Kapliczki przydrożne. Lanckorona, Tłuczań, Marcyporęba.
Na rozstajnych drogach albo w samym środku wsi na przeciwko kościoła, wysoko na wzgórzu z widokiem na okolicę albo nisko ukryte za wałem wiślanym, okazałe i skromne, kolorowe i monochromatyczne, zaniedbane, z łuszczącą się farbą i te starannie odnowione, figury świętych i samotne krzyże, miejsca ekspiacji, miejsca patriotycznych zrywów i klęsk, miejsca pamięci o kimś bliskim; strzegą spokoju, przypominają dawne dzieje. Małe wyspy przeszłego i minionego czasu coraz ciaśniej otaczane: współczesną zabudową, szpalerem iglaków, szykownym ogrodzeniem, stertą wyrzucanych z samochodów śmieci, girlandami sztucznych kwiatów. Z czego te ostatnie mają jeszcze jakiś urok, wpisują się w przestrzeń kiczu, mówią więcej o opiekunach kapliczek niż o nich samych, (co zresztą jest kiczem a co nim nie jest - nie mnie wyrokować, de gustibus). Piękne, anachroniczne, ślady dawnego świata. Przydrożne krzyże, figury świętych. Kapliczki.
Pokażę kilka z nich, choć po drodze były ich dziesiątki, setki! Mogłabym fotografować je do końca życia, spisywać ich historię, dokumentować zmiany, ciągle w innym świetle, patrzeć na nie zimą, latem i nawet takim szarym przedwiośniem, uwieczniać wschody i zachody słońca, tworzyć typologie. Co mają w sobie? Takie niepozorne, niewielkie, nieprzystające do dzisiejszego świata. Punkty pejzażu, który już odchodzi - pustych, rozległych przestrzeni, wsi oddalonych od siebie, połączonych polnymi drogami. Strzegły niepewnych rozstajów, gdzie czart lubił przesiadywać na rosochatych wierzbach nad Wisłą i nękać wędrowców, co zbyt długo w drodze zmitrężyli. Pilnowały snu wędrowców, którzy na chwilę usiedli w ich cieniu w skwarny dzień, aby jaki dusiołek nie zabrał śpiącym ostatniego tchu. Przypominały złoczyńcom o zbrodni, karze i odkupieniu...
Na zdjęciach kolejno: kapliczka nad Wisłą, gdzieś za Czernichowem, przydrożny krzyż w Tłuczani, figura św. Jana Nepomucena w Tłuczani (w tle budynek starej szkoły), figura św. Floriana (proszę poprawić jeśli się mylę) w Marcyporębie i kapliczka konfederatów barskich w Lanckoronie.
gdzieś nad Wisłą... |
... między Czernichowem a Łuczanami |
krzyż przydrożny, Tłuczań, Na Dziale, poświęcony pamięci ks. Ignacego Woźniczki, ufundowany przez jego brata Józefa w r. 1940* |
Tłuczań, nieopodal kościoła parafialnego. Figura św. Jana (w tle budynek starej szkoły)** (*** cytuję za http://tluczan.republika.pl/galeria/slides/09.html. Jana Nepomucena, tak to rozumiem) |
Marcyporęba. Figura na przeciwko kościoła. Czy dobrze rozpoznaję, że to św. Florian? |
Kapliczka konfederatów barskich w Lanckoronie |
A tak to wyglądało naprawdę. (Ale co znaczy "naprawdę"?)
Tej lanckorońskiej kapliczki zdjęć będzie trochę więcej, zatrzymałam się w tym pięknym miejscu na dłuższą chwilę. Widoki! Widoki były cudowne! Wysoko nad miasteczkiem (naprawdę nieswojo czułabym się nazywając Lanckoronę obdarzoną przywilejami przez Kazimierza Wielkiego, Lanckoronę z regularną płaszczyzną dużego rynku, z siatką ulic - wsią, i cóż mi po administracyjnych formalnościach, dla mnie to jest miasteczko), na wzgórzu i nieco na uboczu zwartej zabudowy, choć to jeszcze jak najbardziej Lanckorona - dokładnie: ulica Konfederatów Barskich - całe otoczenie kapliczki jest ciekawym punktem widokowym. Tutaj po raz pierwszy poczułam, że Lanckorona może jednak zachwycić... proszę się tym nie sugerować, ja po prostu potrzebuję przestrzeni, pustki, rozległych widoków. Tego w Lanckoronie mi brakowało, choć przecież po to wyszłam na górę Zamkową... Nie znalazłam tam jednak urzekających punktów widokowych, dopiero tutaj. O górze Zamkowej wspomniałam teraz pod wpływem impulsu, ale jest to całkiem uzasadnione - obydwa te miejsca (zamek na górze i kapliczkę) łączy pamięć o konfederatach barskich. I podobnie Tyniec - który zamykał ten dzień i był ostatnim etapem wycieczki. O Lanckoronie i Tyńcu opowie się osobno. Gdy się zdąży, bo ta relacja zaczyna trochę wymykać się spod kontroli, co zresztą było do przewidzenia.
Zostawiam Tyniec, wcześniejszy, późniejszy, stoję wysoko na wzgórzu i podziwiam piękne okolice Lanckorony. Wreszcie pojawiło się Słońce i ten dzień rozpoczęty w deszczu i mglistych szarościach pokazał nareszcie jasną stronę. Wieje dość mocny wiatr, powietrze pachnie przedwiośniem, wreszcie można uwierzyć, że zima odeszła, niebo ma całkiem inny kolor, cienie obłoków pędzą po mokrej, szaroburej trawie. Ma się ku życiu.
I kapliczka - pamięci umarłych.
Pisane nocą. Chciałam zapisać jeszcze parę wspomnień z tamtej wycieczki do Lanckorony, wycieczki okrężnymi drogami - i ta relacja też taką okrężną drogą wiedzie. Mało czasu a tyle wspomnień, obrazów, radości z podróżowania. Chciałabym to wszystko zatrzymać, uwiecznić - jak znaleźć czas na pisanie? Umiejętność selekcji zawsze była dla mnie trudna. Zostają jeszcze zdjęcia dwóch drewnianych kościołów (Marcyporęba i Wola Radziszowska), zostaje sama Lanckorona, trudna do opisania, zostaje wreszcie ostatni etap w Tyńcu. A ja? A ja wyjeżdżam jutro rano na kilka dni i wrócę dopiero w niedzielę wieczorem. Rzeczy, i miejsc, i wspomnień do opisywania przybędzie, tak czuję. Ale to dobrze! To bardzo dobrze. Proszę tylko nie mieć mi za złe milczenia w komentarzach - gdy wyjeżdżam, jestem najczęściej całkowicie odcięta od internetowego świata.
Lubię w kapliczkach to, że nawet tym, dla których to nie są miejsca kultu, każą się zatrzymać, zadumać...
OdpowiedzUsuńŚwietnie to zauważyłaś, że te ozdoby najwięcej mówią o opiekunach kapliczek.
Chyba w kolorze jednak bardziej mi się podobają. Choć te czarno-białe zdjęcia przypomniały mi "Idę", zwłaszcza tę scenę przy przydrożnym krzyżu.
Ta nazwa Marcyporęba fajnie pasuje do nazwy obecnego miesiąca ;-)
Podoba mi się Twoje podróżowanie w odcięciu od internetu. Dzięki temu więcej dostrzegasz, przeżywasz.
Miłej podróży, Ado :-)
Przydrożne kapliczki są przepiękne...Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńPrzestrzeń, pustka i roległe widoki, zatrzymać się, popatrzeć i głęboko odetchnąć. Bez tego jest mi ciasno, niewygodnie, moze trochę nudno.
OdpowiedzUsuńPod konec marca będę wedrować Pasmem Draboża, będzie Marcyporęba, Lanckorona i drewniany kościółek.
Ado, zdjęcia kapliczek są przepiękne. Chciałoby się ich oglądać więcej i więcej...
OdpowiedzUsuńJa też nie mogę przejść (przejechać) obok przydrożnych kapliczek, figur, krzyży... Są one nieodłączną częścią polskiego krajobrazu. I kiedy byłam w Marcyporębie figura świętego Floriana była otulona zielonymi, brzozowymi gałązkami. Tuż przy postumencie rosła niewysoka brzoza i przysłaniała całą figurę. I bardzo dobrze, że teraz jest już wycięta. Nie niszczy figury. Piszesz, że nie potrafisz oprzeć się fotografowaniu tych wszystkich wiadomych znaków wiary i pobożności dawnych mieszkańców naszych ziem. I "Mogłabyś fotografować je do końca życia, spisywać ich historię"... Nie jestem tym zaskoczona, mam podobnie. Robię im dziesiątki zdjęć. Kapliczki zaświadczają też o naszej tysiącletniej tradycji chrześcijańskiej.
Lubię oglądać kapliczki, Twoje są bardzo ciekawe i wolę kolorowe zdjęcia. Niektóre jednak tak ozdobione , że nie zachęcają do ich dokładniejszego pooglądania. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńWrażeń przybywa, tyle ma się do opowiedzenia (a przynajmniej tak nam się wydaje), tyle chcemy zachować dla siebie, dla innych, dla zatrzymania czasu i wciąż z tym czasem przegrywamy. Jakże to znajome uczucie. Jeszcze nie przetrawiłam wycieczek/podróży do... a już jadę w nowe rejony. I wciąż sobie obiecuję, że napiszę jeszcze o ..i o.. i o ... a pojawiają się nowe doznania, emocje, przeżycia (nowe lektury, obrazy, pejzaże). I wciąż ta złudna nadzieje, że jak w końcu dotrwam do czasu, kiedy znikną obowiązki związane z pracą, to wreszcie... Tymczasem pamięć ulega zatarciu. No tak, ja tu gadu gadu, a robota czeka :( Kapliczki przydrożne mają dla mnie też niesamowity urok i tak jak piszesz są świadectwem tych, którzy je wznieśli i tych którzy się nimi opiekują, łącznikiem pomiędzy przeszłością a przyszłością (?), no na pewno teraźniejszością. Na Pomorzu jest realizowany ciekawy projekt wspierany środkami unijnymi udokumentowania istniejących u nas (chyba na pomorzu, choć może nie tylko) i w dwóch jeszcze państwach kapliczek. I u nas jest ich zdecydowanie najwięcej. Miłego podróżowania - choć przeczytasz dopiero po powrocie :)
OdpowiedzUsuńPiękne zdjęcia, zwłaszcza te czarno-białe oddające urok kapliczek skłaniających do zamyślenia i refleksji.
OdpowiedzUsuńMiłego weekendu!
Mnie się podobają zdjęcia czarno-białe ze względu na nastrój ale i kolorowym trudno odmówić uroku, zwłaszcza że te gdzie pokazujesz dalekie przestrzenie z górami w tle są z pewnoscią bardziej czytelne. Kapliczki to faktycznie interesujacy temat i w pewnym sensie portret okolicznej społeczności. Życzę Ci wielu udanych wiosennych wypadów a nam czytelnikom relacji z tychże. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńBardzo pięknie napisałaś o kapliczkach, krzyżach przydrożnych. To strażnicy przeszłości, ślady po naszych przodkach. Odbyłam podobną (raczej w podobnym celu fotograficznym) wędrówkę w tamtym roku, ale przez świętokrzyskie, wzdłuż rzeki Nidy.
OdpowiedzUsuńKapliczki mają istotnie niepowtarzalny urok, jakąś pierwotną magię, jakby się wkraczało dzięki nim w przestrzeń mitu, prastarej legendy. Najbardziej lubię te stojące na rozstajach, bo z nimi zawsze wiąże się opowieść na granicy prawdy i baśni - właśnie o diabłach, zaklęciach wypowiadanych podczas pełni. Tym razem spodobały mi się zdjęcia kolorowe, zwłaszcza pierwsze. Tu kapliczka wygląda jak pokryta patyną.
OdpowiedzUsuńMasz rację, Lanckorona jest miasteczkiem, nawet, jesli nim administracyjnie nie jest.
OdpowiedzUsuńKapliczki wolę w wersji b&w, zdecydowanie.
Ja też o Lanckoronie zawsze mówię "miasteczko" :)
OdpowiedzUsuńTen problem (tzn. nie kapliczki ale kwestia brakującego/ straconego czasu) zajmuje mnie nieustannie. Właściwie o tym traktuje, czy z tego wynika mój najnowszy wpis - próba wytłumaczenia, dlaczego moja blogowa aktywność będzie teraz wyglądać inaczej...
OdpowiedzUsuńWróciłam z mojej podróży, tzn. mikropodróży (jak zwykle) już przedwczoraj, ale porwały mnie wiosenne różne prace, stąd piszę dopiero dziś. "Podróż" bardzo udana, dziękuję!
OdpowiedzUsuńBardzo miło się czyta Wasze wrażenia napisane pod moją nieobecność. Cieszę się, że miłośników kapliczek jest dużo wśród nas - niezależnie przecież od symboliki kultowej w kapliczkach jest przeszłość, świadectwo historii, życia ludzi, którzy minęli, podobnych do nas, takich samych w gruncie rzeczy mimo innych dekoracji czy okoliczności.
Kapliczki będą się pojawiać, z Ojcowa przywiozłam kilka nowych zdjęć.
Teraz tych dni bezinternetowych będzie coraz więcej, jak to u mnie "w sezonie". Ma to swoje dobre i złe strony, wiadomo.
OdpowiedzUsuńPodróż, tzn. "mikropodróż" bardzo udana, dziękuję :-) Zdobyłam po raz 17. i 18. mój ulubiony szlak w Ojcowie, a także Skałę 502 i Wąwóz Bolechowicki, kolejną z podkrakowskich dolinek. Pogoda jak we Florencji :-)