Tam, gdzie kwitną irysy. Ogród Botaniczny w Krakowie.

Z cyklu - les paradis terrestres/ ziemskie raje. Dziś, żeby zamknąć maj, żeby na chwilę zapomnieć o koniecznościach, powinnościach, ciężkiej i trochę beznadziejnej pracy wymyśliłam, że uratować może mnie tylko ogród i tylko ten właśnie, żaden inny. Dzień nie ma końca i jest jak z koszmarnego snu. Wchodzę do ogrodu bardzo późno, za późno; choć pewnie powinnam się cieszyć, że ten plan w ogóle się powiódł. Niebo było szare, miękkie światło. Nigdy wcześniej nie byłam w krakowskim Ogrodzie Botanicznym dokładnie w tej porze, na przełomie maja i czerwca, szybko przestawiam zegar botaniczny - u mnie jest jakieś dwa tygodnie wcześniej i jeszcze nie rozkwitły akacje, które tutaj osypują się już kwiatem na alejki, jeszcze nie przekwitły różaneczniki - tutaj już tylko wspomnienie i epigoni, u mnie jeszcze kwitną bzy - tutaj to już przeszłość, u mnie rozpoczyna się era irysów - tutaj powoli dobiega końca a w każdym razie to epoka schyłkowa irysów i piękne, złote popołudnie.

Ogród Botaniczny w Krakowie, irysy


Nigdy dotąd nie widziałam ogrodu irysowego w pełni rozkwitu albo gdy łagodną krzywą zmierza do przekwitania, zawsze widziałam już tylko sprzątanie sceny po kosaćcowym spektaklu. Dopiero dziś. Jeszcze inne widziałam dziś ogrodowe piękności, moich starych znajomych, których odwiedzam od lat - pierwsze kroki zawsze nad staw, żeby zobaczyć jak tam sobie radzi cypryśnik błotny na wysepce, jego pneumatofory i cały wodny entourage, inny Walden. Odwiedzam zawsze Dąb Jagielloński, alpinarium, palmiarnię, drugie staw w głębi, rosarium... Dziś miałam mało czasu, cały ten obchód w pośpiechu ucieszył mnie i zasmucił, powitania i pożegnania następowały po sobie, widziałam malutkie kaczki na wodzie stawu za alpinarium, takie same jak rok temu w Wielkanoc... Tyle lat tu przychodzę, tyle zmian już widziałam, czasem czuję się starsza niż najstarsze drzewa. Słońce całkiem się skryło za jakąś dziwną szarą zasłoną chmur i dopiero na koniec, gdy już mieliśmy wychodzić nagły impuls kazał mi wrócić i przyjrzeć się z bliska irysom. Nigdy jakoś nie darzyłam ich przesadną sympatią, że krzykliwe, czy takie papuzie. Dziś ogród pustoszał, zbliżała się godzina zamknięcia, usiadłam na ławce przed kosaćcowym ogrodem i wtedy zamglone słońce pokazało się na wprost, tuż nad budynkiem. Ogród ożył.

To będą zdjęcia bez innej myśli przewodniej jak ta, że świat jest dany tylko na chwilę. 

Będą nieostre, niedokładne, robione pod światło tak jak najbardziej lubię, z ręcznie ustawianą ostrością lub raczej nieostrością, będą kwiaty świeże i te już przekwitłe, będą kwiatowe dysonanse, będą dwie starsze panie jak z powieści Agathy Christie i - jeśli bóstwa fotografii pozwolą - również radość, która widoczna była w ich gestach, w moim patrzeniu. Ludzie i kwiaty, korowody kolorów, szczęście wykradzione. Źrenica oka. Iris.

Ogród Botaniczny w Krakowie, irysy

Ogród Botaniczny w Krakowie, irysy

Nigdy dotąd nie widziałam takiej rozmaitości odmian. Oszołomienie nazwami, kolorami, wielki kwiecisty dywan. Gama fioletów, purpury, żółcie i brązy, dwukolorowe skontrastowane lub harmonijne w układzie. Od najdrobniejszych, tych na wpół dzikich, które rosły tam dalej nad stawem i tak są niewymagające, że rosną nawet w moim ogrodzie aż po klasyczne piękności i barokowe, papuzie w poszarpanych falbaniasto sukniach.

Ogród Botaniczny w Krakowie, irysy

Ogród Botaniczny w Krakowie, irysy

Ogród Botaniczny w Krakowie, irysy

Ogród Botaniczny w Krakowie, irysy

Ogród Botaniczny w Krakowie, irysy

Ogród Botaniczny w Krakowie, irysy

Ogród Botaniczny w Krakowie, irysy

I nawet te przekwitające były piękne, choć może nie patrzę tu obiektywnie, może to słońce padało prosto w oczy, w obiektyw, oślepiało.

Ogród Botaniczny w Krakowie, irysy

Ogród Botaniczny w Krakowie, irysy

Irysy, gdy teraz o tym myślę, to kwintesencja impresjonizmu i na tej ławce powinnam się czuć jak nie przymierzając Monet, ale irysy odebrały mi zdolność do mniej lub bardziej racjonalnych porównań. Irysy w miękkim świetle tuż przed zachodem to czysta wrażeniowość, nie ma tu miejsca na analizy. Widoki, wrażenia, barwne plamy, nieostrość.

Ogród Botaniczny w Krakowie, irysy




Irysy o tysiącu barw, ostre, nieostre, harmonia i dysonanse. Tak było może przez kwadrans, może dłużej - w takich chwilach czas biegnie inaczej. Zostało mi jakieś migocące wieloma barwami wspomnienie, nieostry a bardzo kolorowy obraz gdy mocno zacisnę powieki teraz, o północy - gdy upłynęły ostatnie minuty maja. Tyle zostało.

Ogród Botaniczny w Krakowie, irysy

Chciałam to zapisać dziś, teraz, natychmiast. To jedno z najbardziej ulotnych moich wrażeń-wspomnień z majowych wycieczek. Wystarczy zamknąć oczy, wystarczy pomyśleć o czymś innym i to wszystko zniknie albo stanie się płaskie, bez znaczenia. A to był jeden z najważniejszych momentów. Kiedy chaos świata i jednak beznadziejny kołowrót zdarzeń zatrzymują się na chwilę i ukazują jakiś przez ułamek chwili dostrzegalny sens.

Komentarze

  1. Ado bardzo dziękuję za ten wpis. Irysy, obok tulipanów, to moje ulubione kwiaty:)

    I, rzeczywiście! Skąd panna Marple w Krakowie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No proszę, nie wiedziałam. Musisz w takim razie koniecznie zobaczyć je następnym razem "w żywości", ta irysowa rabata naprawdę robi wrażenie. A mówię to ja - irysowy neofita ;-)

      Od razu miałam to skojarzenie!

      Usuń
  2. Twoja irysowa opowieść uwodzi kolorami i formami. Od takich barw warto zacząć poniedziałek!
    Żałuję, że jeszcze nie byłam w krakowskim Ogrodzie Botanicznym.Wciąż powtarzam sobie, że czas najwyższy wreszcie się wybrać.
    Potem przyjeżdżam i znów nogi wiodą mnie w inne miejsca.
    Zachęciłaś :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :-) Właśnie staram się szukać jasnych stron tego poniedziałku i wygląda na to, że jedyną jest fakt, że zbliża do czwartku...
      A Ogród jest cudowny i bardzo Ci zazdroszczę tego, że zobaczysz go po raz pierwszy. Podpowiedź: róże przy głównej alejce przy pozostałościach dawnej szklarni, oraz na lewo, w głębi, nieopodal stacji meteorologicznej :-)

      Usuń
  3. Byłam tam w ub. roku wiosną...Ogród jest śliczny...Pozdrawiam:)*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda! A wiosną chyba najbardziej barwny, chociaż ja go lubię w każdej odsłonie.
      Pozdrowienia!

      Usuń
  4. Piękne. Niezwykle kolorowe, zjawiskowe kwiaty. Nie może być inaczej. Wszak to kwiaty skrzydlatej greckiej bogini Irydy - Iris.
    Gdy patrzę na te Twoje wspaniałe irysowe zdjęcia to widzę jak bogini tęczy rozpina łuk siedmiobarwny łączący niebo z ziemią.
    Dziękuję. Nie mogę być w tym czasie w Ogrodzie Botanicznym w Krakowie. Dzięki Tobie mogłam podziwiać kwiaty o olśniewającej urodzie.
    Pozdrawiam serdecznie:)*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Iris Chysopteron, Iris o Złotych Skrzydłach! Rzeczywiście, jak mogłam o niej zapomnieć! To wspaniała metafora, ten irysowy ogród rzeczywiście przypominał wielobarwną suknię tej tajemniczej bogini.
      Bardzo się cieszę, że mogłam choć raz dać coś w zamian za te ogrody z całego świata, które u Ciebie oglądam :-)

      Usuń
  5. Zazdroszczę Pani wrażeń. :-) Nigdy nie byłam w krakowskim Ogrodzie Botanicznym, zawsze było coś pilniejszego, ważniejszego. Znam go z opisów, fotografii, różnych źródeł historycznych - i raczej pobieżnie, bo to wiedza ograniczona do wybranych miejsc i faktów. Dlatego relacja z Pani wycieczki tak bardzo mnie poruszyła; niedawno o nim myślałam. :-) Irysy są cudowne, zieleń także. A co do akacji - dziś zauważyłam, że już u mnie zakwitły. Ostatnio liczę czas właśnie w ten sposób, od kwitnienia bzu do kwitnienia akacji (kwitną też w ogromnych ilościach maki). :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Historia krakowskiego Ogrodu Botanicznego jest wyjątkowo ciekawa! Ileż tam słynnych nazwisk, ile zaangażowania i zmiennych kolei losu. Jest bardzo interesująca książeczka A. Piekiełko-Zemanek "Egzotyczny ogród na Wesołej" - bardzo dobra jako pierwsza lektura, gdyby potrzebowała Pani kiedyś.
      Ten zegar botaniczny jest niezawodny tak do grudnia - i potem tracę rachubę czasu :-)

      Usuń
  6. Bardzo mi się podoba zdjęcie, na którym patrzysz na nas z ukosa;)))
    Ucieka mi ta wiosna, ucieka;(
    Maj, chłodny tego roku, czyli taki jakie lubię, przesiedziałam w domu, chorując, teraz zaczynają się upały, których nienawidzę i które też mnie zatrzymają w czterech ścianach, ech...
    Ogród zapisuję na liście krakowskich miejsc, do obowiązkowego 'zaliczenia';)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie też się podoba, a to już ewenement ;-) Uchwycone z daleka, zza stawu, zieloną ramę tworzą gałęzie cypryśnika błotnego, tego dziwnego drzewa, o którym tak często tutaj piszę. Mój compagnon de voyage czyni postępy w sztuce kompozycji zdjęć ;-)

      A tu upał straszliwy, zawsze lubiłam ciepło, ale moje prace w tych warunkach to rzecz nie do pozazdroszczenia. Staram się dodawać sobie otuchy, że to taka siłownia na świeżym powietrzu, ale już wczoraj było to trudne do wytrzymania. (Teraz mała przerwa i za chwilę "najciekawsza" część dnia).
      Ogród - obowiązkowo! I są tam miejsca wyjątkowo cieniste :-)

      Usuń
  7. Pięknie pokazałaś Wasz Ogród Botaniczny.
    Warszawa ma dwa. Jeden, uniwersytecki, malutki, liczący prawie 200 lat i ze względu na wiek jest teraz w centrum Warszawy. I nowy, liczący lat 25, prowadzony przez PAN. Ten jest już duży, nowoczesny, na zwiedzenie trzeba poświęcić prawie cały dzień :-)
    Spowodowałaś, że chyba się wybiorę i zobaczę nasze irysy, oraz wszystko to, co można w czerwcu zobaczyć.
    Dziękuję!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W takim razie ten starszy powstał też na "oświeceniowej fali" podobnie jak krakowski. I krakowski też już znajduje się w centrum miasta a przecież niegdyś była to dzielnica podmiejskich posiadłości, ogrodów, zieleni... dobrze, że został, że przetrwał. Znajduje się w nim budynek muzeum - niegdyś obserwatorium astronomiczne, jeszcze jeden dowód na oświeceniowe myślenie. A do tej pory alejkę prowadzącą od muzeum w dół, ku ogrodowi flankują dwa ogromne derenie - według przekazów sadzone ręką samego Jana Śniadeckiego. Podpierane, sędziwe - ale są!
      Bardzo mi miło, jeśli zachęciłam Cię do spaceru :-)

      Usuń
  8. Kocham irysy a w tylu barwach ich jeszcze na raz nie widziałam. Sama mam tylko w dwu kolorach.
    Przyjemnie oddać się w posiadanie takiej feerii barw "brodaczy", jak ja je sobie prywatnie nazywam.

    Owocnego weekendu połączonego z wypoczynkiem życzę.....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla mnie to też było całkiem nowe doświadczenie, tyle odcieni, kolorów... Zamarzyła mi się taka irysowa rabata. U mnie w ogrodzie też ledwo kilka kolorów, połączonych kontrastowo z żółtymi liliowcami. Chciało by się więcej...
      Dziękuję Natanno, odwzajemniam - dobrych dni czerwcowych!

      Usuń

Prześlij komentarz