Wawel w przedwiosennym słońcu
Wawel w przedwiosennym słońcu, krokusy, słomiane chochoły, pączki magnolii, błękit i złoto.
I teatr cieni na krużgankach wawelskiego dziedzińca.
Minął poranek, zimny i bezsłoneczny, minął spacer przez ciemny Kraków, czarno-białe zdjęcia robione zmarzniętymi rękami, minęło kilka godzin w czytelni (podróże w czasie i gubienie rachuby czasu) i nagle przez świetlik w dachu wpadło światło na rozłożone książki, zajrzało błękitne niebo. Dzień zmienił się w swoją doskonałą antytezę. Przez gęste gdzieniegdzie chmury przebijało jaskrawe słońce, coraz więcej odsłaniało się błękitu i gdy przyszłam na Wawel, dekoracje były już gotowe na przyjęcie przedwiośnia. Słomiane chochoły osłaniały jeszcze krzewy na zewnętrznym dziedzińcu, na zielonych trawnikach pojawiały się pierwsze krokusy, skórzaste pączki magnolii kołysały się na wietrze. I było sielsko, anielsko, złoto-błękitnie
Nigdy nie ma takich widoków jak te, które odsłaniają się między przelotem przedwiosennych chmur, gdy zza siatki splątanych magnoliowych gałązek błyska się złoto Kaplicy Zygmuntowskiej, a żółte krokusy wyglądają jak złote łuski, które spadły i przyniesione wiatrem leżą tutaj w trawie. Już niedługo sieć gałęzi zagęści się, zaszeleszczą o siebie coraz grubsze skórzaste pączki, w których tylko czyha na swój czas zaszyfrowana w genetycznym kodzie różowo-papuzia feeria magnoliowych kwiatów, zaszumi pyszna kotara z różowych pióropuszy, przesłoni wszystko. Tymczasem patrz.
I nigdy zieleń nie będzie tak oczekiwana, jak teraz na przełomie szarego przedwiośnia, zaraz przestanie dziwić, nie będzie się jej zauważać, zniknie późną wiosną z naszego pola widzenia jak wszystko co oczywiste.
A kiedy już wystarczająco dużo uwagi poświęciłam - jak co roku - tym przyziemnym a przepięknym wawelskim kwiatkom (chyba nigdzie w całym Krakowie krokusy nie pojawiają się tak wcześnie jak na osłoniętym i wysoko do słońca położonym zewnętrznym dziedzińcu Wawelu), więc gdy już dość czasu spędziłam z nosem przy ziemi, czas się podnieść, ukradkiem otrzepać zakurzone kolana - niech nikt nie myśli, że wolno wchodzić na trawniki, wszystkie zdjęcia robione są z daleka, z chodników, niech będzie sławiony zoom mojego marnego aparatu - czas spojrzeć w górę. A w górze błękit i złoto!
Jest takie jedno, ale tylko jedno jedyne miejsce (czy będę potrafiła jeszcze je odnaleźć?) z którego gdy patrzy się wysoko w górę zadzierając głowę jak najwyżej, widzi się dokładnie obok siebie te dwie korony:
Tutaj zagadka dla tych, którzy nie spojrzeli jeszcze na zdjęcia poniżej - jakie dwie wieże, choć to nieprecyzyjne pytanie, więc raczej jaką wieżę i jaki jeszcze jeden element widać tutaj wyjątkowo tak blisko siebie, choć w rzeczywistości są raczej odległe?
Zdobyłam jeszcze jedno okno, do mojej kolekcji okien i ciekawych lustrzanych i okiennych odbić:
A później znalazłam jeszcze jedno miejsce, gdzie rysował się jakiś - nikły i niewyraźny - wodny wzorzec:
Jeszcze spojrzenie na słoneczną cegłę, na piękny rytm manierystycznej architektury kaplicy bpa Paniewskiego, którą tworzył Jan Michałowicz z Urzędowa - jeśli o mnie chodzi, to widzę w nim dalekiego prekursora Talowskiego, mogę sobie jako całkowity dyletant takie oto niesprawdzalne teorie głosić. A czemu? Widzę podobne w nich cechy: fantazja, nieskrępowane podejście do materii architektury, zabawa formą, umiejętność nadania lekkości ciężkim, architektonicznym formom, przekonanie o własnej... hmmm artystycznej wielkości - architekt zostawiający sygnaturę "Iohannes Michalovic Urzendoviensis fecit" zwał siebie skromnie Praxiteles Polonicus. Przed chwilą znalazłam ciekawy i wartościowy artykuł poświęcony architektowi, warto przeczytać*.
Koronkowa robota, kamień i światło:
I wreszcie czas pójść na wewnętrzny dziedziniec wawelski, zobaczyć jak światło układa się na krużgankach. Gdy przechodziłam przez bramę, nie spodziewałam się nawet, jaki spektakl cieni na mnie czeka!
Zostawiam te zdjecia w kolorze, bo przepiękne barwy w popołudniowym słońcu miał kamień kolumn, portali, kamieniarki okiennej, renesansowych rzeźbionych ornamentów i malowanego fryzu przedstawiającego podobieństwa cesarzy i ich szlachetnych małżonek. Może więc spektakl cieni lepiej wyglądałby w czerni i bieli, ale to słońce jak w Italii jeszcze ożywiało kolory i przez chwilę można było się poczuć jak pod florenckim, błękitnym niebem.
To wszystko działo się tam, w południowo-wschodnim narożniku wawelskiego dziedzińca, wysoko. Nawet z tej odległości można dostrzec cienisty łeb żelaznego gargulca, który tak uprzejmie pozował do zdjęć mojego spektaklu wawelskich cieni.
I tak się skończył ten dzień (jego część krakowska). Co będzie dalej i jak wygląda podkrakowskie przedwiośnie, jaki piękny był Ojców i dolinki krakowskie - o tym następnym razem.
* Wartościowy i ciekawy artykuł poświęcony architektowi znajduje się na culture.pl.
Jak ja dawno nie byłam na Wawelu! Pod, u stóp, owszem, nie dalej, jak jesienia, ale na zamek trzeba by!
OdpowiedzUsuńA zieleń - nieoczekiwana zupełnie, jednak, o tej porze..
A mnie jakoś tam ciągnie, nieustannie. Może nie za każdym razem, gdy jestem w Krakowie, ale... prawie.
OdpowiedzUsuńZ tym, że oczywiście mam nieco bliżej od Ciebie ;-)
Tam na wzgórzu wawelskim musi być jakiś specjalny mikroklimat, stąd zieleń i wcześniejsza wegetacja.
Twoje zdjęcia potwierdzają, że nie tylko patrzysz na świat, Ty go widzisz i zachwycasz się jego pięknem.
OdpowiedzUsuńSpoglądając co roku na wspaniałe, wprost nieprawdopodobne w swej urodzie magnolie myślę sobie, że te krzewy to też kolejny "zabytek" na mapie królewskiego wzgórza.
Czasem tylko patrzę, a czasem, co gorsza, zamykam oczy i wolę przywoływać wspomnienia.
OdpowiedzUsuńTen, kto posadził magnolie na Wawelu zasługuje na pomnik :-) Idealnie się tam komponują, a jak wspaniale fotografuje się odkryte/ zakryte przez magnolie fragmenty katedry i kaplic. Mam taką serię zdjęć i może w tym roku uda mi się znów je zobaczyć.
wspaniałe...
OdpowiedzUsuńTo było piękne popołudnie; dobrze, że pokazało się słońce i dobrze, że byłam właśnie tam i wtedy.
OdpowiedzUsuńDziękuję :-)
"I nigdy zieleń nie będzie tak oczekiwana, jak teraz na przełomie szarego przedwiośnia, zaraz przestanie dziwić, nie będzie się jej zauważać, zniknie późną wiosną z naszego pola widzenia jak wszystko co oczywiste" - mrauuu.
OdpowiedzUsuńNajbardziej oczywista oczywistość: chce się chodzić Twoimi ścieżkami - [podpisy wszystkich czytelników]
Ale czasem jak czytam wcześniejsze teksty, to wypisz wymaluj "smutny Kraków" ;-))
OdpowiedzUsuńNiniejszym dziękuję, polecam się pamięci [ukłony]
;-)
Uwielbiam Wawel i spacery po nim, sama i z Tobą, dzięki zdjęciom. Cudowna pogoda i z pewnością wkrótce zakwitną magnolie. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńBardzo mi miło! Ja też zaglądam na Wawel najczęściej, jak to możliwe.
OdpowiedzUsuńBędę się starała relacjonować na bieżąco, co tam u wawelskich magnolii - mam w blogowych nieprzywróconych jeszcze archiwach sporo magnoliowych zdjęć i kiedyś powstanie tego szlak krakowskich magnolii :-)
Pozdrawiam i dobrej nocy
Jak to "magnoliowe pączki"??? Czy to oznacza, że i w tym roku nie zobaczę magnolii w rozkwicie? To kiedy ja mam w końcu brać ten urlop???
OdpowiedzUsuńMoniko, w ubiegłym roku 20 marca (dzień poezji, dlatego pamiętam ;-) magnolie miały już duże pączki (pierwsze zdjęcie), pamiętam była słoneczna pogoda i mocny wiatr, to wszystko przyspieszyło i 3 kwietnia magnolie wyglądały jak na drugim zdjęciu. Kilka dni później, 6 kwietnia, to już było pożegnanie z magnoliami (3. zdjęcie). Jak będzie w tym roku, trudno przewidzieć... ale początek kwietnia to jest taki dość dobry termin. Jakkolwiek w roku pańskim 2009 (poważnie, uzupełniam archiwa, więc wiem) jeszcze 15 kwietnia magnolie były w całkiem dobrym stanie. Oto raport o stanie magnolii :-)
OdpowiedzUsuńMoniko, w ubiegłym roku 20 marca (dzień poezji, dlatego pamiętam ;-) magnolie miały już duże pączki, pamiętam była słoneczna pogoda i mocny wiatr, to wszystko przyspieszyło i 6 kwietnia, to już było pożegnanie z magnoliami. Jak będzie w tym roku, trudno przewidzieć... ale początek kwietnia to jest taki dość dobry termin. Jakkolwiek w roku pańskim 2009 (poważnie, uzupełniam archiwa, więc wiem) jeszcze 15 kwietnia magnolie były w całkiem dobrym stanie. Oto raport o stanie magnolii :-)
OdpowiedzUsuńTrochę zmieniłam komentarz, bo te magnoliowe zdjęcia robiły mi tu zamieszanie. No ale już mniej więcej wiesz.
Dziękuję:))) to popatrzę sobie chociaż na magnolie na Twoich pięknych zdjęciach...bo ja w Krakowie będę dopiero 4 maja. Może aniołek Berrecciego coś by dla mnie załatwił;) O! To chyba już i na zdjęcia nie popatrzę;))) jakaś magnoliowa klątwa wisi nade mną:)))
OdpowiedzUsuńPopatrzysz, poszły drogą @ :-)
OdpowiedzUsuńI oczywiście obiecuję relację na żywo (jeśli bogowie będą przychylni). W każdym razie pracuję teraz nad odzyskaniem z archiwów całego magnoliowego szlaku.
Przy okazji znalazłam i przywróciłam takie oto starocie:
http://krakowiokolice.blogspot.com/2011/12/pradem-rzek-obojetnych-niesion-w-ujscia.html
http://krakowiokolice.blogspot.com/2011/12/wawel-widziany-z-debnickiego-brzegu.html
Pamiętasz? :-)
Ha! Pamiętam:))) cała złocistość tym razem. No to jest top moich ukochanych krakowskich widoków. Wawel od strony mostu Dębnickiego i Norbertanki od strony Wisły. No i trzeba będzie wrócić do Marai. Do Księgi ziół i do Dziennika.
OdpowiedzUsuńWawel jest unikatowy...Fantastyczne zdjęcia...Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńNa wzgórzu na pewno jest mikroklimat, no i czakram:)
OdpowiedzUsuńNa Wawel zawsze mam okazję choć popatrzeć, jak jestem w Krakowie, bo przez most Dębicki przejeżdżam w drodze do przyjaciółki, ale nie zawsze mam okazję zblizyć się tak, jak Ty.
Lubię tam wracać, Wawel jest piękny o każdej porze roku.
OdpowiedzUsuńDziękuję :-)
Most Dębnicki był jednym z moich ulubionych punktów widokowych, zwłaszcza o zachodzie słońca - Wawel jest wtedy ciekawie oświetlony. Wschód też chciałam zobaczyć, ale o to już trudniej w moim przypadku ;-)
OdpowiedzUsuńTajemniczy czakram pewnie gdzieś tam jest ukryty u św. Gereona, ale jak to jest naprawdę - nie wiadomo :-)
Pani Ado! Uświadomiła mi Pani, że nigdy nie widziałam krokusów na Wawelu! Zimowe chochoły jak najbardziej, złociste kopuły z refleksami świecącego mocno słońca także, kwiaty w pełni rozkwitu i złotą jesień też, ale nie byłam w Krakowie u zarania wiosny! A zawsze, choćby na chwilę, wstępuję na Wawel. Myślę, że najwyższa pora to nadrobić. :-)
OdpowiedzUsuńDroga Ado, mam nadzieję, iż wiosna dopisze a Tobie uda się wyskoczyć na chwilę do Krakowa w czasie kiedy te dorodne drzewa pokryją się kwiatami. Mam w pamięci jedno z naszych pierwszych spotkań na starym blogu i Twego posta o magnoliach w ogrodzie botanicznym. Natomiast ten dzisiejszy skłonił mnie do pogrzebania w lamusie i odświeżnia mojego wpisu z bloxa na temat magnolii oraz powrotu do wspomnień... Wawel przepiękny, zgadzam się z I-kropką że to jest miejsce o niezwykłej mocy. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńW takim razie koniecznie proszę dołączyć wczesnowiosenny Wawel do kolekcji wspomnień! Jest pięknie, szczególnie przy tym jasnym, wiosennym niebie, jakie często zdarza się w marcu. Jest trochę ascetycznie, kwitną tylko krokusy a trawniki ledwie się zielenią, ale jest w tym wielki urok - szczególnie w słońcu architektura Wawelu, katedra, krużganki, wszystkie architektoniczne detale - to wszystko kolorem zastępuje kwiaty. A już wkrótce magnolie :-)
OdpowiedzUsuńElżbieto, te Twoje włoskie magnolie przywiezione z podróży - to cudowne antidotum na szare przedwiośnie. Niewiarygodne kolory i kształty i pachnące magnolie nawet... Muszę i ja wyciągnąć z blogowego lamusa moje magnoliowe zbiory, pracowałam dziś nad tym trochę zainspirowana Twoim wpisem - na razie przygotowałam najstarsze zdjęcia, zostają chyba jeszcze z trzech kolejnych lat... Co roku są inne, choć przecież te same!
OdpowiedzUsuńSerdeczności :-)
Jakże ja tęsknię za Wawelem. Byłam dawno, w końcówce grudnia. Było zimno, pochmurno a jednocześnie miło...
OdpowiedzUsuńLubię spacerować po dziedzińcu i patrzeć na piękne, arkadowe krużganki, na dekorację rzeźbiarską, którą ozdobione są ościeża okien i na te szerokie poziome fryzy nad każdym oknem. Lubię patrzeć na całokształt tej budowli...
Nieznany mi wiosenny Wawel bo czasu mam mniej w tym okresie. Marzę by zobaczyć kwitnące magnolie.
Adriano, bardzo pragnę, chociaż troszeczkę patrzeć na Kraków Twoimi oczami Hmm, zastanawiam się czy spełni się kiedyś moje marzenie.
Pozdrawiam serdecznie:)
Gigo, pamiętam Twój post i pobyt na Wawelu. To było w święta wielkanocne.
OdpowiedzUsuńByło słonecznie i kwitły magnolie!!!!
Kiedy to było? rok, dwa a może trzy lata temu? Nie pamiętam.
Pozdrawiam serdecznie:)
To jest miejsce wyjątkowe, składa się na to wiele obiektywnych i mnóstwo subiektywnych powodów. Być może trzeba umieć się wsłuchać, wpatrzeć, wracać wielokrotnie - i dopiero wtedy Wawel odsłania tajemnice, nie każdy ma cierpliwość, ale wiem, że Ty na pewno. Lubię czytać tę polsko-włoską księgę zapisaną w kamieniu, tyle tutaj warstw znaczeń, tyle tu historii. Magnolie już mają pączki, myślę że przełom marca i kwietnia to może być ten czas!
OdpowiedzUsuńSerdeczności :-)
Z przyjemnością oglądnęłam "Twój" Wawel.......tak dawno tam nie była, że najwyższa pora by tam znów wpaść.......
OdpowiedzUsuńTwoje zdjęcia zachęcaja bardzo.....
To miło słyszeć! Może wybierzesz się na początku kwietnia? Naprawdę zachęcam - wtedy kwitną magnolie a to widok po prostu niezapomniany...
OdpowiedzUsuńAle Ty masz z tym Wawelem - to prawie jak dom.
OdpowiedzUsuńTak, jest w tym dużo prawdy. Lubię tam wracać, patrzeć jak się zmienia, chodzić po własnych śladach. To trochę mojej historii wpisanej w Historię. Pamiętam, jaką książkę czytałam we wrześniu 2004 r. siedząc na ogrodowym murze, pamiętam burzę, która uwięziła mnie na dziedzińcu wiosną 2009, pamiętam ścieżki - korytarze w śniegu zimą 2010, gdy szłam oglądać Zbrojownię i Skarbiec. Pamiętam, jak wracałam z Warszawy i zamiast jechać od razu do domu, poszłam jeszcze na Wawel, oglądać Sztukę Wschodu. Nie ma dla mnie lekarstwa :-)
OdpowiedzUsuń