Wieczorne zagadki krakowskie - 3. Noc listopadowa.

Archeologia wspomnień czyli przeszukiwanie blogowych archiwów mozolne uzupełnianie blogowych utraconych wpisów, czas utracony, czas odzyskany, bez żadnych ambicji - Dieu m'en garde! - do porównań z pewnym dziełem, z którym to tutaj pisanie łączyć mogą jedynie pewne dłużyzny. Ileż znalezisk przynosi take przeglądanie dawnych zdjęć! Oto widać dom i noc.




Dom i noc to zapewne niewiele. A dla mnie to cała historia! Był Dzień Otwartych Drzwi w krakowskich muzeach, pamiętam odwiedzone miejsca, jedne mniej inne bardziej wyraźnie. Najmocniej zapadły mi w pamięć pewne księgi... ale o nich będzie traktować zagadka nr 4. Tymczasem dzień się skończył i trzeba było wreszcie wracać, w tamtych czasach powrót z Krakowa - tutaj... był dla mnie czymś na kształt greckiej tragedii z chórami, dytyrambami, tragicznymi maskami i koturnowym patosem, bez cienia katharsis. A żeby jeszcze bardziej poczuć się jak, dajmy na to Klitemnestra, wybrałam się wówczas na ostatni (tak! to zawsze musiał być ostatni!) spacer po wieczornym Krakowie. Nade mną cicho leciały Erynie. Czy raczej Nemesis. Było tragicznie, co tu dużo mówić, przy czym pięknie też było na pewno i nie mam co tak ironizować. Wawel przywykły do widzeń i sennych majaków, przemieniany w Akropolis przez tego, który tu też lubił chodzić a wcześniej spoglądał przez niewielkie okienko w przyziemiu, w budynku gdzie mieściła się pewna pracownia, Wawel bez trudu wcielił się w rolę. Głosy przeszłości, smugi świateł, cienie na elizejskich polach - to wszytko czasem można zobaczyć, gdy ma się Wawel-Akropolis za plecami a już szczególnie w Noc Listopadową.


Kraków wieczorem, spacer na Wawel

Kraków wieczorem, spacer na Wawel

Kraków wieczorem, spacer na Wawel

Kraków wieczorem, spacer na Wawel

Kraków wieczorem, spacer na Wawel

Kraków wieczorem, spacer na Wawel


Wcale nie takie złe te zdjęcia odkopane dziś wieczorem w archeologicznych wykopaliskach, a w każdym razie dla mnie ważne i potwierdzają jeszcze raz, że warto. Przywołują mi całą lawinę wspomnień, wrażeń. Nikomu niepotrzebny zapis moich krakowskich ścieżek. Tak było wieczorem 20 listopada. Pamiętam, jaki ciepły był ten wieczór, idealny wręcz, by tak się włóczyć Plantami od Franciszkanów na Wawel, Kanoniczą na Plac Mariacki. Niezrównane były tamte moje samotne spacery. Taki mój prywatny szlak, śladami wiadomo-kogo w taką noc.

Mam takie trzy pytania, gdyby ktoś miał ochotę zająć sobie chwilę czasu:
1. Dlaczego ta data jest istotna - patrząc na to, co na zdjęciach i wspomniane w tekście?
2. Proszę mi zacytować piękny wiersz o tym, co mieściło się w tym budynku.
3. (Bodaj najtrudniejsze i trzeba będzie pewnie zgadywać kierując się jakimiś poszlakami i szczegółami na zdjęciach, albo po prostu zdać się na łut szczęścia) Z którego roku pochodzą te zdjęcia? Jaka była pełna data ich powstania? 20 listopada... AD?

Zapomniałam o nagrodach! Wieniec ze złoconych liści kasztanowca, ornament ze splecionych bratków, okruch kolorowej szybki (szwajcarska robota), mały fragment rozbitej rzeźby z warsztatu niezbyt znanego a nieszczęśliwego rzeźbiarza, taniec w wiejską panną młodą (w butach lub bez).

Wieczorne zagadki krakowskie to nowy cykl na blogu, mój sposób na to, żeby pokazywać Kraków teraz, gdy może dalej jest niż zwykle. 



Komentarze

  1. Piękny jest Kraków nocą...Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Zarysowała mi się pewna koncepcja... Zacznę od wiersza:

    U stóp Wawelu miał ojciec pracownię,
    wielką izbę białą wysklepioną,
    żyjącą figur zmarłych wielkich tłumem;
    tam chłopiec mały chodziłem, co czułem,
    to później w kształty mej sztuki zakułem.
    Uczuciem wtedy tylko, nie rozumem,
    obejmowałem zarys gliną ulepioną
    wyrastający przede mną w olbrzymy:
    w drzewie lipowym rzezane posągi.

    Autorem tego pięknego wiersza jest Stanisław Witkiewicz.

    I wiem też co robił 20 listopada 1900 roku - był na weselu Lucjana Rydla i Jadwigi Mikołajczykówny w dworku Włodzimierza Tetmajera w Bronowicach (ślub miał miejsce w Bazylice Najświętszej Maryi Panny w Krakowie). A potem powstało "Wesele"...

    Najtrudniej jest zgadnąć (domyślić się), kiedy powstały te zdjęcia. Pomyślałam, że była to setna rocznica wesela w Bronowicach, czyli 2000, ale sprawdziłam, że Dzień Otwartych Dni organizowany jest od roku 2005... Wspomniane księgi (jeżeli dobrze je identyfikuję) sugerowałyby rok 2013, a może to gra liczb, czyli 20.11.2011... Na coś się muszę zdecydować, więc postawię na te księgi: 20 listopada 2013. :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wspaniała odpowiedź poprzedzona iście sherlockowską dedukcją! Jestem pod wrażeniem i niniejszym przekazuję w Twoje ręce cały komplet nagród plus jako nagrodę niespodziankę jakiś wyborny rysunek z serii cadavre exquis (To będzie cud, jeśli wreszcie uda mi się wstawić tutaj link jak należy) w uznaniu dla zasług podświadomości, która zamiast jednego S.W. kazała ci wpisać innego, zresztą też bardzo mi bliskiego. Obaj panowie spotkali się zresztą kiedyś, jest o tym wzmianka w "Listach do syna" Witkiewicza.

      Prawdziwa data to 2011 rok, Te księgi to jednak pewnie inne niż myślisz, ale ksiąg dotyczyć będzie dzisiejsza zagadka wieczorem.
      Gratulacje, Paren, i dziękuję, bo naprawdę poprawiłaś mi nastrój.

      Usuń
    2. Bardzo dziękuję! :-)

      No, oczywiście, tak to jest, jak się ktoś spieszy, z jednej strony głowa już kombinuje, kiedy Ada mogła zrobić zdjęcia, a z drugiej o swoje miejsce w pamięci chwilowej walczą wesele i "Wesele". Obok stygnie kawa... Skąd nagle wszedł mi na klawiaturę Witkiewicz? Nie mam pojęcia... Dobrze, że Stanisław Wyspiański nie może mi dać w łeb. :-)

      Usuń
    3. Takie podświadome pomyłki zawsze coś znaczą, teraz trzeba odkryć, co to mogło być. Może wybierasz się w Tatry, może na jakąś wystawę do Koliby? :-) Myślę, że tak jeden jak i drugi S.W. przyjąłby przejęzyczenie z wyrozumiałością!
      Rok powstania mógłby bez wątpliwości określić ktoś, kto sam fotografuje nałogowo te same miejsca w Krakowie i zmiany, jakie je spotykają - a Dom Długosza jakoś tak chętnie pozuje mi do zdjęć. Najpierw był w miarę jednolity, innego roku oszpecony jakimś koszmarnym bohomazem (20 lat publicznych robót, gdyby mi się ktoś pytał...) później ten koszmarek zamalowano jasnym pasem, później zdjęto obraz M.B., który czas jakiś później powrócił. Muszę przygotować kiedyś taki wpis. Dla osób spoza Krakowa ten punkt zagadki był właściwie nie do odgadnięcia i nie mam pojęcia jak to wymyśliłaś :-)

      Usuń
  3. Tajemnicza jest atmosfera tego wieczoru w Krakowie.
    Na ostatnim zdjęciu kobieta w ruchu, to tak, jakby jakiś dobry duch zapraszał na spacer, chodź za mną, zobacz, jak tu pięknie :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jesienne wieczory na Plantach i nad Wisłą pod Wawelem, taki czas kiedy coś się nieuchwytnie zmienia. Było pięknie, to prawda.
      Nie wiem, czy mam dobrze skalibrowany monitor (zresztą wszystkiego się już po nim spodziewam), ale podobne sylwetki powinny być widoczne na każdym zdjęciu poza jednym, całkiem bezludnym. Pamiętam, że wybierałam taki długi czas naświetlania, żeby w miarę dobrze oddać budynek, ale sylwetki nielicznych przechodniów idealnie się w to wkomponowały. I są to być może jedyne moje zdjęcia, na których bez obrzydzenia oglądam samochody ;-)

      Usuń
    2. Na pozostałych zdjęciach są jakieś cienie, ale nie skojarzyłam ich z postaciami przechodzących osób.
      A duch? Taki wspaniały nastrój tworzysz, że wszystko można sobie wyobrazić :-)

      Usuń
    3. Miło to słyszeć! Kto to zresztą może wiedzieć, kim lub czym jest taki czy inny cień na zdjęciu, a już szczególnie w Krakowie, w tym miejscu pod Wawelem...
      :-)

      Usuń
  4. Niemal od razu znałam odpowiedź na dwa pierwsze pytania. Upewniłam się, spoglądając na swoje ostatnie (niestety dzienne) zdjęcia z Krakowa z 12 kwietnia. Tak, to było. Szkoda, spóźniłam się. Paren, gratuluję szybkości.
    Świetnie, że odkopałaś te zdjęcia. Robią wrażenie. Jak zwykle czekam na kolejne posty.
    Pozdrawiam serdecznie:)*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiedziałam, że wiesz :-) Kiedyś wymyślę specjalną zagadkę z dopiskiem dla Łucji, z premedytacją - jak najtrudniejszą! Trzecie pytanie, jak wspomniałam wyżej, to już taka ruletka, łut szczęścia mógł pomóc.
      Kolejne wieczorne zagadki z Krakowa już w przygotowaniu, następna będzie jutro wieczorem - dziś jestem tak zmęczona po całym dniu dopiero co skończonej pracy, że marzę tylko o jednym - spać...
      Pozdrowienia!

      Usuń
  5. A to świetna szkoła:-) siadam w ławce i powtarzam wiadomości:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czy nie jest dobrze czasem spojrzeć na świat z perspektywy ucznia? Nowe i ciekawe doświadczenie :-)

      Usuń
  6. A Kraków tak daleko. A spleen zupełnie jak w listopadzie...u mnie znaczy się...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U mnie spleen wygląda tak (udało mi się go wreszcie sfotografować) jak w nagłówku. Można powiedzieć, że to autoportret ;-)
      Hej, ale Kraków nie tak daleko może?

      Usuń
    2. Bardzo daleko. Na innej planecie. Oddalonej o lata świetlne od miasta, w którym żyć mi przyszło...spleen uruchamia we mnie patos;)

      Usuń
    3. Niemożliwe, nie. Uwaga, będę przeprowadzać obronę miasta może nieszczególnie pięknego jako całość, ale o pięknych fragmentach.
      Pamiętam, jak pięknie pachniały lipy wśród budynków Uniwersytetu. Łazienki są całe w kwiatach, Wilanów musi być teraz wspaniały a nawet Ogród Saski! Jakie szczęście ma Warszawa do parków i ogrodów (oraz do fontann). Ma w tych miejscach coś naprawdę z takiego francuskiego ducha des Lumieres (nie chce mi się szukać akcentu, przepraszam). W Krakowie nie ma takich miejsc, z takim oddechem, jasnością budowli, przestrzenią, zielenią - uporządkowanych. Jak już fontanna - to koszmar. Jak plac - wybrukowany. Jak pałac - ciasno w zabudowie. Warszawie jest przez to bliżej do Paryża, Kraków jest przy niej jak Drohobycz.
      Jak mi poszło? Co Pani na taką retoryczną obronę?

      Usuń
    4. Matko jedyna! Nie wiedziałam, że w takim pięknym mieście mieszkam! To ja,kilka razy do roku, za ciężko zarobione (pracą rąk własnych) pieniądze jeżdżę do tego miasta nieciekawych fontann....A tu tyle atrakcji na mnie czeka! Jutro sprawdzę jak się ma Stare Miasto. Przekonałaś mnie:)))

      Usuń
    5. Do usług ;-))) I Łazienki, bardzo proszę! Wodne odbicia, klasyczne formy, posągowe posągi a nie takie maszkary jak na Plantach ;-)
      A czy z fontannami nie mam racji? Spójrz na ten koszmar na Rynku albo jeszcze gorszą na Placu Szczepańskim - czy to nie jest architektura, delikatnie mówiąc, jarmarczna? Jeszcze gorzej jest z pomnikami, ale to temat drażliwy ;-) A Ty masz Thorvaldsena... ech, niewdzięcznico. Jutro ma być piękna pogoda, bardzo proszę na spacer i świeżym okiem na jasne i piękne miasto spojrzeć!
      Dobrej nocy i miłych spacerów jutrzejszych

      Usuń
    6. A tak serio. W dużej mierze zgadzam się z Tobą:) Łazienki-piękne, pomnik Kopernika-ulubiony, spacer na Stare Miasto-pewny. Nie zgodzę się, co do kolejności "koszmarności" fontann- za fontannę na Rynku jej twórca powinien ponieść zasłużoną karę;) No i zawsze będę broniła pomnika Grażyny i Litawora...:)

      Usuń
    7. Nie wiem już która gorsza, naprawdę. Chyba ta, przy której w danym momencie się znajduję, ta druga przez brak naocznego wglądu wydawać się może przez chwilę nieco lepsza niż jest ;-)
      Co do pomników - pełna zgoda. Grażyna i Litawor, podobnie jak drugi pomnik autorstwa tegoż rzeźbiarza (choć mniejszym darzę sentymentem) bronią się zdecydowanie. I oczywiście Kopernik. Zostawiam jeszcze dwa monumentalne Konecznego, zostawiam wieszcza Adama (nawet nie potrafię obiektywnie na niego spojrzeć, tak się zrósł z pejzażem i widokiem Rynku). Co by tu jeszcze zostawić? Pomnik-fontannę żaka, to na pewno. Fontannę z fortepianem i strunami wody-dźwięku. Smoka W. :-)
      Z nieco dalszych - pomnik Mączyńskiego przy kościele jezuitów.
      Te zostawiam w "moim" Krakowie. Pewne coś jeszcze przeoczyłam, ale w ogólnym zarysie tak to widzę.

      PS a czy wiesz, że widziałam na własne oczy zrealizowany pomnik Szymanowskiego "Pochód na Wawel"? Co prawda nie w wersji monumentalnej, ale jest, służy i zdobi. Wokół kwitnące drzewa, jakaś skromna fontanna, ławeczki, panowie kulturalnie z piwem, młodzież płci obojej, nocne życie małego miasteczka.

      Usuń
    8. Tu muszę podkreślić, że Kopernika to ja miałam na myśli warszawskiego (to tak w kontekście Thorvaldsena i szukania uroków Warszawy;) O! Żaczka to ja bardzo lubię. Choć nie dziwię się, że jest taki smutny- wiecznie otoczony...hmmm...siedzeniami turystów;)

      A Szymanowski zrealizowany to gdzież?

      Usuń
    9. Ma się rozumieć, że warszawski. Pamiętam go dobrze!
      Ale przyznaj, że Mikołaj ma szczęście do pomników, bo i ten w Krakowie jest - choć całkiem inny - przecież bardzo udany.

      W pięknym mieście Skale... to znaczy miasteczku o pięknej dawnej historii. (Bolesław Wstydliwy, Salomea, klaryski nieopodal w Grodzisku, olbrzymi! naprawdę Rynek. Kościół, przebudowany mocno niestety i drewniana dzwonnica. Po drodze było też Powstanie Styczniowe i dalej - wiadomo, znany scenariusz, utrata praw miejskich etc. Ale obecnie Rynek bardzo zadbany i z jakim zdziwieniem zobaczyłam ów pomnik! Muszę się kiedyś zatrzymać w drodze do Ojcowa i sfotografować.

      Usuń
    10. Tak, Mikołaj ma szczęście:) I dla mnie jeszcze bonus- ta historia zdejmowania tablicy, ukrywania jej...to lubię!

      No tak, kiedyś w końcu trzeba będzie jednak ruszyć za Kraków;)

      Usuń
    11. Ad 2. Nie wierzę ;-)

      Usuń
  7. Bardzo klimatycznie i zmysłowo pokazane uliczki bez tłumów i hałasu. Taki Kraków lubię. Niestety unikam go w weekendy i inne masowe święta. Pozdrawiam i dziękuję. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A dziękuję :-) Taki Kraków też lubię najbardziej, tylko coraz trudniej go takim zobaczyć...
      Dziękuję, że zaglądasz, pozdrowienia!

      Usuń

Prześlij komentarz