Tajemnicza wyprawa... czyli z Kazimierza na Kopiec Krakusa. Niezwykłe miejsca w Krakowie.

I cóż, kiedy powiedziało się A, trzeba powiedzieć B i dokończyć publikację tego, co zupełnie przypadkowo, przy okazji porządków w archiwum opublikowało się wczoraj jako wpis zupełnie nowy a co tak naprawdę liczy sobie prawie sześć lat. Oto doprawdy tajemnicza wyprawa i tajemniczo powróciła do mnie sprzed tylu lat. W dodatku nikt z czytelników nie rozpoznał, że nie jest to materiał pierwszej (ani nawet drugiej) aktualności. Coś w tym jest! Myślę, że to aura tamtego miejsca - niejasnej przestrzeni między kościółkiem św. Benedykta a fortem o tymże imieniu; zawsze podejrzewałam, że siły rządzące względnością czasu i przestrzeni mają tam swój poligon. 
Tymczasem już oddaję głos sobie - głos albo wirtualne pióro - sobie sprzed lat.

Tajemniczej wyprawy wyjaśnienie zmieni ją bardzo łatwo w zwykły spacer. Ale jaki przyjemny!
Z Alchemii na Kazimierzu wybrałam się na kopiec Krakusa, zatrzymując się na dłużej przy kościele św. Benedykta. Niezrównane, przepiękne, tajemnicze miejsce. 


Wracając do początku, Alchemia w dziennym świetle to zupełnie inne miejsce - ale to ma swój urok. A przede wszystkim, dla kogoś, kto unika papierosowego dymu, południe w Alchemii to idealna pora.


Potem oczywiście Wisła, najpiękniejszy z krakowskich mostów - błękitny most Piłsudskiego, dalej Park Bednarskiego, ulica Parkowa


ulica Stawarza i wreszcie najważniejszy etap mojej wyprawy - Wzgórze Lasoty: 


To ten opisywany przeze mnie ostatnio surrealistyczy trawiasty "terrain vague", na którym czeka na zaplanowaną i na pewno kontrowersyjną rewitalizację fort św. Benedykta, zaraz obok stoi bodaj najmniejszy kościół w całym Krakowie, a nad drzewami "unosi się" zwieńczenie wieży podgórskiego kościoła św. Józefa:


O samym forcie warto napisać więcej, bo to ważne miejsce a wydaje się zapomniane. Specjalistą od architektury wojskowej jestem bardzo marnym, ale posiłkując się przewodnikiem po Krakowie z serii GW powiem tyle: "Benedykt" zbudowany w połowie XIX wieku, zaprojektowany został przez Feliksa Księżarskiego (twórcę Collegium Novum!), przetrwał jako jedyny element umocnień wzniesionych przez Austriaków na Podgórzu w ramach projektu Twierdzy Kraków (były jeszcze forty Krzemionki i Krakus). W pierścieniu Festung Krakau nosił numer 31. 




Jeśli ktoś ma zdjęcia fortu, niechże się pochwali, bardzo proszę, - moje są beznadziejne i nie dają wyobrażenia o tym, jaka to monumentalna i ciekawa budowla. (Lepsze zdjęcia będą, obiecuję! Trochę się zmieniło przez ostatnie sześć lat).

Kościół św. Benedykta to - dla mnie - clou całej wyprawy. Koniecznie muszę poczytać o nim więcej - okazuje się, że w jego fundamentach odkryto pozostałości z czasów przedromańskich, a jego historia sięga XI stulecia. Wczoraj pokazywałam jedynie enigmatyczne zdjęcie drewnianych drzwi, zobaczcie, jak pięknie wygląda najmniejszy kościół Krakowa. Wśród drzew, na łące, wysoko nad miastem - poza czasem, relikt z dawnych wieków.

Od końca XVI wieku pieczę sprawował nad nim zakon duchaków - upamiętnia to podwójny krzyż na dachu budowli. (To znów nieoceniony przewodnik ilustrowany dla takich niedzielnych turystów jak ja ;) Obiecuję, że przeprowadzę solidne studia nad tym niezwykłym kościołem i podzielę się gruntowną wiedzą. Na razie musi wystarczyć parę zdjęć i mój zachwyt.










Ze Wzgórza Lasoty ścieżka prowadzi przez wertepy i manowce aż ku cywilizacji - patrz zdjęcie z poprzedniego wpisu - to betonowa ścieżka dla pieszych zawieszona nad aleją Powstańców Śląskich. Jeśli jest jakieś miejsce w Krakowie, w którym na pewno nie chciałabym mieszkać, to bloki przy tej ulicy. Ale potem szum samochodów cichnie i wspinamy się na górę. To znaczy "wspinamy się" na "górę".



Widok piękny. Panorama Krakowa, nawet jeśli zamglona od smogu i jesiennego powietrza, jest przepiękna. Wszystko wygląda inaczej - zwróćcie uwagę jak ogromny jest kościół św. Piotra i Pawła w porównaniu z kościołem św. Andrzeja - ich fasady oglądane z ulicy Grodzkiej dają całkiem inne wyobrażenie.


Pięknie widać Wawel, Stare Miasto, Grzegórzki i Wesołą i kościół jezuitów przy Kopernika oraz wszelkie blokowiska coraz większego Krakowa. I kopiec Kościuszki. Teraz został mi jeszcze do odwiedzenia ostatni z czterech kopców Krakowa - kopiec Wandy. (Więcej zdjęć będzie przy okazji odkopania innego archiwalnego wpisu, z tej serii udało się ocalić jeszcze dwa)



Tajemnicza wyprawa okazała się nie tak znów łatwą do umiejscowienia, pewnie przez ten magiczny czy alchemiczny początek udało mi się zatrzeć ślady. Zagadkę w pełni rozwiązała Beata - wspaniałe entrée, gratuluję! Oczywiście Przewodnik po Krakowie też wiedziała wszystko, ale jej milczącą wiedzę zakładam już a priori jako pewnik. Zresztą, jak w to wątpić? Odgadła nawet moją drogę powrotną, w kierunku Cmentarza Podgórskiego! Schodzi się zielonym łagodnie nachylonym zboczem wzgórza a za plecami kopiec Krakusa staje się coraz mniejszy.


Dziękuję Wam za wspólną wyprawę - podwójnie tajemniczą i po dwakroć przemierzoną w czasie - we wrześniu 2009 i w marcu 2015 roku. Proszę spojrzeć na te zdjęcia życzliwym okiem, najlepiej przymrużyć to, które odpowiada za widzenie estetyczne ;-) Robiłam co mogłam, poprawiłam co tylko się dało, ale nic więcej nie mogę zrobić jak tylko zaakceptować je takimi, jakie są. Przecież nie wyrzucę do kosza takiej historii! Po raz pierwszy zobaczyłam wtedy kościół św. Benedykta...



... i sąsiadujący z nim fort o tym samym imieniu, po raz pierwszy spojrzałam na Kraków w wysokości kopca Krakusa i ze zdziwieniem rozpoznawałam znane wieże kościołów w zaskakującym, całkiem nowym przestrzennym układzie. Odtąd wracam tam ciągle na nowo, przemierzam te same ścieżki - rzadziej chodzę na kopiec, ale częściej odwiedzam wielką łąkę Benedykta. Bardzo się boję, żeby wszechobecna mania zmian, renowacji i rewitalizacji nie zniszczyła tego miejsca.

Mam zdjęcia z trzech zim, jednego lata i jednej wczesnej jesieni. Kiedyś na pewno uda mi się je pokazać - tym bardziej niecierpliwie na to czekam, że wymyśliłam dziś całkiem nową serię wpisów. Oto będę pokazywać Kraków wczoraj i dziś, te same miejsca na zdjęciach z różnych lat. Porządkując archiwalne zdjęcia odkrywam tyle dziwnych kadrów - ach, więc to taki Kraków widziałam! dziwię się nieustannie. Będzie zatem seria Kraków wczoraj i dziś. Ale jeszcze nie dziś :-) Już zdecydowanie jest późno.

Cieszę się, że mogliśmy razem odbyć taką podróż w czasie. Myślę, że to nowość dla osób, które odwiedzają mnie od jakiegoś czasu - bo te prapoczątki mało kto pamięta, są wśród moich obecnych czytelników może dwie albo trzy osoby, które czytały ten wpis, gdy pojawił się po raz pierwszy 20 września 2009 roku. Ikroopka, Smoczyca (w nowym wcieleniu) i na pewno nieoceniona Przewodnik po Krakowie. Może ktoś jeszcze?

Pierwsza część historii tajemniczej wyprawy z Kazimierza na Podgórze.

Komentarze

  1. Jak zwykle cudowny spacer po Krakowie:) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Witam po wakacyjnej przerwie :)
    Jesienny sezon spacerowy dopiero się u mnie zaczyna - nareszcie mam trochę więcej czasu. Zapraszam na następne krakowskie spacery :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja bym tak pewna nie była :)))

    Piękny koniec spaceru. Ech, Kraków kochany, nigdy go dosyć, co?

    A teraz trochę prywaty z innej, francuskiej beczki. Przeczytałam właśnie LA GLOIRE DE MON PERE Pagnola i coś mi się nie zgadza. Oglądałam przed laty film, gdzie, z tego co pamiętam, głównym wątkiem były kilometrowe wędrówki do wynajętego letniskowego domu, w końcu skrócone przez przejście (nie bardzo chyba legalne) przez jaśniepańskie posiadłości. Tymczasem w książce ANI ŚLADU tego wątku. Tylko wspomniane, że muszą nadkładać siedem kilometrów. Czy może istnieje druga część tej książki? Wiesz coś na ten temat? Pytam nauczona doświadczeniem z serialem "Dzieci Arbatu", o którym myślałam, że został DOPISANY dalszy ciąg do książki, której miałam 2 tomy, a potem się dowiedziałam, że tomów jest pięć!
    :)))))))

    OdpowiedzUsuń
  4. Z wielkim zainteresowaniem przeczytałam - a ucieszyło mnie to, ze na tamtym zdjęciu rozpoznałam - choć z Warszawy - kościół św. Andrzeja!

    OdpowiedzUsuń
  5. Ha! Przypomniałam sobie, że istnieją google :) już Ci nie potrzebuję głowy zawracać, wszystko wiem :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Przewodniku, ma się rozumieć, że Kraków najpiękniejszy, tego TEŻ jestem pewna :)

    Nie dałam rady napisać wcześniej, je m'excuse, dzień miałam pełen pracy, właściwie do tej pory - a teraz to właściwie przerwa i powinnam robić coś dalej, tyle że już nie mam siły..
    A i tak nie odpowiedziałabym na Twoje pytanie, bo sama mam wątpliwości - film oglądałam kilkanaście lat temu w vo, siłą rzeczy wspomnienia zatarte. Natomiast z pewnością jest kilka części - zresztą już wiesz :) Znalazłam ciekawą stronę o pisarzu - może się przyda. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Elżbieto, to pięknie! Nie jest łatwo rozpoznać nawet znane i widywane codziennie budowle, gdy widzi się je na zdjęciu z tak odmiennej perspektywy. Sama miałam/ i mam wątpliwości co kilku miejsc widocznych na tym i innych zdjęciach z wycieczki. Na przykład tutaj, wieża po lewej czy to kościół Bożego Ciała? Długo się jeszcze będę musiała Krakowa uczyć - ale to dobrze :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Clo merci pour ta visite :) Maintenant j'aurai un peu plus de temps pour mon blog et surtout le temps de visiter tous ces blogs ou j'aimais flaner - comme le tien et tes belles photos :)

    OdpowiedzUsuń
  9. J'aime la photo de la réflexion dans le café. Elle reflète très bien l'ambiance.

    OdpowiedzUsuń
  10. Elżbieta Przymenska19 marca 2015 03:47

    Ja też pamiętam wpis o tym kościółku ale dzisiejszy także przeczytałam z ogromną przyjemnością! Kościółek jest istotnie prześliczny (te drzwi, te okienka!) i nie dziwię się Twojemu zauroczeniu. Również fort wydał mi się bardzo interesujący więc pogrzebię w necie żeby dowiedzieć się czegoś więcej na temat Twierdzy Kraków zanim ktoś ze znajomych blogerów odpowie na Twe wyzwanie. Masz świetny pomysł na te wpisy porównawcze, jestem ich bardzo ciekawa. Pozdrawiam serdeczno wiosennie, już się cieszę bo pogoda dopisuje więc ruszam do robót ogródkowych.

    OdpowiedzUsuń
  11. To jest naprawdę wyjątkowe miejsce - ta wielka łąka w środku miasta. Gdy idę tam moją zwykłą drogą, to ten szeroki widok otwiera się dosłownie w jednej chwili. Na wprost widać fort (albo nie widać, zależy od pory roku :-) po lewej mały kościółek Benedykta wydaje się jeszcze mniejszy w tej całej przestrzeni, zawieszony na skraju skarpy. Ale gdy stoi się w tamtym punkcie jeszcze nie wiadomo nic o skarpie, jest tylko przestrzeń. A dalej po prawej widać trawiasty kopiec Krakusa. Jest tu jeszcze brzydki budynek szkoły, tuż na skraju łąki i nie jest może tak sielsko, jak by się to mogło wydawać, ale mimo wszystko to wyjątkowe miejsce, takie zwykłe-niezwykłe.


    I ja pozdrawiam Cię bardzo serdecznie, niech wszystkie prace postępują po Twojej myśli i przede wszystkim - niech dopisuje pogoda! U mnie niestety bardzo silny wiatr i przez to jest zimno, podobno jutro ma być trochę przyjemniej a potem znów załamanie pogody. Cóż, marzec!

    OdpowiedzUsuń
  12. Tak się zastanawiam, kiedy ja byłam na innych kopcach, niż Piłsudskiego i Kościuszki, na pewno, bo obowiązkowo w szkole podstawowej. Uczyła nas geografii dyrektorka, wymagająca, do tego znała się z moim dziadziem, i potrafiła mi przygadać, że mu powie, że czegoś nie umiałam;)

    OdpowiedzUsuń
  13. Trochę miałam kłopotów z wejściem, ale dałam radę, bo koniecznie chciałam zobaczyć to, czego jeszcze w Krakowie nie widziałam. Kościółek też mnie zauroczył. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  14. Jakie ciekawe wspomnienie! A jednak, jak widać, to była dobra motywacja i na pewno nie zniechęciła Cię do szlachetnej nauki geografii, w teorii i w praktyce - jesteś przecież osobą najlepiej znającą polskie krainy, miasta i miasteczka - spośród wszystkich moich znajomych (wirtualnych i nie).
    Ja nie byłam jeszcze na kopcu Wandy... i nie wiem, kiedy dam radę - do tylu innych miejsc ciągnie mnie, a tu Nowa Huta, daleko i jakoś rzadko tam bywam.

    OdpowiedzUsuń
  15. Miałaś kłopoty z wejściem na blog - to pewnie kwestia tego, że teraz przywracam archiwalne wpisy, może coś tam się chwilowo zawiesiło. Z góry przepraszam za wszystkie techniczne problemy!
    Kościółek przepiękny i o wielkiej historii - była tam już rotunda przedromańska (albo romańska, nie dam sobie głowy uciąć).
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  16. Nie miałam kłopotów z wejściem na bloga, tylko w górę za Tobą na spacerze :)

    OdpowiedzUsuń
  17. Czytam i już chciałabym tam być na kopcu Krakusa i zobaczyć maleńki kościółek św. Benedykta.
    Nie znam tych miejsc.
    Hmm, myślę, że pomysł z wyjazdem do Krakowa jednak zostanie w sferze marzeń.
    Pozdrawiam serdecznie:)

    OdpowiedzUsuń
  18. Koniecznie wybierz się kiedyś w te miejsca, dla ułatwienia można podjechać tramwajem na Rynek Podgórski, a można też zaplanować dłuższy spacer np. z Wawelu. Może zdarzy się odpowiedni czas, oby :-)

    OdpowiedzUsuń
  19. Zdecydowanie piękne miejsce, w Alchemii nie byłem to i rozpoznać nie mogłem - jakoś tak bardziej mnie ciągnie do podmiejskich spelun z knajackim towarzystwem uwędzonym w dymie papierosowym.
    Też mam nadzieję że tego miejsca nie zmarnują, choć kto wie, z niektórych miejsc to juz wcale panoramy miasta nie widac tylko same bilbordy.

    OdpowiedzUsuń
  20. Alchemia też czasem takie sprawia wrażenie, wieczorem, przy świecach i w (bardzo obskurnej) sali dla palących. Odkąd rozstałam się z nałogiem, dym papierosowy bardziej mi przeszkadza, choć czasem zaglądam do dawno odwiedzanych miejsc. Sale dla niepalących są zawsze (!) gorzej położone ;-)


    Zawsze obawiam się zmian - do tego doszło, kto by przypuszczał... To znaczy myślę o zmianach w mieście - renowacjach, odbudowach, nowych projektach. Nie po drodze mi z duchem czasu, ot co.
    Miejsce przepiękne - i otoczenie kościółka z fortem, i widok z kopca. Ostatnio mam ogromną ochotę tam wrócić, w ostatnią niedzielę znalazłam taki punkt na dziedzińcu wawelskim, z którego świetnie było widać otoczenie kopca, ale było tak zimno, i szaro, i późno - i odłożyłam to na inną okazję. Jednak widoki z kopca najlepsze przy słonecznej pogodzie.

    OdpowiedzUsuń
  21. Ja praktycznie od czasu przyjścia na świat Mikołaja w knajpie nie byłem - ostatni raz jak żona była z nim w szpitalu, a potem już wcale (nie po to, itd...), ale sentyment pozostał, jakaś taka nostalgia za klimatami Stachury czy Hłaski.

    Sam palenia nie rzuciłem ale kontroluję je do jednej, dwóch sztuk dziennie i to wyłącznie wieczorem.



    A samo wzgórze Lasoty - no właśnie też się boją żeby z tego "atrakcji turystycznej" nie zrobiono. Skoro nawet Demarczyk przegrała z biznesbucem w białych skarpetkach.


    A kopca z Wawelu jeszcze nie obserwowałem - pewnie dlatego że nawet mi to do głowy nie przyszło.

    OdpowiedzUsuń
  22. Ad.4 To wyjdź kiedyś na schody prowadzące do muzeum katedralnego, albo spójrz nad murem obok kawiarni przy budynku dawnych kuchni królewskich. A najlepiej wyjdź na Basztę Sandomierską. Świetny punkt widokowy! Tylko raz tam byłam, ale koniecznie muszę w tym sezonie wrócić.

    OdpowiedzUsuń
  23. Natchnęłaś mnie!!!
    Faktycznie robiłem kiedyś rodzince zdjęcia właśnie w okolicach kawiarni i z widokiem na "plener" jak je znajdę (o co wcale nie jest łatwo, bp poszły na płytę CD i nie mam pojęcia gdzie ona teraz jest) to sprawdzę czy jest tam kopiec. A na schodach do muzeum katedralnego to ja czuję takie dojmujące ciśnienie na karku; oto obcuję z miejscami i rzeczami tak wspaniałymi że nawet trudno to sobie wyobrazić, zatem ani mi przez myśl nie przechodzi by się rozglądać (co nie znaczy ze nie spróbuje następnym razem).

    OdpowiedzUsuń
  24. To proszę bardzo, jeszcze jedno miejsce: na wewnętrznym dziedzińcu wawelskim, tuż przy południowym skrzydle, tym "fałszywym", kurtynowym, tam gdzie są schodki na niewielki dziedzińczyk poza obrębem murów. Nie schodzisz na zewnątrz, tylko stoisz na krawędzi schodów i wtedy pod łukiem arkady widok przepiękny! Kiedyś fotografowałam stamtąd i wyjaśniałam mojemu towarzyszowi podróży, jakie dokładnie widać stamtąd kościoły i co jeszcze (właśnie kopiec Krakusa) i widzę, jak obok zatrzymał się strażnik, nie miałam pojęcia o co może chodzić - wszak fotografowanie jest tu dozwolone. Gdy wreszcie odeszliśmy co widzę? Strażnik stoi dokładnie na moim miejscu, wyjął aparat i fotografuje :-)))
    Proszę zdjęcie na dowód, jaki to piękny widok:

    OdpowiedzUsuń
  25. PS
    Wczoraj byłam na kopcu Kraka! Ależ była wichura, pięknie było!

    OdpowiedzUsuń
  26. Wichury faktycznie - u mnie na osiedlu wyrwało drzewo. O widzisz kolejna lokacja - obiecuję zadziałać przy następnej wizycie na Wawelu. Przygoda ze strażnikiem sympatyczna, sam czasami się dziwię czemu im nie urządzają szkoleń na temat ochranianych miejsc.

    OdpowiedzUsuń
  27. Myślę, że na pewno są szkolenia, tylko to miejsce jest raczej dość nietypowe - sama dostrzegłam je po tylu latach odkąd odwiedzam Wawel - a jak wiesz bywam tam często. Może wynika to ze specyfiki zamkniętego dziedzińca - nie szuka się tego, co "poza". A może dlatego, że w zasięgu tyle piękna, ci wszyscy Włosi, Florentczyk, Berecci, że to takie unikalne miejsce, wchodzisz tam i traci się prawie oddech z wrażenia (a w każdym razie ja :-)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz