Tyniecka studnia
Ogromnie się cieszę, że wyprawę do Tyńca odbyliśmy właściwie razem, układając tynieckie puzzle ze wspomnień, wrażeń i obrazów! Bardzo przyjemny sposób podróżowania, namiastka tych prawdziwych wypraw, samotnych podróży, prawdziwego zmęczenia. Jeszcze na chwilę zostańmy w Tyńcu, bo tutaj dobrze jest właśnie odpocząć, pomyśleć, oderwać się od codziennych problemów. Gdyby ktoś zechciał podejść do tego odpoczynku kreatywnie, polecam lekturę strony Benedyktyńskiego Instytutu Kulturalnego, na którą natrafiłam dziś przypadkiem szukając legendy o studni. Bardzo ciekawe! Organizowana jest ogromna różnorodność koncertów, warsztatów i spotkań. Moje marzenie to warsztaty z kaligrafii organizowane w cyklu Skryptorium, interesująco zapowiadają się warsztaty z technik relaksacyjnych, gdyby nie te 900zł wpisowego, z ciekawszych wynotowałam: "Biblijne warsztaty antydepresyjne", "Powrót do harmonii (program zdrowia wg. św. Hildegardy z Bingen - głodówka) zachęcająco brzmi "Przywództwo i zarządzanie" - wszelako jest to kurs dla liderów chrześcijańskich, warunków tedy nie spełniam... na pocieszenie wybiorę się - a przynajmniej mam nadzieję, że w tym roku się to uda - na któryś z organowych koncertów. Zamiast tych - dość kosztownych mimo wszystko - przyjemności, można sobie równie dobrze oddychać za darmo tynieckim powietrzem pijąc latte na tarasie kawiarni.
To wszystko jednak znalazłam niejako mimochodem, a właściwym celem będzie dziś (hmm chyba to niefortunnie sformułowałam) studnia.
Ma przepiękny kształt, a samo wykonanie to prawdziwy majstersztyk. Zobaczcie z bliska:
Jaka precyzyjna praca! Wszystkie elementy drewniane są ze sobą połączone bez użycia gwoździ. Mówiąc dokładniej: bez użycia metalowych gwoździ, bo zastosowano tzw. tyble, czyli gwoździe (kołki) z drewna:
I jeszcze jedno ujęcie - nie wiem, czy podzielacie moją fascynację drewnianymi konstrukcjami, mam nadzieję, że tak! Tyle lat rosło w podtynieckich lasach:
Z tyniecką studnią związana jest legenda, oczywiście nie zapamiętałam jej ze wszystkimi szczegółami i już myślałam, że będę znowu zdana na relację bardziej uważnych ode mnie podróżników, albo, co gorsza, na internetowe skrócone historie. Na szczęście udało mi się znaleźć całkiem ciekawą wersję (artykuł ukazał się najpierw w Dzienniku Polskim - tutaj pełna wersja legendy o tynieckiej studni. Nie opowiedziałabym jej lepiej! Jeśli ktoś jednak zna inną, konkurencyjną wersję, albo jakieś dodatkowe szczegóły, to bardzo proszę się podzielić!
I na koniec jeszcze widok z oddali (Przy okazji - upierać się będę, że dach klasztorny jest nieudany, o oknach w dachu litościwie nie wspomnę).
I to już koniec tynieckich spacerów.
Tutaj pierwsza część wycieczki do Tyńca, a tutaj druga - Tyniec widziany wiosną. Wszystkie wpisy poświęcone tynieckim wycieczkom i spacerom - a jest to miejsce, do którego naprawdę chętnie się wraca - znajdą się w osobnej blogowej kategorii: TYNIEC.
Ojej, a ta głodówka wg św. Hildegardy - to też bagatela za 900 wpisowego? :):) Jakie szczęście, że ja lubię jeść! ;-))
OdpowiedzUsuńStudnia rzeczywiście wygląda okazale (na żywo niestety nie miałam przyjemności).Prawdziwy majsztersztyk...
To jest na pewno najpiękniejszy wpis o studni tynieckiej, jaki można znaleźć w internecie!
OdpowiedzUsuńPrzewodnikpoKrakowie - to z całą pewnością najmilsza uwaga, jaką mogę sobie wyobrazić :)
OdpowiedzUsuńMałgosia_dz - nie nie, 'warsztaty Hildegardy' 3-dniowe (bez postu) kosztują zaledwie 150 zł, natomiast 6-dniowe rekolekcje z postem bodajże 300zł. Plus koszt zakwaterowania. Nazwanie postu głodówką należy przypisać mojej hmm... simplicité ;)
Faktem jest, że warsztatów jest mnóstwo, rozpiętość tematyczna ogromna, a ceny, cóż różne, niektóre właściwie przystępne, a 900 zł to chyba ten kurs najbardziej 'naukowy' - nowoczesna psychologia etc.
Ado, przepiekne zdjecia i cudny wpis!pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńMontgomerry - dziękuję :) Koniecznie pomyśl nad przyjazdem do Krakowa :)
OdpowiedzUsuńLe vieux bois a une texture fascinante
OdpowiedzUsuńBardzo ładny, porządny i świetnie dopracowany wpis! Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńStudnia jest przecudna w rzeczy samej i tak jakoś zatęskniłam za Tyńcem - może mnie tez się uda jakiś koncert organowy dostać:)
OdpowiedzUsuńPiękny post jak to zwykle u Ciebie!
Pozdrawiam serdecznie.
ARCYDZIEŁO! A fotografie pięknie podkreślają kunszt wykonawstwa. Znakomity post!
OdpowiedzUsuńStudnia jest przepiękna!
OdpowiedzUsuńale chcę powiedzieć, że mnie się Tyniec kojarzy szkolnie bardzo i nieco niecenzuralnie, bo - z moimi pierwszymi wagarami!
... które na jaw wyszły jeszcze tego samego dnia, ale to juz inna historia;)))
AB - c'est vrai, je pourrai passer des heures entières à le regarder...
OdpowiedzUsuńArtur - dziękuję, miło słyszeć :)
Joo - jeszcze nigdy nie byłam na koncercie organowym w Tyńcu, a tyle lat to sobie obiecuję :)
m_m - prawda? studnia to prawdziwy majstersztyk. Przyznam, że 'pozazdrościłam' Wam tej pięknej serii 'wooden architecture road' i wyruszam na poszukiwanie krakowskich i podkrakowskich budynków, konstrukcji i detali :)
ikroopko :)) doprawdy, w święte miejsce na wagary chodzić ;)) Pozdrawiam :)
Dziękuję Wam serdecznie za odwiedziny i tak miłe komentarze!