Sześć lat pisania i niepisania

Spacer po wiejskim ogrodzie, trochę sentymentalny, jako że przywoła się trochę wspomnień. Wspominać się będzie przeszłość nie bardzo odległą, ale dla tego mikroświata bardzo istotną, przełom kwietnia i maja w 2009 roku. Mesdames et Messieurs, Panie i Panowie, blog Kraków i okolice świętuje szóste urodziny! Przy czym należy przyznać uczciwie, że przez większość tego czasu istniał sobie in potentia, pisany i skreślany, porzucany i przywracany, gdzieś w przestrzeni między pisaniem a niepisaniem, między milczeniem a pobożnymi życzeniami, między poczuciem przynależności a poczuciem straty, między wrodzonym chaosem autorki a zamiłowaniem do poetyki Wielkiej Encyklopedii Francuskiej, gdzie wszystko jest porządkiem, nawet jeśli opisujemy, ni mniej ni więcej, świat cały. Dawnych i nowych czytelników zapraszam! Wejście jest tu, o proszę, ścieżką prowadzącą z modrzewiowego lasu, między forsycją a pigwowcem w cudownym (choć straszliwym) kolorystycznym dysonansie. 


Pierwszego maja 2009 roku - nie wiadomo dlaczego wtedy i dotąd nie wiadomo w jakim celu - pojawił się na skraju blogosfery jeszcze jeden internetowy dziennik; czy to niespokojny kwiecień i wielki wiosenny wybuch kolorów, czy jakiś niespotykany układ gwiazd, albo najzwyklejszy przypadek, nie wiadomo, dość, że powstał taki oto wpis o krakowskim Ogrodzie Botanicznym. I potem tak to już się potoczyło - kilkaset wpisów (większość niestety ciągle jeszcze w archiwach), tysiące zdjęć, na początku dość koszmarnych, później nieco lepszych, miesiące gorączkowego zapisywania, spacerów po Krakowie, setki przemierzonych kilometrów, coraz bardziej pojemna kategoria "okolice" a i "Kraków" też ciągle widziany inaczej, zmiany nastroju, zmiany tematyki. Wiele innych rzeczy we mnie, wokół mnie zmieniło się od tamtej pory, a jednak mimo wszystko czuję jakąś ciągłość i tożsamość z tamtą osobą, która pod koniec kwietnia 2009 roku zdecydowała, że będzie pisać. Taka bliskość to w jakiś sposób pocieszające (choć dla naukowej ścisłości przyznać należy, że sposób pisania w niektórych etapach i kolejne grafomańskie maniery, jakie mnie (ją?) dotykały, są dla mnie teraz mocno irytujące, co na pewno jest dość powszechnym doświadczeniem i wolę myśleć, że świadczy o jakimś rozwoju).

Blog miał dość burzliwą historię, parę etapów milczenia i zamknięcia, ten ostatni trwał prawie dwa lata, prawdę mówiąc więcej w tym blogu było milczenia i myślenia o powrocie do pisania niż samego pisania i nie będzie przesadą, gdy powiem, że przez większość czasu istniał niepisany, jedynie w zarysie, w planach, in potentia, gdzieś między milczeniem, poczuciem obowiązku, poczuciem straty, nieumiejętnością pisania, niemożliwością milczenia - aż wreszcie w tym roku, w styczniu przywróciłam go znów do żywych. I jest mi z tym dobrze, po prostu. Do tej pory pamiętam, jak obawiałam się tego powrotu (i że nikt nie będzie pamiętać). Nie będzie w tym żadnej przesady, jeśli powiem, że ten blog istnieje dzięki ludziom, którzy go czytają. To, co dzieje się w tej przestrzeni "pomiędzy", przestrzeni rozmowy, wymiany, pisania i czytania, czytania w czyichś myślach, czytania między wierszami, wzajemnego uczenia się wreszcie, podróżowania czyimiś śladami, nocnych rozmów, zdjęć robionych specjalnie dla kogoś, mówienie szyfrem z fragmentów wierszy i przyjazna obecność czytających w milczeniu - to ciągle dla mnie fascynująca i wspaniała rzecz.

Za to bardzo wam wszystkim dziękuję. Pisanie to dla mnie ważna rzecz, jakoś łączy mnie ze światem, uczy uważności, pozwala czasem o czymś zapomnieć, a czasem dostrzec, co ważne. Dobrze, że mam dla kogo pisać! 

Dzisiejszy wpis z dedykacją dla wszystkich Czytelników, tych dawnych i tych, którzy są tutaj od czasu styczniowego powrotu albo jeszcze krócej, tych, którzy lubią ze mną rozmawiać i tych, którzy wolą sobie pomilczeć. Kwiaty dla was moi mili!

Kwiatów będzie obfitość, to wszystko obrazki z mojego wiejskiego ogrodu. Tak było wczoraj, w ostatni dzień kwietnia. Zapraszam na spacer po moim ogrodzie wraz z gospodarskim przeglądem roślin mniej lub bardziej użytecznych, okraszony nieprzyzwoitą liczbą zdjęć.

Najpierw pigwowiec o kwiatach w kolorze dojrzałych moreli lub najjaśniejszych pomarańczy. Niski żywopłot wzdłuż trawiastej ścieżki, pigwowiec w odmianie japońskiej (być może), cały obsypany kwiatami. Jesienią wspaniałe, aromatyczne owoce - mniejsze od owoców pigwy, lecz o wiele bardziej pachnące, świetne na przetwory i nalewki.  Pracowita pszczoła otwiera pierwszomajową galerię zdjęć:







A tu większa odmiana pigwowca (czy to pigwowiec okazały, czy pośredni - nie mam zielonego, nomen omen, pojęcia). W istocie jest okazały, te krzewy są wyższe ode mnie! Pięknie wyglądają jako naturalistyczny, nieprzycinany żywopłot, potrzebują tylko dużo przestrzeni i trochę czasu. Nie w każdym roku kwitną obficie, ale ten rok przychylny jest dla pigwowców:








Tu znów migdałek, efemeryda ogrodu. Piękny przez chwilę, rozkwita i przekwita w mgnieniu oka:




Malutkie czereśnie i wiśnie, które posadziłam przed dwoma a może trzema laty, przypominają już drzewa (i przypominają mi o upływie czasu). Na drugim planie migdałek i pigwowiec w zgodnej komitywie, na trzecim planie żywopłot z ałyczy a w tle modrzewiowy las:





Czy można pominąć sasanki? Odpowiedź jest jedna: nie można, bez sasanek kwiecień się nie liczy! Botaniczny odpowiednik perskiego kota, skończona doskonałość - od nazwy (Pulsatilla) przez rozmaitość kolorów aż po sam koniuszek puchatego płatka. Dotykać wierzchem dłoni, zachwycać się nieumiarkowanie:




Tak mój ogród zamyka się od wschodu i broni się przed wschodnim wiatrem oraz (nieskutecznie) przed sarnami: żywopłot z kilkudziesięciu forsycji (na zdjęciu tylko fragment). Ma nie więcej jak trzy lata, wszystkie sadzonki przygotowałam sama z kilku forsycji, które wcześniej już rosły na skraju lasu. Wiadomo - nic trudnego, trudno o roślinę, która by łatwiej chwytała się życia. Te na zdjęciu są dużo wyższe ode mnie, niedługo będę je przycinać, na razie, już od prawie miesiąca, cieszę się tym jaskrawożółtym murem zamykającym ogród:



Poniżej najstarsza część ogrodu, modrzewiowy las pełen fiołków, moja ścieżka do biegania i spacerów zaczyna się tutaj, na pierwszym zdjęciu. Na kolejnych dość przypadkowe obrazki z wiosennego ogrodu w jego najstarszym zakątku, ścieżki z wapiennych kamyków lub z trawy, bukszpany i trzmieliny - te wszystkie rośliny powstały staraniem mojej Mamy z dwóch pierwszych krzewów, które dla niej kiedyś, dawno temu kupiłam. Bo tak naprawdę to jest jej ogród, pozostali domownicy mogą ewentualnie wykonywać jakieś cięższe prace, ot, wykopać i przesadzić jakiś kilkuletni krzew, jeden czy dwadzieścia, wyciąć jakieś uschnięte drzewo, wynieść czy przynieść tonę kamieni, grabić godzinami suche liście i takie tam drobiazgi. Ogród dobrze wie, czyj jest i kto o niego tak naprawdę dba. Na szczęście mogę fotografować ;-) Oto ogród mojej mamy, zadbany lecz nieuporządkowany, ujarzmiany lecz chaotyczny, wolny, ale znający swoje prawa i obowiązki ogród, który nie posiada prawdopodobnie ani jednej linii prostej i moim zdaniem dobrze wpisuje się w ten wiejski krajobraz. Ujęty jest dwiema ścianami lasu. Tu odpoczywam, tu lubię usiąść z książką i kawą na ogrodowej ławce, stąd próbowałam odjechać i tutaj wróciłam. Na szczęście.









Mam nadzieję, że nie znudził was ten spacer... Wiem, że opisywanie własnego ogrodu nie bardzo może wpisuje się w tematykę bloga, który nosi tytuł "Kraków i okolice"... dawni czytelnicy są przyzwyczajeni do takiej prywaty, nowi, którzy może szukają konkretnych informacji o Krakowie, będą zawiedzeni - nic na to nie poradzę, niestety! Nie mogę nawet obiecać poprawy. To zawsze był blog dla cierpliwych, cierpliwie znoszących moje chwilowe fanaberie i zmiany. Kraków też pojawi się tu znów kiedyś. Przez chwilę pomyślałam, żeby oddzielić te moje "wiejsko-ogródkowe" tematy na innym blogu, ale chyba nie chcę tak sztucznie rozdzielać tego wszystkiego, co jest teraz treścią mojego życia i tak samo zasługuje na opisanie, jak podróże po najbliższych okolicach, wycieczki do Ojcowa i na Ponidzie, spacery po Krakowie, jakieś poezje czy książki, które zdarza mi się przeczytać, wizyty w muzeach, przyglądanie się architekturze. I ogród, przyglądanie się przyrodzie. Dla mnie to jest całość i mam nadzieję, że take ogrodowe wstawki od czasu do czasu nie będą was nużyć ani stanowić dysonansu.

Jeszcze raz dziękuję za wspólnie przemierzone /przeczytane / zapisane lata. 
I mam nadzieję, że będziemy się tutaj widywać jeszcze długo.




Komentarze

  1. Magdalena Jastrzębska1 maja 2015 20:01

    Dziękuję za ten piękny kontakt z przyrodą. O ogrodach to ja mogę czytać zawsze i oglądać zdjęcia w każdej ilości. Kwiaty i krzewy odwdzięczają się za miłość i pielęgnację właśnie wiosną. Radują oczy, skłaniają do podsumowań, refleksji.
    Jestem Twoją Czytelniczką od niedawna, ale znalazłam w Twoim patrzeniu na świat i Twojej wielkiej wrażliwości coś, co powoduje, że z chęcią zaglądam do Twojej blogowej przystani.

    OdpowiedzUsuń
  2. Magdaleno, dziękuję. Mogę tylko powiedzieć: i vice versa... cieszę się z naszego spotkania w blogowym świecie.
    A ogród najpiękniejszy jest rzeczywiście właśnie wiosną, to wynagradza ten straszliwie długi, zimowy czas oczekiwania. Serdeczności i jeszcze raz dziękuję :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Eh, jak ja Ci zazdroszczę takiej perły! Dobrze, że wróciłaś :)
    P.S. Wybrałam się wreszcie na Wawel. Niestety przekwitły!

    OdpowiedzUsuń
  4. Pewnie, że dobrze :-) Czasem okazuje się, że to co najważniejsze, jest bliżej niż się myślało/ szukało.
    Och, podstępne magnolie, jak mogły nie poczekać...

    OdpowiedzUsuń
  5. guciamal (małgosia)1 maja 2015 22:45

    Mając takie miejsce człowiek nie będzie samotny :) bo towarzyszami będą mi choćby drzewa, krzewy i kwiaty i pszczółka i żuczek i biedronka. Jesteś szczęściarą, że masz swój Tajemniczy Ogród na wyciągnięcie ręki. U Ciebie mogę czytać i o roślinkach, rzeczkach, świątyniach, architekturze i o czymkolwiek zechcesz napisać:) I chyba tylko u Ciebie jestem w stanie obejrzeć tyle zdjęć naraz:))) Życzę Tobie, a może bardziej sobie, aby kolejne lata były bardziej latami pisania niż niepisania.

    OdpowiedzUsuń
  6. To chyba najlepsze podsumowanie naszej dzisiejszej rozmowy u Ciebie.
    A co do zdjęć... Moje drugie imię to barok ;) Z całym jego przesytem i nieumiarkowaniem. Jeśli kiedyś zobaczysz tutaj wpis, w którym będzie jedno zdjęcie albo trzy, to wiedz, że zostałam uprowadzona a ktoś nieumiejętnie się pode mnie podszywa ;-)))
    I... dziękuję! Za rozmowy, za uważność w czytaniu, za mądry osąd i zrozumienie.

    OdpowiedzUsuń
  7. Elżbieta Przymenska2 maja 2015 01:04

    Ado, dzięki za ten kwiatowy wpis, ponieważ mam oczy na mokrym miejscu łatwo mi się łza kręci, i tym razem też tak było...Dobrze, że wróciłaś do ogrodu i do pisania, niech jedno i drugie da Ci wiele radości i satysfakcji! Muszę powiedzieć, że bardzo odczułam Twój brak, było mi przykro że zaprzestałaś pisania, chociaż rozumiem to, ponieważ tak bywa kiedy zbyt wiele niesprzyjających okoliczności spotka się w tym samym miejscu i czasie. Kiedy znów się pojawiłaś to była dla mnie ogromna radość, po części z powodów czysto egoistycznych, ale również dlatego, że pomyślałam wtedy iż zło stępiło swoje ostrze, a to co dobre wzięło górę. Ogród Twojej Mamy jest piękny, kwitnące krzewy urzekające a szpaler forsycji to wspaniały pomysł, też mi chodzi po głowie coś w tym rodzaju ale na przeszkodzie stoją moje czarne porzeczki. Kocham takie miejsca, które w pewnym sensie żyją własnym życiem, nie dając się zbytnio ugłaskać (bo i po co?). Mój ogród też taki jest, wciąż mi wyrasta w nim coś, czego nie posiałam, ani nie posadziłam. Podejrzewam, że to ptaki (które w zimie dokarmiam) mi pomagają, zostawiając produkty przemiany materii, a w nich jakieś nie strawione nasionka. Gratuluję rocznicy, przypomniałaś mi, że mój blog także miał urodziny ale piąte i to 5.04 razem z Martą, bo zaczęłam pisać na bloxie właśnie w dniu urodzin mojego dziecka. O urodzinach córki pamiętałam, ale o blogu niestety nie, chociaż to taka ładna rocznica...A co do prywaty na blogu, uważam że temat jak najbardziej wpisuje się w kategorię "okolica" więc jest i na miejscu i na czasie!

    OdpowiedzUsuń
  8. Ado, mój świat na pewno byłby uboższy gdybym kilka lat temu nie zajrzała do Ciebie. I nie mówię tylko o blogu, ale także o tym, co poza nim. I w jak wielu trudnych i radosnych momentach byłaś ze mną. I że czasami wirtualnie znaczy więcej niż realnie. Dużo więcej. Najpiękniejszego Ci życzę:)))


    Przepraszam, że się nie odzywam, że nie odpisałam na maila...nic mnie nie usprawiedliwia. Resztką sił (dosłownie, bo dopadł mnie okropny rotawirus) dobiegam do urlopu (dziś ostatni dzień roboczy;), od poniedziałku Kraków i może w końcu odpoczynek.

    OdpowiedzUsuń
  9. Sześć lat... dla mnie kilka miesięcy, ale takich, które zmieniły mój wirtualny świat. Wzbogaciły go. Umieściłam "Kraków i okolice" wśród blogów, przy których odpoczywam i dokładnie tak jest. Czytam i oglądam... I dla mnie ilość zdjęć w Twoich wpisach nigdy nie jest "nieprzyzwoita" :-).
    Jako typowy introwertyk nie komentuję prawie wcale, mam nadzieję, że mi to darujesz.
    Pozdrawiam Cię serdecznie! :-)

    OdpowiedzUsuń
  10. Droga Elu, potrafisz zawsze ująć to, co najważniejsze tak, że nie potrafiłabym zmienić w tym, co piszesz ani jednego znaku. Rzeczywiście czasem splot zdarzeń jest tak niefortunny, że tworzy się jakiś zły mikroklimat, w którym trudno bronić się i dawać odpór czemuś niedobremu. A jednak jest siła - w przyrodzie, w powracaniu do zdrowia, w tym jak ogród budzi się wiosną a życie wchodzi w całkiem inną drogę, inną... smugę, jasną. To daje nawet ciekawą paralelę i okazuje się, że ten temat ogrodu, wybrany trochę nieświadomie, pod wpływem chwili i jakiegoś impulsu, jest całkiem nośną metaforą. Powrotu. Wniosek pewnie taki, że nigdy nie tracić nadziei, bo póki życia - wiadomo.
    I ta nieprzewidywalność, nieuporządkowanie ogrodu.- to lubię najbardziej.
    A zatem jesteś też kwietniową (blogową) jubilatką :-) Gratulacje! Piszę "też", bo u mnie to był sam koniec kwietnia, dopiero pierwszego maja pojawił się pierwszy opublikowany wpis.
    Zostaw porzeczki! Są wspaniałe - począwszy od nazwy (francuskie Cassis) przez zapach aż po kolor i smak dżemu :-)
    Dziękuję najserdeczniej!

    OdpowiedzUsuń
  11. guciamal (małgosia)2 maja 2015 10:20

    O to cudownie, z reguły ludzie nie przyznają się do słabości do baroku, że niby przeładowany, ciężki, że bez .... itd. itp.. Osobiście mogę stwierdzić, iż podobają mi się pewne przejawy baroku, niektóre świątynie, choć są i takie, które drażnią nadmiarem. Nie wiem, czy umiar i barok to pojęcia które mogą współistnieć, ale wg mnie tak i taki barok też lubię:) Teraz po wpisie z małą ilością zdjęć będę zadawała dodatkowe pytania mające na celu sprawdzić twoją tożsamość :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Niedobrze, że męczą Cię te przedwiosenne/ wiosenne choroby. Musisz przecież być zdrowa, na te krakowskie dni (no i najlepiej po prostu w ogóle i zawsze :-) Zamiast tych zdjęć pigwowca powinnam Cię poczęstować genialną nalewką, która jest lekiem na wiele dolegliwości ;-)
    Dziękuję za wszystko, tak po prostu.

    OdpowiedzUsuń
  13. Jeśli bratnia dusza w introwertyzmie pisze pierwszy u mnie blogowy komentarz, i to taki! to mogę jedynie powiedzieć po raz tysięczny, że mam ogromne szczęście mając takich czytelników :-) Bardzo, bardzo dziękuję! Oczywiście czytanie w milczeniu popieram jak najbardziej i każda taka wizyta mnie cieszy.
    I też odpoczywam... z książką i kawą.
    Dziękuję :-)

    OdpowiedzUsuń
  14. Wspaniały wpis i wspaniałe zdjęcia :) - aż samo nasuwa się to nadużywane dziś określenie "klimatyczne".
    A te słowa: "przez większość tego czasu istniał sobie in potentia, pisany i
    skreślany, porzucany i przywracany, gdzieś w przestrzeni między pisaniem
    a niepisaniem, między milczeniem a pobożnymi życzeniami, między
    poczuciem przynależności a poczuciem straty, między wrodzonym chaosem
    autorki a zamiłowaniem do poetyki Wielkiej Encyklopedii Francuskiej,
    gdzie wszystko jest porządkiem" to właśnie opis stanu istnienia mojego skromnego bloga o moim mieście. Bloga, który we wrześniu będzie obchodził 7 rocznicę swego istnienia-nieistnienia... a dzięki Twemu wpisowi szybciej powrócił do ogólnego obiegu.
    Czytając o bycie i niebycie Twojego bloga poczułam się lepiej - to taka wspólnota duchowo-blogowa, która nie pozwala popaść w zbyt głęboką samokrytykę.
    Życzę kolejnych lat przyjemności w tworzeniu tego miejsca.
    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  15. Bardzo, bardzo dziękuję za dobre słowa i wsparcie w pisaniu/niepisaniu - no, z naciskiem na pisanie jednak :-) Zdecydowanie masz rację - samokrytyka nie służy niczemu, pisanie ma przede wszystkim sprawiać przyjemność. Gdy jest radością dla piszącego - wtedy chyba i czyta się lepiej. (To może być również przepis na grafomanię, ale nie będziemy się tym przejmować ani trochę! :-) Przerwy w pisaniu są dobre, i powroty, i przypływ energii. Czasem trzeba coś zostawić i spojrzeć z boku i poczekać aż przyjdzie właściwy czas.
    Powodzenia dla Ciebie i jeszcze raz dziękuję!

    OdpowiedzUsuń
  16. Ha, cudowne podsumowanie :-)


    O baroku - jak go rozumiem - napiszę w niedługim czasie, nie chcę tak w biegu. Ale to bardzo ciekawy temat! Wydaje mi się, że trudno być wobec baroku obojętnym, wywołuje jakieś dziwnie silne uczucia, trudno go ot, tak pominąć wzruszeniem ramion i nawet nieprzyjaciele baroku są dość żywiołowi w swoich sądach.

    OdpowiedzUsuń
  17. Mam wrażenie, że jak otwieram Twój blog to wchodzę do takiego ogrodu. Każdy wpis to taki kwitnący krzew, zawsze mnie zachwyca i tyle mnie uczy. A że z przerwami, to nic, tak czasem bywa, raz chcemy dużo napisać a potem stajemy z boku.

    OdpowiedzUsuń
  18. Piękny ogród, I spacer fantastyczny i kolory, zwłaszcza ten orange - taki energetyzujący, że az niesamowity;)
    Jeszcze raz - gratulacje i życzenia;)

    OdpowiedzUsuń
  19. Ale Twoje zdjęcia też mają moc i zawsze są dla mnie radością:)

    OdpowiedzUsuń
  20. Spodobała mi się ta ogrodowa fanaberia, zwłaszcza że sześć lat należy stosownie celebrować. Ogród jest niczym marzenie, a kolorystyczne dysonanse dodają mu wdzięku. Modrzewie na dalszym planie (kocham modrzewie!) - niesamowite, tworzą klimat tajemnicy i aż się chce pomiędzy nie wejść, żeby sprawdzić, co jest dalej. Cieszę się ogromnie, że podpowiedziano mi tę stronę. Pani Ado! Liczę na kolejne spotkania z Pani Krakowem, nie mam także nic przeciwko dygresjom, czyli - jak to Pani ujęła - prywacie... :-)

    OdpowiedzUsuń
  21. Notatnik Kaye2 maja 2015 23:31

    Cieszę się, że mogłam podążyć tą cudowną ścieżką do Twojego ogrodu pełnego kolorów, światła i zachwytu. Taki jest również Twoje miejsce w sieci. Gratuluję rocznicy i dziękuję za ten klimatyczny wpis. :)

    OdpowiedzUsuń
  22. Bardzo mi się podoba to porównanie, Alino, dziękuję za dobre słowo i zrozumienie - rzeczywiście to "stanie z boku" jest w jakiś sposób też ważne, w tych etapach milczenia coś się rozwija, coś powstaje.

    OdpowiedzUsuń
  23. To wspaniała odmiana pigwowca, kiedyś parę lat temu widziałam jeden czy dwa krzewy w ogrodzie botanicznym i ani nie przypuszczałam, że kiedyś będę mieć u siebie całkiem spory żywopłot, bardzo wdzięczna roślina, idealna w takich niezbyt sprzyjających klimatycznie warunkach. Kolor - dla mnie zjawiskowy.
    Pięknie dziękuję i... postaram się kiedyś nauczyć Twojej systematyczności w pisaniu :-)

    OdpowiedzUsuń
  24. Uwielbiam modrzewie! Kiedyś myślałam w naiwności, że to takie pospolite, powszechnie spotykane drzewo... Musiałam odejść, odjechać na jakiś czas, żeby zobaczyć i docenić (i chyba zawsze tak jest). Lubię je obserwować - gdy w kwietniu pojawienie się igiełek zapowiada taka seledynowa mgiełka, potem nagle wybuch zieloności niezwykle świeżej. I przepiękne są jesienią, gdy cały las zdaje się płonąć od tego niezwykłego pomarańczowego koloru. A całą zimę, gdy nie ma śniegu, chodzi się w ogrodzie i w lesie po takim miękkim dywanie z igiełek. Jedno z moich naprawdę ulubionych drzew.
    Pani Agnieszko, dziękuję za wszystkie dobre słowa, za wiele bardzo ciekawych rozmów, które były dotąd i - mam nadzieję - jeszcze przed nami. Bardzo mnie cieszą takie blogowe spotkania, skrzyżowania dróg. Dziękuję :-)

    OdpowiedzUsuń
  25. Bardzo dziękuję za odwiedziny i dobre słowa. Ten blog zawsze jest otwarty dla miłośników książek, ogrodów, podróży w wyobraźni i w czasie. Cieszę się, że skrzyżowały się nasze blogowe ścieżki!

    OdpowiedzUsuń
  26. W takim razie niech przegonią precz wszelkie wirusy, żeby te dni w Krakowie były jak najprzyjemniejsze :-)

    OdpowiedzUsuń
  27. Łucja-Maria5 maja 2015 20:01

    I ja " mam nadzieję, że będziemy się tutaj widywać jeszcze długo".
    Uwielbiam tutaj bywać i rozczytywać się w Twoich postach. Powinnaś wydać je w formie książki. Koniecznie.
    Poznałam Cię przed trzema laty. A potem zniknęłaś przez okropne komentarze.
    Bardzo dziękuję za spacer po Twoim (Mamy) zaczarowanym ogrodzie.

    Jest zjawiskowy.
    Pozdrawiam serdecznie:)*

    OdpowiedzUsuń
  28. Łucjo, dziękuję - rzeczywiście to już kawałek czasu. Bardzo mi miło, że tu zaglądasz i doceniam, że zawsze znajdziesz czas, by napisać parę słów (ja nie zawsze jestem tak przykładną czytelniczką :-)
    Och, komentarze. Rzeczywiście, głupota i bezinteresowna ludzka złośliwość nie mają chyba granic - a przecież teraz nie dotknęło by mnie to wcale. Dużo się zmieniło, życie mnie zahartowało i poza tym jestem świadoma jakiejś wartości tego, co piszę. Niekoniecznie obiektywnej i niekoniecznie dla wszystkich - ale dla mnie wyraźny jest cel tego pisania i nie mam zamiaru przestać, a już na pewno nie z powodu jakichś nieżyczliwych uwag.
    Miło mi, że spodobał Ci się nasz wiejski ogród (pomysł z żywopłotami podoba mi się dziś dużo mniej po całym dniu ich przycinania ;-)
    Serdecznie pozdrawiam i nieodmiennie zapraszam na wirtualne spacery i wycieczki.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz