Kościół św. Andrzeja w Krakowie - trochę historii

Dzisiaj kontynuacja opowieści o historii pewnego romańskiego kościoła. Podsumowując wczorajszy wpis: krakowski kościół św. Andrzeja to doskonały przykład architektury romańskiej - potężna bryła, surowa faktura kamiennych grubych murów, niewielkie okna, wieże, z których wypatrywano nieprzyjaciół.




Powszechnie wiadomo, że wieki średnie nie znały większej rozrywki niźli udana wyprawa wojenna. Może to zresztą dotyczy całego rodzaju ludzkiego, niezależnie od historycznych czasów... Ah, que la guerre est jolie, pisał Guillaume Apollinaire, u nas śpiewano: 'jak to na wojence ładnie', natura ludzka jest widać niezmienna... nie odbiegajmy jednak od tematu.

W roku 1241 przed groźbą tatarskiego najazdu drżała cywilizowana Europa. Niszczący pochód mongolskich wojowników wkroczył był na ziemie polskie na przełomie 1240/1241 roku, 10 tysięczna armia skierowała się na Kraków. Jerzy Wyrozumski w 'Dziejach Krakowa' zwraca uwagę, że można by postawić pytanie, czy najazd tatarski przerwał istnienie gminy krakowskiej - mógłby na to wskazywać niszczący charakter tego pochodu. Jednakże z późnej tradycji Długosza (słynny kronikarz pisał dwieście lat po tych wydarzeniach) wiadomo, że Tatarzy zastali miasto opuszczone przez mieszkańców. Ludność miasta "miała się schronić w odległych miejscach, a tylko jej część, i to uboższa, zamieszkująca ówczesne przedmieście zamknęła się w kościele św. Andrzeja". Mimo że - jak można się domyślać - schronili się tutaj ci, którzy uciec nie dali rady, niedołężni starcy, dzieci, kaleki, to jednak bronili się dzielnie i kościół wytrzymał oblężenie.

W opustoszałym mieście Tatarzy zajęli się tym, do czego najlepiej predystynowała ich barbarzyńska natura, splądrowali co się dało, a miasto puścili z dymem. Według tradycji miało się to stać w pierwszy dzień Wielkiej Nocy, przypadającej tamtego roku na 31 marca. Problematyczne staje się w tym momencie określenie daty wejścia Tatarów do miasta. Przekaz Długosza jest tu raczej niewiarygodny, kronikarz przyjmuje tu środę popielcową, a zatem 13 lutego. W kategoriach zdrowego rozsądku nie tylko obrona, ale samo przetrwanie nieszczęśników zamkniętych w kościele św. Andrzeja byłoby niemożliwe przez tak długi czas (interwencji niebios i świętego patrona nie będziemy w tej hipotezie brać pod uwagę).

Ogromną inwencją potrafią wykazać się historycy, starający się wyjaśnić ewidentny błąd Długosza. Gerard Labuda proponuje analizę paleograficzną, nowe odczytanie archaicznego tekstu, na którym opierał się Długosz. I tak, 'Dies Cinerum' (środa popielcowa) proponuje odczytać jako 'Dies Cenae' (Wielki Czwartek, dosł. dzień ostatniej wieczerzy). Profesor Wyrozumski komentuje powściągliwie: "Paleograficznie jest to możliwe, a emendacja wydaje się wielce pomysłowa". Reasumując - Tatarzy mieliby pojawić się nie 13 lutego lecz 28 marca, co zmienia postać rzeczy w sposób istotny, zaś przebywaliby w mieście jedynie pięć dni, bowiem w drugi dzień Wielkiej Nocy, według Długosza, do Krakowa dotarły inne oddziały tatarskie (które wcześniej pustoszyły Kujawy i ziemię łęczycką), obydwie części armii połączyły się w Krakowie i ruszyły na Śląsk, gdzie, jak wiadomo bitwa pod Legnicą, etc. Jakkolwiek nie rozumiem - dlaczego na bitwie legnickiej zakończył się najazd Tatarów, wygranej bitwie? To już jednak nie należy do naszej opowieści...
Teraz będzie jeszcze gorzej:

Nie dość, że zanudzani, skazani jesteście dziś na specyficzne zdjęcia... Powyżej kościół św. Andrzeja stylizowany na wieżę w Pizie, a na zdjęciu poniżej obiecywane już wcześniej barokowe wnętrza kościoła:


Pisałam o nich we wczorajszych komentarzach, mam nadzieję, że nikt nie jest rozczarowany ;-)

I na koniec zdjęcie przewrotne, inspirowane wspomnieniem z pewnego egzaminu, o którym opowiedziała mi Małgosia.dz. Poniższe zdjęcie z pewnością jej się spodoba. Wszystkich pozostałych proszę o wyrozumiałość i żeby uzasadnić, dlaczego zdjęcie kościoła Piotra i Pawła pojawia się tu tak znienacka, opowiem swoje egzaminacyjne wspomnienie. W zamierzchłej przeszłości (w końcu chodzi o archeologię) wśród moich starszych kolegów ze studiów krążyła opowieść o egzaminie z archeologii starożytnego Rzymu. Otóż pan profesor mówił do delikwenta - Hmm, no dobrze, stoi pan przed świątynią Jowisza Największego Najlepszego, powiedzmy, że mamy rok xx przed naszą erą, proszę się teraz odwrócić i powiedzieć, co widzi pan przed sobą? A zatem, moi drodzy, stoimy przed północnym wejściem do kościoła św. Andrzeja, odwracamy się o 180 stopni i oto widzimy:


Kościół św. Andrzeja to rąbek ceglanego muru, który pojawia się w prawym górnym rogu... Dla ścisłości - jest to zapewne fragment muru klasztornego, który otacza kościół.

Moje historyczne opowieści oparłam na:
"Dzieje Krakowa" tom 1, Jerzy Wyrozumski, Wydawnictwo Literackie Kraków, 1992
Wszelkie nieścisłości i błędy wynikać mogą jedynie z mojej winy, książka jest doskonała!

Komentarze

  1. Nie znudziła, nie znudziła!
    Faktycznie - chyba zostanę przy podziwianiu tego kościoła z zewnątrz - może to przeczucie, że odwlekałam wizytę na tak długo:)
    Bardzo piękne zdjęcia, szczególnie podoba mi się to wieczorne. Ja w ogóle bardzo lubię zdjęcia 'do góry'.
    Pozdrawiam ciepło (wbrew temu co za oknem!!!):)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nieeee..., zdecydowanie barokowe wnętrze św. Andrzeja nie pasuje do jego surowej, zewnętrznej i skromnej bryły. Dla mnie zestawienie tych dwóch różnych światów wygląda wręcz groteskowo.

    A teraz i ja wiem, skąd Twoje Ado zamiłowanie do historycznych podróży. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Joo - dobrze, że ja wiedziałam wcześniej, czego się mogę we wnętrzach spodziewać, a i tak byłam pod wrażeniem, przytłaczającym wrażeniem, dodam. I nie znudziła, powiadasz? :) Bardzo się cieszę :)

    Małgosiu, zgadzam się, to iście surrealistyczne zestawienie, dwa różne światy. Historia ma widać poczucie humoru :) A mój epizod archeologiczny istotnie może okazać się znaczący :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Jedno z tych marzeń, które pewnie pozostaną niezrealizowane: wdrapać się kiedyś na jedną z wież :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Tak chciałabym zobaczyć ten kościół - na pewno są jeszcze jakieś romańskie pozostałości wewnątrz - i te wieże.. Marzenie, tak jak mówisz. Pewnie dopiero jakaś bulla papieska mogłaby wstęp ułatwić ;) Albo, to chyba jest skuteczna metoda, podarować klasztorowi parę wiosek w zamian za jeden dzień zwiedzania :)

    OdpowiedzUsuń
  6. The Building And The Photographs Both Are Excellent..I Am Happy To Found Your Blog...Great Post..

    OdpowiedzUsuń
  7. Thanks a lot, I'm glad you find it interesting.

    OdpowiedzUsuń
  8. Jeśli ktoś szuka konsekwentnej romańszczyzny wewnątrz i zewnątrz to zapraszam do Tumu pod Łęczycą...
    Pamiętam, że ten atakujący barok u świętego Andrzeja bardzo mnie zaskoczył, pomimo że byłem "teoretycznie przygotowany" na jego przyjęcie :-)

    OdpowiedzUsuń
  9. Spotkałem się z sugestią, że bronił się cały Okół, który był wyjątkowo dobrze umocniony.

    Co do wycofania się po bitwie pod Legnicą -- najazd na Polskę miał charakter pomocniczy jedynie -- główna armia szła na Węgry. Chodziło tylko o to, by polscy książęta nie pomogli "bratankom" z południa. Po Legnicy nie było już z kim walczyć, a potem trzeba było się zająć sprawami ewentrznymi.

    OdpowiedzUsuń
  10. jsh - szukam :) W Krakowie może mi się to udać chyba tylko na wystawie 'Wawel zaginiony' ;) ale nieustannie poszukuję harmonii między wewnętrznym a zewnętrznym aspektem budowli (romańskich, gotyckich). Ja też miałam 'teoretyczną podbudowę' a i tak wrażenie było mocne. Tum pod Łęczycą znam jedynie z książek Jasienicy - masz rację, to dobry trop, muszę to sobie odświeżyć!

    PAK - dziękuję, że podpowiedziałeś mnie leniwej :) Rozważałam różne hipotezy zamiast poszukać, jak to było naprawdę - w oderwaniu od europejskiego kontekstu odwrót spod Legnicy nie dawał się uzasadnić.
    Powiadasz, że cały Okół, nie tylko kościół św. Andrzeja odpierał oblężenie? A to ciekawa hipoteza! W takim razie niepotrzebne są te lingwistyczne uzasadnienia i daty z przekazu Długosza mogłyby być prawdziwe (chociaż po 200 latach od wydarzeń...). To właśnie najbardziej lubię w historii :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Bardzo piękne zdjęcia w obydwu wspaniałych postach o Kościele Św. Andrzeja, jednym z najwspanialszych naszych krakowskich zabytków. To wnętrze na fotografii się zresztą lepiej prezentuje, niż w rzeczywistości :)
    Przypomina mi się sprzed kilku lat propozycja (nie do końca chyba serio zgłaszana) zastąpienia hełmów barokowych kopią oryginalnych (nie ma jednak żadnych rycin ani opisów, więc mogłaby to być jedynie taka "ogólno-romańska" rekonstrukcja). Św. Andrzej jednak moim zdaniem wrósł w pejzaż miasta ze swoimi barokowymi hełmami znakomicie.

    Co do Tatarów, PAK wyjaśnił wszystko, dodam więc tylko, że 18 marca 1241 pokonali oni rycerstwo krakowskie i sandomierskie w bitwie pod Chmielnikiem i rezultatem tej właśnie porażki było ich wkroczenie do Krakowa, którego bronić już nie miał kto - jednak ja też czytałem, że Okół się bronił (Wawel nie został przecież zdobyty, ani nie był atakowany - czy w sensie fortyfikacyjnym nie stanowił z Okołem jednej całości, nie wiem?).

    Drobna dygresja: moja przyjaciółka robiła ostatnio zdjęcia w Nowym Korczynie. Jest tam Kościół Św. Stanisława z 1258 r., wraz z klasztorem franciszkanów, z fundacji Bolesława Wstydliwego. W okolicy zachowało się również trochę innych zabytków z drugiej połowy XIII wieku. Jak myślę o tych wszystkich fundacjach, zamkach, klasztorach, murach obronnych, które wtedy budowano, o lokacji Krakowa w końcu, to może ów najazd z 1241 roku nie był aż tak niszczycielski, jak przyjęło się uważać? Czy nie dziwne, że w następnym zaledwie dziesięcioleciu kraj było stać na taką rozbudowę?

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  12. Robin - bardzo dziękuję! I pozwól, że przede wszystkim przeproszę Cię za karygodną zwłokę w odpowiedzi na Twojego maila - ostatnie tygodnie to nie był najlepszy to był dla mnie czas i bardzo prozaiczne problemy odciągnęły mnie skutecznie od tego, co jest moją pasją (niekoniecznie popartą wiedzą) czyli od Krakowa, jego zabytków, historii sztuki. Za list i zdjęcia bardzo dziękuję! O barokizacji (i Talowskim :) napiszę zatem osobno w mailu, a teraz - św. Andrzej.

    Zdjęcie z wnętrza kościoła dalekie jest dla mnie od doskonałości, ale trafił się dobry moment - krata była otwarta, można było wejść (czas jakiegoś nabożeństwa dla klarysek? nie pamiętam). Czy można było robić zdjęcia - nie wiem ;) Zawsze mam z tym ogromny problem, wnętrza sakralne (czy raczej ich użytkownicy) onieśmielają mnie okropnie i zawsze czuję się jak intruz. Mogę sobie do woli powtarzać: wspólne dobro, spuścizna, kultura, historia sztuki... a jednak nic z tego. Drżą ręce ;) i czuję się nieswojo - i oczywiście jestem zła na siebie z powodu tego onieśmielenia, co nie ułatwia sytuacji. Chyba będę udawać zagraniczną turystkę ;) I oczywiście nie mam statywu, czysta improwizacja. Dlatego ogromnie podziwiam Twoje zdjęcia z kościoła Franciszkanów (jak Ci się udało to gwiaździste sklepienie w tak nieciekawym świetle zdjąć tak pięknie!) i te u Piotra i Pawła - majstersztyk.

    Zdejmowaniu barokowych hełmów byłabym bardzo przeciwna - wrosły w pejzaż, to prawda, i do tego jeszcze zastępowanie ich jakąś atrapą... pardon, kopią ;) To byłaby taka Szyszko-Bohuszowa koncepcja, jakieś 100 lat za późno.

    Zwracasz uwagę na problem, który i mnie bardzo intrygował - w kilkanaście lat po rzekomo tak tragicznym w skutkach najeździe tatarskim (a czy w Krakowie nie było jeszcze jednego później? nie pamiętam teraz) mnożą się fundacje, lokacje... Muszę więcej o tym poczytać.

    Okół, jeśli dobrze pamiętam, posiadał chyba osobne umocnienia i to o bardzo długiej tradycji w tej samej bodaj linii (sucha szeroka fosa od północy, mniej więcej w miejscu Placu Wszystkich Świętych), umocnienia (wały, potem mury?) na tyłach domów przy Kanoniczej i Grodzkiej, tak jak zwężał się ku skale Wawelu słynny ;) Stożek Prądnika.

    Przypominam sobie jakąś dyskusję na temat zdania z kroniki "Bohemii Cracoviam muraverunt" - czy to ma oznaczać, że władcy czescy pobudowali murowane umocnienia wokół miasta, jak przyjęło się uważać, czy wokół samego tylko wzgórza wawelskiego. To by oznaczać mogło, że jeszcze kilkadziesiąt lat później Zamek i miasto stanowiły dwie osobne jednostki obronne. Ale to takie moje dyletanckie dywagacje.
    Dziękuję za odwiedziny i list i raz jeszcze przepraszam za milczenie!

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz