Wiejski ogród w majowej odsłonie

Pod nogami starych drzew, pod brzozami, pod dębami, które ledwo co, niespiesznie, najpóźniej ze wszystkich pokazały seledynowe liście, pod krzewami, przez ścieżki i na przełaj maszeruje przez ogród wielka armia zawilców. Potrąca paprocie, tratuje trzmieliny, porywa ze sobą przekwitłe sasanki. Ani róże, ani kolczaste ałycze nie stawiają oporu inwazji zawilców. Bezbronny jest nawet ogrodnik, nikt im się nie oprze. Będą tak maszerować aż minie maj.












Już niedługo wejdą z nowego do starego ogrodu, schowanego za szpalerem z wysokich świerków (tam, gdzie bzy jeszcze czują się bezpieczne) o, tędy:


Moje piękne bzy, których nie nazywam nigdy ich właściwym imieniem (to brzmi dobrze tylko po francusku i przypomina mi la Porte des Lilas z innego świata, oddalonego o setki lat świetlnych, i jeszcze dalszą la Closerie des Lilas, gdzie w latach 20. zbierali się surrealiści), moje piękne bzy o trzech kolorach, z roku na rok coraz większe, trwają uporczywie mimo wszystkich zagrożeń - żadne inne krzewy w moim ogrodzie nie spotkała taka przykra seria przypadków. I niech trwają jak najdłużej! 





Anemiczne anemony? Raczej zdradliwe i podstępne zawilce! W mgnieniu oka, w trzy wiosny, zajęły cały ogród. Wprowadzają triumfalnie maj i za nic nie chcą ustąpić miejsca, a przecież za chwilę nadejdą żółte liliowce, fioletowe irysy, biała matrona - pięćdziesięcioletnia piwonia i obsypany kulami kwiatu buldeneż.

Moi mili, zostawiam was w tym wiejskim ogrodzie i znikam na kilka dni. Wyjeżdżam wieczorem. Zobaczę, czy jeszcze kwitną jabłonie i kasztanowce w pewnej dolinie, tak jak pamiętam je z ostatniego wieczornego spaceru. Uprasza się o przysyłanie dobrych myśli i zaklinanie pogody!

Komentarze