Jasny las, ciemny las. Kilka wierszy Tomasa Tranströmera i czarno-białe drzewa.

Dziś wieczorem zobaczyłam, że te fotografie domagają się czerni i bieli; zdjęłam zieleń, drzewa odsłoniły się przede mną takie jak we śnie lub jakimś na wpół przypomnianym, może przeczytanym kiedyś albo wyobrażonym świecie. Moje sny są zawsze czarno-białe lub tylko te, które pamiętam. Czasem myślę, że moje sny, gdyby tylko poszukać głębiej, nakładają się warstwami na starą czarno-białą rycinę, na której rozpoznaję geometryczne przyrządy, cyrkle i inne, których przeznaczenia nie znam, zwoje papieru czy map, pewnie piasek w klepsydrze i opuszczone ręce, puste spojrzenie powyżej. Na tej rycinie drukuje się warstwa po warstwie kolejne wersje moich dni i snów, nie ma na to rady. Być może dlatego czarno-biała fotografia nie jest dla mnie przekłamaniem, ale uwolnieniem znaczeń tak zwanej rzeczywistości. 


Mówię i powtarzam, że nie wyrzeknę się kolorów; zachwyt zielenią, jej gamy i tonacje, koloryt południowych miast, gotycka cegła w popołudniowym słońcu, opiewanie wschodów i zachodów słońca, ale i tak... "Opiewałem świty koronacje słońca podróż kolorów od ranka do wieczoru a zapomniałem o tobie wiekuista nocy" (to wiadomo kto, w wierszu zatytułowanym H.E.O.) Dziś czytam innego poetę. Miałam dopiero później dać pierwszy fragment jego wiersza, ale jeśli tajemniczo przywołała mi się tutaj Eurydyka, to przywołać trzeba obraz innej, może szczęśliwszej pani dwóch światów

Czuję otchłań w której jest się więźniem i władcą jak Persefona.
Często tam leżałem w sztywnej trawie
i widziałem jak ziemia sklepia się nade mną.
Sklepienie ziemskie.
Często, to było pół życia
(T.T.)

Cień jest połową, czerń jest połową, nie wiem czy warto i czy jest uczciwie zamykać na nie oczy. Blaski, feerie, barokowe korowody oślepiają i mamią; stąpamy nad otchłaniami zachwycając się zapachem kwiatów (haiku w tłum. Miłosza, jakkolwiek brzmi lepiej niż tu cytowane z pamięci). Nie sposób żyć widząc połowę, dopiero całość, dopiero czerń i cień przywrócą drugą połowę liter alfabetu i można czytać księgę świata lub próbować ją odczytać; inna sprawa, że najczęściej czuję się wobec tego pisma, którym pisany jest świat, jak ślepiec, dziecko, analfabeta, uczony przed hieroglifami. Potrzebny kamień z Rosetty. Och, jak bardzo będę się nienawidzić za to zdanie, gdy przeczytam je jutro - powtórzę za André Gidem, przeczytane kiedyś w jego "Dziennikach".

 Jestem otoczony przez znaki których nie umiem odczytać. Jestem na wskroś analfabetą.
(T.T.)

A miało być całkiem o czymś innym. Miało być o tym, jak to drzewa domagały się wyzwolenia z koloru i jak odkryłam na nowo taki znany wszystkim wiersz oraz tajemne powiązania. Odwiedziłam onegdaj ponownie pięć starych lip na wzgórzu zwanym Zamczysko, moja mapa (mikro)świata pełna jest miejsc, do których wracam tak często, że papier wokół jest już prawie przetarty na zgięciach a napisów należy się domyślać. Lipy szumiały o czymś, dzień był pochmurny i ich zieleń ciemniejsza i gęstsza, bardziej bujna. Zdziwiłam się, jak się zmieniły, jak dojrzały przez te trzy tygodnie, nie było już w nich żadnej radości. A wtedy! Gdy maj był świeży i ledwo wyszedł z pączków! Jaki seledyn, miękkość niewielkich liści, tyle powietrza w prześwitach - i przypomniałam sobie ów wiersz, który wszystkim jest znany, tak zmęczony i zniszczony szkolnym czytaniem - ... usiądź pod mym liściem a odpoczni sobie. I to, z jakim zdziwieniem przeczytałam tę fraszkę tak, jakby mi była dana po raz pierwszy, jakby te pięćset lat było... jakąś fraszką właśnie, bagatelą, mgnieniem oka. Oto: 
Gościu, siądź pod mym liściem, a odpoczni sobie!
Nie dójdzie cię tu słońce, przyrzekam ja tobie,
Choć się nawysszej wzbije, a proste promienie
Ściągną pod swoje drzewa rozstrzelane cienie.
Nie dójdzie cię tu słońce. Dobrze, jeszcze nie czynię porównań poety z Czarnolasu z Nervalem i jego Desdichado i tamtą słynną ryciną, o której wspominało się na wstępie, ale powiedzmy, że przyjmuję taką czysto hipotetyczną możliwość, pokrewieństwo ponad stuleciami. Zresztą usiadłam sobie wówczas, w tamto trzeciomajowe słoneczne popołudnie w cieniu największej spośród pięciu lip, mojej ulubionej, najstarszej i najbardziej koślawej. Rozstrzelane cienie zasypały mnie wielką migocącą lawiną, cała byłam w ciemnych-jasnych bardzo skontrastowanych, żywych, poruszających się z wiatrem światłocieniach. Stare lipy szumiały opowieść o rzece czasu. Cienie-obole kładły się na moich powiekach.

Gdy wróciłam trzy tygodnie później, lipy były już bujne, inne, ciemnozielone. Prawie zamknięty dach liści powyżej nad naszymi głowami, i byliśmy sami, ale [nie dójdzie cię tu słońce] nie było słońca. 

Nie ma słońca w wierszach poety, którego czytam dziś wieczór. Nie pierwszy raz, lubię do niego wracać, wymusza milczenie, myślenie. Jego wiersze to kwintesencja poezji (prze)milczanej, jakby myślanej do siebie samego w marszu lub w bezruchu, gdy idzie się drogą przez las, jedzie nocą przez wiejską drogę, idzie we śnie przez cmentarz na spotkanie z przyjacielem, którego nie było (bo już tu był), gdy leży się na suchej trawie wcielając w Persefonę więzioną-władczynię krainy czarnego słońca i otchłań zamyka się nad głową, albo gdy idzie się przez ciemny las - i też. To jest poezja zrodzona z nieprzespanych nocy, z dziecinnych lęków, z kolekcji martwych motyli; poezja obcowania żywych i umarłych, bliskich i kochanych cieni. W tej poezji mieści się to wszystko i jeszcze wiele więcej a pisana jest tak, że powinieneś zatrzymać się na środku wielkiej zimowej przestrzeni, albo w pociągu na środku zaśnieżonego pola, albo w lesie podobnym do wielkiej budowli całej złożonej ze szpar, prześwitów i sączącego się światła - żeby usłyszeć. Poezja do milczenia. Poezja pokrewna mowie wielkich, starych drzew.

Tomas Tranströmer.

Znacie jego wiersze? Jeśli nie - sięgnijcie po nie czasem. Na początek te, o których tutaj piszę, choć - niech te stare drzewa będą świadkiem - brak mi słów, żeby o nich pisać naprawdę. Bo o niej się milczy, bo to jest poezja stworzona z tego, co najgłębiej, czego nie zdradzasz w przygodnej rozmowie. O czym się myśli w bezsenne noce. I potem, jeśli masz odwagę, również w dzień, w samotne wędrówki kiedy zagląda się w siebie.

Nie wiem, czy linia, jaka się tutaj rozwija w tym przypadkowo pisanym tekście, jest w jakimś stopniu czytelna tym bardziej, że niektórych rzeczy nie trzeba traktować dosłownie, innych poważnie a jeszcze inne najlepiej z uśmiechem i przymrużeniem oka. Do tych ostatnich należy ciąg znaczeń, moja literacka hiperbarokowa konstrukcja, jaka rozwijała się od czarno-białej wiadomej ryciny przez manichejskie podziały, Eurydykę Herberta, Persefonę Tomasa Tranströmera, "nie dójdzie cię tu słońce" poety z Czarnolasu, le Soleil noir de la Mélancolie w "El Desdichado" Nervala, Madrygał Tranströmera. Manicheizm na użytek poszukiwaczy wszystkiego we wszystkim. Jasny las, ciemny las. Czarnolas.

Czarnolas i lipy! I drzewa wszystkie w poezji Tranströmera! Czy to nie dziwne, jak wszystko łączy się ze wszystkim (jak by powiedział jakiś adept alchemii)? Nic na to nie poradzę, że lubię odszukiwać - zasadnie czy nie - takie baudelaire'owskie "correspondances". Ale drzewa! To już nie jest moja literacka zabawa - gdybym miała wymienić jeden motyw, jeden obraz, który mi się z jego poezją kojarzy - to obok obrazu zimowej pustki, cmentarza, pokoju nocą - pomyślę o drzewach. A jako że jest to i mój ulubiony obraz; taki, który i mnie jakoś opisuje - dlatego wybrałam te zdjęcia, dlatego wybrałam te wiersze. Czy jest między nimi jakieś pokrewieństwo, jakieś dalekie podobieństwo? Chcę wierzyć, że tak. I do tego, mówiąc o "baudelaire'owskich correspondances" nie można przecież pominąć tytułowego wiersza-manifestu tej teorii (o tytule tłumaczonym często jako "Oddźwięki", w którym mowa przecie o "forêts de symboles", lasach symboli. I może właśnie tak można by przy dużej dawce dobrej woli odczytać ten nieporządny i napisany pod wpływem chwili tekst - jako bardzo dziwny, pełen najdziwniejszych roślin, wyłamanych drzew w wykrotach i raczej ciemny niż jasny - las symboli.

Na zdjęciach stare lipy ze wzgórza Zamczysko nieopodal Racławic, widziane podczas moich dwóch odwiedzin tego miejsca - 3 maja i trzy tygodnie później, 24 maja 2015 r.


Madrygał
Odziedziczyłem ciemny las gdzie rzadko chodzę. Nadejdzie jednak dzień gdy umarli i żywi zamienią się miejscami. Wtedy las wprawi się w ruch. Nie pozbawiono nas nadziei. Najcięższe zbrodnie pozostaną niewyjaśnione pomimo wysiłku wielu policjantów. Podobnie w naszym życiu jest gdzieś niewyjaśniona miłość. Odziedziczyłem ciemny las ale dzisiaj idę innym lasem. Jasnym. Wszystko co żyje śpiewa śmiga trzepocze i pełza! Jest wiosna i powietrze jest bardzo ostre. Mam dyplom z uniwersytetu zapomnienia i próżne ręce jak koszule na wietrze.



... Stojąc pod drzewem czuliśmy jak czas zapada się coraz głębiej 


... Jest noc z jaskrawym słońcem. Stoję w gęstym lesie i oglądam się w kierunku mojego domu o niebieskawych ścianach. Jakbym niedawno umarł i widział dom pod nowym kątem.


... Pozostawiły na ziemi jeszcze większą ciszę
I spokojne kroki drzewa, spokojne kroki drzewa...


...Zdarza się ale rzadko
że któryś z nas rzeczywiście widzi drugiego:
na moment pokazuje się człowiek
jak na fotografii ale wyraźniej
a  w tle
coś co jest większe od jego cienia. 




Miejsce w lesie
Kiedy tam szedłem, zatrzepotała para przerażonych skrzydeł - to wszystko. Idzie się samemu. To wysoka budowla cała złożona ze szpar, co kołysze się zawsze, lecz nigdy się nie zawali. Rozdrobnione słońce napływa przez szpary. W igrającym świetle działa odwrotne prawo ciążenia: dom zakotwiczony jest w niebie i to, co opada, spada w górę. Tam można obejrzeć się wstecz. Tam wolno opłakiwać. Tam człowiek ma odwagę ujrzeć niektóre stare prawdy, normalnie na dnie walizek. Moje najgłębsze role wypływają tam na powierzchnię, wiszą jak zasuszone czaszki w szałasie praprzodków na jakiejś zapadłej melanezyjskiej wysepce. Dziecięca poświata wokół tych trofeów. Tak łagodny jest las.


...Ale to co widać to nic
w porównaniu z korzeniami tym rozcapierzonym, skrycie pędzącym
nieśmiertelnym albo wpół śmiertelnym
systemem korzeniowym. 


Powiązania
Spójrz na to szare drzewo. Niebo spłynęło
w ziemię poprzez jego włókna -
został tylko zmarszczony obłok, gdy
ziemia już wypiła. Skradzione przestworza
skręciły się w plecionkę korzeni; przędą się
w zieleń. - Te krótkie chwile
wolności wychodzą z nas, przetaczają się
przez krew Parek i dalej.



... Jestem otoczony przez znaki których nie umiem odczytać. Jestem na wskroś analfabetą.
Ale zapłaciłem co należy i mam na wszystko kwit
Nagromadziłem tak dużo nieczytelnych kwitów.
Jestem starym drzewem z zeschłymi liśćmi które wiszą jeszcze i nie mogą opaść!





... Tyle ufności musimy pokładać, żeby móc żyć dniem codziennym
i nie zapaść się pod ziemię!


Wiersz Madrygał Tomasa Tranströmera przepisałam z tomiku "Podsłuchany horyzont", Gaudium, Lublin, 2005. Przekład - Leonard Neuger. Wiersz "Miejsce w lesie", j.w., tłum. Magdalena Wasilewska-Chmura; "Powiązania" tłum. Leonard Neuger; takoż pozostałe fragmenty.

PS
Kto poezji nie lubi czytać - może z umiarkowanym zachwytem podziwiać mój katalog drzew.
Kto nie lubi czarno-białych zdjęć, temu nie mogę nic obiecać.
Kto ceni sobie czarno-białą fotografię, ale te tutaj uznaje za nieporozumienie i kicz - tego z łatwością jestem w stanie zrozumieć. Jeśli do tego nie lubi poezji... może tu dalej zaglądać z nadzieją lub z sympatii dla autorki.

PS2
Zrobiłam zakładkę CZARNO-BIAŁE jest tuż obok "strony głównej" na pasku zakładek pod zdjęciem w nagłówku. Jakoś mam wrażenie, że będzie tam przybywać wpisów. Jest już grodzisko w Stradowie, jest wiejski cmentarz choleryczny, jest nawet jakiś Kraków i wiadomo, moja ziemia widziana okiem samozwańczego acz marnego epigona Kieleckiej Szkoły Krajobrazu.. Miłośników czarno-białych zdjęć zapraszam, z góry dziękując za uwagi i konstruktywną krytykę. Przeczytałam dziś, że fotograf jest tak dobry, jak jego aparat... (cytat podobno z fb Nikona), co tylko potwierdza moje podejrzenia a moja przedziwna i dająca gorszy obraz od kompaktów, jakkolwiek dająca też złudzenie manualnej kontroli nad wszystkim hybryda Fuji zapada w czarną melancholię. Dobranoc Państwu :-)

Komentarze