Stany skupienia
Jeżeli całość tak zwanego świata wydaje się być w jakiejś chwili nie do zniesienia, należy wydzielić pewien fragment przestrzeni, a z niego jeszcze mniejszy i jeszcze, nie ad infinitum, ale do pewnej granicy, na której zacierają się definicje. Podzielić całość na bardzo małe części, płynne, niepewne i niedookreślone. W nich, być może, odbija się inna całość, której inaczej nie dałoby się uchwycić. Potrzebne będzie również światło, bez niego eksperyment jest jeszcze trudniejszy do przeprowadzenia, jeśli w ogóle możliwy. Słońce, światło, część materii na dwie części iluzji, odrealnienia, stany skupienia. Oto wiejska pracownia dekonstrukcyjno-alchemiczna tym razem po kolana w błocie.
Są mokradła w delcie wielkiej, powolnej rzeki, labirynt rzecznych ramion i wyspy; są piaski ze złota, egzotyczne trawy, rozbite tratwy, cienie olbrzymich drzew. Rzymska moneta z aroganckim profilem cesarza. To, co stałe, przechodzi w płynne; ruchome zastyga.
I na koniec krótka bajka o tym, jak odpłynęła zima.
Proszę to oczywiście oglądać z przymrużeniem oka. Myślę, że już niedługo uda mi się napisać jakąś sensowną relację z konkretnego pobytu w realnym tu lub tam. Mam już nawet pewien zamysł - jest taki błękitny i biały dzień w Krakowie, który od dawna czeka, żeby go pokazać, ale cóż... Kto miałby ochotę poczytać wrażenia z wiadomego miasta (i to jak najświeższe) temu bardzo polecam blog Gosi i jej "Kraków w pigułce", rekomenduję i zachęcam!
A skąd ten mój eskapizm? Odeszła zima a z nią moje "zimowe pola", moje swobodne spacery. Nigdy, zapewniam, nigdy mieszkaniec miasta nie zrozumie, czym może być błoto w takiej przestrzeni jak ta. Roztopiony śnieg odsłonił wszystko, co najpaskudniejsze w tym uroczym wiejskim entourage'u, błoto spływa wąskimi drogami, przemieszane z piaskiem i żwirem, grzęźnie się na ścieżkach, leśne ścieżki uginają się jak mokradła, na polach wytrwale gnije kapusta a wszędzie wokół rozkwitają błękitne i pomarańczowe worki pełne śmieci, torebki po słodyczach, worki po nawozach, puszki po piwie i butelki wiadomo po czym (bodaj najliczniejsze). Są też fragmenty plastikowych krzeseł, farby w sprayu, lodówka. Nigdy tego nie pojmę. Swoje - niczyje. Przestrzeń uporządkowana, w miarę czysta, ogrodzona, "swoja" oraz wielkie "niczyje" przestrzenie, które można zmieniać w obrzydliwy śmietnik.
I tak mi mija czas ("drogi czas na niczem trawić", właśnie). Oprócz zajęć istotnych, czy raczej potrzebnych, przeczytałam dwa kryminały - niech to będzie miarą mojego upadku. Nie potrafię nic napisać. Oglądam stare zdjęcia. Przeraża mnie wiadomy stan rzeczy(wistości). Przeczytałam "Skonsumowaną" Davida Cronenberga, odszyfrowując jakieś tam nawiązania sartrowsko-de beauvoirowskie, więc może jest jeszcze jakaś nadzieja. Słucham po latach muzyki z młodości, Bauhaus, nic się nie zmienia, All We Ever Wanted Was Everything, zawsze. Wieczorami wychodzę oglądać gwiazdy.
Przedwczoraj jeszcze jakoś dało się żyć. Ale już w piątek...ech...nie lubię ludzi. Poza bardzo nielicznymi wyjątkami:) Rzeczywistość ograniczona do własnego pokoju i towarzystwa książki, to chyba jedynie jak na razie jest dla mnie do zaakceptowania.
OdpowiedzUsuńZachwycające zdjęcia!
Ten blog miał kiedyś podtytuł "przechadzki mizantropa" ;)
UsuńZmieniłam, żeby nie zrazić sobie nowych czytelników, "starzy", mam nadzieję, przyzwyczajeni :)
A ja byłam po południu na długim spacerze, piękne słońce i wiatr i błękitne niebo i widoki takie rozległe, tylko wiatr strasznie mocny - i jakoś doładowałam sobie baterie (ewidentnie słoneczne). Widać ta błotnista sesja też trochę pomogła odczarować i drogi były właściwie do przebycia.
A jaka to książka ostatnio Ci towarzyszy?
Czesałam ciepłe króliki- niezwykła opowieść. Ale to już prawie za mną. A przede mną Czarny mercedes Janusza Majewskiego. Zobaczymy:)
UsuńPierwszą znam! Niestety tylko we fragmentach, bo jakoś w tamtym czasie nie mogłam się w nią wczytać, to była kolejna z wojennej czy raczej obozowej serii moich lektur (całkiem przypadkowo tak wyszło, wypożyczone na chybił trafił z mojej wiejskiej biblioteki) i już nie dałam rady. Ale to, co przeczytałam - chapeaux bas! Mam wrażenie, że teraz ludzie są już "z całkiem innej gliny".
UsuńO tak! I stąd może u mnie ten zwrot w kierunku literatury wojenno-obozowej. Bo ten Majewski to też ta epoka, choć oczywiście całkiem inny, nieporównywalny ciężar gatunkowy.
UsuńZdjęcia przepiękne.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)*
Pięknie dziękuję!
UsuńPozdrowienia odsyłam wzajemnie :)
Ano właśnie, zdjęcia przecudnej urody i z tego szamba, bajora błocka czynią istne dzieła sztuki. Roztopy wyglądają jak lśniący jedwab rzucony od niechcenia gdzie bądź wraz z kawałkami brokatowej materii. Zazdroszczę, tak zazdroszczę i dobrego (zapewne sprzętu) i umiejętności utrwalania i co najważniejsze daru obserwacji. O to dzielenie świata na części i znajdowanie jego akceptowalnych aspektów -odczytuję wielorako. Jak wszystko u Ciebie, nie ma jednej płaszczyzny jest wielość odczytań:) I tak trochę przekornie - mam nadzieję, że zima jeszcze nie odeszła, bo ja lubię zimę, taką białą, czystą i mroźna. Lubię, aby każda pora roku wybrzmiała w odpowiednim czasie. I ja się tutaj znalazłam- to dla mnie miła niespodzianka :)
OdpowiedzUsuńMoniko- jak ja Ciebie rozumiem. Dziś najchętniej zaszyłabym się z książką w czterech ścianach własnego mieszkanka, a czeka mnie impreza z duża ilością gości, od której nie mogę się wykręcić. :(
:))) przeczytałam też Twoją relację z Krakowa (Ado wybaczysz osobiste pogaduszki;) i już nawet nie napiszę, że tęsknota do kochanego miasta przybrała na sile;), ale za to napiszę- Sfinks pozwala się odnaleźć w sposób mistyczny- mam osobiste doświadczenia:)))
UsuńGosiu, dziękuję! Miło, że ten fotograficzny żart Ci się spodobał, co do wielości odczytań - jak najbardziej zgoda. Aparat niestety bardzo, bardzo marny, ale przecież takie ograniczenia tylko pomagają, to właściwie kompakt, czy raczej hybryda Fuji, dolna półka ;) na szczęście ma jakieś opcje manualnych ustawień i to go (i mnie) ratuje. Zimę i ja zatrzymałabym trochę dłużej, choćby dlatego, że daje mi swobodę tych niekończących się wycieczek.
UsuńCały Twój Kraków bezwarunkowo zasługuje na czytanie! Coś w tym jest, że jednak spojrzenie z boku pomaga - choć można zarzucić, że w ten sposób wiele się idealizuje. Ale i cóż z tego :)
Osobiste pogaduszki są jak najbardziej mile widziane :) Kraków zbliża ludzi, to pewne! To znaczy - "ten" Kraków i niektórych ludzi.
UsuńAleż kochana, dobry kryminał nie jest zły :) co dopiero dwa!
OdpowiedzUsuńBłoto wygląda u Ciebie poetycko, pewnie dlatego, że kadr ominął entourage wyżej opisany... brrr!
Otóż i właśnie, droga M., gdybyż one były dobre... ;) A tak to podejrzewam się o jakiś masochizm. W każdym razie w jednym z nich było interesujące tło obyczajowe - czyli Finlandia od podszewki. Nawet z ultraprawicową partią Prawdziwych Finów i eskalacją nienawiści wobec imigrantów.
UsuńEh, ten entourage makabryczny. Na zdjęciach go nie ma nie tylko ze względu na kadrowanie, ale przede wszystkim dlatego, że fotografowałam mój jak najbardziej osobisty i prywatny las, zdecydowanie o innych standardach czystości ;)
Roztopy czy błotko mogą sprawiać wrażenie pysznego kremu, a nawet czekolady... Tak, tak, takie mam skojarzenia, kulinarne :)
OdpowiedzUsuńJak widać i w błocie może być poezja smaku :)
O proszę, a to dopiero odczytanie! Już sobie wyobrażam taki mousse au chocolat... Teraz już tak będę patrzeć na te zdjęcia i... chyba poszukam jutro jakiegoś podobnego deseru w Krakowie :)
UsuńTu mi się przypomina również, że jest takie ciasto, bodaj w typie czekoladowego fondant, które nazywa się Missisipi mud cake.
To jest pomysł na ciekawą wystawę fotografii : Błotko w obiektywie :) :) :) My nader często spotykamy błoto na szlakach ale nie wygląda tak pięknie , wręcz często je przeklinamy :)
OdpowiedzUsuńMusicie koniecznie podjąć temat i dołączyć się jakąś serią fotografii :))
UsuńA błoto na szlaku to istne przekleństwo, nie raz zdarzały mi się z nim przejścia - jakoś wyjątkowo nieprzyjemnie wspominam z tego właśnie powodu Dolinę Chochołowską, brrrr
Wspaniałe zbliżenia, zdjęcia czarują :)
OdpowiedzUsuńTaka błotna alchemia :)
UsuńPokazałaś nam, jak z takiego NIC CIEKAWEGO można wyczarować COŚ PIĘKNEGO.
OdpowiedzUsuńI co za pole dla wyobraźni...
Bardzo mnie cieszy takie odczytanie :)
UsuńI rzeczywiście takie skrawki całości, całkiem oderwane od kontekstu, pozbawione pierwszego znaczenia dają tyle możliwości. Taki trochę surrealizm.
Ma się wrażenie, że niektóre zdjęcia przedstawiają złoto.....świetne....
OdpowiedzUsuńPotrafisz nawet brzydotę zamienić w piękno.....
Gdyby efekt roztopów, to jest błotko, szczególnie z złotych odcieniach, było tak piękne jak na Twoich zdjęciach, z wielka przyjemnością bym po nim chodziła :)
OdpowiedzUsuńJakież wspaniałe zdjęcia. Dawno moje oczy nie oglądały zdjęć w odcieniach starego złota i brązu.
OdpowiedzUsuńPrawdziwe cudo! Tylko Ty potrafisz nas tak oczarować.
Serdeczności, Ado:)
Droga Ado!
UsuńTo, że jesteś z nami to prawdziwy cud noworoczny. Bardzo Ci dziękuję i bardzo serdecznie pozdrawiam:)
Droga Łucjo! Przepraszam - Twój komentarz na trochę zagubił mi się tutaj, muszę się tego wszystkiego uczyć na nowo. Tak miło, że pamiętasz o mnie. Dziękuję za miłe przyjęcie i bardzo serdecznie Cię pozdrawiam :)
UsuńDziękuję miłym Paniom :) Mam najlepszych czytelników na świecie :)
OdpowiedzUsuńAlchemia światła, cienia, barw i kształtów. Wszędzie potrafisz znaleźć piękno.
OdpowiedzUsuńStaram się widzieć, choć nie zawsze szeroko otwartymi oczyma ;) I lubię takie ulotne nieoczywistości. Dziękuję za wszystkie dobre słowa!
Usuń