać krakowską zagadkę o piątej rano, wtedy są pewne szanse, że Monika... ;))
100 % pewności!!!
UsuńKraków jest piękny o każdej porze roku.
OdpowiedzUsuńMnie jednak najbardziej podoba się ten mglisty.
Ta mgła dodaje miastu tajemniczości.
A co do zagadki też nie wiedziałabym, że to Wyspiański i Witkiewicz.
Pozdrawiam:)
To prawda - mgła przemienia Kraków w jakieś miasto jak ze snu.
UsuńZagadka wcale nie była łatwa - przynajmniej w połowie.
Pozdrawiam :)
Nastrojowe fotografie, a na nich moje ukochane miejsca... "Drzemiące pomniki, śpiące pomniki" - te metafory wzbudziły mój zachwyt. Przypomniałam sobie, że byłam w Krakowie już ponad rok temu; dzięki zdjęciom i pięknemu testowi na chwilę przeniosłam się tam znowu, w dodatku w wyśmienitym towarzystwie dwóch panów Stanisławów. Pozdrawiam. :-)
OdpowiedzUsuńJeśli moje zdjęcia przywołują wspomnienia i pozwalają na chwilę choć przenieść się w ulubione miejsca - to wspaniale! Cieszę się, że ten spacer listopadowy przenosi też trochę w czasie - do wyjątkowej epoki przełomu wieków. A szczególnie w taki dzień jak dziś czy raczej w ten szczególny dzień - dziś, 15 stycznia są urodziny Wyspiańskiego! Zupełnie o tym zapomniałam i ten wczorajszy wpis to po prostu koincydencja, tak jak lubię najbardziej.
UsuńSerdecznie pozdrawiam :)
Zagadki rozwiązane, więc mogłam spokojne pospacerować po jesiennym i deszczowym Krakowie. Kocham to miasto i każde spotkanie z nim jest wielką przyjemnością. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńZagadka może rzeczywiście wprowadziła trochę zamieszania :) Chciałam połączyć moją małą historię i zwykły/ niezwykły spacer z czymś większym, ważniejszym. Ale takie ciche i spokojne spacerowanie ulicami, samotne czy z kimś bliskim - ma swój wielki urok.
UsuńPozdrowienia :)
Mnie się Twój pomysł z zagadkami bardzo podoba i nie przeszkadzały mi one w spacerze, a wręcz przeciwnie, robiły go ciekawszym.:)))
UsuńI to mnie bardzo cieszy! Nocny Marku :)
Usuńładne miasteczko. gdzie to?
OdpowiedzUsuńGdzieś w Galicji, powiadają, bodajże między Gdowem a Łapanowem, ciut na północ ;)
UsuńMiło Cię tu znów widzieć!
cała przyjemmość po mojej stronie.
Usuńhmm... może więc kiedyś uda się je odnaleźć?
Ja dziś, jak ten wpis wczorajsza. Dobrze, że zajrzałam do komentarzy, bo nie będę powtarzać odpowiedzi. Jużem coraz bliżej, aby podążyć Twoimi śladami, twoimi i jeszcze śladami mojej imaginacji, wspomnień a także ruszenia przed siebie, gdzie oczy poniosą. Mokry Kraków też piękny.
OdpowiedzUsuńCzas Cię przybliża do Krakowa, to dobrze. To bardzo dobrze!
UsuńWierzę, że to będą jasne i piękne dni, niezależnie od pogody :)
Udało mi się kiedyś wejść do tej szafirowej pracowni na Krowoderskiej 157. Mieszkałam kilka kamienic dalej, kołatałam, kołatałam i za którymś razem mi otworzono. Do tego narożnego pokoju-kiedyś na końcu świata, dziś na zbiegu Krowoderskiej i Alej, w samym już wielopokojowym mieszkaniu przechodziło się labiryntem mrocznych korytarzy po skrzypiącym parkiecie pod polśniewającym nieziemsko linoleum. Sama pracownia o szafirowych ścianach PUSTA- jak skorupka bez jajka. Dziwna, zimna, obca. Widok z okna, który posłużył mu do serii pasteli "Widok na Kopiec Kościuszki", zupełnie nie ten, powstały przecież nowe dzielnice Krakowa. Dopiero jak zobaczyłam w kącie żeliwny zlew z początku XXwieku, i schlapaną przy myciu rąk i pędzli ścianę- przypatynowane okruchy koloru- poczułam tę energię. OBECNOŚĆ.
OdpowiedzUsuńNiezwykła historia, przepiękna. BARDZO Ci za nią dziękuję. Nie wiem, czy odważyłabym się kołatać (może za małej wiary jestem, albo raczej za niski poziom asertywności ;) a może już teraz jest za późno i coś tam się zmieniło, i nie ma już nawet tej pustki i śladu obecności. Nie wiem.
UsuńWidok już tylko na obrazach, tam zmieniło się po prostu wszystko. Seria widoków - to jedne z moich naprawdę ulubionych, te kolory, ta prostota.
Jeszcze raz dziękuję, nie tylko we własnym imieniu - znam tu kilka osób, które będą to czytać z zapartym tchem. Jak ja.
I ja. Kiedyś odważyłam się wejść na tę klatkę. I na to piętro. Postałam pod drzwiami i tyle...Jeden, jedyny raz widziałam światło w tych oknach. I był błękit.
UsuńPamiętam tamten dzień i Twoje zdjęcia, Moniko.
UsuńMoże w maju?...
Nie przypuszczam;)))
Usuń"Pamiętam tamten dzień i Twoje zdjęcia, Moniko."
UsuńHalo! Moniko! Czy to oznacza, że gdzieś w internecie się produkujesz??? i nic nie mówisz???
"Pamiętam tamten dzień i Twoje zdjęcia, Moniko."
UsuńHalo! Moniko! Czy to oznacza, że gdzieś w internecie się produkujesz??? i nic nie mówisz???
No czuję się dotknięta. Naprawdę myślisz, że gdybym coś gdzieś w internecie, to nie powiedziałabym Ci???;) to była wymiana mailowo-smsowa z Adą. A ja w Krakowie zatrzymuję się na Mazowieckiej, więc codziennie kontroluję, co u Stanisława;)
UsuńI tak Cię będę Moniko nieustannie namawiać - pisz! swoje wrażenia z książek, z Krakowa, a przecież i Twoje miasto chętnie bym poznała lepiej, ileż miałabym radości z czytania (a ona nie słucha ;)
UsuńUfff, spadł mi kamień z serca. Bo już faktycznie myślałam, że coś mnie omija :)
UsuńNa Mazowieckiej... a ja, Bóg wie czemu, ubzdurałam sobie, że na Dębnikach, w jednym takim pensjonacie...
UsuńNie posłucha, nie ma szansy;)
OdpowiedzUsuńPiszę tu, bo coś nie mogę odpowiedzieć we właściwym miejscu;) na Dębnikach czy Salwatorze to ja bym marzyła. Ale moje miejsce na Mazowieckiej też uwielbiam i jestem mu wierną...pewnie już z 10 lat:)
OdpowiedzUsuń