Zaćmienie Słońca w dzień równonocy wiosennej 20 marca 2015
Początek astronomicznej wiosny, równonoc wiosenna. I zaćmienie Słońca. Lubię polskie słowa równonoc i zaćmienie; jakże inaczej brzmią te słowiańskie ćmy i ciemności, jakieś bliższe się pewnie zdają i bardziej przyjazne niż latynizujące ekwinokcjum i eklipsa, pokrewne łacińskiemu pierwowzorowi, który znów dał początek francuskim: équinoxe, éclipse. L'équinoxe de printemps et une éclipse du soleil. Ale już polska noc jest bliską krewną łasińskiej nox, noctis... Dość powiedzieć, że widziałam eklipsę solarną, pardon, zaćmienie Słońca:
Zanim powstało to zdjęcie, musiałam odbyć przyspieszony kurs fotografowania zaćmienia Słońca - kiedyś widziałam jedno przed laty, ale to dopiero dziś odbyły się moje pierwsze próby uwiecznienia na zdjęciach tego zjawiska. Czasu miałam niewiele, bo o wszystkim dowiedziałam się tuż przed jedenastą. I tak, metodą prób i błędów powstała następująca seria zdjęć. Nie są nadzwyczajne, bo aparat oczywiście marny, nie stworzony do takich astronomicznych wyczynów, czasu nie było wiele ani odpowiednich materiałów. Niemniej jednak jestem szczęśliwa, że udało mi się uwiecznić takie, bądź co bądź, niecodzienne zjawisko. Podobno następne dopiero za 11 lat, jeśli dobrze zrozumiałam.
Oto zaćmienie Słońca widoczne z północnych okolic Krakowa, około godziny 11, w dzień równonocy wiosennej 20 marca 2015 roku. Kolejne etapy czyli metoda prób i błędów:
A czy Wy oglądaliście dziś zaćmienie? Jak się udały astronomiczne obserwacje?
Nie przewidywałam dziś pisania czegokolwiek - po całym dniu ogrodowych prac różnych przygotowywanie i publikowanie zdjęć to ostatnia rzecz, na jaką miałabym ochotę; chciałam też dłużej zostawić wysoko moje ulubione przylaszczki... Ale rozumieją Państwo wagę sytuacji! Taka koincydencja ekwinokcjum z eklipsą nie zdarzy się szybko. Częstotliwość wpisów już niedługo wróci do niskich poziomów normy ;-)
Nie przewidywałam dziś pisania czegokolwiek - po całym dniu ogrodowych prac różnych przygotowywanie i publikowanie zdjęć to ostatnia rzecz, na którą miałabym ochotę; chciałam też dłużej zostawić wysoko moje ulubione przylaszczki... Ale rozumieją Państwo wagę sytuacji! Taka koincydencja ekwinokcjum z eklipsą nie zdarzy się szybko. Proszę się więc nie irytować częstotliwością wpisów :-)
OdpowiedzUsuńWow, zdjęcia wyszły rewelacyjnie!
OdpowiedzUsuńDziękuję! Jak wspaniale było obserwować takie niezwykłe zjawisko!
OdpowiedzUsuńZdjęcia wyszły świetnie. Robiłaś przez kliszę rengenowską?
OdpowiedzUsuńTak. Oglądałam zaćmienie. Zdjęć niestety nie robiłam.
Pozdrawiam serdecznie:)
Ha, zgadłaś! Potrzeba matką wynalazków ;-)
OdpowiedzUsuńBomba! jestem pod wrażeniem, napiszesz cos o stronie technicznej?
OdpowiedzUsuńDziękuję :-) Najważniejsza była przysłona, jakiś filtr - nie miałam niczego pod ręką, bo wiadomość o zaćmieniu całkiem mnie zaskoczyła, myślałam o jakiejś dyskietce, ale jedyna, jaką posiadam, okazała się jedyną kopią mojej bezprzydatnej pracy magisterskiej, więc na razie ją oszczędziłam. Poświęciłam w zamian kliszę rentgenowską i oto mamy szczyt blogowego ekshibicjonizmu ;-)
OdpowiedzUsuńPotem już tylko kwestia zoomu i na szczęście mój marny skądinąd aparat posiada funkcję manualnego ustawiania ostrości (pierścieniem) - w automatycznym trybie ostrzenia w ogóle nie mógł "zrozumieć", gdzie ja chcę tę ostrość uzyskać. Tak zwykle robię zdjęcia Księżyca (bez kliszy, ma się rozumieć). Czas naświetlania b. krótki, więc brak statywu nie przeszkadzał. Przy dużym zoomie obraz się porusza, więc było sporo nieudanych zdjęć. I już. Aha, ostatnie zdjęcie to licentia poetica oczywiście - modyfikacja "krzywej tonalnej" jeśli dobrze tłumaczę z fr. "courbe de tons"
Pięknie wyszły zdjęcia :) Ja akurat myłam okna :D
OdpowiedzUsuńOglądałam, ale nie cały czas, bo pod ręką miałam, jak się okazało, marne okulary słoneczne :(
OdpowiedzUsuńJeszcze raz - moje uznanie;)
OdpowiedzUsuńCo do licentia poetica - większość zdjęć, zwłaszcza tych wzbudzających ochy i achy, to przecież wariacje na temat, zwłaszcza, nielubiane przeze mnie, hdr-y.
Zdaję sobie sprawę... Ciągle jeszcze łudzę się, że najważniejsze w fotografii (tej przez F) jest patrzenie, uchwycenie chwili, światła, układu form, przemyślana kompozycja - a poprzez formę wyrażenie czegoś więcej. To ideał, do którego chciałabym dążyć i tego się uczyć. A jeśli chodzi o fotografię (przez małe f.) to rzeczywiście powszechnie panują kryteria "ładności". Hiperostrości, superkontrastu, przerysowania. Myślę sobie, że to może dlatego, że zewsząd tyle bodźców i żeby coś przebiło się przez stępioną wrażliwość - musi być naprawdę ostre, spektakularne.
OdpowiedzUsuńDziękuję!
Dzięki :-) No tak, a ja ustawiałam w ogrodzie stanowisko obserwacyjne z kliszą rentgenowską etc...
OdpowiedzUsuńPotem jednak - dodam na swoją obronę - grzecznie wróciłam do pracy ;-)
Dobrze, że widziałaś - a na wzrok jak najbardziej trzeba uważać przy obserwowaniu takich zjawisk.
OdpowiedzUsuńA ja go najnormalniej w świecie przegapiłam.....
OdpowiedzUsuńMnie się udało tylko dzięki informacji od siostry (w ostatniej chwili), przegapiłabym zupełnie gdyby nie to.
OdpowiedzUsuńZresztą, przyznajmy, nawet gdybym przegapiła, nie spędzałoby mi to snu z powiek :-)
Przez kliszę rentgenowską?
OdpowiedzUsuńTak robiłem moje pierwsze zaćmienie - jeszcze Smieną 8 !
Tak, oglądałem, z pracy, posługiwałem się wycyganionym od remontowców szkiełkiem spawalniczym. Zdumiało mnie że żaden z moich kolegów nie wpadł na ten prosty i poręczny pomysł, tylko uparcie nudzili "daj popatrzeć..."
Ta słowiańska "ćma" to od plamy - np wiosenny kwiat miodunka ćma - właśnie dlatego ćmą nazwana ze ma plamiste liście - zatem zaćmienie to "zaplamienie" słońca - moim zdaniem słusznie.
Łacińskie określenia na zjawiska astronomiczne prawdę powiedziawszy bardzo mi się podobają. Ale doceniam też polskie słowa.
Ja przez maskę spawalniczą oglądałam w dzieciństwie moje pierwsze w życiu zaćmienie słońca albo jakieś inne zjawisko... a może po prostu Słońce? bardzo niejasne mam wspomnienia, by nie powiedzieć, nomen omen, zaćmione ;-)
OdpowiedzUsuńI podobnie nie mogę się zdecydować, zresztą podobnie jest z całym językiem, czy kręgiem kulturowym, do którego on przynależy - jakaś część mnie jest "tutejsza" a część na pewno "łacińsko-romańska".