Majowa wycieczka do Racławic - Kopiec Kościuszki, dwór w Janowiczkach i piękny dworski park
Dziś kolejny i już prawdopodobnie ostatni (choć tego nie mogę obiecać) odcinek moich wspomnień czy wrażeń z majowej wycieczki do Racławic. Pokazywałam już, jakie krajobrazy towarzyszą nam w drodze, czy to wśród sadów kwitnących jabłoni, czy to pośród rzepakowych pól - droga przez Wyżynę Miechowską z pewnością jest malownicza. Na pewno warto zatrzymać się przy mogiłach kosynierów w miejscowości Dziemięrzyce, nieopodal Racławic. Tutaj winna jestem wyjaśnienie, że nazwą "Racławice" dla uproszczenia często zdarza mi się nazywać cały teren historycznej Bitwy Racławickiej, uznany zresztą za pomnik historii odpowiednim rozporządzeniem etc. A tak naprawdę obejmuje on - zacytuję tutaj za stroną internetową gminy Racławice i świetnego rozdziału "Zabytki oraz miejsca historyczne Racławic i okolic" do której odsyłam wszystkich, którzy chcą doczytać o tym wszystkim więcej - obejmuje on "rozłogi wsi Racławice, Dziemięrzyce i Janowiczki o powierzchni 520 hektarów". Rozłogi wsi - to brzmi pięknie! I tak właśnie było - pięknie, interesująco, pouczająco, historycznie, tajemniczo i mistycznie, nostalgicznie i patriotycznie, sielsko i malowniczo. Myślę, że każdy znajdzie w Racławicach coś, co szczególnie mu się spodoba - i miłośnicy przyrody, i historycy-amatorzy, i pasjonaci dawnych dworów, i wreszcie ci, którzy chcieliby spędzić popołudnie pod gruszą, zapomnieć przez chwilę o zgiełku miasta, wysłać dzieci na plac zabaw i cieszyć się majowym czasem i spokojem. Aha, zamiast gruszy na racławickich polach rosną jabłonie:
Myślę, że ja sama już w tym momencie byłabym przekonana do wycieczki do Racławic, ale dla porządku przedstawię jeszcze jakichś siedem kolejnych powodów, by się tam wybrać... no może nie siedem, kto przeczyta tak długi tekst? Teraz spojrzałam ponownie do wspomnianej wyżej internetowej publikacji "Zabytki oraz miejsca historyczne Racławic i okolic", otóż punktów jest właśnie siedem. Cóż, siła liczby i przypadku, nie mam wyboru. Zaczynam od najważniejszego
Kopiec Kościuszki w Racławicach
To właśnie racławickiego, a nie krakowskiego Kopca Kościuszki, dotyczyła moja ostatnia fotograficzna zagadka. Na pewno ustępuje wielkością swojemu krakowskiemu krewnemu, ale jeśli chodzi o malowniczość położenia i otoczenia - może śmiało z nim konkurować. Położony jest bowiem na wzgórzu, usypano go na płaskim szczycie wzgórza Zamczysko w miejscowości Janowiczki. (Dlaczego "kopiec w Racławicach" leży naprawdę w Janowiczkach - patrz wstęp i podane źródło). Sama konstrukcja nie jest imponująca, szczególnie z oddali, to taki nieduży stożek, piramida o wysokości 10 metrów, ledwie widoczny na tym zdjęciu, trzeba patrzeć na polanę wśród lasów na szczycie wzgórza.
Po historię powstania kopca i inne szczegóły tego i pozostałych zabytków - odsyłam tradycyjnie tutaj. A są tam niezwykle ciekawe informacje. Okazuje się bowiem, że nie tylko Kraków kochał jubileusze, proszę sobie wystawić, że w stulecie śmierci Tadeusza Kościuszki, 15 października 1917 roku w Racławicach zgromadził się stutysięczny tłum! Wtedy właśnie podjęto decyzję (niejako w trybie warunkowym uzależnionym od uzyskania niepodległości) o budowie kopca.
Żeby zobaczyć racławicki Kopiec w całej okazałości, zdecydowanie należy poświęcić chwilę czasu i wspiąć się bardzo wygodną dróżką na wzgórze, a potem już dość stromą ścieżką na wierzchołek samej historycznej piramidy. Po drodze mijać się będzie rozległe trawiaste tereny, na których z rzadka rosną piękne, stare jabłonie (oby zostały tam jak najdłużej, naprawdę dodają uroku temu miejscu a odpoczywającym użyczają cienia, wypada mieć nadzieję, że zarządzający gminą doceniają wartość tych drzew i tego jak upiększają one cały teren). Dalej mijać się będzie park zabaw i altany, widać, że niedawno uporządkowano teren, posiano trawę, posadzono krzewy, całe to założenie jest jak najbardziej przyjazne gościom i widać naprawdę dobrą rękę gospodarza! I potem łagodnie podchodzi się ścieżką przez las, ścieżka ma wygodną nawierzchnię i praktyczne drewniane poręcze - naprawdę każda przeciętnie sprawna osoba w każdym wieku może tutaj podejść - osoby starsze i najmniejsze dzieci (oczywiście wnoszenie wózka byłoby nieco kłopotliwe, na końcowym etapie jest kilka schodków - ale i to widziałam).
Wspinamy się łagodnie wznoszącą ścieżką przez las obserwując różne przyrodnicze wiosenne piękności - nie wiedziałam, że klony mają taki kolor młodych liści!
I wreszcie stajemy u stóp Kopca. Teraz widać go w całej okazałości:
To zdjęcie może być nieco przekłamane, niech was nie zwiedzie łagodna linia tych stoków - podejście jest tutaj dość strome i wyobrażam sobie, że przy mokrej nawierzchni może być kłopotliwe. Przy suchej też było ;) I znów nie widać, jak tam stromo! Naprawdę, mój aparat za nic ma sobie prawa fizyki, optyki i całą resztę.
U stóp Kopca Kościuszki - pamiątkowa tablica z inskrypcją:
Widok z Kopca niewątpliwie jest ciekawy i trzeba mi tutaj uwierzyć na słowo. Nie mam pojęcia, dlaczego nie zrobiłam zdjęć - może dlatego, że na szczycie mieszczą się najwyżej dwie osoby a podchodziła już następna grupka? Pewnie tak. Cóż, nie jest to idealne miejsce dla introwertyków o potrzebie dużej osobistej przestrzeni. Widoki z Kopca są zatem z pewnością piękniejsze niż:
A potem (kiedykolwiek nastąpi potem, bo ja najchętniej zostałabym tam wysoko cały dzień) schodzimy. Nudziarze - tak jak przyszli, a straceńcy tędy:
Grodzisko. Lipy na wzgórzu Zamczysko.
Żeby wspiąć się na ów słynny Kopiec, należy najpierw, co oczywiste, "zdobyć" górę Zamczysko. O tym, co na niej widziałam i jak bardzo zachwyciło mnie to miejsce, pisałam już wcześniej - może ktoś ma ochotę przeczytać, o czym szumią racławickie lipy? Wspominam tam również, choć dość ogólnikowo, historię grodziska i późniejszego zamku a także zastanawiam się nad historią i pochodzeniem tajemniczych starych drzew. Dopiero przygotowując dzisiejszy wpis znalazłam odpowiednie źródło, tak, ów wielokrotnie dziś wspominany tekst ze strony internetowej racławickiej gminy - uznaję bez dalszych dyskusji, że jest to źródło godne zaufania i mam nadzieję, że jej twórcy nie będą mi mieli za złe, jeśli przytoczę tutaj in extenso fragment dotyczący owych pięciu tajemniczych i starych lip, co patrzą z wysoka na racławickie błonia. Niech to będzie uzupełnieniem mojej poprzedniej opowieści i dyskusji w komentarzach.
Na szczycie góry Zamczysko zostało posadzonych pięć lip. Kiedy? Nie wiadomo. Pięć na cześć pięciu generałów walczących w powstaniu kościuszkowskim: Kościuszki, Madalińskiego, Małachowskiego, Zajączka i Wodzickiego. Pośród tych lip do 1956 r. był widoczny wzniesiony ponad konary lip krzyż z dębu nieciosanego. Krzyż miał być postawiony przez Zlot Młodzieży dążącej do odzyskania niepodległości w maju 1918 roku, któremu patronował Stefan Żeromski. W okresie międzywojennym wycieczki zwiedzające pole bitewne zostawiały na krzyżu swoje inicjały. Na skutek zmurszenia drewna wiatr wywrócił w 1955 r. krzyż. A w roku 1982 w ukryciu ustawiono drewniany krzyż z dębu obrobionego, nocą przywieziony spod kościoła we Wrocimowicach. Ma on symbolizować poprzedni krzyż.
Nie mogę się oprzeć, by nie przypomnieć kilku zdjęć z tego niezwykłego miejsca i by nie dorzucić kilku nowych, stali czytelnicy wybaczą:
Pomnik Bartosza Głowackiego
Cóż. Jest bardzo okazały. Waży ponad 9 ton a mierzy 10,5 metra. Uroczyste odsłonięcie miało miejsce w dwóchsetną rocznicę Insurekcji Kościuszkowskiej - w 1994 r. Autorem projektu jest Marian Konieczny, uczeń Xawerego Dunikowskiego. Warto może przy tej okazji wspomnieć krakowskie pomniki autorstwa profesora Koniecznego - tak bez przygotowania mogę wymienić tylko dwa, jednak niewątpliwie ważne - przede wszystkim Wyspiański przed gmachem głównym Muzeum Narodowego przy Alejach oraz pomnik Grunwaldzki z Placu Matejki (oczywiście chodzi tutaj o rekonstrukcję oryginalnego pomnika zniszczonego przez hitlerowców). Był też jeszcze jeden pomnik jego autorstwa, już nie istnieje, został zdemontowany, nie wytrzymał próby czasu. A tak pięknie był wkomponowany w otoczenie ;) Prawdopodobnie wygłoszę teraz coś w rodzaju bluźnierstwa, ale ze wszystkich pomników prof. Koniecznego najbardziej podoba mi się wizerunek jego żony, Zagremmy Koniecznej znajdujący się na Cmentarzu Rakowickim. Piękna, egzotyczna uroda, minimalizm bryły, spokój. Pomnik Bartosza Głowackiego jest okazały - naprawdę robi wrażenie, widziałam go wcześniej na zdjęciach, ale nie spodziewałam się aż takiego wrażenia, jest monumentalny i pełen ekspresji, nie potrafię powiedzieć nic więcej. Najlepiej zobaczyć na własne oczy, moje zdjęcia też nie oddadzą charakteru tej rzeźby:
Dworek w Janowiczkach
I tu już z całym przekonaniem mogę powiedzieć - to coś pięknego! Dwór w otoczeniu starego parku, całe to harmonijne założenie dworsko-parkowe to dla mnie drugie z ulubionych miejsc w tamtych okolicach (zaraz po starych lipach na wzgórzu Zamczysko). Strona, którą tutaj tak chętnie cytuję, tym razem nie rozpieszcza nadmiarem informacji:
Klasycystyczny dworek znajduje się u podnóża góry Zamczysko. Obiekt pochodzi z XIX wieku. Ostatnim właścicielem podworskiego budynku do roku 1945 ( a więc do czasów reformy rolnej) był Bronisław Pryffer. Przez długi czas, do 1985 roku, mieścił się w nim Ośrodek Zdrowia. Obecnie stanowi komunalną własność gminy i jest przygotowywany do remontu.
Powiem krótko - jestem oczarowana. Prosta i piękna w prostocie bryła budynku nakrytego mansardowym dachem, proporcja, symetria - jest coś w tej budowli, co przywodzi na myśl jakieś archetypiczne wyobrażenie polskiego dworku. Po prostu. To może trudno wyrazić, trudno też dyskutować z archetypami, wyobrażeniami i całą tą mitologią zinterioryzowanej historii, gdzie pobrzmiewają jakieś echa Czarnolasu, Nagłowic, Żelazowej Woli, Szetejni i tego może najsłynniejszego, co to wystarczy zamknąć oczy, by ujrzeć, jak "świeciły się z daleka pobielane ściany, Tym bielsze, że odbite od ciemnej zieleni..." Tu, w Janowiczkach pod Racławicami, to nie topole bronią budynek dworu przed wiatrami jesieni, lecz najpiękniejsze, wiekowe lipy, kasztanowce i akacje i pewnie wiele innych, ale jak o nich wszystkich pamiętać, gdy widzi się coś takiego:
Lipa Kościuszki w parku dworskim w Janowiczkach
Oto ponad trzystuletnia lipa, zabytek przyrody i historii, bowiem - jak głosi legenda - to własnie pod nią Tadeusz Kościuszko odpoczywał po bitwie "posilał się i rozmawiał z chłopami", jak dopowiada racławickie źródło wiedzy. Ja, prawdę mówiąc, widzę go tu w samotności - czy miał już wtedy świadomość, że ta wygrana będzie tylko odroczeniem klęski, czy miał przeczucie wszystkich złych decyzji, swych własnych zaniedbań i błędów innych, czy miał wtedy wrażenie, że jest podobny do bohaterów antycznych tragedii, którzy w żaden sposób nie mogą się wymknąć przeznaczeniu, czy przez bezlistne konary i gałęzie lipy patrzyło na niego czarne słońce (czy może przez chwilę czuł się wolny od tego ciężaru i wierzył, że niemożliwe będzie możliwe). O to wszystko chciałam ją zapytać, milczącą.
Dwór w Janowiczkach - zdjęcia
I spojrzenie na dwór w Janowiczkach. Symetria, klasyczne proporcje, mansardowy dach - to chwaliłam wcześniej, ale nie wspomniałam o przepięknym ganku wspartym na masywnych a smukłych drewnianych kolumnach! Proszę, oto seria zdjęć dworu w różnych ujęciach i niepozbawionych niestety sztafażu ludzkiego, co po namyśle postanowiłam zostawić, raz dla pamiątki a dwa - żeby ukazać wielkość i proporcje budowli.
Racławice - Janowiczki. Pomniki, mogiła kosynierów, kapliczka.
Co jeszcze trzeba zobaczyć tuż obok dworskiego parku? Mogiły kosynierów, znów. Starą kapliczkę zbudowano po roku 1848 na miejscu zatartej już wtedy mogiły kosynierów poległych w Bitwie Racławickiej. Porównując zdjęcia widzę, że kapliczka w dzisiejszej formie została albo gruntownie odnowiona, albo wręcz zbudowana na nowo na miejscu starej. Obok inne mogiły i pomniki:
Willa Walerego Sławka
Willa honorowego obywatela Racławic, premiera rządu polskiego. Historię powstania willi opisuje niezrównane racławickie źródło mojej wiedzy. Budynek znajduje się naprzeciwko pomnika Bartosza Głowackiego, po drugiej stronie drogi. Nie wiem, jaki jest jego stan własności - kto wie, czy nie jest w rękach prywatnych i czy robiąc poniższe zdjęcia nie byłam intruzem, chyba tak, je m'en excuse, niech będzie usprawiedliwieniem, że to wszystko pro publico bono:
Strona, z której czerpię tutaj informacje, wspomina jeszcze o zabytkowym dworku w Dziemięrzycach, ale nie napiszę o nim teraz, chcę mu poświęcić osobny wpis - jako pożegnanie, bo dla niego nie ma już chyba nadziei, a porównanie zdjęć moich i tych na stronie racławickiej gminy dowodzi, że upadek i zniszczenie nastąpiły całkiem niedawno.
Kościół w Racławicach również postaram się omówić w jednym z kolejnych wpisów - na pewno w jaśniejszych barwach niż biedny wyżej wspomniany dworek, bo i sam kościół ciekawy, starannie odnowiony, jeśli mogę ocenić patrząc nań tylko z zewnątrz, i otoczenie bardzo malownicze.
Mogiły kosynierów - Dziemięrzyce
Z Racławickich zabytków wspomnieć należy jeszcze powtórnie (i nigdy dość - bo nie można pozwolić, by czas zatarł o nich pamięć) o mogiłach kosynierów. Na historycznym terenie Racławickiej Bitwy, obecnie w miejscowości Dziemięrzyce znajdują się dwie mogiły kosynierów - zatrzymaliśmy się tam na dłuższą chwilę i wszystkich, którzy to czytają, chciałabym o to samo prosić.
Polegli w bitwie racławickiej nie byli chowani na cmentarzu, lecz na bitewnym polu. Zacytuję jeszcze raz wspomnianą stronę, w moim przekonaniu ten krótki opis, prosty i zwyczajny zostawia największe wrażenie
Dwie mogiły poległych w racławickiej bitwie kosynierów znajdują się w Dziemięrzycach. Są to jedyne oznakowane groby. Po bitwie poległych chowano na okolicznych polach, jeszcze niedawno istniały ślady po tych grobach. Dziś uległy zatarciu. Jedno z drzew, które rosły na grobach zostało ścięte wiosną 2001 roku. Było już bardzo stare i spróchniałe.
Dziś pozostało jedno drzewo - jesion. Mogiły kosynierów i kilka gorzkich myśli o naszej historii.
To było tam:
Zatrzymajcie się na chwilę na racławickich polach, "na rozłogach wsi" Racławice, Dziemięrzyce i Janowiczki, odnajdźcie mogiły i krzyże, popatrzcie na daleki widok, falujące pola, wąskie skrawki ziemi, za którą przelano tyle krwi - czy potrzebnie? czy było warto? Może nie ma na to odpowiedzi. A może odpowiedzią jest każdy dzień, który upływa jeszcze w pokoju, może odpowiedzią są te wszystkie dźwięki naszej mowy, te barbarzyńskie -ść, -źć, -dź, nieopisane -dż i wsz-, budzące zdziwienie zdź- i zdr-, rozczulające zbitki spółgłosek, nazwy miejscowe, lokalne brzmiące dla mnie jak poezja - i to, że ten język jeszcze żyje. Takie refleksje, może uzasadnione, gdy podziwia się zabytki i odwiedza się mogiły na rozłogach wsi o nazwach: Racławice, Dziemięrzyce, Janowiczki.
Krzyż Styki, krzyż z "Panoramy Racławickiej"
Na koniec, dla najwytrwalszych, jeszcze jedno miejsce, w którym historia i pamięć łączy się ze sztuką. Przez duże lub małe sz- jak kto woli. Tak czy inaczej dzieło znane chyba wszystkim, naocznie lub ze słyszenia - "Panorama Racławicka". Przy drodze z Dziemięrzyc, przy skrzyżowaniu dróg, gdzie w lewo skręca się na Janowiczki i dalej ku Racławicom - stoi krzyż. Stał krzyż. Czas przeszły i teraźniejszy, rzeczywistość dawna, obecna i ta wykreowana wyobraźnią malarzy - łączą się właśnie w tym punkcie, krzyż spina ze sobą czasowe plany, jest stałym punktem w przestrzeni i tylko czas się zmienia, zmienia.
Fragment "Panoramy Racławickiej" zdjęcie z artykułu "Kłopotliwa panorama" B. Maciejewska, wyborcza.pl nb bardzo ciekawy artykuł przedstawiający burzliwe koleje losu tego wielkiego (przymiotnik proszę rozumieć jak wygodniej) obrazu |
Napis na tabliczce głosi: "Krzyż odtworzono wg wymiarów Panoramy Racławickiej. Z tego miejsca Jan Styka szkicował teren do malowidła."
Widoczny na obrazie ,,Panorama Racławicka krzyż stoi przy skrzyżowaniu dróg na Wzgórku Dziemięrzyckim, pod którym znajduje się również mogiła kosynierów. Wojciech Kossak i Jan Styka z tego miejsca szkicowali teren do swojej Panoramy. Stary krzyż, zmurszały, rozleciał się i w roku 1986 z okazji udostępnienia zwiedzającym ,,Panoramy Racławickiej we Wrocławiu został wiernie odtworzony przez Racławickie Towarzystwo Kulturalne.
Ten i pozostałe cytaty podaję za stroną internetową gminy Racławice, a dokładnie podstroną: Zabytki oraz miejsca historyczne Racławic i okolic.
Wszystkie błędy i nieścisłości, jakie mogły znaleźć się w moim tekście na pewno nie są wynikiem mojej złej woli, raczej tego, że nie znalazłam czasu na poszukiwanie innych publikacji, to jest po prostu zapis moich wrażeń uzupełniony ogólnie dostępnymi w internecie informacjami. Za korektę nieścisłości i błędów, za uściślenie i dodatkowe informacje - będę wdzięczna. Proszę swobodnie wypowiadać się w komentarzach.
Pożegnanie z Racławicami
Chciałabym mieć nadzieję, że ta relacja z majowej wycieczki do Racławic, zamknięcie całej serii racławickich wpisów, będzie może czymś więcej niż nieskładnym zapisem moich wrażeń. A będzie - jeśli komuś posłuży. Frustra vivit qui nemini prodest, jak głosi napis na fasadzie jednego z krakowskich kościołów. Jeśli choć jedną osobę udało mi się zachęcić do takiej wyprawy śladem racławickiej historii, do "zdobycia" Kopca Kościuszki, do zadumy nad historią przy mogiłach kosynierów czy wreszcie do poszukania spokoju i wytchnienia w pięknym parku dworskim w Janowiczkach albo w cieniu starych lip, które ze wzgórza zwanego Zamczysko patrzą na całą okolicę i opowiadają sobie stare historie - wtedy to pisanie uzyska może inny cel. Choć oczywiście jako mój prywatny i osobisty dziennik i zapis moich wrażeń i wspomnień też jest dla mnie ważne.
Tytułu "pożegnanie z Racławicami" nie można oczywiście traktować poważnie - po pierwsze, tak naprawdę, jeszcze do Racławic nie dotarliśmy w tej całej opowieści. Tak, tak, administracyjne granice Racławic znajdują się nieco dalej, ale jak wiadomo, cały czas była mowa o terenach historycznej bitwy racławickiej, o łącznie traktowanych "rozłogach trzech wsi" o malowniczych nazwach. Same Racławice odwiedziłam trochę później tego samego dnia, tam zobaczyłam kościół, dzwonnicę - a nie zobaczyłam cmentarza, co niechybnie trzeba będzie nadrobić i może uda się też zobaczyć wnętrza kościoła. Po drugie - do Racławic na pewno dobrze jest wracać. Obiecałam sobie powrót, gdy będą kwitły lipy wysoko na Zamczysku i jeszcze może wcześniej - gdy rozkwitną akacje w starym parku przy dworze. I na pewno jesienią... A może też zimą? Zdecydowanie jest to miejsce, do którego chciałabym wracać.
Mogę tylko napisać, jaka szkoda, że południe tak daleko od Pomorza, na co mogłabyś odpowiedzieć mi to samo, bo i wokół mnie wiele ciekawych miejsc do odwiedzenia. W stosunku do Ciebie jestem bardzo mało mobilna, po prostu leniwiec pospolity, kanapowiec. Kiedy wyjeżdżam na wakacje do miejsca noclegowego wracam dopiero wieczorem, a kiedy przychodzi weekend zawsze mam (a może wynajduję sobie) tyle rzeczy do zrobienia, że pomysł kolejnej wycieczki odpływa w nieznane. Ilekroć czytam u Ciebie o nowych, pięknych odkryciach nachodzą mnie wyrzuty sumienia, że znowu nie udało mi się ruszyć z domu :( Racławice - już samo pojecie brzmi dla mnie ciepło, nostalgicznie, budzi wzruszenie, historyczne skojarzenia i chęć odwiedzin. Mając świadomość, iż kolejna wizyta na południu zapewne skoncentruje się na Krakowie, którego wciąż mi mało, zapewne małe (nikłe) szanse, abym odwiedziła Racławice, a więc twoimi oczami je troszkę poznaję, za co dziękuję.
OdpowiedzUsuńAdo, jesteś wspaniałym przewodnikiem i cieszę się ogromnie, że przybliżyłaś słowem i obrazem TE miejsca. Ode mnie to akurat na jednodniową wycieczkę, a przyznam, że w Racławicach nie byłam.
OdpowiedzUsuńDworek urokliwy. Oby gmina nie zapomniała o swym skarbie i miała ciekawy i godny pomysł na jego wykorzystanie.
No i patrz jak to się splotło na koniec. Siedzę na ławce przy N. Salwatorze. Gontyna otwarta, brama do N. Salwatora takoż. Czytam Twój tekst. I tak...w górę- K. Kościuszki. W dół i w prawo Białe Wzgórze i dom prof. Koniecznego. A wiem to dzięki nieocenionej To Przeczytałam. No i tak obydwie pokazałyście mi nowe dla mnie miejsca. Ach i jeszcze za mną ulica Królowej Jadwigi i dom opromieniony sławą pobytu Włodzimierza Ilicza;) no i miał być wiecznie żywy, a próby czasu nie przetrwał. A Gontyna wciąż stoi...:)))
OdpowiedzUsuńNo widzisz, to pięknie! Ja teraz mam tylko małą przerwę w pracy (to w sumie też dobre nawiązanie, w najlepszych tradycjach pańszczyźnianego chłopa) i za moment wracam do moich zajęć, ale chociaż dwa słowa chciałam napisać: carpe diem i pamiętaj to wszystko! Dziękuję za całą krakowską relację w odcinkach, jesteś nieoceniona!!
OdpowiedzUsuńDziękuję! To może kiedyś, tak mimochodem i przejazdem, może coś jeszcze w okolicy Cię skusi? Na pewno warto! Dworek jest w stosunkowo dobrym stanie, ale pusty, niezagospodarowany. Mam nadzieję, że znajdzie się pomysł i środki na jego realizację. Widziałabym tu jakąś ciekawą ekspozycję regionalną, centrum informacji turystycznej dla regionu, może z kawiarnią i księgarnią. Wyobraź sobie - kawa w tym pięknym parku. Eh, mieć tak parę zbędnych milionów ;-)
OdpowiedzUsuńMałgosiu, to tylko pozory! To właśnie ja jestem zasiedziała i pod każdym względem do chłopa pańszczyźnianego już podobna ;-) Jeśli się ruszam z domu to tylko na takie wycieczki w najbliższą okolicę, czasem uda się wyrwać parę godzin w sobotę (ale np. nie dziś, bo cały dzień pracuję i już tak będzie w soboty) czasem pół dnia w niedzielę - myślę, że to taka wyprawa na miarę wyjścia do sklepu... Boleję nad tym strasznie, bo ciągnie mnie w świat bliższy i trochę dalszy, ale staram się odnajdywać dobre strony i pisać o tym tak, jakby to była podróż życia. W pewnym sensie jest - skoro moje życie tak właśnie wygląda.
OdpowiedzUsuńA że wybierzesz Kraków - wiedz, że absolutnie Ci się nie dziwię, kiedy czas jest na wagę złota, trzeba dokonywać wyborów.
Dziękuję za dobre słowo - także o Racławicach, cieszę się, że mogłam Ci je trochę przybliżyć!
Ado, Ado co ja bym bez Ciebie zrobiła? A już mój Kraków byłby znacznie, znacznie uboższy:))) dziękuję:)))
OdpowiedzUsuńKawiarnie w dworkach... Gdy o tym myślę, przychodzi mi na myśl chyba najbardziej urokliwa w jakiej byłam, w dworze w Krasnogrudzie nad jeziorem Hołny, tuż przy litewskiej granicy. Kawiarnia nosi miano "Piosenka o porcelanie" i mieści się w okazałych dworskich piwnicach. A jej nazwa nawiązuje oczywiście do wiersza Miłosza, bo poeta za młodu tam bywał, jeszcze we dworze szlacheckim, należącym do jego ciotek...
OdpowiedzUsuńTy i zasiedziała- to się wzajemnie wyklucza. Gdybyż wyprawy do sklepu przynosiły taką obfitość wrażeń byłyby godne twojego pióra :) (wszak nie napiszę klawisza komputera). I jeśli takie krótkie wypady dają tyle radości to z całym przekonaniem można nazwać je podróżami życia.
OdpowiedzUsuńPani Ado! Wszystko w tej przestrzeni jest piękne, wszystko bardzo polskie, zwłaszcza dwór w Janowiczkach. Ale drzewa! Jabłonie, lipy, jesion - bez nich pejzaże te nie miałyby aż tyle uroku. Jak zwykle doceniam Pani dygresje, tym razem tę o Marianie Koniecznym i pomniku jego żony. :-)
OdpowiedzUsuńDziękuję, że zabierasz nas na te najbardziej polskie spacery!
OdpowiedzUsuńByłby po prostu troszkę inny :-) Ale to miło jest słyszeć - wiesz jak ważne jest dla mnie to "frustra vivit qui nemini prodest" z fasady św. Marcina.
OdpowiedzUsuńWyobraziłam sobie to wszystko - ławkę (wiem, która :-) i całą topografię.
Doceniasz mam nadzieję, jaką miałaś piękną pogodę przez cały prawie czas? Niektórzy na dziś zaplanowali sobie spacery po Krakowie i na kopiec i pod kasztanami... Trudno, po prostu zmoknę :-)
A ja dziękuję, że mnie odwiedzasz i czytasz :-)
OdpowiedzUsuńDrzewa! Im więcej myślę o tamtym dniu (a opisuję go już cały tydzień, nie będąc nawet w połowie wycieczki ;-) tym wyraźniej dostrzegam, że w przeciwieństwie do wcześniejszych i późniejszych etapów tej niewielkiej podróży Racławice zdecydowanie łączą się w moich wspomnieniach z drzewami. Pięć starych lip i tamta, jeszcze starsza przy dworku, jesion na mogiłach kosynierów, jeszcze bezlistne akacje w dworskim parku, jabłonie na wielkiej łące... Różnorodność znaczeń, symboli. Silva rerum, o właśnie!
OdpowiedzUsuńPomnik Zagremmy Koniecznej odkryłam całkiem przypadkiem kilka lat temu spacerując którejś jesieni po Cmentarzu Rakowickim. Wyróżniał się i jakoś niewytłumaczalnie przyciągał spojrzenie. Dopiero potem skojarzyłam nazwisko z profesorem Koniecznym.
Byłby uboższy i proszę ze mną nie dyskutować;) w Warszawie też leje i tak o Tobie myślałam jak też będzie wyglądał ten planowany spacer. Ale cóż znaczy deszcz dla prawdziwie kochających;)
OdpowiedzUsuń