Wieczorne zagadki krakowskie - 2. Miasto Kawafisa.

Jest wieczór, może od dawna noc. Kraków jest trochę odległy, ale ciągle bliski i nic tego nie zmieni - jest piękny wiersz Kawafisa, który mówi o niemożliwej ucieczce; nareszcie go znalazłam, dopiero dziś, bo jakoś wcześniej nie mogłam sobie przypomnieć jego tytułu, a taki przecież oczywisty. Jedyny, jaki może być - Miasto. Wieczorne zagadki krakowskie, odsłona wtóra, zapraszam w daleką podróż.


Miała być zagadka architektoniczna i cóż, w zasadzie jest. Znajdę prawdopodobnie każde możliwe usprawiedliwienie, każdą dobrą wymówkę i niegodny pretekst, żeby pokazywać Kraków odwrócony, odrealniony, pozbawiony rzeczywistego trwania. Kraków widziany w wodnych odbiciach, mój krakowski "watermark", który mnie prześladuje od lat.



Teraz, gdy patrzę na te zdjęcia, które wybrałam przypadkiem, widzę, jak układają się w inny jeszcze wzór. Nie wiem, czy woda symbolizuje pamięć czy zapomnienie; jest powtarzalność heraklitejskich rzek i są ciemne wody Lethe. Czasem odchodzę od Krakowa na długo, tak bardzo, że prawie mnie nie dotyka pamięć o nim. Czy muszę dodawać, że taka pamięć-niepamięć trzyma mocno na uwięzi, uniemożliwia ucieczkę, chwyta cię i zanurza w nurcie, który prowadzi tam, do Miasta. Moje-nie-moje miasto, dziś masz dla mnie kolory bajecznej Aleksandrii, gdzie długie życie pracował w najnudniejszym biurze na świecie człowiek, którego umysł, wrażliwość, intelekt i czucie stawiają w rzędzie największych poetów, w świetnym lineażu biegnącym od Homera i starogreckich liryków, śpiewaków, (od których przecie bierze się ważna etymologia, bo śpiewać - gr. Ποιείν/ poiein  i stąd wzięła się nasza nazwa poezji), kończącym się może na Brodskim albo Miłoszu. Konstandinos Kawafis. Mówię kim jest dla mnie, co oczywiste, bo jakżebym mogła mówić o innych, a moje zamiłowanie do świetnego greckiego poety płynie nie z wiedzy, poetyki, analiz, lecz z serca. Nie zamiłowanie, ale podziw i czułość. I zdziwienie, że tak daleki, w czasie, w przestrzeni - mówi o mnie. Cytowałam go już kiedyś, przywołałam wiersz "Głosy umarłych" gdy pisałam o starym cmentarzu salwatorskim. Nie tylko o umarłych, bliskich zawsze. Nikt nie pisał lepiej o miłości, nie tylko o Psyche ale o innych nie mniej od tamtej ważnych miłości wcieleniach, o nieuchwytnym wrażeniu, o pamięci uczuć, pamięci ciała; nikt nie przywoływał lepiej w kilku słowach szkicu podobnego epitafium losów dawno żyjących ludzi tak bliskich, jakby żyli tuż obok. Teraz inny wiersz, o którym dziś myślę cały dzień. Miasto.

Konstandinos Kawafis
Miasto
Powiedziałeś: "Pojadę do innej ziemi, nad morze inne.
Jakieś inne znajdzie się miasto, jakieś lepsze miejsce.
Tu już wydany jest wyrok na wszystkie moje dążenia
i pogrzebane leży, jak w grobie, moje serce.
Niechby się umysł wreszcie podźwignął z odrętwienia.
Tu, cokolwiek wzrokiem ogarnę,
ruiny mego życia czarne
widzę, gdziem tyle lat przeżył, stracił, roztrwonił".
Nowych nie znajdziesz krain ani innego morza.
To miasto pójdzie za tobą. Zawsze w tych samych dzielnicach
będziesz krążył. W tych samych domach włosy ci posiwieją.
Zawsze trafisz do tego miasta. Będziesz chodził po tych samych ulicach
Nie ma dla ciebie okrętu - nie ufaj próżnym nadziejom -
nie ma drogi w inną stronę.
Jakeś swoje życie roztrwonił
w tym ciasnym kącie, tak je w całym świecie roztrwoniłeś.


Oto moje-nie-moje miasto, które noszę ze sobą, które idzie za mną. Dziś w wodnych odbiciach, które nadają mu koloryt bajecznej i straszliwej od kupieckiego zgiełku Kawafisowej Aleksandrii. 
Piasek i turkus, stare mury.




I tak mnie pokierował nurt wspomnień, myśli czy skojarzeń w ten wieczór. Wieczorne zagadki krakowskie chyba dobrze łączą się z poezją, tak myślę. Czytacie czasem Kawafisa? To rzecz jasna pytanie poza konkursem. 

Pytanie-zagadka jest jak zawsze proste: co widać na zdjęciach? Tylko proszę o konkretne odpowiedzi, bo że widać wodę i moje zamiłowanie do wodnych odbić, to jakby oczywistość. Albo zapytam tak: która to część Krakowa udaje tutaj Aleksandrię Kawafisa? Jaka zacna budowla gra rolę świetnych murów starożytnego grecko-egipskiego miasta?

Pytanie trudne: znajdź powiązanie między rzeczywistym budynkiem widocznym na zdjęciach (tym, lub poprzednim, wiadomo - chodzi o ciągłość i najdawniejsze założenie) i rzeczywistą Aleksandrią. Nie wiem, czy możliwym jest, żeby ktoś pomyślał o pewnym ciągu logicznych powiązań. Jeśli tak - to będzie dowód na telepatię. Powiązanie między krakowskim budynkiem a przywołaną tu dzięki Kawafisowi Aleksandrią istnieje naprawdę, chodzi o czasy dużo wcześniejsze niż te, w których żył poeta. Ogniwem jest człowiek, taka moja podpowiedź na początek. No, nie wierzę, że ktoś odgadnie. I co gorsza Google nie podpowie chyba nic.

Nagrody zwykłe: sława, chwała, piasek przyniesiony przez karawany aleksandryjskich kupców, parę kropel wody z rzeki heraklitejskiej, takie tam drobiazgi, to wiadomo. Nagrody wyjątkowe za prawidłową odpowiedź na trudne pytanie: fragment amfory Eufroniosa lub Eutymidesa; funt popiołów zebranych na zgliszczach Biblioteki Aleksandryjskiej, skrawek płaszcza Godfryda de Bouillon. Nagrody pocieszenia, właściwie jedna: już niedługo nowa odsłona wieczornych krakowskich zagadek

Ostateczne rozwiązanie - w poniedziałek.

Komentarze

  1. Zagadka fotograficzna nie najtrudniejsza - mury klasztoru norbertanek na Zwierzyńcu widziane od strony Dębnik.

    Powiązanie z Aleksandrią... Trochę mętne będzie, ale niech tam.

    Leżąca w Afryce Aleksandria kojarzy się przede wszystkim z biblioteką, która spłonęła.
    Również w Afryce, w mieście Hippona, działał św. Augustyn, autor licznych dzieł i "właściciel" biblioteki. Hipponę spalili Wandalowie, ale biblioteka Augustyna ocalała.
    Święty Augustyn jest patronem kościoła znajdującego się w zespole klasztornym na Zwierzyńcu.
    Klasztor posiadał (i nadal posiada) spore zbiory biblioteczne.
    Zwierzyniec był w średniowieczu kilkakrotnie niszczony - najbardziej znane są najazdy Tatarskie, ale w XV wieku był potężny pożar, więc zbiory biblioteczne musiały ucierpieć...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja wszystko rozumiem, ale: 06:36? O tej porze taki komentarz z tak ciekawą hipotezą? Bogowie, o tej porze nie wiem nawet, gdzie leży Aleksandria...
      A już poważnie, co jest najciekawsze w tym wszystkim - ta hipoteza to jest całkowicie inne powiązanie niż moje, a brzmi tak, jakbym je wymyśliła ;-) Bardzo lubię poszukiwać takich nici, które łączą ze sobą odległe, zdawało by się, rzeczywistości. W Twojej odpowiedzi są aż dwie: wezwanie kościoła oraz księgi. Muszę poszerzyć pulę nagród :-)

      Usuń
    2. Codzienne wstawanie o 5.00 sprawia, że w niedzielę również (zupełnie bez budzika) budzę się o świcie. To cudowna pora, kiedy wszyscy jeszcze śpią... A jeśli dodać do tego śpiewające za oknem ptaki (dzisiaj niestety aura nie pozwoliła otworzyć okna) to aż chce się żyć :)

      Miałam jeszcze inne skojarzenie, bo w nagrodach zaplątał się skrawek płaszcza pewnego krzyżowca, a ze zwierzynieckim klasztorem krzyżowcy związani są - bezpośrednio Jaksa Gryfita (według Długosza fundator klasztoru), a pośrednio książę Henryk Sandomierski (zmarł bezpotomnie, jego dzielnicę odziedziczył Kazimierz Sprawiedliwy, który był darczyńcą klasztoru - skojarzenie trochę naciągane, ale jest). Tyle, że nijak nie mogłam Jaksy z Aleksandrią skojarzyć.
      Co innego gdybyś z zagadką krakowską powiązała swój ogród - tu już związki regionalne są mocne jak stalowe liny ;)

      Usuń
    3. Rozumiem. Nieraz przy dłuższym wstawaniu o świcie - co zdarza mi się częściej niżbym może chciała - też niejako programuje mi się wewnętrzny zegar. Traktuję to jednak jako przykrą życiową konieczność (wyjątkiem są może słoneczne dni i jakaś ciekawa perspektywa, np. zdjęć, wyjazdu) a co gorsza intelektualnie zaczynam funkcjonować może dwie godziny po przebudzeniu, wcześniej lepiej mnie omijać ;-)

      Wiedziałam, wiedziałam, że ten nieszczęsny płaszcz krzyżowca kogoś naprowadzi na trop! Jak najbardziej chodziło mi o rycerza Jaksę, któren ufundował był klasztor i bodaj sprowadził norbertanki (że jego córka została pierwszą ksienią klasztoru, to chyba legenda). Nie da się Jaksy z Aleksandrią połączyć? Ach, te ścisłe umysły ;-) Czymże jest 200 lat dzielących jedną krucjatę od tej aleksandryjskiej? Ziarno piasku na pustyni :-) Albo weźmy tylko krucjatę z XII wieku, potraktujmy Damaszek jako drogę ku Aleksandrii, albo połączmy te miasta romantycznym mianem Lewantu i już!
      Zawsze byłam dumna, gdy się o możnym Jaksie wspominało przy okazji krakowskiej fundacji. Podobno jacyś historycy-uzurpatorzy chcieli go połączyć w jedną postać z jakimś pomorskim księciem o tym imieniu. Jak mogli?! Czytałam, że Gerard Labuda zdecydowanie bronił tożsamości i odrębności, że tak to ujmę, "naszego" Jaksy, a z takim autorytetem chyba się nie dyskutuje.

      Gratulacje! Cała pula nagród wędruje do Ciebie, posypuję głowę popiołem (aleksandryjskim) vae victis, idę obmyślać coś trudniejszego.

      Usuń
    4. Kiedy czytam waszą wymianę zdań to robię się taka malutka jak ziarnko piasku. I przewrotnie tu zapytam, czy fakt, iż jestem niekompatybilna z poezję nie przekreśla mojej szansy na dalszą blogową znajomość z Tobą? Zagadkę zdjęciową odgadłam, ale pytanie trudno okazało się dla mnie zbyt trudne :(

      Usuń
    5. Miła Małgosiu, nie opowiadaj głupstw! Wiesz, z iloma rzeczami ja jestem niekompatybilna? A wśród nich jest, o zgrozo, chyba kilka Twoich pasji - np. opera, albo Hugo, którego uważam trochę za nudziarza-erudytę ;-) I co, przecież nie wyrzucisz mnie z tego powodu z grona Twoich znajomych :-)))
      Poza tym tu powyżej wypowiada się pani historyk, a ja tylko udaję, że coś tam wiem i jak zwykle robię wrażenie. I prawdę mówiąc to wcale nie była łatwa zagadka zdjęciowa i bardzo się cieszę, że ją odgadłaś z tych podstępnych zdjęć! Mam dla Ciebie jako nagrodę rękopis znaleziony na pustyni - i w nim taki fragment:
      Prophète ! si ta main me sauve
      De ces impurs démons des soirs,
      J'irai prosterner mon front chauve
      Devant tes sacrés encensoirs !
      Fais que sur ces portes fidèles
      Meure leur souffle d'étincelles,
      Et qu'en vain l'ongle de leurs ailes
      Grince et crie à ces vitraux noirs !

      Znasz? Cały tekst tutaj:
      http://poesie.webnet.fr/lesgrandsclassiques/poemes/victor_hugo/les_djinns.html
      Uczyłam się całego tego wiersza na egzamin z fonetyki, ależ tam są straszliwie piękne rzeczy, obrazy i dźwięki! Takiego Hugo lubię bardzo, bardzo. Znasz ten wiersz? Ciekawe czy jest przetłumaczony na polski, bo to prawdziwe wyzwanie dla tłumacza (rym, rytm, onomatopeje, powtarzalność głosek, dźwiękonaśladowczość). Spojrzałam tak szybko na wyniki wyszukiwania i nie widzę tłumaczenia na polski, to mnie nie dziwi, ten wiersz to majstersztyk.
      Serdeczności wielkie, dobrej nocy!

      Usuń
    6. :) z operą to i ja jestem mało kompatybilna, ja jestem wariatka musicalowa :) Wiersza Hugo nie znam, bo nie znam francuskiego, co nie przeszkadza mi zachwycać się francuską wersją paru musicali, których treść znam niemal na pamięć po polsku. Oczywiście, że nie wyrzucę Cię z grona moich znajomych, napiszę więcej, uważam Cię za jedną na najbliższych duchowo koleżanek (polecę Anią za pokrewną duszę, znających Józefa i ... skleroza nie pozwala mi przypomnieć trzeciego określenia). A za rękopis dziękuję z całego serca i nawet jeśli nie rozumiem słów to będę z czcią dotykała szeleszczących kartek papieru, pożółkłych nieco i wsłuchiwała się w piękną melodię słów kochanego Wiktora. A może kiedyś w ramach nagrody doczekam się twojego tłumaczenia:) Pisałam, że jestem niekompatybilna (nie lubię obcobrzmiących słów, ale to wydaje mi się w tym przypadku najwłaściwsze) z poezją, ale uwielbiam poezję śpiewaną, przemawia do mnie melodyka słów. Więc ostatecznie, jeśli nie zdecydujesz się na tłumaczenie, to może zaśpiewaj mi ten utwór :) A Noc okazała się dobra, tylko krótka!

      Usuń
    7. Francuski jest właśnie taki jak mówisz! To język stworzony dla poezji, nie trzeba jej śpiewać, wystarczy deklamować - melodia tego języka nie ma sobie podobnej wśród innych.
      Jakie było to trzecie określenie? Teraz się będę męczyć starając przypomnieć i nie usnę. To Twoja zemsta za zbyt krótkie noce ;-)

      Usuń
  2. To ja dziś biorę nagrodę pocieszenia i zobowiązuję się do poznania poezji Kawafisa...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gorąco do tego zachęcam! Najlepiej w tłumaczeniu Zygmunta Kubiaka; powstaje chyba nowe tłumaczenie, ale ja znam właśnie tamto (wiadomo, że przekład to bardzo istotna kwestia i może mocno zmienić odbiór poezji).

      Usuń
  3. Bar... to znaczy Aleksandria wzięta! I to z marszu, o godzinie 6.36 :-)
    Proszę się jednak nie poddawać - ciągle do odgadnięcia pozostaje trudna zagadka, bo hipoteza Anek7, choć naprawdę bardzo interesująca, różni się jednak od mojej. Ale na to pytanie jest pewnie jeszcze więcej odpowiedzi. Bardzo lubię poszukiwanie takich nieoczywistych powiązań między odległymi miejscami, rzeczywistościami.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja nawet nie podejmuję prób rozwiązania zagadki, ale dzięki niej poznałam ten wiersz i jego twórcę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To mnie bardzo cieszy, bo Kawafisa zdecydowanie warto czytać :-) Jest też pewna książka, która traktuje o Aleksandrii, pokazuje atmosferę tego dziwnego miasta i zawiera wiele odniesień do Kawafisa (tam chyba przeczytałam o nim po raz pierwszy). Mam na myśli "Kwarter aleksandryjski" Lawrence'a Durrella.

      Usuń
  5. Adriano, Twój post przywołał moje wspomnienia z Aleksandrii. Te zdjęcia skojarzyłam z Nową Biblioteką Aleksandryjską. Architekt zaprojektował fosę, która otacza większą część Biblioteki. Wieczorem budowla przegląda się w tych wodach. Fantastyczny widok.
    Uważam, że Aleksandria Kawafisa jest fascynująca ale i straszna. Spacerując wąskimi uliczkami widać rozpadające się XIX niegdyś, piękne wille. Należy być bardzo ostrożnym. Często zapadają się stare domy, w uliczkach powstają leje. Pod tą częścią miasta są katakumby. Tam żyją ludzie. Tysiące ludzi. Idąc, mijamy Hotel Cecil. Odwracając się plecami do morza, jest dla Kawafisa ciekawa uliczka. Chodzi o jego odmienność. Potem mijamy grecki kościół św. Saby. Nasz przewodnik po Egipcie, Mustafa jest emerytowanym pułkownikiem policji. Muzułmanin, wegetarianin, urodzony w Aleksandrii doskonale znający miasto. Pragnie pokazać nam wszystko, co jest ciekawe w tym mieście. Prowadzi nas do muzeum Kawafisa, które mieści się na drugim piętrze. Teraz jest pięknie utrzymane. Kiedyś przeżarte przez robactwo. Kawafis miał podobno powiedzieć: "Gdzież mógłbym żyć lepiej? Na dole burdel dostarcza rozrywek ciału. Jest tu też kościół, który wybacza grzechy. Jest i szpital, w którym umieramy."
    Nowa Aleksandria jest piękna. Stara z dreszczykiem emocji. I pomyśleć, że w pół drogi między Grecją a Azją leży miasto, którego plan wyrysował na piasku Aleksander Wielki. Jasnowłosy młodzieniec, uwielbiany za swoje podboje a był to rok 332 p.n.e.
    Przepraszam za komentarz nie związany z twoimi pytaniami.
    Pozdrawiam serdecznie:)*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Łucjo, ten komentarz wart jest skarbów pustyni albo co najmniej ceny sporego zwoju biblioteki aleksandryjskiej! Jesteś niezrównana!
      Jakie to wspaniałe dopełnienie mojej historii, zakotwiczenie jej piękne w klimacie dzisiejszej Aleksandrii. I widziałaś to miasto! Teraz to jednak naprawdę Ci zazdroszczę, uczuciem niegodnym i niskim. Proszę, daj tutaj link do Twojej relacji z Aleksandrii, do zdjęć!
      I widziałaś ten dom! Dom, o którym Zygmunt Kubiak pisze swoją niezrównaną antykizującą frazą: „Niczym szczególnym nie wyróżnia się ten dziewiętnastowieczny (jak sądzę) dom trzypiętrowy”.
      Twoje zdjęcia domu Kawafisa albo chociaż uliczek Aleksandrii - Łucjo, proszę i błagam!

      I czy to nie prawda, że wielką siłą jest wyobraźnia? Oto wymyśliłam, jak połączyć Salwator i nadwodne mury klasztoru panien zwierzynieckich z tym helleńsko-afrykańskim miastem i proszę, to działa.

      Usuń
  6. Tak, widziałam ten dom. Mało, byłam w pomieszczeniach gdzie mieszkał Kawafis. Wrażenia niesamowite. Cały dzień spędziliśmy w Aleksandrii. Zwiedziliśmy wszystkie ciekawe miejsca (zabytki) na Starym Mieście. Poznaliśmy wszystkie zabytki odkryte przez prof. Michałowskiego. Byłam na etapie fascynacji Profesorem. Poznałam wiele miejsc przez niego odkrytych.
    Niestety, nie mam prawie żadnych zdjęć z Egiptu. Jedynie kilkadziesiąt z telefonu.
    To była piękna 17 dniowa wycieczka od Aleksandrii, po Abu Simbel i Synaj, poprzez pustelnie świętego Pawła i Antoniego.
    W 2009 roku utraciłam WSZYSTKIE ZDJĘCIA. Przez swoją lekkomyślność. Nie miałam antywirusa.
    W tamtym czasie nie przegrywałam zdjęć na płytki, nie zostawiałam kart. Pewnej nocy do komputera dostał się wirus, wykasował wszystko zniszczył dysk. To był podobno "koń trojański". Nie mogłam sobie darować utraconych zdjęć z Egiptu, Libanu, Turcji, Syrii, Tunezji i wielu, wielu innych... Chętnie byśmy tam wrócili ale wg nas jest tam niebezpiecznie.
    W tym czasie nie miałam bloga. Założyłam go na wszelki wypadek 16 kwietnia 2012 roku. Teraz jestem bogatsza o złe doświadczenia. Kopiuję zdjęcia, zostawiam karty i chociaż część jest na blogu. Mam jedynie bardzo dokładne notatki ale to za mało.
    Pozdrawiam serdecznie:)*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie masz pojęcia, z jakim smutkiem przeczytałam tę historię. Naprawdę bardzo współczuję, w takim podstawowym znaczeniu współ-czucia z kimś. Ktoś może powiedzieć: przecież to tylko zdjęcia... ale ja wiem, że to strasznie przykra strata.
      "Mam jedynie notatki", piszesz. To nieprawda! Za nimi kryją się wspomnienia, wrażenia, obrazy, zapachy - to wszystko jest w pamięci, nie ważne czy mamy zdjęcia czy nie.
      Bardzo serdecznie pozdrawiam.

      PS
      Profesor Michałowski! Wybitny uczony i przy tym świetny pisarz obdarzony jakimś niespotykanym talentem przekazywania pasji. Obok Cerama to była lektura mojej młodości.

      Usuń

Prześlij komentarz