Geometria pól falistych
Prostokąty, kwadraty i trójkąty; wycinki koła, wycinki przestrzeni, ziemi bez przestworzy pod płaską sferą nieba. Jak mierzyć powierzchnię pól falistych, pól pociętych miedzami-liniami tej wielkiej nieeuklidesowej przestrzeni? Ani tu sumy kątów nigdy się nie zgodzą, suma kwadratów przyprostokątnych przekroczy wszystkie rozsądne wartości, trzy punkty tylko czasem pozwolą się połączyć linią i tylko na chwilę, krzywe zbiegają się i rozbiegają a proste równoległe zbliżają się do siebie gdzieś na horyzoncie. Ale żeby chociaż to trwało w jednym miejscu, na płaskiej powierzchni, żeby nie falowało uporczywie jak na wietrze wiejska krajka, jak wielka chusta, pstrokaty patchwork pól.
Ale skąd! Wszystko faluje na wietrze. Linie skośne nagle miękko zakręcają, prostokąt ma cztery różne kąty, punkty krzewów wyznaczają środki okręgów o nierównym promieniu, odwrotnie proporcjonalnym do promieni słonecznych; chyba że dzień jest pochmurny albo kiedy Słońce ma się ku zachodowi, wówczas promienie aproksymatywnie się wyrównują, błąd paralaksy spada po peryhelium.
Geometrię pól falistych, nieeuklidesową, nie spełniającą ani jednego aksjomatu, najlepiej mierzyć przez obiektyw, albo przemierzać krokami, miedzą lub bardzo pylistą drogą wśród pól.
Przybliżony schemat mierzenia krokami powierzchni pól falistych w przypadku przestrzeni nie spełniającej aksjomatów geometrii euklidesowej.
Albo czasem wszystko staje się nieostre: kąty, schematy, aksjomaty i widzenie przestrzeni. Nieostrość w zasadniczy choć tajemniczy sposób powiązana jest z pylistością drogi koniecznej do wymierzania i jej współzależnością nieliniową, odwrotnie nieproporcjonalną do kąta zachodzącego w dowolnym miejscu Słońca:
Nieeuklidesowa, już bardziej hezjodycka (od: Ἡσίοδος), geometria przestrzenna pól zapisywana od wieków wzorem Erga kai hemerai posiada nieliczne punkty stałe. Poruszają się one wprawdzie ruchem nierównomiernie przyspieszonym, jednakowoż akceleracja owych punktów w zestawieniu z ogólną falistością przestrzeni może być porównana w granicach niewielkiego błędu do bezruchu. To tylko świat się kręci, tylko przestrzeń wiruje. Punkty stałe przestrzeni w ruchu i bezruchu:
Koniec bajki. Taki żart geometryczno-fotograficzny.
W przeciwieństwie do zdjęć z poprzedniego wpisu te mają historię, i to jaką! O tym jak zagubiliśmy się zmotoryzowani i później spieszeni w samym środku nieeuklidesowej przestrzeni falistej pokazanej powyżej, opowiem przy innej okazji. To wszystko działo się nie tak dawno, bo trzeciego maja. Czego szukałam wśród tych pól malowanych etc.? Och, Pomnika Praojców i Archeologów, tak po prostu. Miejsca te zamieszkane były już od najdawniejszych czasów, a nie tak dawno prowadzono tam przez wiele sezonów wykopaliska archeologiczne zakrojone na szeroką skalę. Znaleziono tam między innymi coś, co wydaje się być ewenementem na światową skalę - a mianowicie najstarsze na całym świecie wyobrażenie, dokładnie ryt na glinianym naczyniu, przedstawiający pojazd kołowy. Waza z Bronocic, bo o tym miejscu mówię, tu się błąkałam wśród starych niewidzialnych neolitycznych osad i kurhanów, które udawały niewinne pagórki, otóż waza bronocicka zafascynowała mnie nieopisanie odkąd pierwszy raz o niej przeczytałam (czy to trzeba tłumaczyć? wiadomo, że drogi naszych fascynacji są z zasady niepojęte) i od tamtej pory dążę by zobaczyć miejsce, w którym Praojców i Archeologów uczczono pomnikiem. Tym razem byłam już blisko! Ale opowiem o tym przy innej okazji. Teraz nie chciałam, żeby zbyt ciekawa (???) historia odwróciła uwagę od tego, co w tym wpisie najistotniejsze - pejzażu, przestrzeni, krajowidoków.
Ten wpis powinien nosić tytuł: Kieleckiej Szkole Krajobrazu en hommage, ale nie będzie, dopóki moje rzemiosło nie zacznie się zbliżać linią krzywą, parabolą czy inną sinusoidą do poziomu, jaki zasługiwałby na jakiekolwiek porównanie. W tym punkcie fotograficznej krzywej, w jakim teraz jestem jakiekolwiek porównania byłyby śmieszne. A jednak od dawna tak patrzę na krajobraz, nie znajdując środków i sposobów, by wyrazić to lepiej, tak właśnie widzę i kolekcjonuję moje krajowidoki, tak mierzę fotografią powierzchnie pól falistych - w grodzisku w Stradowie i innych miejscach, których ślady znajdzie się w moich blogowych wpisach.
Ten wpis nie powstałby dzisiaj, gdyby nie pewna rozmowa. Właścicielowi pudełka z fotografiami (przy okazji piszącego o książkach, z których wielka część okazuje się być również moimi lekturami) dziękuję za bardzo dla mnie cenne bibliograficzno-fotograficzne wskazówki. Przynajmniej teraz będę fotografować moją ziemię trochę bardziej świadomie - oto pan Jourdain, który wie, że mówi po francusku ;-)
Patrząc na dwa pierwsze zdjęcia na pewno zasługuje :-)
OdpowiedzUsuńKonkurencja - http://www.zpaf.pl/site_media/uploads/dokumenty/katalog_biennale_2014.pdf
Takie tylko znalazłam z tych najbardziej aktualnych. Dziękuję i postaram się kiedyś zasłużyć na taką opinię :-) Tymczasem konkurencja! Nadzwyczaj ciekawe, dziękuję, zaraz przyglądnę się bliżej. Już teraz widzę, że estetyka, którą jestem jakoś w stanie po staroświecku przyswoić zaczyna się od nagród II stopnia w dół (i to nie wszystkich ;-)
UsuńZbyteczna i zupełnie nieuzasadniona skromność! :-) Pomyśl, że Ty masz o wiele trudniej niż panowie z KSK. Czas i urbanizacja zrobiły swoje. To co kiedyś było harmonią działalności człowieka i przyrody, dzisiaj zostało zastąpione ingerencją.
UsuńA co do konkurencji, to trzeba było wysłać swoją Matkę Boską, ale jeszcze nic straconego :-)
To prawda (mówię o drugim zdaniu, dziękując tylko za pierwsze :-) to prawda, że teraz nadzwyczaj jest trudno wyszukać takie jeszcze nie bardzo skażone, w miarę wykazujące chwiejną równowagę pejzaże. Urodziłam się za późno, zawsze to sobie powtarzam.
UsuńI powiedz mi jeszcze, jeśli nie nadużywam cierpliwości - widziałbyś tę moją MB od Pól w czerni i bieli czy w takich jak są pochmurnych zieleniach? Ja bardzo lubię czarno-białe zdjęcia, ale tu zdaje mi się że ten kontrast czy kolor jest tutaj może potrzebny, jak uważasz?
O...?! Mówiłem tylko o tej z kolorowego zdjęcia, w szerokim kadrze, nie miałem pojęcia, że jest też czarno-biała. Nie wiem, jak wyglądałby wariant bez krzaków po lewej stronie, ale może tak jest lepiej. Ciekawe mogłoby być ujęcie zimą na zaśnieżonym polu, gdy zlewałaby się z tłem albo po lekkim śniegu gdy już widoczne byłyby czarne bruzdy. No ale mogłabyś takie eksperymenty przepłacić przemoczonymi stopami i katarem :-)
UsuńPS.
O rady co do fotografowania lepiej mnie nie pytaj, bo w życiu nie zrobiłem porządnego zdjęcia :-)
Czarno-biała istnieje jako możliwość, ćwiczenie mojej wyobraźni ;-) Pewne jest, że będę tam wracać, przemoczone nogi już były, bo trzeba było brodzić wśród tego pola tuż po deszczu.
UsuńDziękuję raz jeszcze za wskazówki (oglądanie prac Pierścińskiego zajęło mi cały wieczór).
Swój album (książkowy) ma inny ojciec-założyciel KSK Janusz Buczkowski, niestety do fotografii z najlepszych lat wcisnął zdjęcia robione już współcześnie. Wyszło tragicznie - to tak jakby zwycięzca Tour de France z lat 60-tych chciał się ścigać na tegorocznym wyścigu. Owszem, można - tylko po co?
OdpowiedzUsuńZ potrzeby przynależności? Pragnienia ciągłego opisywania świata? Niezgody na zamknięcie w jakimś muzeum? Tak teoretyzuję sobie. Musiałabym ten album zobaczyć, ale tak a priori i zupełnie teoretycznie: jeśli to jest retrospektywa twórczości, może autor chciał, żeby wszystkie etapy jego fotograficznej pracy miały tam swoje miejsce. Ale pewnie lepiej dla czytelnika byłyby osobne wydania dla różnych epizodów.
UsuńPS O wszystkim dowiaduję się za późno... Wystaw twórców KSK nie potrafię znaleźć, albumy osiągają jakieś kosmiczne ceny (no, to jest oczywiście relatywne), a Jerzy Piątek uważa - na pewno słusznie - że temat jest "ześmiecony". Ale to dopiero początek moich poszukiwań i w końcu nikt nie mówił, że życie epigonów jest łatwe.
Nie mam pojęcia. Te jego nowe fotografie to kolorowe kicze, które nadawałyby się co najwyżej na okładki współczesnych bestsellerów dla pań, a może nawet i to nie. Kompletne nieporozumienie. Wprost nie do uwierzenia jeśli patrzy się na jego stare fotografie. Zresztą podobnie jest z Pierścińskim. Widziałem jego kolorowe zdjęcia robione cyfrówką - mówiąc oględnie "takie sobie". Być może to kwestia narzędzia. Niekoniecznie książka pisana na komputerze okazuje się lepsza od tej pisanej na maszynie :-).
UsuńZa KSK ciągnie się odium regionalizmu, i coś w tym jest. A ile w końcu osób może chcieć oglądać pola na Kielecczyźnie, prawda? Jakby to były zdjęcia zrobione w Toskanii albo w Egipcie, to co innego, ale tak?! Phi!
"...drogi naszych fascynacji są z zasady niepojęte..." i te słowa wpisuję w mój tajemny kajet z myślami, które chcę mieć zawsze przy sobie!
OdpowiedzUsuńMoja fascynacja Twoim blogiem jest jednak uzasadniona.
Kocham czarno- białą fotografię, poszukam MB od pól, ale muszę chyba pójść po L-4 ( nic nie mówię od dwóch dni) i wówczas będę mieć czas, żeby się zamknąć na dwa dni z Twoim blogiem:-)))))
Czarno-biała fotografia odsiewa wszystko to, co zbędne, zdejmuje taką najbardziej zewnętrzną warstwę, jakieś dosłowne narracje, odsłania czasem jakąś tajemnicę. Dobrze znane przedmioty i miejsca mówią wtedy innym głosem. Dla mnie pierwsze spotkanie z czarno-białą fotografią, to znaczy takie może pierwsze świadome spojrzenie, to były zdjęcia ilustrujące Polskę Piastów Jasienicy. Taka moja jedna z pierwszych ważnych i samodzielnych lektur a jednak również zdjęcia pamiętam dobrze i to, jak inaczej spojrzałam wtedy na architekturę.
UsuńZdrowia przede wszystkim i czasu na wszelkie przyjemne lektury :-)
Ado, jestem zachwycona. Wiesz, że uwielbiam czarno-białą fotografię :) A skojarzenie z pracami Pawła Pierścińskiego towarzyszyło mi od początku Twojej relacji ...
OdpowiedzUsuńSłyszeć to od Ciebie, to dla mnie prawdziwe wyróżnienie! Prace KSK poznaję tak naprawdę dopiero od wczoraj, coś tam wcześniej słyszałam, ale właściwie dopiero po moim powrocie z grodziska w Stradowie, gdy szukałam w grafice innych ujęć tego miejsca natrafiłam na fascynujące prace (wczoraj okazało się, że to był Paweł Pierściński, bo wówczas nawet tego nie wiedziałam przy takim pobieżnym oglądzie i dopiero wczorajsza rozmowa z Marlowem pokierowała moimi poszukiwaniami i powoli odkrywam prace KSK. Widać to miejsce, sama ziemia, gdzie się urodziłam, wymusza w jakiś sposób takie patrzenie ;-)
UsuńA tak na marginesie - widzę w tym jeszcze jeden dowód na potwierdzenie tezy o tym, że blogi są (a przynajmniej mogą być) polem wymiany myśli - w przeciwieństwie do fb.
A ja zawsze postrzegałam Twoją "małą ojczyznę" przez pryzmat Jego wspaniałych prac :)
UsuńMasz rację. Blog zdecydowanie bardziej przyjazny wrażliwym naturom. W tamtym zgiełku, powierzchowności i pseudobarwności cenne rzeczy giną ...
Oj to mam zaległości do nadrobienia!
UsuńZdecydowanie na blogu jest więcej przestrzeni, swobody, spokoju, jest przestrzeń wymiany myśli, albo milczenie; a wszystko niespiesznie bez statystyk.. Wszystko, co lubię.
UsuńW mroczniejącym pejzażu Sztafaż Ludzki jaśnieje własnym światłem, jakby zachodzące słońce przelało w niego swój blask*. Piękne zdjęcie: dynamiczne, trochę groźne cienie i jasne, spokojne centrum. Wpleciony cień fotografa uznajemy za symboliczny :-)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
allegra walker
*"Świeciła jak płomień na burej roli" (to Wańkowicz o Krysi)
Dziwne, że czasem przeczyta się coś, co potrafi rozjaśnić nawet taki paskudny i szary dzień jak dziś. Mistrzyni interpretacyj, teraz będę świecić jeszcze mocniej (z dumy :-)
UsuńTak jasne i jaskrawe było słońce tuż nad polami, tuż przed zachodem, że trzeba było mrużyć oczy. Sztafaż Ludzki miał lniane ubranie, choć nie planował był udziału w sesji rustykalnej, błądzenia polami i drogami, z których każdy krok unosił tumany lessowego pyłu, stąd biała plama, odbicie światła.
Jak zwykle doskonałe zdjęcia. Fantastyczne.
OdpowiedzUsuńCzarno-białe fotografie robią niesamowite wrażenia, one mają niepowtarzalny klimat.
Trawy, zboża falują, płyną, ja czuję ten wiatr pędzący po polach. Wszystkie cienie są bardzo wyraziste.
Muszę się przyznać, że troszeczkę zazdroszczę Ci tego spotkania z naturą, łazikowania po polach, łąkach.
To jest doskonały odpoczynek i na dodatek bardzo relaksujący i odstresowujący.
Wiem, wiem nic prostszego. Wsiąść w samochód i jechać gdzie oczy poniosą. Niestety, u mnie majowe soboty i niedziele są deszczowe:)*
Bardzo dziękuję! Czarno-białe zdjęcia rzeczywiście mają w sobie coś wyjątkowego, zmuszają autora do większego wysiłku i chyba odbiorcę też. Wiatr był wtedy bardzo silny, potęgował nagły chłód kończącego się słonecznego dnia, czuć było w powietrzu zmianę pogody. Do dziś pamiętam dokładnie, to jedno z tych popołudni, w których nie dzieje się nic specjalnego (pola, pola) a zapamiętuje się je dziwnie wyraziście. Lubię się tak wyrwać na chwilę, choćby w deszczu.
UsuńJa też czasem potrzebuję właśnie takiego wyrwania się gdzieś, na chwilę.
UsuńTe dwa tygodnie deszczu mocno mnie zdołowały.
Było już po 16-tej popędziłam do Parku Pszczyńskiego.
Odżyłam:)*